Jego technika władania mieczem była na dość wysokim poziomie, aby go satysfakcjonować, przynajmniej na razie. Nie mógł jednak jej zaniedbywać, gdyż przez to może się pogorszyć. Dlatego też każdego dnia przynajmniej przez godzinę ćwiczył odpowiednią postawę i ruchy, aby mięśnie nie odzwyczaiły się od wyuczonych ruchów czy ciężaru miecza. Wykonywanie wielokrotnych powtórzeń było męczące oraz nużące, ale jemu to nie przeszkadzało. Dzięki temu mógł oczyścić swój umysł i skupić się tylko na tej jednej rzeczy. Czuł się wtedy, jakby zatracał się w swoim treningu i nic poza tym nie istniało dla niego. Było to doskonałe, ale tylko do tego typu ćwiczeń. Nigdy nie odważyłby się trenować formy czy ulepszać jej, bez dokładnego skupienia zarówno na sobie jak i na swoim otoczeniu. Już wielokrotnie przekonał się podczas różnych walk, iż jeśli nie zwraca uwagi na to co się dookoła niego dzieje, to może się boleśnie na swojej ignorancji przejechać. Nie miał zamiaru powtarzać tych błędów. Walki ujawniały też inne mankamenty jego samego, które należało poprawić jak najszybciej. O ile jego technika i umiejętności były na zadowalającym go aktualnie poziomie to inaczej było z jego ciałem. Owszem był w lepszej formie niż normalny człowiek, ale w dalszym ciągu daleki od doskonałości. Walka z demonami wymagała silnego ciała i to właśnie na tym Shōtarō od dłuższego czasu pracował. Dzisiaj czekała go kolejna batalia.
Szybkość i zwinność były bardzo przydatne w jego stylu walki oraz podczas starć, ale nic mu po nich, gdy nie miał wystarczająco dużo sił, aby skutecznie ściąć demona czy też dłużej z nim walczyć. Musiał je poprawić, gdyż od tego będzie zależeć kiedyś jego być, bądź nie być. Wytrzymałość nie była zbyt trudna do budowania. Miał już pewne pojęcie nad tym jak nad nią pracować. Owszem nie mógł bawić się w jakieś wyszukane formy treningu, ale bieganie po trudnym terenie czy pływanie skutecznie pomagały. Pomimo bólu mięśni i płomienia w płucach nie przestawał. Parł przed siebie. Wiedział, że każda kropla potu się opłaci w przyszłości. Wiedział, że jeśli przynajmniej raz się zatrzyma to będzie to jego porażka. Nie mógł sobie na to pozwolić. Był zbyt ambitny.
Czuł jak jego mięśnie prawie błagają go o litość, ale nie przejmował się tym. Zaciskał zęby mocniej i tylko przyspieszył. Starał się cały czas kontrolować swój oddech. Dostarczać jak największą ilość tlenu do płuc. Uważnie też patrzył na swoją trasę. Wybranie trudniejszej ścieżki miało być treningiem, a nie przyczyną jakiegoś urazu, który go wykluczy na jakiś czas z misji, czy w najgorszym przypadku sprawi, że stanie się łatwą ofiarą. To byłaby chyba najgłupsza śmierć, jaką mógł sobie wyobrazić. Dlatego też dokładnie stawiał stopy na tym niewygodnym podłożu. Jeszcze tylko trochę i zasłuży na chwilę odpoczynku. Ostatni kilometr przebiegł prawie sprintem. Zużywał na niego jak najwięcej sił, aby jeszcze bardziej przycisnąć swój organizm do granic wytrzymałości. Każdego dnia szło coraz lepiej. Przynajmniej już nie kaszlał krwią i nie miał ochoty wypluć płuc. Dzisiaj czuł w nich ogień i kilka kropel krwi poleciało przy kaszlu, ale i tak było o wiele lepiej. Widział progres. Wiedział jednak, że nie może sobie pozwolić na zbyt długą przerwę. Teraz następował kolejny etap ćwiczeń. Wytrzymałość to jedno, ale musiał zwiększyć siłę swoich mięśni. Bez tego każda walka będzie cierpieniem z jego strony oraz zagrożeniem, że może nie ściąć głowy demona. Jeszcze nie spotkał się z takim przypadkiem, ale już z kilka razy odczuł trudność w przy przecinaniu karku. Wiedział, iż wraz z kolejnymi misjami będzie się mierzył z o wiele trudniejszymi oponentami, więc musiał być gotów.
Tachibana nie miał jednego prostego sposobu na zwiększenie swojej siły. Wierzył, że jego ćwiczenia z mieczem mogły mu pomagać, ale musiał zrobić coś, aby większa część jego mięśni pracowała. Praca z ciężkimi rzeczami jak kamienie, rzeźby, metalowe osprzęty czy kubły napełnione wodą była aktualnie jego priorytetem. Zapewniały odpowiedni ciężar, dzięki czemu jego mięśnie musiały się wysilić. Przenoszenie, podnoszenie, skłonny, przysiady. To wszystko było naturalną rutyną, a jednocześnie mógł trenować swoje mięśnie. Początkowo miał problem ze zrobieniem kilkudziesięciu powtórzeń. Jego ciało nie było przyzwyczajone do tego typu ćwiczeń fizycznych i powoli musiał się odpowiednio wdrażać, jednocześnie uważając, aby nie zrobić sobie zbytniej krzywdy. Już kilka razy naderwał mięśnie przy używaniu technik i wiedział, jakie jest to nieprzyjemne oraz szybkie. Jeden zły ruch i jesteś wyłączony na tydzień. Dzisiaj ćwiczył swoje mięśnie ramion. Nie był tak biegły w ludzkiej anatomii jak niektórzy ludzie, którzy poświęcili temu swoje życie, ale wiedział co nieco. Wiedział przynajmniej tyle, by zdawać sobie sprawę, które mięśnie są odpowiedzialne za co, a bicepsy były równie ważne w ścięciu co jego technika. Może i podnoszenie zwykłego kamienia czy wiadra z wodą było głupie, ale po prawdzie działało. Może nie od razu, ale powoli czuł efekty tego tak zwanego treningu. Mógł zrobić więcej powtórzeń, a nawet pokusić się o zwiększenie obciążenia. Tachibana doskonale zdawał sobie sprawę, że nie może się spieszyć, ale nie miał takiego zadania. Jak to powiedział kiedyś jego mistrz. Walka z demonami to maraton, a nie sprint. On zaś musiał się do tego przygotować, jak najlepiej potrafił.
Informacja o kolejnej misji przyszła równie niespodziewanie co zawsze. Nie było czasu na mitrężenie. Trzeba było się szybko ogarnąć i wyruszyć w drogę. Jednakże i nawet podczas podróży mógł próbować w jakiś sposób się polepszyć. Wystarczyło tylko znaleźć odpowiedni sposób. Shōtarō wiedział, że może nie dziś, nie jutro, nie za tydzień, ale w końcu przyjdą wyniki. Musiał się starać, aby wygrać i to pchało go naprzód.
Twój trening został zaakceptowany i wyceniony na 48 PO. Pamiętaj, aby z tym postem zgłosić się do tematu Zamówienia, w celu odebrania punktów, które mogą być dowolnie wydane w Sklepiku Mistrza Gry.
Jego prawa ręka powoli poruszała się w stronę rękojeści. Przesunęła się po oplocie, a następnie zacisnęła na Tsuki. Lewa dłoń znajdowała się na pochwie. W tym miejscu co zawsze. Kciuk delikatnie podważył ostrze miecza, wysuwając je z pochwy. Czuł pod nim chłód metalu. Zupełnie jakby sama Inazuma nie mogła się doczekać, aby zostać wydobytą na wierzch. Pogładził delikatnie kciukiem Habaki, a następnie oparł go o Tsubę. Ostrze znajdowało się w idealnej pozycji. Wziął kolejny oddech w płuca. Tym razem był on odpowiedni. Zaczął ze świstem wypuszczać powietrze.
- Ichi no kata – powiedział cicho do siebie, a delikatne wyładowania elektryczne zamanifestowały swoją obecność wokół jego osoby. Otworzył oczy - Hekireki Issen.
Jego cel znajdował się tuż przed nim. Wybił się z olbrzymią prędkością, zostawiając po sobie jedynie unoszący się pył i delikatne błyskawice, które śledziły tor jego uderzenia. Osoba postronna nawet by nie zobaczyła kiedy wyciągnął ostrze i kiedy zostało zadane uderzenie. Wszystko wydarzyło się w ciągu kilku sekund. Wypad, cięcie i zatrzymanie.
Trzy ustawione w równym rzędzie drewna przez chwilę chyba jeszcze zastanawiały się, czy zostały trafione, nim po chwili jedno po drugim rozpadły się na dwie równe połowy. Za nimi Tachibana chował ostrze swoje miecza z powrotem do Sayi. Spojrzał krytycznie na swoje dzieło. Bloczki drewna upadły obok swoich poprzedników, które zostały już wcześniej potraktowane podstawową formą zabójcy. Może i była pierwszą oraz podstawową ich formą, to jednak w dobrych rękach potrafiła siać spore spustoszenie, co nie raz ich mistrz im udowadniał podczas treningów. Shōtarō Chciał, aby ten ruch stał się podstawą do jego kolejnych technik. Siła, szybkość i precyzja. Dokładnie to co mówił wtedy Suki. Miał jeszcze sporo do poprawy i widział to. Wziął kolejny oddech. Tym razem krótszy i bardziej płytki. Nie chciał przesadzać. Używanie oddechu nawet, z krótkimi przerwami wiązało się ze sporym ryzykiem, a on miał jeszcze trochę treningu przed sobą.
Ćwiczenia z mieczem przypominały mu czasy młodości. Czasy kiedy dopiero uczył się wszystkiego i poznawał wszelakie ruchy, które miały służyć zarówno do obrony, jak i do ataku. Uczył się poruszać z mieczem oraz to jak uderzać, aby samemu nie narazić się na kontrę. Kiedyś zżymał się na te wieczne poprawki oraz ćwiczenie jednego ruchu po kilkadziesiąt jak nie kilkaset razy. Uderzenie znad głowy. Następnie cięcie z prawego boku, a potem cięcie od lewej strony. Od dołu, aby ominąć część bloku przeciwnika i zranić jego miękkie miejsca. Następnie delikatny obrót i uderzenie Kashirą w plecy wroga, aby pchnąć go do przodu. Dzięki temu straci równowagę, a on może wykonać pchnięcie, które skutecznie wykończy jego oponenta, bądź ciąć go przez plecy. Drugie uderzenie nie zabije od razu, ale skutecznie osłabi i prawdopodobnie wyłączy z walki. W tym momencie można zostawić przeciwnika, albo …
- Skrócić o głowę – powiedział do siebie Tachibana i następnie szybkim cięciem miecza pozbawił widmowego przeciwnika głowy. Mógł sobie wyobrazić, jak ta spada i toczy się przy jego stopach. Nie było jednak czasu na świętowanie. Towarzysz pokonanego postanowił przyłączyć się do walki. Tym razem to ciemnowłosy będzie musiał się bronić.
Blokada uderzenia z góry. Dość niechlujne, które można odbić, bądź przyjąć i doprowadzić do klinczu. W pierwszym przypadku jeśli ostrze wroga pójdzie do góry, można wykorzystać pęd do zadania ciosu, bądź wycofania się. W drugim przypadku wykorzystać swoją siłę, do przepchnięcia wroga, albo zmusić go do napierania, aby w odpowiednim momencie przepuścić go obok siebie, dzięki czemu otworzy się szansa do cięcia w plecy. Tym razem wybrał przepuszczenie przeciwnika w czasie klinczu, lecz nie wykonał cięcia. Zamiast tego schował Inazumę do pochwy i szybko zbliżył się do oponenta, który dopiero zaczynał się odwracać. Nie miał zamiaru pozwolić mu na zadanie ciosu. Teraz musiał przycisnąć przeciwnika i zmusić do popełnienia błędu. Przyjął pozycję do cięcia Iaido. Przeciwnik w takim przypadku może wykonać kilka ruchów, lecz najlepszym będzie próba obrony. Jednak Tachibana nie miał zamiaru wykonywać cięcia. Wykorzystał pęd, który nadawał ostrzu i z całym impetem uderzył wroga Kashirą. Taki cios w zależności od miejsca trafienia powinien na chwilę odebrać oddech, odepchnął oponenta, a w najlepszym przypadku doprowadzić do pęknięcia, bądź uszkodzenia jakichś kości. W tym momencie jednak nastąpiło jedynie odepchnięcie. Shōtarō nie dysponował, aż tak dużą siłą, aby doprowadzić do takich obrażeń. Jednak potrzebował tej odrobiny dystansu do wykonania kończącego ruchu. Przeciwnik był oszołomiony, brakowało mu oddechu i nie miał szans na obronę. Tachibana ponownie schował ostrze do pochwy.
- Ni no kata: Inadama – powiedział, wyciągając miecz i wysyłając piorun w stronę przeciwnika, by jak najszybciej ten ruch powtórzyć jeszcze dwa razy. Przed jednym takim uderzeniem oponent może i by się obronił, ale z trzema już nie ma szans. Pierwszy może zostać odbity, bądź nawet uniknięty, ale w tym momencie drugie cięcie pioruna skutecznie go rani, aby trzecie już ostatecznie pozbawiło go życia.
Niebieskooki zabójca uspokajał oddech. Spojrzał na swoje niedawne pole bitwy. Bitwy, która rozegrała się w jego umyśle. Walka z przeciwnikami fantomowymi była łatwa. Można było przewidzieć ich ruchy, bądź dostosować sytuację do takiej, jaka aktualnie mu pasowała. Musiał jednak być jeszcze szybszy. Jeszcze bardziej zwinny. Jego ruchy były płynne. Uderzenia były szybsze. Jednakże wiedział, że może się jeszcze polepszyć. Jego dłoń ponownie ruszyła do rękojeści miecza. Widział kolejnych przeciwników, którzy chcieli podjąć się wyzwania.
Twój trening został zaakceptowany i wyceniony na 49 PO. Pamiętaj, aby z tym postem zgłosić się do tematu Zamówienia, w celu odebrania punktów, które mogą być dowolnie wydane w Sklepiku Mistrza Gry.
Na swoje poletko przeznaczone do treningów wybrał polanę niedaleko Yonezawy. Był odosobniony co pomogło mu się skupić, a w razie czego niedaleko były drzewa, które mogły poratować go cieniem. Mądry trening jest lepszy od bezmyślnych ćwiczeń. Jego mistrz powtarzał mu to od dawien dawna. Dlatego też się odpowiednio przygotował. Słońce bezlitośnie smagało go swoimi promieniami, lecz już zdążył się do tego przyzwyczaić. Na początku postanowił rozgrzać mięśnie, aby nie doznać jakiejś kontuzji czy naderwania. W trakcie walki wszystko działo się szybko i nie było szans na rozgrzewkę, tak więc trzeba było przygotować się zawczasu. Początkowo rozciągał mięśnie ramion oraz szyi, by przejść do nóg. Podciąganie, stawanie na palcach, skakanie. Robił wszystko, aby każdy mięsień zaczął w jakiś sposób pracować. Na koniec pozostały mięśnie pleców oraz brzucha. Przeważnie one były odpowiedzialne za sporo rzeczy. Lepiej więc nie być tym zabójcą, którego postrzyknęło w trakcie przygotowywania się do ścięcia demona. Robił wszystko powoli i systematycznie, nie zważając na temperaturę i niedogodności. Pot już skroplił się na jego ciele, lecz to był dopiero początek.
Po szybkich kilku łykach wody Tachibana mógł zacząć konkretny trening. Miał ze sobą swoją Inazumę, ale wziął też kilka ciężarów i jedno cięższe ostrze, które później obiecał zwrócić. Chciał zwiększyć swoją wytrzymałość, odporność i szybkość poprzez trening z cięższymi rzeczami. Kilka tygodni temu rozmawiał z dość starym mężczyzną, który mówił mu, iż w młodości trenował sztuki walki. Jego trening polegał na poruszaniu się z obciążnikami przez cały czas. Początkowo było ciężko, lecz z czasem przestał je zauważać. Kiedy zaś zostały usunięte to zauważył poprawę w swojej motoryce. Ciemnowłosy wiedział, że tak krótki trening raczej nie przyniesie zbyt widocznych rezultatów, lecz chciał się jedynie przekonać czy może coś z tego wynieść. Poza tym jeśli to zwykłe bujdy, to i tak dzięki temu wzmocni swoje ciało. Jak więc by nie patrzył zawsze może coś zyskać.
Samuraj oddechu pioruna podniósł najpierw ciężarki. Były to dwie bransolety z obciążeniami. Po jednej na każdą rękę. Nie były tak ciężkie jak się spodziewał, lecz musiał brać pod uwagę fakt, że był już znacznie silniejszy od przeciętnego człowieka. W dalszym ciągu po założeniu czuł delikatny ciężar i jego ruchy nie były tak szybkie jak normalnie. Poza tym coś czuł, iż trakcie dnia trudność będzie tylko narastać. Teraz miecz. Był on wykonany bardziej topornie od Inazumy i był o wiele cięższy. Jego ostrze nichirin było lekkie i szybkie, to zaś był bardziej barbarzyński kawał stali przeznaczony do rozłupywania głów, niż do ich ścinania. Był więc idealny do jego małego treningu.
Shōtarō wykonywał uderzenia już od dobrych kilkunastu minut. Pot teraz świecił się na jego torsie w promieniach słońca, zaś ciemne kosmyki włosów przyklejały mu się do czoła. Nie zwracał na to uwagi, gdyż jego koncentracja skupiona była na poprawnych ruchach. Pomimo trudności, które narastały z każdą kolejną minutą nie miał zamiaru przestać, ani tym bardziej robić czegoś po najmniejszej linii oporu. Albo najlepiej jak potrafisz, albo nie rób tego w ogóle. Słowa jego pierwszego starego mistrza dźwięczały mu w uszach, a on tylko zacisnął zęby i powtarzał stare, dobrze wyuczone ruchy. Pamiętał je wszystkie z dzieciństwa, lecz teraz przynosiły prawdziwy skutek. Nie zawsze dałby radę walczyć samymi technikami oddechu pioruna. Czasami trzeba było użyć starej dobrej szermierki. Tą zaś miał już opanowaną.
Shoto wbił miecz w ziemię i próbował kontrolować swój oddech. Było ciężko. O wiele ciężej niż się spodziewał. Słońce dawało się mu we znaki, a dodatkowe utrudnienia, które na siebie nałożył również nie pomagały. Czuł jak pot próbuje mu zalać oczy, ale wytarł go i odgarnął włosy, które już w większości kleiły się mu do czoła. W duchu pogratulował sobie pomysłu ściągnięcia koszuli.
Wdech, wydech. Wdech i wydech. Jak wtedy kiedy uczył się kontrolować swój oddech przy nauce pierwszych form. Ten trening z pewnością mu pomagał. Shoto spojrzał na znienawidzoną już przez siebie wielką bryłę stali i ponownie ją podniósł. Zostało mu jeszcze trochę do pomachania. Wiedział, że koniec będzie kiedy jego mięśnie będą piec z bólu. Ten moment jeszcze nie nadszedł.
Uderzenie z góry. Cios zboku. Cięcie przez skos, a następnie po drugiej przekątnej. Pchnięcie. Każdy ruch był odpowiednio wyliczony oraz starał się by był perfekcyjny. Nie było to takie proste jak przy Inazumie i po ostatnim pchnięciu już wiedział, że wystarczy. Wbił miecz w ziemię, a sam udał się do cienia, aby odpocząć. Zanim jednak upadł na trawę ściągnął z siebie te pieprzone bransolety. Od razu poczuł wolność i lekkość. Było to tak cholernie przyjemnie. Trawa dawała mu odrobinę miękkości, a nawet zaczął wiać delikatny wiatr. Jego członki były lżejsze niż przez ostatni okres. Powoli uspokajał swój oddech, ale w myślach już nie mógł doczekać się złapania za Inazumę. Czuł, że ta katorga mogła przynieść jakiś progres.
Twój trening został zaakceptowany i wyceniony na 47 PO. Pamiętaj, aby z tym postem zgłosić się do tematu Zamówienia, w celu odebrania punktów, które mogą być dowolnie wydane w Sklepiku Mistrza Gry
186/ 300
Twój trening został zaakceptowany i wyceniony na 42 PO. Pamiętaj, aby z tym postem zgłosić się do tematu Zamówienia, w celu odebrania punktów, które mogą być dowolnie wydane w Sklepiku Mistrza Gry.
Wytropienie stwora o dziwo nie było trudne, gdyż on sam nawet nie specjalnie się krył. Urządził sobie kryjówkę na dnie jeziora, z którego wynurzał się w nocy i porywał rybaków, bądź młode osoby, które nieopatrznie znalazły się dość blisko wody. Feralnie na kolejną ofiarę wybrał właśnie Tachibane, który udawał najzwyklejszego człowieka. Nawet pozwolił mu podejść bliżej siebie, by mieć pewność iż nie ucieknie do wody. Pierwszego ciosu uniknął bazując na swoim słuchu. Nie był tak rozwinięty jak ten Saiyuri, ale demon był tak pewny siebie i tak głośno dyszał, że usłyszałby go z pewnością i zwykły człowiek. Demon z pewnością był dość zdzwiony tym, że mu nie wyszło, ale ponowił ataki. Teraz jednak Shoto był przygotowany. Widział swojego oponenta i mógł odpowiednio reagować. Jednakże same jego ruchy były o wiele inne. Był szybszy oraz bardziej zwinniejszy. Bez problemów unikał kolejnych uderzeń przeciwnika, a nawet nie poruszył się kiedy zablokował jego cios swoją kataną. Same zaś uderzenia zabójcy demonów były szybsze, precyzyjniejsze i o wiele cięższe do zablokowania. Demon był równie zdzwiony co on, widząc że musi nadganiać za człowiekiem. Ciemnowłosy jednak nie miał zamiaru dać mu się dostosować. Musiał go szybko załatwić. Przygotował się do pierwszej formy i jednym cięciem skrócił demona o głowę. Tutaj też było inaczej. Płynniej. Szybciej. Zupełnie nie tak, jak w czasie ataku na Yonezawę. Czyżby trening rzeczywiście przyniósł skutek?
Ocena treningu
233 / 500
Ocena treningu
283 / 500
Nie możesz odpowiadać w tematach