- Obiecałeś mi wieczność! - Pisnęła jedynie, kiedy na horyzoncie pojawił się ich wspólny dom. Ostatnie sto metrów biegła już bez tchu, nie czując mięśni swojego ciała. Trzy, dwa, jeden. Czy im się udało?
Blisko było.
- Bardzo blisko - wyszeptała unosząc się dosłownie na kilka milimetrów. Trwała w bezruchu kolejne dwie sekundy. Wciąż mógł wyczuć jej ciężki oddech na swojej twarzy. Dlaczego tak? Tym razem nie znała odpowiedzi. Szybkim ruchem odsunęła się od niego wstając. Od razu ruszyła w stronę swojego, ciemnego pokoju, w którym zamierzała się zabarykadować. Chroniła siebie przed nim, czy jego przed nią? Jej wyczulony węch coraz bardziej rejestrował przyjemny, słodki zapach jego krwi, a była przecież coraz bardziej głodna. Nie mogła dłużej przebywać z nim w jednym pomieszczeniu, było to oczywiste. Musiała szybko się ulotnić i przeczekać do wieczora, żeby móc udać się na kolejne polowanie. Nie było innego wyjścia.
z.t. x2
- Przekaż mu, że go nienawidzę - wyszeptała cichutko muskając jego skórę miękkimi ustami. Wdychała jego zapach, tak dobrze jej znany, jednak wyczuła w nim coś jeszcze. Alkohol? Pachniał domem. Wędrowała coraz wyżej składając prawie niewyczuwalne pocałunki wzdłuż jego pulsującej tętnicy szyjnej. Czekała trochę na jego reakcję. Spodziewała się, że ją odepchnie. Trochę specjalnie go sprowokowała swoimi słowami, a trochę chciała wylać na niego swoje żale. Z drugiej strony nie umiała się powstrzymać i momentalnie się zbliżyła. Sprzeczności. Istne sprzeczności.
- Tęskniłam - odparła cichutko z nosem wciąż wciśniętym w jego szyję. Miała taką okropną ochotę go ugryźć. Aż lekko drżała. Miała także cichą nadzieję, że pomyśli iż jej zimno. Gdyby się dowiedział jak wiele samokontroli wymagało od niej, żeby zwyczajnie nie wgryzła się w jego tętnicę na milion procent by ją odepchnął. Coraz lepiej jednak szła jej samokontrola. Im więcej ludzi zjadała tym bardziej ludzka się stawała. Tym mniej dawała się ponieść swoim rządzą. Była to naprawdę humorystyczna ironia bycia demonem. Zauważyła jednak, że słabsze demony zaczynały czuć przed nią respekt, jak gdyby się jej bały. Czyżby chodziło o tą mroczną aurę, którą roztaczała wokół siebie nawet o tym nie wiedząc?
- Zdrową? Odciął mi c a ł ą dłoń - odparła mrużąc gadzie ślepia z wyraźną naganą. Nie spodobało jej się i bolało jak cholera. Oczywiście ta już dawno odrosła. W momencie, kiedy dogoniła swoją ofiarę i się nią posiliła. Proces był stosunkowo prosty. Ludzkie mięso dostarczało jej wszystkiego co potrzebowała do regeneracji. Z jednej strony nie wyglądała na złą, z drugiej strony z nią nigdy nie było do końca wiadomo. Chociaż się lekko uśmiechała specjalnie wbiła swoje długie paznokcie w jego kark. O tak, niby niechcący. Zatrzepotała długimi rzęsami z niemym „ups”.
- Naprawdę Ci się podoba? - Zapytała z wyczuwalną nutką nadziei w głosie. - To z powodu żałoby - odparła tajemniczo, a jej wzrok prześlizgnął się po jego ostro zarysowanej żuchwie i zaczął błądzić po szyi. Tak, wciąż lekko drżała na samą myśl o jego zapachu, jego krwi i bliskości. Wszystko razem stanowiło okropnie niebezpieczną mieszankę, dla której była w stanie zrobić absolutnie wszytko. Uzależnił ją od siebie. Czy zdawał sobie z tego sprawę? Jeśli jej na to pozwolił zamierzała się od niego odsunąć. Wziąć go za dłoń i pociągnąć w stronę domu. W końcu nie chcieli zostawać zbyt długo na widoku. - Dzisiaj pogrzeb. Naszej relacji, Takuya - dodała nie wyjaśniając absolutnie nic. Wiedział, że to co się stało tamtej nocy odbije się na nich, na tym co ich łączyło. Pytaniem było jednak jak bardzo. Oczywiście mogła jedynie dramatyzować dla zabawy lub też mówić śmiertelną prawdę.
- Ważny powód? Jaki powód może być aż tak ważny? - Podłapała trochę ironicznie, jednak nie potrafiła całkowicie się gniewać, kiedy komplementował jej urodę. Czyżby próbował ja w taki sposób udobruchać? Cóż działało i nawet nie potrafiła tego ukryć. Spojrzała na niego spod zmrużonych powiek. Ciekawa technika panie Kurokaze, bardzo ciekawa.
- Mogliśmy wspólnie ich zabić. Posprzątać - zaczęła cichutko, jednak mógł usłyszeć niebezpieczną nutę w jej głosie. Trochę zignorowała jego pytanie, samej mając ich zbyt wiele. - Chodziło o to, że nie podniósł byś ręki na swojego, tak? - Kontynuowała coraz bardziej się nakręcając. Nie chodziło nawet o fakt, żeby była demonem. Zwyczajnie jak przystało na prawdziwą damę dzieliła włos na czworo i nie potrafiła odpuścić. Roztrząsała całą sytuację na nowo i na nowo przez ostatnie siedem dni i nocy. Wiedziała, że udawanie był zdecydowanie łatwiejszym i bardziej rozsądnym wyjściem. Dzięki temu nikt nie ucierpiał. Rozumiała to, mimo wszystko była zraniona. - Jak mam Ci po tym ufać. Jak- odwróciła się do niego wpatrując uporczywie w jego oczy. Zaczęła do niego podchodzić i zatrzymała się tuż przed nim. Uniosła obecnie nienaruszony nadgarstek tuż przed jego twarz i zamachała nim kilkukrotnie. - Skąd mam wiedzieć, że następnym razem to nie będzie moja szyja, Takuya - była zła, co bez problemu mógł wyczuć, jednak nuta smutku w jej głosie była bardzo dobrze słyszalna. Nie odsunęła się od niego, chociaż powinna, ponownie lekko drżąc. Zacisnęła dłonie w pięści raniąc sobie skórę szponiastymi paznokciami, o których zapomniała. Stała blisko, bardzo blisko. Może aż za bardzo? Była wściekła. Bał się jej? Przez chwilę chciała, żeby się jej bał. Jej spojrzenie prześlizgnęło się po jego boku, w który został ranny. Przełknęła ślinę odwracając wzrok. Tak bardzo potrzebowała jego bliskości. Tak bardzo pragnęła jego krwi. Rzeczywiście mogła zniknąć. Może tak byłoby dla nich lepiej?
I chociaż słyszała jego tłumaczenie, wiedziała, że nie miała prawa się na niego gniewać, nie potrafiła od tak przestać. Skoro powiedziała A, musiała także powiedzieć B i nie mogła zostawić wszystkiego tak niedokończony sposób. Słysząc jego komentarz w sprawię walki nie udało jej się powstrzymać suchego parsknięcia. Nie wyrwała jednak nadgarstka, który tak łagodnie trzymał w swojej dłoni. Mogła zaprzeczać przed całym światem, że dotyk jego skóry jej nie uspokajał, jednak nie potrafiła okłamać samej siebie.
- Wyglądałaby inaczej od razu zaatakowałbyś głowę tak? - Zakpiła wzdychając, a cała złość powoli zaczynała ją opuszczać, jak gdyby dotyk Takuyi przedziurawił ją niczym napompowanego balona. Wpatrywała się oczami bez wyrazu jak próbował otworzyć jej dłonie i lekko je objąć. Nie protestowała, bo bardzo pragnęła jego dotyku. Jej lisie uszy przylgnęły do liliowych włosów podsumowując całą niechęć i smutek, jaki w niej wzbierał. Była wściekła i wkurzona, a teraz po tych wszystkich emocjach, po całej złości pozostała już tylko dziwna pustka. Smutek, którego nie potrafiła się wyzbyć. Był przecież jedynie zwykłym człowiekiem. Takim, którego demony zjadały na śniadanie. Był jej wrogiem - wmawiała sobie, jednak własne myśli wydawały jej się wymuszone i płytkie.
- Boję się, że następnym razem poświęcisz mnie - słowa wypłynęły same, kiedy jej głos nasiąkł okropnym smutkiem. - A ja będę w stanie jedynie się temu przyglądać. To co jest między nami - ponownie wróciła wzrokiem do jego ciemnych tęczówek. - Ta relacja nas zniszczy, a ja nie potrafię z niej zrezygnować - dokończyła łamiącym się głosem i nim się zorientowała jej czoło mimowolnie opadło na jego klatkę piersiową. Był to jedyny punkt styku ich ciał. Oprócz uchwytu, w jakim trzymał jej nadgarstki. Nie płakała, a jej oczy były wyjątkowo suche. Kitsune rzadko kiedy potrafiła powstrzymać płacz, chociaż bardzo się starała. Tym razem jednak nic takiego się nie stało. Czuła dziwną pustkę. Ulgę, że jej obawy ujrzały światło dzienne, jednak jego cudowny zapach wszystko komplikował.
- Mam taką okropną ochotę Cię zjeść - wychrypiała wciąż dygocząc. Dostał kolejną podpowiedź jej stanu. Westchnęła powoli odsuwając swoje czoło od jego ciała. Może powinna dać mu trochę przestrzeni? Chociaż to był jej pomysł, aby udali się do środka, teraz już go żałowała. - Powinieneś udać się do medyka - dodała.
-Gdybym nie wiedział, że to Ty, to tak. Po co odcinać dłoń skoro można od razu głowę? W takich sytuacjach nie ma zbyt dużo czasu do namysłu, a jeśli starcie można zakończyć od razu to dlaczego miałbym z tego nie skorzystać?- choć kochał walczyć, to nie zamierzał przy tym narażać czyjegokolwiek życia. Czy to swojego, czy jakiegoś swojego kompana. Poza tym kwestia, którą wypowiedział powinna też w jakiś sposób rozwiać wątpliwości co do tego w jaki sposób Kurokaze potraktował by każdego innego demona niż lisica, bo przecież nawet i w tej sytuacji bardzo dużo ryzykował.
-Nie mam i nigdy nie będę miał zamiaru Cię poświęcić. - odparł z dużą pewnością w głosie. Być może zabrzmiało to nawet jak lekka strofa. -Jeśli miałbym kogoś poświęcać to w pierwszej kolejności byłbym to ja. Poza tym dlaczego miałbym tak łatwo zaprzepaścić to nad czym ja...- zawiesił na chwilę głos i spojrzał na Kitsune. - Nad czym my tak ciężko pracujemy. Ja też nie potrafię z tego zrezygnować to już jakby w pewien sposób stało się częścią mnie.- na sam koniec jego ton już złagodniał i gdy kobieta oparła o niego głowę zluzował uścisk żeby po prostu ją objąć. Zrzucenie z siebie ciężaru było na prawdę trudne. Takuya sam miał trudność z otworzeniem się, więc jak najbardziej rozumiał obawy i mur jaki zbudowała demonica. To wszystko jednak jeszcze bardziej utwierdziło go, że nie jest z tym wszystkim samotny, dlatego bez większego problemu postanowił się podzielić swoimi przemyśleniami na ten temat. Zignorował wspominkę o zjedzeniu nie bardzo wiedząc co w tej sytuacji powiedzieć.
-Już byłem. Nic więcej nie wyczaruję, trzeba czasu, aby rana się zagoiła.- choć dla Kitsune mogło to być dziwne i nienormalne, że rany tak długo się goją, ale dla niego była to codzienność i słabość, którą zawsze musiał przezwyciężać. Niekiedy ruszał na misję w gorszym stanie, nawet by się nie zdziwił jakby zaraz go gdzieś wysłali. Nasuwało się jedynie pytanie, co teraz? Jeśli lisica pozwoliła mu się objąć to trwał w milczeniu w uścisku nie wiedząc za bardzo co dalej robić. Kryzys zażegnany? A może zrodziło się jeszcze więcej pytań i wątpliwości?
- Właśnie powiedziałam, że chcę Cię zjeść a ty mnie tulisz - wypaliła nagle z wyczuwalnym rozbawieniem w głosie. Po prostu nie mogła się powstrzymać. Wdychała jego przyjemny zapach. Tęskniła za nim, a cała sytuacja i kłótnia wydały jej się nagle absurdalne. Kryzys chyba rzeczywiście został zażegnany. - Masz strasznie samobójcze zapędy - dodała chichocząc pod nosem i wracając do tej szczęśliwej Kitsune, którą zazwyczaj była w jego towarzystwie.
- Muszę wyjechać - powiedziała nagle odrobinę ciszej. - Zostałam wezwana - dodała zamykając usta. Za pewne mógł się domyślać co to oznaczało. Nie zamierzała jednak dopowiadać mu nic więcej. Zasznurowała usta posyłając mu dziwnie smutny uśmiech.
Z pretensji rozmowa bardzo szybko przeszła w szczere wyznania za równo z jednej jak i drugiej strony. Takuya miał nadzieję, że jego słowa jak i dotychczasowe czyny już dość mocno upewniły Kitsune w tym, że jak najbardziej bierze ich na poważnie. Gotów był postawić na szali swoje życie jeśli chodziło o nich, bez dwóch zdań. Jeśli sytuacja wymagała udawania wrogów, tak też robił. Co prawda nigdy nie zadałby kończącego ciosu, a jeżeli taki by nadchodził to cóż... Ktoś mógłby już nieodwracalnie stracić rękę. Wątpił, aby ktokolwiek z jego towarzyszy rozumiał sytuację, w której się znajdował, więc dialog najpewniej nie przyniósłby niczego dobrego. Na potwierdzenie tego, że wszystko zostało zażegnane poczuł jak ciało demonicy przywarło do jego. Na początku parsknął lekko po słowach Kitsune.
-Ale to już wiemy nie od dziś. W końcu wątpię, aby którykolwiek z zabójców zdecydował się na coś takiego. Najwidoczniej w tym moim szaleństwie jest łut szczęścia.- odparł i westchnął nieco głośniej. -Poza tym oboje dobrze wiemy, że byś tego nie zrobiła. - dodał przyciągając ją do siebie nieco mocniej. Niedługo później poczuł już dobrze znane i znajome ukłucie na klatce piersiowej. Przygryzł lekko wargę, gdyż z każdym kolejnym przyzwyczajał się do tego jeszcze bardziej. Nie spodziewał się jednak, że to właśnie tamto miejsce wybierze lisica i to całkiem niespodziewanie. Gdy spojrzał na jej czubek głowy zaczął się zastanawiać kim albo czym tak na prawdę dla niej był. Ulubioną zabawką, którą z nikim nie chciała się dzielić? Do jakich uczuć w ogóle były zdolne demony? Czy gdyby nie to, że oddawał jej swoją krew to dalej byłby w jej oczach bardzo wartościowy? Ciągle dawał coś od siebie tak na prawdę po to, aby uchronić innych i potencjalnie dokonać jakiegoś przełomu, ale nie dało się ukryć, że sporo go to kosztowało. Z rozmyślań wytrąciło go wiadomość Kitsune o wyjeździe. Bardzo szybko połączył kropki, gdyż jego wezwanie było zupełnie inne niż każde dotychczasowe. Szykowało się coś dużego.
-Ja też i to w nieco inny sposób niż zazwyczaj.- odparł od razu wiedząc co to najprawdopodobniej oznacza. Czyżby mieli stanąć na przeciwko siebie? Jak zawsze obawiał się najgorszego i chciał być na to gotów, ale jak przygotować się na coś takiego? Sytuacje, w których mogli się znaleźć był na prawdę przeróżne. Poza tym możliwe były scenariusze, w których któreś z nich nie wróci nie wiedząc o losie drugiego. Od tych wszystkich rozmyślań powoli zaczynała go boleć głowa, a może to ubytek krwi? Ciężko było stwierdzić.
- Przeceniasz mnie - westchnęła wdychając jego zapach. Z jednej strony czuła się wdzięczna i dumna, że tak jej ufał, a z drugiej wisiała nad nią obawa. Co gdyby, zawsze gdzieś się tam czaiło. Było we wszystkich słowach, jakie szeptała jej ciemność ukrywająca się w kątach pomieszczenia.
- Uważaj na siebie - wyszeptała muskając jego skórę oddechem. W końcu jednak zmniejszyła dystans do zera składając delikatny pocałunek na jego dolnej wardze, tym samym brudząc ją jego krwią. Czy była to kolejna obietnica? Odsunęła się oblizując mokre z jego krwi wargi. Spojrzała na niego ostatni raz i wyszła w ciemną i nieznaną noc.
zt Kitsu i Takuya
Przeszła Osakę, przeszła pobliski las, żeby znaleźć niewielką chatkę ukrytą przed ludzkim wzrokiem. Zapomnianą - o czym przekonała się, kiedy już tam dotarła. Wszystko było tak jak ostatnio to zostawiła, co tylko utwierdziło ją w fakcie, że właściciel nie wrócił do domu. Został zjedzony przez demona? Nie byłoby to wcale takie dziwne, jednak szczerze nie potrafiła w to uwierzyć. Była niemal pewna, że los nie był tak łaskawy, a wyjście z problemu nie było tak banalnie proste. Kurokaze Takuya gdzieś się podziewał. Czy wciąż za nim tęskniła? Oczywiście, że nie. Był nic nie znaczącym człowiekiem. Tęskniła za smakiem jego uzależniającej krwi i nie potrafiła tego nawet ukryć. Wierzyła, że już nie musiała. Minoru wykrzyczał przy wszystkich jej największy sekret. Wielu uznałoby go za okrutnego. Kitsune jednak czuła się wybawiona. Zrobił za nią to czego nie była wstanie. Uwolnił ją od ciężaru tej relacji. Teraz mogła swobodnie rozmawiać o Zabójcy z oddechem wiatru. Zabójcy, którego głowę kiedyś będzie zmuszona przynieść Kizuki. Chociaż nie powiedział nic na głos czuła po kościach, że właśnie tego oczekiwał, a ona nie zamierzała go zawieźć.
Teraz miała jednak inne problemy. Była chora. Pasożyty w końcu także uważano za chorobę. A ona właśnie takiego posiadała. Coś w niej rosło i nie chciało przestać. Chociaż często uchodziła za głupiutką tym razem wiedziała o co chodziło. Wysłała wiadomość do jedynej osoby, która mogła być powodem tych kłopotów. I chociaż nie spodziewała się, żeby demon przybył i w ogóle się przejął. Tak naprawdę nie spodziewała się po nim absolutnie niczego. Zwłaszcza po tej szopce, którą odstawił na Trybunach. Nie była go pewna. Namieszał jej w głowie, ponownie. Tym razem totalnie nie wiedziała czego od niego oczekiwać, dlatego też bez jakiejkolwiek nadziei wysłała do Suny wiadomość. Bo to chyba był Suna, prawda?
Nie wiedziała ile czasu minęło. Nie wiedziała także czy zdecyduje się przybyć, skoro został wezwany. Nie podała mu powodu, żeby go nie zniechęcać. Leżała płasko na posłaniu w nie swojej sypialni. Ta należała do właściciela chatki, nie do niej. Ale czy miało to jeszcze jakieś znaczenie? Miała na sobie jedynie podomowe czarne kimono, niedbale związane w pasie. Spore części jej nagiego ciała pozostawały nieokryte, kiedy leżała na plecach wpatrując się pustym spojrzeniem w sufit. Nie wiedziała czy panował dzień czy już noc. Zasłony uniemożliwiały promieniom słonecznym wejście do pomieszczenia. Ktoś starannie przystosował chatkę do goszczenia demonów i do tego zrobił to dla niej.
W całej chatce unosił się słodki zapach jej krwi. Leżała w bezruchu, a jedynie jej szponiasta dłoń poruszała się rytmicznie. Zanurzała ostre pazury w swoim podbrzuszu, które za każdym razem zaczynało się leczyć tylko po to, żeby znowu je rozorała. Rana nie była zbyt głęboka, jak gdyby Lisica nie była w stanie skaleczyć się bardziej. Jej szpony przedzierały się przez bladą skórę jak przez masło charatając odkryte mięśnie i część otrzewnej.
- Nande naiteru no to kikarekotaereru namida nanka ja - śpiewała cicho pod nosem piosenkę, którą nie wiedziała skąd pamiętała. Może jeszcze z ludzkiego życia?
- Piosenka:
⠀⠀⠀⠀Do takich wniosków doszedł, kiedy nie natknął się na brata w Oguni. Nie spotkał go na brzegu głównej wyspy, ani nawet w ich ulubionej kryjówce. Nie czuł jego zapachu, nie potrafił określić gdzie i za czym polował Suna, że tak bardzo się oddalił. To było niepokojące. Zwykle nie oddzielali się od siebie na tak długo, a jeśli nawet, to zawsze wiedział gdzie go odnaleźć.
⠀⠀⠀⠀A teraz? Sachi czuł się jak pies, którego właściciel pozostawił w obcym lesie. Nie znał drogi, nie wiedział gdzie się podziać, czym zająć, co zrobić, żeby to zmienić. Był zagubiony, był smutny, zdezorientowany. Szedł w nieznane z listem w rękach. Właściwie nie mógł tego nawet nazwać listem, a jedynie krótką notką zaadresowaną do lepszego z ich dwóch. Z jakiegoś jednak powodu Suna nie stawił się, aby odebrać wiadomość, a on nie mógł dłużej zwlekać. Zbliżała się data zaplanowanego spotkania.
⠀⠀⠀⠀Może ten ktoś będzie wiedział, co się z nim stało?
⠀⠀⠀⠀Nie znał okolicy. Od pewnego czasu poruszał się używając jedynie nosa. Wyczuwał słabą woń krwi, która maskowała inne zapachy. Jeżeli gdzieś tutaj krył się demon, to pozostał on niewidoczny dla ciemnowłosego. Przerażało go otoczenie, takie puste i obce. Nawet Suna nic nie wspominał o chatce ukrytej niedaleko Osaki.
⠀⠀⠀⠀Oh, gdzie jesteś?
⠀⠀⠀⠀Był spóźniony. Minęło kilka godzin, zanim znalazł coś, co przykuło jego uwagę. Odległe światełko, jakby pochodzące od ognia. Uznał, że nawet jeżeli znów trafił w złe miejsce, to przynajmniej zapoluje. W środku lasu nie mogło mieszkać zbyt wiele osób, a jeżeli mu się poszczęści, trafi na jakiegoś samotnika, którego nawet on, ze swoim słabym, demonicznym ciałem będzie w stanie zabić.
⠀⠀⠀⠀Zabić. Zjeść.
⠀⠀⠀⠀Serce ścisnęło go na samą myśl. Poczuł zbierająca w kącikach ust wilgoć. Nienawidził takiego życia, organizmu, który kazał mu zjadać innych ludzi. Nadal się tego obawiał, nadal dostawał mdłości i zwracał nawet ludzką krew. Ciało musiało jednak korzystać z pochłanianych przez niego resztek, bo od czasu opuszczenia Oguni nie protestowało. Teraz był po prostu żałośnie wręcz zagubiony.
⠀⠀⠀⠀Złapał się ramy i zajrzał do środka. Okna zostały zasłonięte więc pozostały mu jedynie drzwi. Dyskrecja odpadała. Musiał najpierw przesunąć je wzdłuż ramy i narobić hałasu, aby w ogóle móc zbadać co zastanie w środku.
⠀⠀⠀⠀Ciemność. Pomieszczenie oświetlała jedynie mdła łuna i bał się zajrzeć nieco dalej.
⠀⠀⠀⠀— Suna? Jesteś tutaj? — zapytał cicho, co oznaczało tylko tyle, że na pewno usłyszałby go każdy normalny demon. Wślizgnął się do środka wraz z chłodem mocy, nagle przejęty dziwnym, znajomym zapachem, który panował wewnątrz. Nie tylko świeża krew, ale coś jeszcze... woń, którą poznał na trybunach z bardzo bliska.
⠀⠀⠀⠀Stanął w progu przełykając głośno ślinę.
⠀⠀⠀⠀Na środku leżała odsłonięta do widoku, piękna kobieta o błyszczących jasno włosach i aksamitnych, zwierzęcych uszach. Wyglądała na zajętą sobą, ale na pewno wiedziała już, że przybył.
⠀⠀⠀⠀Sachi, a nie Suna.
I'd rather sleep #615743
Instead of being sixteen and burning up a bible
Feeling super, super, super suicidal
Suna? Jesteś tutaj? - usłyszała głos Suny wewnątrz chatki. Sceny z Trybun ponownie przemknęły jej przed pustym wzrokiem, który nieustannie wlepiała w sufit. Suna, który Suną nie był. Ponownie. Więc kim zatem był?
Ktoś stał w progu pokoju, w którym się znajdowała. Tak, tak jej się wydawało. Dopiero po chwili odwróciła lekko twarz spoglądając w tamtą stronę. Wciąż się nie ruszała. Była przecież ciężko chora. Stał tam. Wyglądał tak jak go zapamiętała. Wyglądał tak jak przy każdym ich spotkaniu. Pachniał również tak samo. Wystarczyło jednak jedno krótkie zerknięcie na jego niepewną minę, obawę i strach w oczach, żeby połączyć fakty. Nie był pewnym siebie, wiecznie uśmiechniętym i leniwym Suną. Więc kim zatem był? Kitsune nie znała go za dobrze. Praktycznie nie znała go wcale. Oczywiście nie licząc fizycznej jego części, którą pamiętała aż za dobrze. Cała reszta nie miała dotychczas znaczenia.
- Nie jesteś Suną, więc kim jesteś? - Zapytała cicho nie odrywając czerwonych tęczówek od demona stojącego w drzwiach. Zaprzestała jednak się okaleczać, co Sachi powinien uznać za swój własny sukces. Jej uwaga całkowicie skupiła się na nim. Jeśli nie lubił być w centrum uwagi to miał właśnie zdrowo przejebane. Jej wzrok nie był jednak ponaglający. Wydawał się wciąż tak samo pusty.
Kitsune odwróciła się bardzo powoli na bok. Każdy ruch sprawiał jej dziwny, tępy ból. Długie, lilowe włosy rozsypały się na posłaniu niczym aureola połyskująca w słabym świetle. Lisie uszy przylegały do jej głowy, jak gdyby były bardzo smutne. Cienkie kimono zakrywało niektóre części jej ciała, czego w ogóle nie zdawała się zauważać. Posłanie ubabrane w jej krwi, tej świeżej i tej już dawno zaschniętej. Jak długo tak trwała? Rana na podbrzuszu parowała lekko gojąc się. Przyjęła swoją porażkę. Nie potrafiła pozbyć się tej choroby. Była zbyt słaba, a może zwyczajnie brakowało jej motywacji. Może po prostu chciała, żeby Suna to zrobił; żeby ponownie na nią spojrzał. Jednak to nie Suna zjawił się na jej prośbę. Przyszedł ktoś inny.
Nie potrafiła określić jak długo milczała wpatrując się jedynie w to niespokojne, ale kochane oblicze Sachiego. Sprawił jednak, że na jej spierzchniętych wargach wykwitł delikatny uśmiech. Był słaby i przepełniony bólem. W pewnym momencie straciła lekko ostrość widzenia. Coś mokrego spłynęło po jej lewym policzku cienką stróżką, opadając na poduszkę. Co to było?
- Miałam nadzieję, że Suna mi pomoże - wyjaśniła cichutkim głosem. Tak bardzo nienaturalnym do tego wesołego, którego używała nacodzień. Wyciągnęła dłoń w stronę Sachiego. Jej szpony zmalały tworząc zwykłe, chude palce; całe uwalone w jej własnej krwi. - Czy w takim razie Ty zechcesz mi pomóc?
Dlatego, że przybył Sachi, a nie Suna, mogła pozwolić sobie na chwilę szczerej słabości.
⠀⠀⠀⠀Dopiero gdy był już pewien, że poza lisią damą nie ma tutaj nikogo, spojrzał ku niej, przełykając głośno ślinę.
⠀⠀⠀⠀— Szukam Suny — przyznał, z taką dozą pewności, na jaką było go stać w obecności Kitsune. Cały czas miał przed oczami jej nadgryzioną łydkę i widok, jaki miał z perspektywy podnóżka. Czy powinien jej powiedzieć, że zobaczył wtedy znacznie więcej, niż wypadało? Ale to nie on kazał jej zakładać na trybuny suknię. Przełknął głośno, odchrząkną i kaszlną. Przygotowań do otwarcia ust było aż w nadmiarze, a kiedy wreszcie coś z siebie wydusił, było to ciche i niewyraźne. — Jestem jego bratem... może coś o mnie mówił...
⠀⠀⠀⠀Wbił spojrzenie w czubki swoich butów, choć nawet wtedy kobieta mogła dostrzec, że jego policzki przybrały barwę dojrzałej brzoskwini. Sachi za bardzo starał się nie patrzeć w jej kierunku, więc kiedy coś mówił, ślizgał wzrokiem po jej odsłoniętych krągłościach, jakby obawiał się, że ta zarzuci mu zbytnią śmiałość. Ale to przecież ona leżała tu, po środku pokoju, nakryta cienkimi szatami i kaleczyła się, tworząc na posadce kałużę ciemnoczerwonej krwi.
⠀⠀⠀⠀W co takiego wplątał się Suna?
⠀⠀⠀⠀Jakie życie prowadził za plecami brata, że wiadomości wysyłały do niego tak powabne damy. I co, do cholery, miała oznaczać ta sytuacja? Dlaczego ona czekała na niego w takiej pozie? Nic z tego nie rozumiał i bał się zbliżyć, nawet wtedy, gdy Kitsune poprosiła go o pomoc. Wzdrygnął się i odwrócił wzrok w kierunku wyjścia. Nadal miał szansę uciec.
⠀⠀⠀⠀Ciekawość trzymała go jednak w miejscu.
⠀⠀⠀⠀— W czym potrzebujesz... znaczy, przepraszam za tamto... ale to chyba nieważne, chciałaś pomocy. W czym? — Spojrzał na nią, zmuszając się do stania prosto. Czuł, że jego kolana dygocą na boki, ale nie umiał stwierdzić, czy bał się jej w tym momencie, czy jedynie przez pryzmat wspomnienia z trybun.
⠀⠀⠀⠀Czyżby go nie zapamiętała? Już wtedy wykrzykiwał imię Suny, sugerując, że nie jest swoim bratem. Wiedział, że wyglądali niemal identycznie, ale wprawne oko potrafiło zauważył drobne, dzielące ich różnice. Do pewnego siebie, chytrego bliźniaka pasowało określenie przystojny. Sachi był w najlepszym wypadku ładny. Nie szczerzył się tak wyraźnie, choć oboje mieli wadę zgryzu, i miał znacznie łagodniejsze, niemalże kobiece rysy. Gdyby nie wyraziste brwi i grube, sztywne włosy, ktoś mógłby go pomylić z kobietą.
⠀⠀⠀⠀Przy Kitsune wypadał jednak blado.
⠀⠀⠀⠀Słychać było moment, w którym odetchnął i zebrał w sobie odwagę na tyle, by unieść wzrok. Jeszcze raz jej się przyjrzał. Szukał czegoś, co mogłoby zdradzić powody tak dziwnego wezwania.
⠀⠀⠀⠀— Jeżeli wiesz gdzie on jest, to mi powiedz. Nie pojawił się na trybunach i zaczynam się martwić — wyrzucił z siebie ciągiem.
I'd rather sleep #615743
Instead of being sixteen and burning up a bible
Feeling super, super, super suicidal
- Nie ma go tutaj. Też go szukałam - odpowiedziała w końcu powoli unosząc się z posłania. Nie wstawała całymi dniami, jej ciało wydawało się ciężkie i ociężałe. Wszystko ją bolało, chociaż nie miało ku temu konkretnego powodu. Poprawiła kimono, żeby przestać krępować gościa. Wciąż było jedynie cienkim materiałem, ale przynajmniej zakryło wszystko co potrzeba.
I'm scared to get close, and I hate being alone.
Samotność ją przerażała, a była przecież jedynym co tak naprawdę znała. Ponownie zdeżyła się z rzeczywistością i jak zwykle była zmuszona poradzić sobie w pojedynkę. Zdecydowała się schować wszystkie swoje demony i problemy, bo stojący przed nią wystraszony chłopiec nie mógł jej w niczym pomóc. On sam potrzebował pomocy. Mimowolnie dotknęła znaku na łabędziej szyi. Czy Minoru-sama także czuł jej ból?
Więc był jego bratem. Bratem bliźniakiem. Jednak nawet bliźniacy się od siebie różnili. Był tak różny od Suny jak dwie humorzaste strony Kitsune. Wtedy na Murach Suna zapytał ją, czy miała siostrę bliźniaczkę, a ona była po prostu zmienna. Jak zmienny był Sachi, a jak bardzo Suna?
Zaczęła iść w jego stronę. Stawiała powolne, drobne kroki jak gdyby nie chciała go wystraszyć. Wyglądała niepozornie. Była chudsza i bardziej zmarnowana, a lisie uszy leżały płasko na lilowej głowie jak u nieszczęśliwego szczeniaka. Uniosła spojrzenie czerwonych tęczówek dopiero kiedy znalazła się blisko, bardzo blisko. Nie miała wątpliwości, że taka odległość mu się nie spodoba. Zblokowała spojrzenie z jego złotymi oczami. Oczami Suny. Nie dotykała go, jednak zbliżyła twarz w okolice jego szyi. Zaciągnęła się jego zapachem jednym długim wdechem. Pachniał tak samo ciężko. Piżmem, sosną i odrobinę cynamonu. Nie tylko wyglądał jak Suna. On był Suną. Mogła przysiąc, a jednak nie była pewna. Może po prostu tak bardzo pragnęła, żeby nim był? Nim się obejrzała jej szczupłe ręce owinęły się wokół jego talii, a jej policzek spoczął na jego torsie. Przymknęła powieki tuląc się do niego delikatnie.
- Wiem, że się mnie boisz - powiedziała cicho trwając tak jeszcze kilka chwil. Zdawała sobie sprawę, że pewnie Sachi przeżywał teraz katusze. Widziała jego drżące nogi kiedy podchodziła. Była jednak samolubna. Potrzebowała pocieszenia i jego dotyku. Miała nawet ochotę go przeprosić, ale nie wiedziała jak przeprosiny działały. - Chciałam tylko, żeby poświęcił mi jeszcze trochę uwagi - dodała próbując jakoś wytłumaczyć swoje zachowanie. Sachi nie był Suną, a jednak nim był.
W końcu odsunęła się jednak robiąc dwa szybkie kroki w tył.
- Nie zrobię Ci krzywdy - dodała po chwili wciąż mu się przyglądając. Był na nią zły? Bał się? Badała ostrożnie jego reakcję. W końcu jednak odwróciła wzrok zahaczając przydługim kłem o dolną wargę. Powoli wracała do siebie. Chociaż przez długi czas nie potrafiła nic mu powiedzieć to nie tak, że go nie słuchała. Wręcz przeciwnie. Teraz przyszedł czas na nadrobienie zaległości.
- Była chociaż smaczna? - rzuciła nagle wystawiając w jego stronę skrawek swojej łydki. Pytanie było absurdalne, a jednak całkiem poważne. Naprawdę chciała wiedzieć i miała nadzieję, że mu smakowała. - Emmm. To nic takiego. Zapomnij - kontynuowała słowotok machając lekko dłońmi w zapewniającym geście. Była jednak strasznie słabą kłamczuchą i zwyczajnie można z niej było wszystko wyczytać. - Niestety nie wiem gdzie jest. Nie widziałam go od pobytu w Kyoto. Jakieś trzy miesiące temu. Jestem koleżanką Suny. W sumie nie znamy się najlepiej. Prawie wcale. Jednak kiepska ze mnie koleżanka - gmatwała się we własnych słowach próbując cokolwiek mu wyjaśnić. Wcale było w tym przypadku wielkim niedopowiedzeniem, a jednak bardzo pasowało.
- Przyszedłeś tylko Ty - dodała na koniec w końcu biorąc jakiś oddech między słowami.
⠀⠀⠀⠀Rozczarowanie odbiło się w jego spojrzeniu, po czym rozlało na twarz w formie wykrzywionych ku dołowi kącików ust. Pojawiło się też zupełnie nowe uczucie. Zazdrość. Ostre ukłucie w głębi serca za sprawą którego spojrzał na Kitsune w niepokojący, szorstki sposób. Może jednak to, że nie wiedziała gdzie podziewa się Suna było dobrym znakiem? To on pierwszy go odszuka.
⠀⠀⠀⠀Puścił się ramy i zrobił krok w plamę światła. Ramiona wisiały luźno wzdłuż ciała, a głowa przesuwała się na boki gdy badał otoczenie. Nie umknęło jego uwadze, że kobieta osłania się teraz przed jego widokiem, jakby dopiero teraz uwierzyła, że nie ma przed sobą prawdziwego Suny, a jedynie jego mierną, słabą kopię. Osobę, która darzyła ją z goła odmiennym uczuciem od drugiego bliźniaka.
⠀⠀⠀⠀Powiedział jej to już na trybunach. Suna jest mój. Nie zamierzał się nim z kimkolwiek dzielić.
⠀⠀⠀⠀Zbliżyła się do niego jak cień przesuwający się po ścianie. Bezgłośnie, śliska jak wąż i aksamitna niczym jej własna, delikatna szata. Pod prześwitującą warstwą woalu widział rumianą skórę i poczuł jej strukturę, gdy przylgnęła do niego swoim ciałem. Spiął się w pierwszym odruchu i cofnął nieco ręce, nie chcąc przypadkiem jej dotknąć. Spojrzał nieco w dół, pomiędzy jej zwierzęce uszy i jaśniejące w mroku oczy. Rozchylił lekko usta, ale nic nie powiedział.
⠀⠀⠀⠀Wytrzymał.
⠀⠀⠀⠀— Kim jest dla ciebie Suna? — zapytał, przełykając nerwowo ślinę. Chciał by głos zabrzmiał twardo, ale ze strachu wydobył z siebie jedynie szept. Nie rozumiał tej bliskości. Paraliżowała go i obrzydzała. Domyślił się, że w ten sam sposób kobieta witała jego brata, choć nie wyobrażał sobie swojego dumnego, zepsutego bliźniaka w równie upokarzającej sytuacji. Robiło mu się gorąco. — Odsuń się.
⠀⠀⠀⠀Pomógł jej, cofając się znów w bezpieczny półcień. Obrzucił jej kształty skręconym z obrzydzenia spojrzeniem. Była piękna, temu nie mógł zaprzeczyć, ale wyobrażanie sobie co ta diablica robiła z jego bratem wywoływało w żołądku skurcze, nie słabsze od tych, gdy zmuszał się do pożerania ludzkiego mięsa.
⠀⠀⠀⠀A ona nie przestawała mówić. Widział delikatne ruchy jej ust, przez które cisza zanieczyszczona została słowami. Pokręcił głową, próbował się od tego odciąć, ale nie mógł uciec. Coś trzymało go w miejscu. Czy to pomoc, o którą poprosiła go kobieta?
⠀⠀⠀⠀— Nie wiem... nie pamiętam — mruknął, rzucając szybkie spojrzenie na odsłoniętą nogę. A więc pamiętała, choć nie wyglądała na zezłoszczoną. Pamiętam jednak, że zbliżyła się do niego w mgnieniu oka. Była nieprzewidywalna, a uśmiech wcale nie oznaczał, że się cieszyła. — Czego od niego chcesz, skoro ledwo się znacie? Jesteś tą, która dostała miecz... jesteś niebezpieczna. Nie mów, że chciałaś go tą przeklętą bronią zaatakować... nie uda ci się. On jest sprytny, pewnie cię już przejrzał. — Gadał od rzeczy, wyrzucając z siebie kolejne słowa, w które sam nie do końca wierzył.
⠀⠀⠀⠀Ale w jej smutek również nie wierzył.
⠀⠀⠀⠀Naprężył mięśnie gotowy się bronić. Przez ułamek sekundy, w momencie gdy rysy na twarzy się wyostrzyły, wyglądał prawie jak on. Oczywiste stało się szybko, że jego pozycja nie nadaje się do walki. Sachi był znacznie bliższy czmychnięcia z tego pomieszczenia, jeżeli kobieta jeszcze raz się do niego zbliży.
⠀⠀⠀⠀— On nigdy mi o tobie nie mówił. Czyżbyś go gnębiła? Czy to przez ciebie zniknął?! — warknął.
I'd rather sleep #615743
Instead of being sixteen and burning up a bible
Feeling super, super, super suicidal
Kim jest dla Ciebie Suna?
Jego słaby szept zrobił na niej większe wrażenie niż najgłośniejszy krzyk. Tuliła się do niego wdychając znajomy zapach. Była to jedynie krótka, ulotna chwila, ale wystarczyła. Poczucie bezpieczeństwa powróciło, nawet jeżeli było złudne. Jego strach i cierpienie były prawie namacalne. Czuła na końcu języka smak jego obrzydzenia. Spięte mięśnie pod swoimi dłońmi.
- Przypomina mi wolność - odpowiedziała w końcu równie cichutko. Gdyby przez drzwi do opuszczonej chatki Kurokaze wszedł Suna, a nie Sachi; sytuacja potoczyłaby się całkiem inaczej. Nie miałaby odwagi przywitać go w taki sposób. Byłaby zbyt dumna, żeby ukazać aż tyle cierpienia i bezradności. Prędzej by mu coś wygarnęła, zamieniła smutek w złość. Wierzyła, że Suna byłby silniejszy niż ona, przynajmniej psychicznie. Pomógłby jej rozprawić się z problemem i pewnie potem zniknął już na zawsze. Ale czy właśnie nie dlatego nawiązała z nim kontakt? Na pożegnanie.
Odsuń się.
Odskoczyła od niego jak oparzona w tym samym momencie kiedy i on wykonał krok w tył. Oblała ją fala chłodu. Zawstydzona swoją śmiałością, swoim wyznaniem. Mówiła dużo, bez większego sensu. Próbowała mu się tłumaczyć, sama nie wiedząc dlaczego. Odwróciła wzrok trochę skrępowana, nerwowo przygryzając wnętrze swojego policzka. Jej wyjaśnienia nie przyniosły jednak zamierzonego skutku. Odpowiedź Sachiego uderzyła ją bardziej niż się tego spodziewała. Czego od niego chcesz, skoro ledwo się znacie? Okazało się jak najbardziej trafne.
- Ja nie - zaczęła i szybko skończyła. Zacisnęła dłonie z całej siły w pięści dziurawiąc skórę szponiastymi palcami. Próbowała się uspokoić. Przecież wystarczyła chwila, żeby straciła nad sobą panowanie; żeby stała się niebezpieczna, jak sam zdążył zauważyć. Krople jej krwi zaczęły gromadzić się na pobielałych knykciach i kapać powoli na drewnianą podłogę. Powietrze między nimi stało się cięższe, praktycznie można je było kroić nożem. Smutek powoli przekształcał się w złość. Zblokowała z nim urażone spojrzenie i wystarczył ułamek sekundy. Jego rysy stały się ostrzejsze. Wyglądał groźniej, pewniej siebie. Wyglądał jak Suna. Bliźniacy byli do siebie podobni, ale nigdy nie identyczni. Uleciało z niej całe powietrze i cała pewność siebie.
Warczał na nią. Nawet nie wiedziała, w którym momencie ugięły się pod nią kolana. Gniew ulotnił się tak szybko jak się pojawił. Już po chwili jej wątłe kolana uderzyły o podłogę z głuchym hukiem. Zakrwawione dłonie mimowolnie powędrowały w okolice lisich uszu, szarpiąc za nie jak gdyby chciała je sobie wyrwać. Nakryła je dłońmi przyciskając do liliowych włosów. Z całej siły zacisnęła powieki kręcąc głową. Chciała, żeby zamilkł, żeby przestał. Mimo, że on nie wierzył w swoje słowa, ona uwierzyła w nie jak najbardziej. Suna na pewno ją przejrzał, czy dlatego zniknął?
Miał postawę godną walki, ale zdradzała go niepewność i strach. Wolała, żeby ją zaatakował. Wrzeszczał czy krzywdził. Nie chciała, żeby odchodził. Wtedy znowu musiałaby zmierzyć się z samotnością.
- Nie gniewaj się na mnie - wyjąkała w końcu wciąż gorączkowo zakrywając swoje uszy. Schowała twarz w przedramionach. Ich role się odmieniły. Wtedy na trybunach to Sachi leżał u jej stóp. Teraz to ona zajęła jego miejsce. Wielka Kitsune. - Chciałam tylko, żeby mi pomógł. Ten jeden, jedyny raz. Nic więcej. Nie łączy nas nic poważnego. On na pewno tak nie uważa. Pewnie nawet mnie nie pamięta - tłumaczyła się dalej bez większego sensu wyrzucając z siebie słowa. Słowa, które dziwnie bolały wypowiedziane głośno.
Sachi i Kitsune byli do siebie całkiem podobni. Obydwoje dojrzałością przypominali trzy miesięcznego golden retrivera.
Nie możesz odpowiadać w tematach