HIŌ SETSUKA
Zabójcy Demonówoddech wody168 cmWAGA
Data urodzenia 25/01/1629
Miejsce pochodzenia prowincja Ise
Miejsce zamieszkania Yonezawa
Klasa społeczna kapłańska
Zawód ---
- Cierpi na amnezję, która jest wynikiem obrażeń poniesionych w skutek swojego pierwszego spotkania z demonami. Nie pamięta niczego, co miało miejsce przed jedenastym rokiem jej życia, a więc nie ma pojęcia skąd tak naprawdę pochodzi, jak się nazywa i co stało się z jej rodziną.
- Należała do grupy niedobitków Yamabushi, wśród których pełniła rolę szamańskiej kapłanki miko. Z czasem związała się z jednym z nich, by w kolejnych latach, już jako jego "żona" wędrować po kraju i świadczyć usługi duchowe w górskich i podgórskich wioskach.
- Jest oburęczna, co przekłada się też na styl jej walki, podczas którego może niespodziewanie przerzucić broń z jednej dłoni do drugiej i zadać cios z zaskoczenia. Bardzo lubi wykorzystywać tę metodę, aby zdezorientować i wyprowadzić przeciwnika z równowagi.
- Prawdopodobnie przez długoletni niedostatek snu wykształciła dziwną umiejętność zasypiania w niemal każdych okolicznościach, jeśli tylko nie wymagają zachowania przytomności; wystarczy, że poczuje się wystarczająco bezpiecznie, a potrafi po prostu zamknąć oczy i odpłynąć. Może to być tuż po krwawej jatce z demonami albo na wozie, ciągniętym po najgorszych wybojach - nic jej nie przeszkodzi. No chyba, że będą to sytuacje wszelakiego zagrożenia, na które jest po prostu wyczulona.
- Uwielbia brzmienie shakuhachi. Ten dźwięk ją uspokaja i łagodzi jej nerwy, przypomina też o dobrych chwilach.
- Sama nie nosi przy sobie Kiseru, bo i nie pali nałogowo, ale jeśli ktoś ją "poczęstuje" - chętnie skorzysta z okazji i raczej nie odmówi, szczególnie w chwilach wyjątkowego wzburzenia.
- Poza technikami walki jujutsu i posługiwaniem się standardowymi ostrzami, jest biegła również w sztuce Jōhyō. Koniec do tej broni został wykonany z tego samego materiału, co jej Nichirin.
- Jej prawą rękę pokrywa symboliczny tatuaż Ryūjina otoczonego kwiatami lotosu, który zakrywa blizny po pazurach, będące pamiątką po jej pierwszym spotkaniu z demonem. Będąc wśród ludzi najczęściej po prostu go zakrywa.
- Ma w zwyczaju - często nieświadomie - nucić pod nosem melodię zasłyszaną od demona lata temu. Zazwyczaj ma to miejsce w trakcie walki, a pomimo okoliczności, w jakich zetknęła się z tajemniczym utworem, ten pomaga jej się skupić.
Woda, to właśnie ona ocaliła ją przed podzieleniem tego samego losu, co jej najbliżsi. Podczas gdy pozostałe żywioły stanowiły jedynie idealne tło dla masakry, woda była jedynym, który jawił się jej jako symbol życia, nie śmierci. Co prawda wtedy jeszcze nie doszukiwała się w tych okolicznościach żadnego zrządzenia losu, ale teraz, ilekroć sięga pamięcią do dnia, w którym ocknęła się na brzegu rzeki, nie sposób jej nie dostrzec w nich znamion jeśli nie boskiej interwencji, to na pewno czegoś na wzór przeznaczenia. Być może, gdyby potrafiła sobie przypomnieć własną ucieczkę, gdy utykając pędziła przerażona przez taras, a potem wspinała się niezdarnie na barierkę, podczas gdy jej poharatane, przyciśnięte do piersi ramię krwawiło obficie na drewno, przez co chwilę później poślizgnęła się i runęła w dół zbocza, by ostatecznie wpaść do koryta rzeki, gdzie uderzyła głową o skały, a rwący nurt poniósł ją daleko poza zasięg demonicznych zmysłów... Być może wtedy uznałaby to za zwykły zbieg okoliczności, ale póki jej pamięć nie powróci, a wraz z nią cała okrutna prawda - woli wierzyć, może trochę naiwnie, że za jej powiązaniem z oddechem wody stoi coś więcej, niż tylko głupi przypadek.
Od rychłej śmierci z wykrwawienia uratował ją obwoźny kupiec, który zatrzymał się przy rzece, by napoić konie. Opatrzył ją pobieżnie i od razu zabrał do najbliższej, podgórskiej wioski, gdzie (dzięki kolejnej opatrzności losu) trafiła pod opiekę rodziny okolicznego medyka, z którą spędziła następne kilka tygodni. I choć jej rany goiły się bez większych problemów, w dziecięcej pamięci wciąż ziała ogromna dziura, która wykluczała możliwość odnalezienia jej rodziny, więc gdy już poczuła się lepiej - z braku lepszych perspektyw - podesłano ją kapłanowi z maleńkiej, pobliskiej świątyni poświęconej Ryūjinowi jako kandydatkę na miko. Jej nowy opiekun może i nie był szczególnie zadowolony z towarzystwa, jednak gdy odkrył, że jest piśmienna i najwyraźniej odebrała podstawowe wychowanie stał się zdecydowanie bardziej przychylny perspektywie wyszkolenia jej na młode medium. To właśnie on podjął się nadania jej oficjalnego imienia, z którym utożsamiła się do tego stopnia, że nosi je niezmiennie po dziś dzień.
Pobyt w świątyni pozwolił jej odkryć nie tylko chłonność własnego umysłu i niezaspokojoną ciekawość świata, ale uświadomił jej także, że niemal tak samo dobrze jak prawą, posługuje się również lewą dłonią. Umiejętność ta okazała się nieoceniona w trakcie rekonwalescencji, kiedy podczas pierwszych miesięcy jej wiodąca ręka pozostawała praktycznie całkowicie unieruchomiona. Chociaż życie miko świątynnego shintō nie stanowiło może najprzyjemniejszej metody wychowawczej dla młodej dziewczynki, radziła sobie całkiem nieźle. Jaki zresztą miała wybór? Jednak pomimo tego, że sumiennie wykonywała wszystkie powierzone obowiązki, mnogość ograniczeń i sztywność narzuconych przez religię zasad mocno gryzła się z jej charakterem przez co wiedziała, że nie zagrzeje tam miejsca na dłużej. Szansa do ucieczki nadarzyła się niemal dwa lata później, gdy do wioski zawitała mała grupka Yamabushi, która zeszła z gór, by odprawić dla mieszkańców kilka rytuałów i zgodziła się przyjąć ją w swoje szeregi nim ruszyli w drogę powrotną.
Styl życia, a także przekonania wędrownych mnichów-wojowników przemawiały do niej o wiele bardziej. Wiedziała, że kapłan shintō nie będzie w stanie przekazać jej wiele więcej ponad to, czego nauczył ją do tej pory, a że nie łączyła ich żadna szczególna więź - odeszła bez żalu i równie łatwo dostosowała się do nowego środowiska. Z równym zapałem, z jakim podjęła się ćwiczenia szamańskich praktyk pod okiem innych miko, brała też udział w codziennych treningach sztuk walki, które Yamabushi przekazywali sobie od pokoleń. Jeden z nich, biegły w sztuce Jōhyō zgodził się zostać jej osobistym nauczycielem. Regularny wysiłek i pokonywanie ograniczeń własnego ciała oraz umysłu pozwalało jej zapomnieć o utraconych wspomnieniach i odnaleźć spokój ducha, a towarzystwo rówieśników wpływało pozytywnie na rozwój charakteru. Trzy lata spędzone w ich gronie na zawsze odznaczyły się w jej życiu, ale nie zdołały zatrzymać jej w miejscu. Nie była zresztą jedyną, która pragnęła ruszyć własną drogą...
Ilekroć znalazł się w pobliżu, Ren zawsze wzbudzał jej podziw i uznanie, od niemal pierwszego spotkania stając się jej wzorem do naśladowania nie tylko w kwestii poglądów, ale ogólnego stylu bycia. Zadurzona w przyjacielu po uszy, nie wahała się, gdy zaproponował, by odłączyli się od reszty i śladem innych par rozpoczęli życie na własnych warunkach. Kolejne dwa lata wspólnej pracy, wędrówek i zmagań z przeciwnościami losu należały do najlepszych w jej młodym życiu, ale jak to już bywa - wszystko, co dobre, szybko się kończy. Szczególnie jeśli maczają w tym pazury demony... Jeden z nich, udający Tengu w opuszczonej, górskiej świątyni tak właśnie wabił na szlaku swoje ofiary. We dwójkę chcieli tylko sprawdzić czy zasłyszane w okolicznych wioskach plotki o żyjącym tam yōkai są prawdziwe i nawet w najgorszych koszmarach nie spodziewali się spotkać istoty, która czyhała u progu chramu. Niepokój, który zawładnął jej ciałem zanim Ren wszedł do środka, jej samej nakazał cofnąć się o krok. Jeden krok, który raz jeszcze zaważył na jej życiu i śmierci.
Ruch w ciemnościach dostrzegła na kilka sekund przed tym, nim potwór przystąpił do ataku, a jej krzyk zaalarmował towarzysza. Ren odwrócił się ku niej, a wtedy ozdobiona pazurami dłoń przebiła jego prawą pierś tuż pod obojczykiem, a jego ciepła krew chlusnęła jej prosto w twarz. Jego przerażone oczy odnalazły jej spojrzenie, a posiniałe z szoku usta ułożyły się w krótkie polecenie, nim tajemnicza siła wciągnęła go w mrok budynku. Uciekaj. Więc uciekła. Nie było w tym nic bohaterskiego, gdy gnała po stromych ścieżkach na złamanie karku, próbując nie dopuścić do tego, by łzy przysłoniły jej wzrok. Od zawsze była nieco szybsza i zwinniejsza, potrafiła też dostrzec więcej i lepiej widziała po zmroku, ale to nie wystarczyło, by umknąć bestii. Słyszała jak podąża jej śladem, nucąc jakąś upiorną melodię; tak pewna i spokojna, jakby właśnie nie pozbawiła życia jej ukochanego, jakby nie zatrzęsła jej kruchym światem w posadach.
W końcu ją także dopadła. Pazury rozerwały lniany worek na jej plecach i cięły skórę przez cienką warstwę ubrań, a mimo to nie zatrzymała się. Uciekaj, uciekaj, uciekaj. Słowa Rena wciąż zmuszały ją do wysiłku pomimo bólu i skrajnego przerażenia. Biegła więc, niewystarczająco szybka, niewystarczająco zwinna, niezdolna uniknąć potężnego ciosu, który posłał ją na pobliskie drzewo. Uderzyła w nie z impetem i półprzytomna osunęła się na ziemię. Wtedy po raz pierwszy dostrzegła twarz demona, który chwycił ją za fraki i uniósł, jakby nie ważyła więcej niż piórko. Nie przestawał nucić, a melodia ta już na zawsze wryła się w jej pamięć. Długi język wysunął się i oblizał jej policzek, a potem zniknął rozmyty w jasnej smudze, która odcięła przytrzymującą ją rękę. Opadła na ziemię wraz z nią, a po lesie poniósł się przeraźliwy wrzask, gdy świat przysłonił błękit.
Kiedy się ocknęła, było już po wszystkim. Pogromca demonów nie tylko rozprawił się z fałszywym Tengu, ale przeniósł ją w bezpieczne miejsce, opatrzył i zadbał, by w ranę nie wdało się zakażenie, a gdy upewnił się, że jej życiu nie zagraża żadne niebezpieczeństwo, ruszył do świątyni, by dokładnie zbadać sprawę. Dzięki niemu dowiedziała się, że demon nie działał w pojedynkę, a kiedy ruszył za nią w pogoń, drugi zabrał ciało jej towarzysza po czym zniknął niemal bez śladu, najprawdopodobniej pożerając je gdzieś po drodze, by nabrać sił. Ta wizja wstrząsnęła nią do tego stopnia, że łzy przestały płynąć, a zamiast nich pojawiło się otępienie. Wszystkie czynności, jakich podejmowała się od tamtej pory wykonywała niemal automatycznie, popadając w coraz większy marazm. Kiedy zabójca zaproponował, że odprowadzi ją na następnej wioski zgodziła się, ale nie przykładała większej wagi do tych słów. Raz jeszcze utraciła wszystko, co było jej bliskie i nie miała pojęcia, co powinna ze sobą zrobić, więc w wolnych chwilach po prostu kontynuowała codzienne treningi, bo tylko one były w stanie załagodzić jej cierpienie. To również one zwróciły uwagę pogromcy demonów, który nie wiedzieć kiedy zaczął jej w tym czasie towarzyszyć, a w końcu zaproponował, że wprowadzi ją w sztukę władania mieczem. Na tę propozycję również przystała.
Okazało się, że tego właśnie było jej trzeba. Kto wie, być może mężczyzna wyczuł to wcześniej i celowo skupił jej myśli na czymś przyziemnym, próbując w ten sposób pocieszyć ją po stracie? A może po prostu zdawał sobie sprawę z jej predyspozycji i potencjału? To nie było istotne; liczyły się jedynie rezultaty, a nauka fechtunku do kompletu ze specyficznym humorem towarzysza w końcu wyrwały ją z odrętwienia. Ukazały jej również nową ścieżkę, którą z braku lepszych alternatyw postanowiła podążyć. Dlatego kiedy kilka dni później dotarli do osady, zamiast po prostu się pożegnać zaproponowała, że w zamian za przyjęcie jej na swojego ucznia poprowadzi zabójcę szlakami Yamabushi dokąd tylko zechce. Już wcześniej słyszała wiele pogłosek na temat korpusu i heroicznych dokonań jego członków, ale sława i uznanie były ostatnim, na czym jej zależało. Dla niej liczyła się możliwość odnalezienia własnego miejsca i perspektywa zdobycia celu, który pozwoliłby ukoić jej udręczoną duszę oraz ocalić przed podobnym losem innych.
Ze względu na posiadane już podstawy, jej szkolenie zamknęło się w niespełna trzech latach i tak jak pozostałe, zakończył je egzamin. Jej celem nie został żaden z demonów powiązanych z przeszłością; nie było szansy na żadną zemstę, brakowało także oczyszczającego zakończenia jej smutnej historii... Po prostu kolejne zlecenie i niewinne ofiary, które należało ochronić przed nocnymi potworami. Tym razem jednak nie działała w pojedynkę; ochroną wioski miała się zająć wraz z innym, aspirującym zabójcą - właścicielem oddechu wiatru i chociaż nie wszystko poszło gładko, a sytuacja nie raz i nie dwa wymknęła się spod kontroli, Setsu ani na moment nie zwolniła tempa i nie zboczyła z raz już obranej ścieżki. Wytrwała do świtu, a odkąd niemal trzy lata temu oficjalnie dołączyła do korpusu i zdobyła swój pierwszy stopień, nic się pod tym względem nie zmieniło. Wybór oddechu wody zdawał się w jej przypadku naturalną koleją rzeczy; żywioł ten od lat był jej najbliższy i cieszyła się, że od razu trafiła na odpowiedniego mentora. Czy był to zwykły przypadek, czy może kolejne boskie zarządzanie losu - to wiedzą już tylko kami.
Twoja Karta została zaakceptowana, a ty właśnie wstąpiłeś w szeregi Zabójców Demonów.
Co więcej, na start dostajesz 50 punktów, które możesz przeznaczyć na rozwój postaci. Do zobaczenia na fabule!
Nie możesz odpowiadać w tematach