— Twoje strzały nie mają nośności, dziecko — zauważył krytycznie pewnego wieczoru, gdy słońce już dawno skryło się za horyzontem. — Jak chcesz bronić ludzi przed bandziorami, jak nawet w tak jasną noc, jak ta, nie możesz trafić do celu?
Zbesztany chłopak opuścił głowę i weschnął z rezygnacją.
— Wiesz, czemu nie trafiasz, dlaczego nie możesz doczekać się strzału i dlaczego jesteś taki spięty i sztywny? Trzymasz samego siebie na uwięzi i dlatego strzał nie następuje we właściwym momencie. Już na starcie celujesz, żeby stawić czoła niepowodzeniu, a nie korzyści. Musisz rozluźnić mięśnie.
Głos mężczyzny był stanowczy, ale miękki, trafiał nawet z tej odległości w najczulsze, wyczulone zmysły Rintarou, który przypatrując się im z cienia, przesuwał w ustach gałązkę suchej trawy.
Właśnie po tych słowach facet ujął łuk syna i oddał strzał. To właśnie w tym momencie, Rintarou — świadomie obserwując ten ruch — spostrzegł, że prawa dłoń targnęła się wprawdzie w tył, lecz mimo to całe ciało ani drgnęło. Było proste, ale niespięte, giętkie. Prawa ręka aż do chwili oddania strzału zgięta była pod kątem ostrym, pod wpływem gwałtownego szarpnięcia odchyliła się do tyłu, lecz potem już wyprostowała się sama, płynnym ruchem. Nieuniknione szarpnięcie zostało zamortyzowane i zneutralizowane.
Demon zapamiętał tę noc, bo właśnie ona rozpaliła w nim chęć popracowania nad swoim ciałem i precyzyjnością wystrzału. Co prawda nie miał na wyłączność swojego mentora jak stojący nieopodal chłopiec, ale miał ich, a wyciąganie korzyści z obserwacji, można byłoby nazwać drugim życiem Rintarou.
Chłonął zauważane przez siebie szczegóły, obracając je w dobrą lekcję.
Gdy słońce zniknęło za prostą linią horyzontu, wyrwał się biegiem w kierunku spowitego mrokiem lasu. Nie musiał co prawda decydować się na przesadnie angażującą go rozgrzewkę, ale zamierzał pokonać, choć parędziesiąt kilometrów porywistym biegiem — pomimo iż posiadał wielką demoniczną moc, wciąż był właścicielem kruchego ludzkiego ciała, podatnego na każde uszkodzenia, które było niekompatybilne z jego nieskończonymi pokładami energii, które podarował mu los.
Czuł, jak nogi same odrywają się od powierzchni ziemi, jak pęd jego szybkości, porusza mijanymi, wyschniętymi gałęziami objętymi jeszcze delikatnym przymrozkiem. Źrenice Rintarou rozszerzyły się, chłonąc jak największą ilość bodźców. Oddech przyspieszył, choć nie czuł, aby jego demoniczne płuca domagały się większej podaży tlenu — te bowiem pracowały, jakby czerpały energię z zapasów gromadzonych od roku jego narodzin. Pomimo iż nie czuł ograniczeń w postaci zmęczenia, zdawał sobie sprawę, że sama zręczność i szybkość nie była nią wcale uwarunkowana. Wciąż mógł być sprężystszy w swoich ruchach, bardziej bezdźwięczny, zwinniejszy — gdyby tylko poświęcił tym aspektom wystarczająco dużo uwagi, mógłby przybliżyć się do perfekcji, nawet jeśli byłby to marny maleńki krok.
Wskakując na jedną z wyższych gałęzi drzew, przykucnął i błyskawicznie dobył zawieszonego na plecach łuku. Naciągnął strzałę i skupił się, patrząc gdzieś w wysokie korony drzew. Dotychczas po prostu puszczał cięciwę, gdy nie był już w stanie utrzymać jej w największym napięciu; gdy czuł, że musi ustąpić, bo w przeciwnym razie jego ręką zostanie brutalnie przyciągnięta na powrót ku sobie. Do tej pory nie udało mu się zwolnić cięciwy bez silnego szarpnięcia, w wyniku którego całe ciało Rintarou doznawało wstrząsu — co nie pozostawało bez wpływu na zachowanie łuku. Oczywiście, że nie mogło być mowy o tym, by strzał był oddany płynnie, a tym bardziej pewnie. W tych warunkach po prostu był on chwiejny i nieprecyzyjny, a nie na tym mu zależało. Przed oczami zmaterializował sobie mężczyznę, który w naturalny sposób oddaje szybki strzał. I właśnie z tą wizją wystrzelił pierwszą strzałę, a ta pognała w kierunku wierzchołka drzewa, do którego celował. I choć grot przebił korę, a pobliskie ptactwo uniosło się w powietrze z głośnym skrzekiem, Rintarou nie by z siebie zadowolony. Zwinnie przeskoczył z gałęzi na gałąź, ćwicząc niestrudzenie szybkie dobywanie strzały i strzelanie z giętką, smukłą postawą. Łatwiej jednak było obserwować aniżeli to wykonać.
Przez kilkanaście godzin ćwiczył pilnie i sumiennie, zgodnie z zasłyszanymi wskazówkami łucznika z gospody, a mimo to wysiłek, jaki wkładał w pracę, pozostawiał wiele do życzenia. Przez kilkanaście godzin upartej walki z łukiem miewał wrażenie, że dawniej, gdy zwalniaj cięciwę bez namysłu, zdając się jednie na los szczęścia, strzelał lepiej. Zauważył również, że nie potrafi wyprostować palców, tak jak on, przez co lot strzały był niepewny. Co mówić o amortyzowaniu ruchu nagle oswobodzonej reki. Mężczyzna demonstrował niestudzenie prawidłowe zwalnianie cięciwy, a on niestrudzenie starał się go nasladować — z tym jednak skutkiem, że coraz bardziej tracił pewność swoich umiejętności. Był jak dżdżownica, która nie potrafiła ruszyć się z miejsca, odkąd zaczęła zastanawiać się, w jakiej kolejności powinny poruszać się jej części ciała.
Zwykły człowiek zrobiłby przerwę już kilkanaście godzin wcześniej, ale nie on. Pokłady zawziętości i demoniczna energia pchały go do kolejnych prób. Mknąc dziko, między gęsto zasadzonymi w ściółce drzewami, oddawał strzały do siedzących, śpiących na gałęziach ptaków. Gdy wystrzelił ostatnią strzałę, a zwierzę upadło na ziemię bez życia, beznamiętnie podszedł do niego i wyciągnął grot z przebitego brzucha.
Nim wzeszło słońce, demon przekonywał samego siebie, że jest na właściwej drodze. Pod koniec treningu niemal wszystkie strzały były w jego mniemaniu oddane płynnie i nieoczekiwanie. Oczywiście nie mógł mieć pojęcia, że była również odwrotna strona tego sukcesu: precyzyjna praca prawej dłoni wymagała znacznie większego skupienia niż przedtem. Pocieszał się jednak nadzieją, iż ta kolej rzeczy rozwiąże się z czasem sama — tak, że wejdzie mu w nawyk i w końcu zupełnie nie będzie musiał poświęcać jej uwagi.
To jednak wymagało dalszego treningu.
- "Dramat Rintarou" - Matsumoto Takashi 2k22:
[...]Niewyobrażalne cierpienie.
Cierpienie Rina, to nauka z której wszyscy możemy się uczyć. Błędy, których możemy już nie popełniać, błędy, które już się nigdy nie powtórzą.
I to dzięki niemu.
Jego historii, jego cierpienie będzie dla nas inspiracją, latarnią morską na morzu ciemności
Każdy rozumie ból Rina i nikt nie będzie miał do niego żalu, gdy rzuci swoje cierpienie i gniew na innych.
By szukać ulżenia w swoim smutnym ale jak bardzo smutnym losie.
Jego silne ramiona, ćwiczył je przez wiele lat tylko po to aby uściskac Ichi, uścisnąć mu dłoń aby pogratulować. Jednak teraz? Teraz już nie może tego zrobić, jego siła będzie jedynie smutnym przypomnieniem o złych decyzjach na trybunach, tam, gdzie wszystko się zmieniło.
Jego krzyk od zawsze będzie przeszywać nasze dusze, smutek, który zdawał się mrozić najcieplejsze wspomnienia o najbliższych sługach, dobrych sługach.
Cierpienie Rina jest historią jakiej nie można zaprzeczyć, tu nie ma miejsca na fikcje, nie ma miejsca na fanów - Tylko przekaz i to co z niego wyciągniemy.
Dziękuje, mam nadzieje, że to pozwoli więcej demonom ujrzeć czym powinien być dla nich sługa.
Wszystko dzięki Rinowi i jego zbiorowi doświadczeń.
I pamiętniku Ichitaro, gdzie opisywał jak bardzo tęskni nad Rinem, jak bardzo pragnie ułamka jego uwagi oraz doceniania, jednego miłego słowa na dobranoc, snu, który mógł być rzeczywistością.
It's hard to establish much of a rapport there.
Twój trening został zaakceptowany i wyceniony na 50 PO. Pamiętaj, aby z tym postem zgłosić się do tematu Zamówienia, w celu odebrania punktów, które mogą być dowolnie wydane w Sklepiku Mistrza Gry.
Otoczony chłodnymi ścianami, wystającymi zewsząd kamiennymi formacjami przypominającymi stalaktyty i stalagmity, uśmiechnął się zawadiacko. Przytkną ciemną, wilgotną wstęgę do swoich oczu i przepasał ją przez głowę, zawiązując jej końce na jeden, sztywny supeł. Demoniczne źrenice Rintarou objął głęboki, złowieszczy mrok, a dźwięk dudniącego od wejścia deszczu, wydał się w tym momencie chłopakowi nader frustrujący i nieznośny.
Pozbywając się jednego ze zmysłów, mógł poczuć się w końcu równy z nimi — zamkniętymi w przepełnionej paszczy śmiertelnikami; mógł poczuć ich ułomność i słabość, niemal zaśmiać się z ich bezbronności i splunąć na nią z pełnią dumy.
Ale nie po to tu przybył.
Nie bez powodu słuch oraz celność kroczyły obok siebie w parze. Dzisiejszej nocy pragnął skupić się na tym pierwszym aspekcie. Rozgrzany szybkim biegiem, odcięty od bodźców wyprostował się i wziął głęboki wdech. Potem schylił się miękko, sięgając po omacku po leżący u jego stóp kamień i wymierzył go w wiszący nad głową wysoki postrzępiony sufit.
Krzyk nietoperzy i chaotyczny trzepot ich skrzydeł odbił się nerwowym odgłosem od ścian. Chłopak stał pośrodku groty, z opuszczonymi ramionami, w pełnym skupieniu. Miał wrażenie, że jego umysł zatapia się w głębokim jeziorze. Czuł jak towarzyszy mu cichutkie dudnienie kilkunastu dzwonów — cichszych i odrobinę głośniejszych, szybszych, ale i tych wolniejszych. Wszystkie te dźwięki zlewały się ze sobą w niekształtny bałagan, ale Rintarou starał się ze wszystkich sił wyodrębnić ten jeden — szmer gniecionych skrzydeł. Skupił na tym szmerze całą swoją uwagę, mając wrażenie, że już od kilku chwil jego stopy są całkowicie oderwane od podłoża, że jego ciało stoi nad niewidzialną przepaścią i lada chwila runie, i zatraci się na dobre.
Rintarou nie czekając ani minuty dłużej ściągnął z pleców łuk i przyjął prostą — niemal dostojną — postawę. Kilkakrotnie napiął cięciwę, by po krótkiej chwili znów wypuścić ją z palców. Strzały z jego kołczana znikały — dało się przy tym słyszeć ostry trzask oraz głęboki, wibrujący dźwięk, którego nie sposób zapomnieć. Od najdawniejszych czasów przypisywało mu się moc odpędzania złych duchów. Demon bez trudu mógł sobie wyobrazić, iż taka wykładnia rozpowszechniła się i zakorzeniła w całej Japonii. On miał jednak zbrukać tę szlachetną funkcję.
Słysząc gwałtowny skowyt za swoim prawym uchem, odskoczył w bok i wycelował w dźwięk. Poczuł, jak strzała mknie przez grotę, a potem jak głuche uderzenie ginie gdzieś przed nim — kilka centymetrów od stóp. Wypuścił powietrze przez usta. Zaczął oddychać spokojniej, skupiając całą swoją uwagę na niewidzialnych przeciwnikach przemieszczających się z jednego miejsca na drugie. Niektóre nawet w przerażeniu haczyły o jego związane włosy, gdy w popłochu starały się zniknąć z zasięgu śmiercionośnych strzał.
Na kolejny trzepot skrzydeł zareagował niemal mechanicznie. Założył strzałę na cięciwę, naciągnął łuk tak mocno, że przez moment sam zląkł się, iż ten nie wytrzyma napięcia i wypuścił strzałę.
Tak spędził kolejne godziny — zbierając strzały i zaczynając wszystko od początku. Pomimo wewnętrznego samozadowolenia oraz coraz to większej ilości leżących na posadzce trupów, musiał też przegryźć niezadowolenie spowodowane kilkunastoma połamanymi grotami.
- "Dramat Rintarou" - Matsumoto Takashi 2k22:
[...]Niewyobrażalne cierpienie.
Cierpienie Rina, to nauka z której wszyscy możemy się uczyć. Błędy, których możemy już nie popełniać, błędy, które już się nigdy nie powtórzą.
I to dzięki niemu.
Jego historii, jego cierpienie będzie dla nas inspiracją, latarnią morską na morzu ciemności
Każdy rozumie ból Rina i nikt nie będzie miał do niego żalu, gdy rzuci swoje cierpienie i gniew na innych.
By szukać ulżenia w swoim smutnym ale jak bardzo smutnym losie.
Jego silne ramiona, ćwiczył je przez wiele lat tylko po to aby uściskac Ichi, uścisnąć mu dłoń aby pogratulować. Jednak teraz? Teraz już nie może tego zrobić, jego siła będzie jedynie smutnym przypomnieniem o złych decyzjach na trybunach, tam, gdzie wszystko się zmieniło.
Jego krzyk od zawsze będzie przeszywać nasze dusze, smutek, który zdawał się mrozić najcieplejsze wspomnienia o najbliższych sługach, dobrych sługach.
Cierpienie Rina jest historią jakiej nie można zaprzeczyć, tu nie ma miejsca na fikcje, nie ma miejsca na fanów - Tylko przekaz i to co z niego wyciągniemy.
Dziękuje, mam nadzieje, że to pozwoli więcej demonom ujrzeć czym powinien być dla nich sługa.
Wszystko dzięki Rinowi i jego zbiorowi doświadczeń.
I pamiętniku Ichitaro, gdzie opisywał jak bardzo tęskni nad Rinem, jak bardzo pragnie ułamka jego uwagi oraz doceniania, jednego miłego słowa na dobranoc, snu, który mógł być rzeczywistością.
It's hard to establish much of a rapport there.
Twój trening został zaakceptowany i wyceniony na 25 PO. Pamiętaj, aby z tym postem zgłosić się do tematu Zamówienia, w celu odebrania punktów, które mogą być dowolnie wydane w Sklepiku Mistrza Gry.
Przyciśnięty do wschodniej części muru wychylił dyskretnie głowę, aby upewnić się, że człowiek znajduje się wystarczająco daleko, aby mógł wdrapać się na kamienną strukturę. Bez problemu przeskoczył na drugą stronę. Wylądował gibko, na ugiętych nogach, niczym kot w schludnym ogrodzie, wśród budzących się do życia krzewów. Oddychał spokojnie, napawając się własną siłą i sprawnością. Czy obawiał się czyhającego wewnątrz niebezpieczeństwa? — Ani trochę. Jego dusza była zbyt zuchwała, aby się nad tym teraz zastanawiać.
Dostrzegając wyłaniające się z oświetlanego wnętrza, powiększające się cienie na werandzie, Rintarou nie zwlekał. Najciszej jak tylko mógł, dostał się do zwalistego budynku i zwinnie doskoczył do krawędzi dachu, podciągając się na jego dachówki. Przeskoczył z jednej na drugą, starając się z całych sił nie wytwarzać przy tym niepotrzebnych dźwięków; starał się być bezszelestnym i profesjonalnym w swoim fachu. Zależało mu na skrupulatności. Przed postawieniem stopy rozluźniał wszystkie mięśnie, które zazwyczaj w tym momencie były spięte i gotowe do kolejnego niespodziewanego odruchu. Dzisiaj chciał stać się cieniem, mknącym w ciemnościach, niedostrzegalnym, cichym, niemal niewyczuwalnym przez ludzkie zmysły.
Poruszając się po dachu, dotarł do miejsca, w którym idealnie mógł przyjrzeć się stojącemu w bramie skołowanemu mężczyźnie. Przykucnął, słysząc, że gdzieś poniżej, zapewne na werandzie, poruszała się pozostała dwójka strażników patrolujących okolicę — tych samych, których miał okazję dostrzec w momencie, gdy wdrapywał się na dach. Nie zwrócił na nich szczególnej uwagi. Przeczekał tę chwilę ze wstrzymanym powietrzem w płucach, aż zniknęli za rogiem. Słysząc oddalające się kroki wartowników, przegryzł dolną wargę z ekscytacji. Sięgnął za poły ubrań i wyciągnął za ich ciemnych szat dojrzałe, zielone jabłko. Podrzucił je w dłoni, a gdy tylko owoc opadł ponownie na jego palce, cisnął nim prosto w głowę, obróconego w bramie mężczyzny.
— Ah! — wydał z siebie krótki, niemal bezdźwięczny okrzyk, obracając się pospiesznie i wystawiając naginatę przed siebie, jakby ta miała stać się jego tarczą odbijającą strzały. Kiedy jednak otaksował pogrążony w mroku ogród i kiedy trzymany płomień pochodni oświetlił bogate ozdoby i mury tuż przy nim, nie dostrzegł nic. Rachityczne płomienie pochodni pozwalały dostrzec zarysy ciemnych, niekształtnych krzewów i niskich drzewek; gdzieś w pobliżu małego ozdobnego kamiennego wodospadu kropla za kroplą kapała woda. Na dachu po Raintarou nie został nawet ślad. Zeskoczył zwiewnie na ziemię, nim ten postanowił spoglądnąć w górę, napawając się zmieszaniem wartownika. Kiedy poruszał się pod osłoną nocy w niedostrzegalnej dla niego ciemni ciągnącej się przy murze, odgłos jego stóp był cichy niczym szept, a na piasku nie zostawał po nich niemal żaden ślad. Gdy wyrosła przed nim wysoka drabina, wskoczył na nią z rozpędu, pokonał ją szybko i cicho, zwalniając dopiero tuż przed samym szczytem, gdzie zatrzymał się, nasłuchując oraz wciągając w nozdrza powietrze. Następnie bardzo powoli wysunął głowę i jego oczom ukazała się brama wjazdowa, a w niej, tak jak się tego spodziewał, ten sam strażnik. Teraz znajdował się o wiele bliżej jego ciała. Wartownik stał skierowany w stronę posiadłości i rozglądał się nerwowo — jego usta drżały, jakby chciały kogoś zawołać. Ubrany był w typowy strój charakterystyczny dla strażników wysoko postawionych rodów; u biodra zwisał mu również miecz. Rintarou, cichy i nieporuszony, przyglądał mu się przez chwilę, zwracając uwagę na jego posturę i sposób, w jaki trzymał ramiona. Dobrze. Strażnik był rozkojarzony i nieobecny.
Przez chwilę trwał tam skulony, starając się wyrównać oddech, cały czas uważnie obserwując mężczyznę. Mimo iż nie stanowił dla niego żadnego wyzwania, czuł adrenalinę, która kusiła go do kolejnego ryzykowanego kroku. Przygotował swoje ciało do skoku za jego plecy – wstrzymał oddech. Kolejny raz skupił się na nie wydawaniu z siebie żadnego dźwięku; żadnego zbędnego, nawet niepotrzebnego brzęknięcia piasku spod obuwia. Kiedy wskoczył za nieświadomego człowieka, jedynie poły jego szat zaszemrały na wietrze i to one zdołały zaalarmować wartownika. Nim jednak zdołał się obrócić, Rintarou wyciągnął już w jego kierunku dłoń, w której zaciskał długi flet wykonany z ciemnego twarzowa. Musnął odkryty kark mężczyzny jego chłodnym krańcem, pozostawiając na ciele śmiertelnika mroźne, nieprzyjemne odczucie, jak gdyby jego skórę obsiadła nieznośna mucha, która odleciała niedługo później.
Mężczyzna odwrócił się agresywnie i zamachnął się naginatą, zaciskając zęby. Jego twarz zbladła, kiedy nie dostrzegł przed sobą nikogo. Skołowany nabrał powietrza w usta. Rintarou stojąc za jego ramieniem, niemal czuł jak dusza tego nieszczęśnika, drży z przerażenia. Nie mógł się więc powstrzymać przed kolejnym ruchem. Demon podkradł się do niego od boku, wciąż zachowując się jak cień jego sylwetki, wyprostował i uniósł ręce: prawa trzymająca flet stała się jego narzędziem, lewa zaś gotowa była pochwycić i uciszyć strażnika. Wtedy też niespodziewanie odezwał się przy jego uchu:
— Długa nauka przed tobą, dziecko.
Poruszył nadgarstkiem, a potem szybko objął ramieniem szyję strażnika, z zamiarem podduszenia go; jednocześnie sięgnął prawą ręką, by zdławić okrzyk mężczyzny. Przez krótki moment stali razem, zespoleni w makabrycznym uścisku, aż Rintarou poczuł na swej dłoni łaskotanie — stłumiony ostatni krzyk, jaki wydała z siebie ofiara, nim straciła przytomność. Strażnik zwiotczał i Rintarou opuścił go delikatnie na ziemię, nachylając jeszcze. Oddychał, pewnie po niedługim czasie się obudzi, pomyślał rozbawiony, po czym wyprostował się. Podnosząc wcześniej rzucone w jego łeb jabłko, podrzucił je kilkukrotnie frywolnie, ruszając kamiennym przejściem, które przed chwilą okazało się tak nędznie strzeżone.
- "Dramat Rintarou" - Matsumoto Takashi 2k22:
[...]Niewyobrażalne cierpienie.
Cierpienie Rina, to nauka z której wszyscy możemy się uczyć. Błędy, których możemy już nie popełniać, błędy, które już się nigdy nie powtórzą.
I to dzięki niemu.
Jego historii, jego cierpienie będzie dla nas inspiracją, latarnią morską na morzu ciemności
Każdy rozumie ból Rina i nikt nie będzie miał do niego żalu, gdy rzuci swoje cierpienie i gniew na innych.
By szukać ulżenia w swoim smutnym ale jak bardzo smutnym losie.
Jego silne ramiona, ćwiczył je przez wiele lat tylko po to aby uściskac Ichi, uścisnąć mu dłoń aby pogratulować. Jednak teraz? Teraz już nie może tego zrobić, jego siła będzie jedynie smutnym przypomnieniem o złych decyzjach na trybunach, tam, gdzie wszystko się zmieniło.
Jego krzyk od zawsze będzie przeszywać nasze dusze, smutek, który zdawał się mrozić najcieplejsze wspomnienia o najbliższych sługach, dobrych sługach.
Cierpienie Rina jest historią jakiej nie można zaprzeczyć, tu nie ma miejsca na fikcje, nie ma miejsca na fanów - Tylko przekaz i to co z niego wyciągniemy.
Dziękuje, mam nadzieje, że to pozwoli więcej demonom ujrzeć czym powinien być dla nich sługa.
Wszystko dzięki Rinowi i jego zbiorowi doświadczeń.
I pamiętniku Ichitaro, gdzie opisywał jak bardzo tęskni nad Rinem, jak bardzo pragnie ułamka jego uwagi oraz doceniania, jednego miłego słowa na dobranoc, snu, który mógł być rzeczywistością.
It's hard to establish much of a rapport there.
Twój trening został zaakceptowany i wyceniony na 50 PO. Pamiętaj, aby z tym postem zgłosić się do tematu Zamówienia, w celu odebrania punktów, które mogą być dowolnie wydane w Sklepiku Mistrza Gry
Głośne łkanie, które rozległo się już chwilę później, w jakiś sposób zatrzymało przemierzającego uliczkami młodszego mężczyznę w bezruchu. Ciemnowłosy skierował swoje spokojne spojrzenie w kierunku głosów, szybko dostrzegając w pustej, wyludnionej alejce czwórkę rosłych mężczyzn, okrywających swoimi zwalistymi sylwetkami kryjąca się pod ich ciałami drobną kobietę.
— Przespałaś się z jakimś łajdakiem i myślisz, że ujdzie ci to płazem?!
— Ten człowiek łże! — zawołała. — On chce wyładować na mnie swoją furię wyłącznie dlatego, że nie przespałam się z nim!
Oczy stojącego najbliżej mężczyzny zapłonęły. Wyciągnął katanę i zamachnął się ostrzem w jej sylwetkę. Kobieta zdążyła wykrzyknąć jeszcze „nie!”, nim dobiegł całą grupę nieznajomy głos zza pleców:
— Po co tyle hałasu? Puśćcie tę kobietę i zachowajcie, choć odrobinę męskiej godności.
Rintarou stanął ledwie kilka metrów od ich zgrai, sprawiając wrażenie, że chce mieć po prostu lepszy widok — co w gruncie rzeczy było szczerą prawdą. Nim jednak miał nasycić się wylaną z ich żył krwią, chciał umilić sobie dzień i trochę się rozerwać. A czym byłby dla niego dzień bez wprowadzenia jakiegokolwiek zamieszania? To była idealna okazja do przetestowania swoich umiejętności w walce. Od bardzo dawna nie miał sposobności, aby dobyć zawieszonego u swojego boku skradzionego dobytku, a teraz nadarzył się idealny moment, by przetestować swoją szybkość i zręczność. Walka z czwórką śmiertelników może okazać się niemałym wyzwaniem, ale kim był, aby nie próbować sięgać wyżej? Dlatego się odezwał — zdawał sobie sprawę, że tą uwagą rozwścieczy mężczyznę jeszcze bardziej i sprowokuje go do ataku. W końcu ktoś tak niepozornej postury, miałby stanowić dla niego jakiś problem?
— Nie wtrącaj się w nie swoje sprawy, szczeniaku!
Chłopak jedynie zaśmiał się dźwięcznie na tę uwagę — doszczętnie go lekceważąc — później wszystko potoczyło się zdecydowanie zbyt szybko. Mężczyzna stojący najbliżej niego skoczył naprzód; to jemu przypadło w udziale wypróbowanie waleczności chłopaka. Demon w jednej chwili wycofał się, zręcznie dobywając zawieszonej u pasa katany — szybko sparował ciosy oponenta. Opustoszałą ulicę wypełniły szczęki uderzających się o siebie stali. Za każdym razem, gdy ostra klinga zmierzała w jego kierunku, Rintarou starał się odbijać ją równie szybko, czując, jak mięśnie jego ramion rozgrzewają się i spinają na jego ciele. Mężczyzna parł do przodu, a chłopak już po dłuższej przepychance zdał sobie sprawę z przytłaczającej siły jego przeciwnika. Szybko spojrzał w bok, dostrzegając, że pozostała trójka mężczyzn również sięga po broń i niebezpiecznie zbliża się w jego stronę — właśnie w tym momencie odpowiedział atakiem, zmuszając nacierającego na niego furiata do cofnięcia się kilka kroków w tył. I raz, i dwa. Zaskoczył się, że porusza się tak płynnie. Atakował go tak szybko i czysto, jakby w przeszłości był uczniem samurajskiego mentora. Czy naprawdę tkwiły w nim głębsze talenty, których nie zdołał jeszcze odkryć? Zepchnięty nagle do obrony, spróbował odskoczyć do tyłu, omal nie wpadając przy tym plecami na ścianę muru. Rintarou zerknął w dół i nagle dojrzał swoją szansę. Raz jeszcze ruszył do przodu, przypuszczając szaleńczy atak na nic niespodziewającego się przeciwnika. Klinga natrafiła na klingę i oponent zatoczył się do tyłu, wdeptując prosto w rozlaną na ulicy kałużę wody — dokładnie tego chciał. Mężczyzna stracił równowagę i poślizgnął się na tę drobną chwilę, opuszczając gardę — to wystarczyło, by demon zdążył zrobić błyskawiczny wypad i przebić mieczem jego pierś.
Mężczyzna zacharczał i upadł na kolana, a jego ciało runęło marnie na ulicę. Rintorau wyprostował się, gotowy stawić czoła pozostałym napastnikom, ale teraz zobaczył w ich oczach zwątpienie, a może nawet przerażenie. Nie takiego rozwoju wydarzeń się spodziewali. Waleczność tego chłopaka została poddana solidnej próbie i nie zawiodła. Mężczyźni jednak nadal mieli przewagę liczebną i chyba właśnie w tamtym momencie sobie o tym przypomnieli, bo pierwszy śmiałek z pozostałej już trójki rzucił się na niego bez żadnego ostrzeżenia.
Najszybciej jak potrafił, okrył się ostrzem, odbijając atak nieprzyjaciela, wkładając w obronę całą swoją siłę. Poczuł jednak, że przeciwnik zmusza go do wykonania kroku w tył — nie był w stanie zapanować nad mimowolnym drżeniem rąk, gdy ten napierał tak uparcie. Demon uśmiechnął się podle, wypuszczając spomiędzy swoich warg drobne: „tsk” i zaparł się w miejscu. Niestety — pchnięty przez przeciwnika stracił równowagę i cofnął się, wtedy też zaatakował go drugi, który tylko czekał na moment jego zawahania. Ciemnowłosy obrócił się szybko i następnemu uderzeniu zatowarzyszył głośny szczęk stali. Przez długą chwilę starał się unikać wszystkich nacierających na niego ataków, wykonując szybkie manewry, odskoki i kontrataki. Przewaga liczebna wymagała od chłopaka większego zaangażowania. Z każdym kolejnym ruchem, czuł w swoich przeciwnikach coraz większą furię, dlatego siła następnego ciosu odrzuciła go kolejny raz do tyłu — zatoczył się na ogrodzenie i niewiele brakowało, a przeleciałby przez nie na czyjąś posesję. Złapał się płotka, stając ponownie równo na nogach. Ci mężczyźni nie zdawali sobie sprawy, że nie byli wstanie go zabić. Żaden cios wymierzony w jego serce, nie pozbawiłby go życia, ale z pewnością odebrałby mu godność. Musiał stać się uważniejszy, przestać ich lekceważyć; spróbować podejść ich podstępem. Przy kolejnej bezmyślnej szarży powinien zaatakować z zaskoczenia — jak wąż wyskakujący z worka. Nie zamierzał dać się zranić byle śmiertelnikom, dlatego zmrużył oczy i spoglądnął na nich z rozbawieniem, śmiejąc się:
— Tylko na tyle was stać? Gdzie trzeci kolega? Boi się podejść? — zakpił, szybko dostrzegając go z tyłu.
— Myślałeś, że uda ci się okryć mnie hańbą!? — zaśmiał się mężczyzna, który napastował tę biedną kobietę. Właściwie właśnie wtedy Rintarou zdał sobie sprawę, że nie pozostał po niej żaden ślad.
Facet ponownie ruszył do ataku, opętańczo wywijając kataną. Demon przykucnął i dostrzegł wolną przestrzeń między ramieniem a korpusem przeciwnika. Może i chłopak nie był wybitnie silny, ale nadrabiał szybkością i o wiele dokładniejszymi ciosami. To była jego szansa. Musiał skupić się na tym aspekcie – zrobić coś niespodziewanego, co odbierze przeciwnikowi przewagę. Dlatego też uderzył nagle i zranił przeciwnika w lewe ramię — miał nadzieję, że zatrzyma go przynajmniej na tyle długo, by miał w końcu szansę rozprawić się z pozostałą dwójką. Wykorzystując swoją szybkość, poderwał się bezszelestnie z miejsca i zwinnie doskoczył do już szykującego się do ataku kolejnego zbira — ten był jednak zbyt wolny. Jednym cięciem podciął mu krtań, a wciąż walczące z bólem ciało zatoczyło się do tyłu, próbując zatamować krwotok. Trzeci mężczyzna już rzucał się na niego z bojowym okrzykiem na ustach, próbując powstrzymać go od tyłu. Demon poczekał do ostatniej chwili, a gdy tylko ostrze przeciwnika dzieliło minimetry od jego szyi, zanurkował, by uniknąć ciosu, i jednocześnie spróbował uderzyć rozpędzonego oponenta ramieniem, aby powalić go na ziemię. Ekscytacja z udanego natarcia oblała go od stóp do głów. Nie czując na swoim ciele nawet draśnięcia, poczuł napływającą w jego ciało moc. W następnej chwili tarzali się już po niej obaj, a krew na ich szatach mieszała się z kurzem. Rintarou wykorzystał osłabienie przeciwnika, aby wywinąć się z jego uścisku i usiąść na nim okrakiem. Bez zawahania przybił go ostrzem do ziemi.
Chwile później wyprostował się i nabrał powietrza w płuca. Westchnął, wstając wolno z truchła i spoglądnął twarzą umazaną w krwi na ostatniego przeciwnika, który uparcie trzymał się uszkodzonego ramienia.
Mierzyli się uparcie wzrokiem — demon dostrzegł kiełkujące w oczach wroga przeczucie, że śmierć jest blisko. Nie mylił się. Rintarou poruszył się nieznacznie — cała akcja trwała nie dłużej niż mrugnięcie powieką. Mężczyzna upadł pchnięty na ziemię i wierzgnął, szarpiąc się dziko, gdy z rany na jego szyi buchnęła krew, a demon zatopił w nim kły. Ciemnowłosy siedział na nim, przytrzymując go mocno kolanami — dopóty nie skończył go pożerać.
- "Dramat Rintarou" - Matsumoto Takashi 2k22:
[...]Niewyobrażalne cierpienie.
Cierpienie Rina, to nauka z której wszyscy możemy się uczyć. Błędy, których możemy już nie popełniać, błędy, które już się nigdy nie powtórzą.
I to dzięki niemu.
Jego historii, jego cierpienie będzie dla nas inspiracją, latarnią morską na morzu ciemności
Każdy rozumie ból Rina i nikt nie będzie miał do niego żalu, gdy rzuci swoje cierpienie i gniew na innych.
By szukać ulżenia w swoim smutnym ale jak bardzo smutnym losie.
Jego silne ramiona, ćwiczył je przez wiele lat tylko po to aby uściskac Ichi, uścisnąć mu dłoń aby pogratulować. Jednak teraz? Teraz już nie może tego zrobić, jego siła będzie jedynie smutnym przypomnieniem o złych decyzjach na trybunach, tam, gdzie wszystko się zmieniło.
Jego krzyk od zawsze będzie przeszywać nasze dusze, smutek, który zdawał się mrozić najcieplejsze wspomnienia o najbliższych sługach, dobrych sługach.
Cierpienie Rina jest historią jakiej nie można zaprzeczyć, tu nie ma miejsca na fikcje, nie ma miejsca na fanów - Tylko przekaz i to co z niego wyciągniemy.
Dziękuje, mam nadzieje, że to pozwoli więcej demonom ujrzeć czym powinien być dla nich sługa.
Wszystko dzięki Rinowi i jego zbiorowi doświadczeń.
I pamiętniku Ichitaro, gdzie opisywał jak bardzo tęskni nad Rinem, jak bardzo pragnie ułamka jego uwagi oraz doceniania, jednego miłego słowa na dobranoc, snu, który mógł być rzeczywistością.
It's hard to establish much of a rapport there.
Twój trening został zaakceptowany i wyceniony na 50 PO. Pamiętaj, aby z tym postem zgłosić się do tematu Zamówienia, w celu odebrania punktów, które mogą być dowolnie wydane w Sklepiku Mistrza Gry
Nie możesz odpowiadać w tematach