- Ochronię Cię. Nie musisz się martwić - wyszeptała na jednym tchu trwając jeszcze dosłownie dwie sekundy w bezruchu. Była to krótka, ulotna chwila. Dowód tego jak ważny dla niej był, chociaż na codzień tego nie okazywała. Ich relacja pozostawała zagadką. Była tak niepewna, ulotna. Mogła skończyć się w każdej chwili, jednak wciąż była warta każdej ceny. Każdej walki. Puściła go oddalając się. Opadła na miejsce siedzące tuż obok niego, jak gdyby nigdy nic. Bawiła się skrawkiem swojego kimona. Czemu była nagle taka speszona?Słysząc jego pytanie parsknęła cicho. Szybko ją rozbawił. Nie brzydził się, nie bał się, więc co? No właśnie. Uśmiech wykwitł na jej pełnych ustach. - Przyjemna. Podglądałeś?
- Twoja strata - skomentowała cicho jego „nie”. Nie powiedziała nic więcej, jednak zaśmiała się pod nosem kiedy zobaczyła jego lekki uśmiech. Puściła mu oko. Niby żartowała, niby nie. Jak było naprawdę? Nie zamierzała mu tłumaczyć. Na jej ustach również błąkał się łobuzerski uśmiech. Czasami zastanawiała się kto tutaj się kim bawił. Ona nim czy on nią? Nie potrafiła stwierdzić. Najłatwiej było powiedzieć, że bawili się wspólnie. Czy Takuya również czerpał z ich długich rozmów przyjemność? W końcu nie wyglądał na typ człowieka, który lubił spędzać czas z demonami. A może już nie mierzył ją takimi kryteriami? Niby raz odpowiedział jej, że nie była t y l k o demonem. Więc kim była? Pytanie, które coraz częściej kłopotało jej myśli. Chciała znać odpowiedź jak przystało na najbardziej ciekawskie stworzenie na tym świecie.
- Nie wiem jak wyglądałam jako człowiek, jednak rodzina mnie poznała. W końcu wciąż tutaj jestem - odpowiedziała powoli, ważąc słowa. Nie pamiętała ludzkiego życia, ale o tym przecież wiedział. Nie podobał mu się jej obecny wygląd? To na pewno te uszy - myślała i przez kilka chwil mogła wyglądać na skołowana. Jak gdyby była zagubiona i nie do końca wiedziała co powiedzieć. W końcu jednak wzięła głębszy oddech wstając. Odeszła trzy kroki od niego i odwróciła się przodem. Na jej ustach widniał dziwnie smutny uśmiech. Chyba rzeczywiście mu się nie podobała. Nie rozumiała dlaczego miało to dla niej takie duże znaczenie. Nie pamiętała, że na taką ją wychowaną. Miała być zawsze piękną, idealną panią domu pochodzącą z prestiżowego rodu. Niektórych zakorzenionych przekonań widocznie nie dało się wyplenić nawet po przemianie w demona. Westchnęła nie odrywając krwistoczerwonych oczu od jego ciemnych tęczówek. Jej paznokcie wydłużyły się tworząc ostre jak brzytwa szpony. Na dłoniach, na policzku, szyi i innych częściach ciała, pojawiły się delikatne, prawie niewidoczne kwieciste wzory. Reszta jednak pozostała taka sama: długie jasnofioletowe włosy, alabastrowa cera, czerwone oczy i lisie uszy. Wzruszyła lekko ramionami. Widział ją już taką. Tamtej nocy w okolicach świątyni Shinrin-Yoku. Uniosła szponiastą dłoń do góry oglądając ją.
- Zawiodłam Cię? - Zapytała nie patrząc na niego. Chowała przy nim szpony, żeby nie myślał, iż miała jakieś złe zamiary wobec niego. Był to jednak jedynie jeden z powodów. Na codzień posiadanie długich szponów było przecież uciążliwe. Jak miałaby wykonywać podstawowe czynności? Było to uproszczenie w walce, jednak w każdych innych okolicznościach stawało się zbędnym utrudnieniem. Tak naprawdę oprócz innego koloru oczu i włosów oraz tych pojedynczych demonach atrybutów wyglądała jak kiedyś. Mogła znacznie bardziej modyfikować swój wygląd, jednak póki co nie widziała ku temu sposobności. Czuła się dobrze w swojej skórze. Nie widziała sensu wprowadzania zmian. Może gdyby musiała się ukrywać, ale teraz? Była przy Takuyi po prostu sobą. Myślał, że udawała kogoś innego?
Stała tak bez ruchu. Czekała na jego ocenę albo aprobatę? Nie wiedziała co powinna zrobić. Jej ramiona opadły bezwładnie wzdłuż jej ciała. Przekrzywiła delikatnie głowę wyczekując chyba czegokolwiek. Nie odrywała od niego spojrzenia. Normalna rozmowa, więc dlaczego nie było jej do śmiechu?
- A chciałby? - Zapytała odruchowo ciągnąc temat dalej. Gdzie ten mógł ich zaprowadzić? Nie myślała o przyszłości, jak zwykle zreszat. Mówiła co przyszło jej do głowy, nie zastanawiając się za bardzo nad ewentualnymi konsekwencjami tej rozmowy. Specjalnie ciągnęła go za słówka dociekając do prawdy, której tak bardzo była ciekawa. Nie potrafiła tego nawet ukryć i chociaż cała rozmowa mogła wydawać się jedynie zwykłą przyjacielską przepychanką, czy nie miała jakiegoś ukrytego motywu? Kitsune chciała wiedzieć. Potrzebowała wiedzieć jak bardzo była demonem w jego oczach, a jak bardzo kimś. Tylko kim?
- Cieszę się, że uważasz mnie za ładna wśród innych demonów - prychnęła, chociaż mówiła jak najbardziej poważnie. W końcu miało to dla niej duże znaczenie. - Nie lubię walczyć - dodała wzruszając delikatnie ramionami, a szpony powoli zaczęły się zmniejszać i zmieniać w zwykłe, smukłe dłonie. Walka kojarzyła jej się z czymś brudnym, a ona przecież nie lubiła brudzić sobie rąk. Zdecydowanie bardziej nadawałaby się w roli księżniczki, którą ktoś musiałby uratować niż kogoś kto był zmuszony do walki. Życie, nawet demona, nie było jednak usłane tylko różami, o czym zdążyła się już przekonać. Jeśli Stwórca kazał walczyć, trzeba było wykonywać jego rozkazy. Westchnęła, a lekki uśmiech ponownie rozświetlił jej buzię. Chyba „ciężki” temat został zażegnany. Kiedy poklepał miejsce obok siebie nie zwlekała z przyjęciem zaproszenia. Od razu ruszyła w jego stronę zajmując swoje miejsce. Tym razem nie zamierzała tak sobie siedzieć. Położyła się na boku, usadowiła wygodniej. Delikatnie i powoli położyła głowę na jego udzie jak na milusiej podusi, odsłaniając przy okazji kwiecisty policzek. - Odrapałabym Ci szponami wszystkie meble, gdybym się ich na codzień nie pozbywała - posiliła się na niewinny żarcik, w końcu już raz - w złości - zadrapała mu framugę drzwi. Prawie jak gdyby miał w domu kota, tylko takiego dużego. Odwróciła się na plecy spoglądając na niego czerwonymi ślepiami. Wciąż używała jego nogi jako swojej poduszki, było jej całkiem wygodnie. Sięgnęła po jego dłoń i jeśli jej pozwolił trzymała ją w swoich dwóch łapkach. Przeniosła swoje spojrzenie na jego dłoń, potem znowu na jego oczy. Pytające spojrzenie, którym go obdarzyła było jednoznaczne. Nie wypowiedziane na głos: Mogę?, zawisło w powietrzu między nimi. Chodziło jej oczywiście o jego krew. Kilka kropel, czyli prawdziwy, jej ulubiony deser. Jeden z niewielu momentów, w których czuła się z nim powiązana i połączona. Niewidzialną nicią przeznaczenia. Tylko wtedy czuła, że był w końcu dostatecznie blisko. Tak blisko jak chciała.
- Masz rację, ale samo brudzenie sobie rąk nie jest niczym przyjemnym - westchnęła trochę teatralnie. - Nie zrozum mnie źle. Ten przypływ adrenaliny kiedy gonisz swoją ofiarę potrafi być niesamowity. Od czasu do czasu. Samo jedzenie pewnie smakowałoby tak samo gdyby ktoś mi je podawał, a sama nie musiałabym je zdobywać - wytłumaczyła pani wygodnicka specjalnie dobierając mało „obrazowe” słowa. W końcu rozmawiali tutaj o ludziach takich samych jak Takuya. Z krwi i kości. Oczywiście mieli swój własny pakt. Reguły i zasady, ale sam system polowania i pożywiania się pozostawał niezmienny. Zmieniły się jedynie jej ofiary. Mimo wszystko zasada była taka sama jak u zwierząt. Drapieżnik i ofiara. Sam rytuał polowania potrafił być przyjemny - od czasu do czasu. Tak jak dzisiaj Kitsune miała ochotę pobawić się swoim jedzeniem, ale zazwyczaj nie było jej to potrzebne. W końcu lisica przede wszystkim została wychowana na prawdziwą damę. Za pewne jedzenie smakowałby tak samo wybornie, gdyby mogła je spożywać z porcelanowych talerzy.
- No tak. Potrafię być droga w utrzymaniu - pozwoliła sobie na niewinny żarcik samej się z niego śmiejąc. Chodziło jej oczywiście o jedwabne piękne kimona, drogie olejki do kąpieli i wszystkie babskie rzeczy, które przecież były jej bardzo potrzebne. Nie wiedziała czy Takuya zauważył, że było „jej” w jego domu coraz więcej. Złota szczotka do włosów w łazience, porcelanowa waza ze świeżymi lilami na stoliku w rogu pokoju, w którym się znajdowali. Małe szczegóły, które sprawiały, że coraz bardziej czuła się jak u siebie, ale czy mu to odpowiadało? Nie odważyła się zapytać, a zamiast tego zechciała go ponownie spróbować. Posilanie się było jej potrzebne do życia. Spożywanie ludzkich wnętrzności, jednak to jego krew była tym zakazanym owocem, na który ciągle czekała. Bez ustanku o niej marzyła. Jedno znaczące spojrzenie wystarczyło, żeby zrozumiał co dokładnie chodziło jej po głowie. Nie odmówił, a w jej czerwonych oczach pojawiły się wesołe iskierki podekscytowania. Z początku jedynie bawiła się jego dłonią w swoich łapkach. Trochę ją ściskała, trochę puszczała. Nie przeszła od razu do konkretów, nie spieszyło jej się. Przyłożyła powoli wewnętrzną część jego dłoni do swoich pełnych ust.
- Demony nie potrafią kochać, wiesz? - Wyszeptała z nosem przy jego skórze. Wdychała ten znajomy zapach. Jej ulubiony. Złożyła na niej delikatny pocałunek przymykając powieki. - Nie posiadamy tego przywileju - albo tej słabości. Jak kto wolał. Więc czym było to co wobec niego czuła? Przywiązanie? Chęć? Porządnie i pragnienie? Nie wiedziała. W końcu przejechała delikatnie ostrym kłem po jego skórze. Starała się być delikatna, ale bez problemu przecięła pierwszą warstwę. Jej usta zabarwiły się na czerwono, kiedy delektowała się kilkoma kroplami jego krwi.
- Gdyby mnie ktoś zaatakował pewnie też zaczęłabym się bronić. Ucieczka nie leży w naszej naturze. Ty pewnie też zdecydował byś się walczyć, a nie uciekać - skomentowała cicho jego słowa. Była to neutralna uwaga, nie chciała się z nim kłócić. Nie broniła też demonów, ani nie winiła Zabójców. Powiedziała jedynie na głos prawdę, którą zauważyła. Swoje zdanie, nic specjalnego.
- Tylko trochę nowych rzeczy - zaczęła kuląc się odrobinę, jak gdyby jego słowa ją zawstydziły. - Po prostu chciałabym tutaj już zostać -
- Na przykład? - Podłapała wdychając zapach jego skóry. - Nic konkretnego nie przychodzi mi do głowy. Nie możemy wychodzić na zewnątrz za dnia. Nie możemy jeść sporych ilości ludzkiego jedzenia - wyliczała powszechnie znane fakty, o których Takuya na pewno wiedział. Jeśli chciał zdobyć więcej ciekawszych informacji, musiał posilić się na bardziej konkretne, bezpośrednie pytanie. Kitsune rzeczywiście nic innego nie przychodziło do głowy. Nie bycie zdolnym do miłości było dla niej wystarczającym ciosem. Chociaż nie znała tego uczucia. Nie mogła powiedzieć, że za nim tęskniła. Ani, że coś utraciła. Wciąż jednak bardzo chciała je poznać i posiadać. Było ono niczym zakazany owoc, który znajdował się poza jej zasięgiem. Za pewne - tak jak pomyślał Takuya - jej punkt widzenia pochodził jeszcze z ludzkiego życia. Wtedy miłość również była dla niej nieosiągalna. Nic pod tym względem się nie zmieniło. Posiadała w zamian tonę innych emocji: gniew, wściekłość, ciekawość, strach, pożądanie, szczęście, smutek i głód. Nieograniczone pokłady głodu. Jego syknięcie, kiedy przegryzła skórę, nie zrobiło na niej wielkiego wrażenia. Była zbyt zajęta zlizywaniem wszystkich zabłąkanych kropli jego krwi, sączących się z rany. Kiedy ta w końcu odrobinę się zasklepiła i przestała krwawić, Kitsune kilka dłuższych chwil brała pod uwagę wgryzienie się ponownie. Westchnęła w końcu przesuwając jego dłoń po swojej buzi na swój policzek. Ta, zostawiła na alabastrowej skórze czerwoną, brudną smugę. Jej pełne usta zabarwiły się na mocny, karmazynowy kolor. Krew Takuyi pachniała naprawdę cudownie, wyjątkowo. Nieustannie mąciła jej zmysły. Im bliżej się znajdował, tym trudniej było jej myśleć o czymkolwiek innym. Ponownie przytuliła się policzkiem do jego dłoni, wciąż z zamkniętymi oczami. Wyglądała bardzo spokojnie, jak gdyby miała za chwilę zasnąć.
- Zostaniesz ze mną na zawsze, Takuya? - wyszeptała oddychając miarowo. Odpływała powoli. Ile w jej mierze znaczyło na zawsze?
Ton Takuyi wydawał jej się całkiem pozytywny. Chyba był zadowolony ze zmian, jakie wprowadziła w jego otoczeniu. Także lubił ozdoby? O razu się ucieszyła i poczuła się pewniej. Pokręciła przecząco głową
- Nigdzie. Jest mi tutaj bardzo dobrze, ale może kiedyś nie będziesz mnie chciał już gościć - wyjaśniła swój punkt widzenia. Chodziło o niego, nie o nią. Może kiedyś zechce ruszyć dalej ze swoim życiem. Założyć rodzinę, wydorośleć, zająć się czymś innym niż ciągła walką z demonami i goszczeniem jednego pod swoim dachem. Zaśmiała się krótko. - Chyba Ci na to nie pozwolę - dodała żartobliwym tonem, ale chyba nikt nie mógł być pewien, czy rzeczywiście żartowała.
- Nie pamiętam jak było przedtem. Czasami wydaje mi się, że sobie coś przypominam, że coś mi się śni. Ale kiedy budzę się rano nie potrafię sobie przypomnieć co to dokładnie było. Czasami śnię o śnieżnych lisach, albo o pięknej kobiecie z jasnymi włosami. Nie wiem jednak dlaczego - mówiła trochę do niego, trochę o siebie. Nie było to wytłumaczenie, ani sensowna odpowiedź na jego pytanie. Nie posiadał jednak innej. - Nie słyszałam, żebyśmy czegoś nie potrafili, ale nie wiem na ten temat za dużo - dodała na koniec. - Jest coś czego ludzie nie potrafią? - Zaciekawiła się. Jak zwykle była ciekawska. Skoro demony nie potrafiły kochać, może ludzie też nie byli w stanie czegoś robić. Wiedziała, że nie odrastały im kończyny, że umierali jeśli ktoś rozłupał im czaszkę. Ale czy im także czegoś brakowało?
- Śmierć nie musi być końcem - odparła cicho, chociaż wiedziała, że na to nie przystanie. Na pewno nie brał tego pod uwagę. Doskonale o tym wiedziała. Chciała, żeby jednak pamiętał, iż istniała taka możliwość. Gdyby był ranny, albo umierający. Wpatrywała się w niego uporczywie jeszcze kilka chwil. Westchnęła w końcu. - Wiem, że nie bierzesz takiej opcji pod uwagę, ale pamiętaj, że istnieje, dobrze? - Dodała w momencie, w którym jej przerwał.
- Twój sąsiad? - Zażartowała odrobinę nerwowo wstając i ruszając za Takuyą w stronę drzwi. Oczywiście wiedziała, że będzie musiała się schować. Dlatego też puściła go przodem, a sama przyczaiła się tuż za framugą drzwi do kuchni. Była przygotowana, żeby skorzystać z tylnego wyjścia, gdyby Takuyę odwiedził jakiś znajomy po fachu. Konfrontacja skończyłaby się czyjąś śmiercią, a przecież nie było to nikomu potrzebne, prawda? Za pewne jednak nieuniknione.
Mieli gościa i to do tego nieproszonego.
Dobrze. Jak to?
- Ty chyba sobie żartujesz! - Zaczęła zdenerwowanym tonem praktycznie tupiąc bosymi stopami. - Przecież to moja uczta, ślepy jesteś czy jak! M o j a! - Kontynuowała a jej ludzkie dłonie powoli zamieniały się w szpony. - Mój teren, moje jedzenie. Znajdź sobie własne.
- Uciekaj stąd mała pchło! Jestem głodny i tyle. Zabiję Zabójcę, a potem całą okolicę! - Odparował demon stłumionym, przez dziwną paszczę, głosem. Można było wyczuć, że był wkurzony. Nie wyglądał jak gdyby miał odpuścić, jednak lisica również nie dawała za wygraną.
- Rozszarpię Cię na kawałki. Wynocha! - Dodała specjalnie pokazując ostre kły. Całkiem zapomniała o Takuyi, który wylądował gdzieś za nią. Wiedziała przynajmniej, że był w jednym kawałku. Nie czułą jego mącącej, cudownej krwi. Na samą myśl o niej robiła się głodna. A na myśl, że jakiś inny demon mógł jej ją zabrać, ogarniała ją furia.
- Spróbuj! - Krzyknął ruszając prosto na nich. A Kitsune? Od razu rzuciła się do ataku.
Niedorzeczność, niedorzeczność, niedorzeczność.
- Pożałujecie! Pożałujecie! - Wrzeszczał wściekły demon. Nie spodziewał się chyba, że przyjdzie mu walczyć z dwójką przeciwników. Był rozjuszony, jednak nie zabierał się za następny atak. Wręcz przeciwnie. - Zobaczycie! Następnym razem rozniesiemy was w pył! - Zawył i zaczął uciekać w przeciwną stronę, oddalając się od nich.
- Nie możemy pozwolić mu uciec - powiedziała cicho, za pewne to co było jasne i dla Takuyi. Demon specjalnie użył liczby mnogiej. Następnym razem nie pojawi się już sam. Następnym razem przyjdzie ze swoimi przydupasami, a wtedy to oni będą na przegranej pozycji. Istniała tylko jedna opcja, ruszenie za nim.
Kitsune: rana 2 stopnia - głęboka rana kłuta w bok brzucha.
- Nie ma takiej opcji - odparła kręcąc przecząco głową, a jej długie, lilowe włosy rozdziały się po jej ciele. Otrzepała swoje lekko ubrudzone kimono i spojrzała na Takuyę z dziwnym błyskiem w oku. Jeśli myślał, że będzie walczył sam, a ona pozwoli, żeby ominęła ją cała zabawa, to oczywiście był w ogromnym błędzie. Chwyciła dłońmi fałdy kimona, żeby nie przeszkadzało jej w biegu. - Pierwsza! - Pisnęła niczym nastolatka i ruszyła w pogoń za ich wspólną ofiarą. Nie zamierzała się zatrzymywać. Wiedziała, że Takuya był szybszy od niej, więc chciała wykorzystać element zaskoczenia. Jak zwykle przekształciła każdą sytuację w jedną ze swoich gier i zabaw. Teraz nie mogło być przecież inaczej. Pogoń za demonem? Brzmi jak zabawa w berka.
Kitsune: 2 stopień - głęboka rana kłuta w bok brzucha.
Liczę na Ciebie. Liczę na Ciebie. Liczę na Ciebie.
- … zobaczysz to Twój największy błąd, Zabójco - wysyczał demon stłumionym, przez maskę głosem. Tylko te skrawki rozmowy udało jej się dosłyszeć. O czym rozmawiali wcześniej? Demon prężył się dzielnie, chociaż Takuya zdążył go już uszkodzić. Tak jej się wydawało ze sporej odległości. Wszystko śmierdziało demonią krwią. Na szczęście właśnie tą. Inaczej ranna Kitsune nie byłaby już taka pewna swojej silnej woli. Chociaż wciąż trzymała się idealnie dzięki przypływowi adrenaliny, za pewne w innych okolicznościach już dawno zrobiłaby się głodna. Ranny demon był przecież jeszcze bardziej niebezpieczny, prawda? I to tyczyło się obudwu stron tego konfliktu.
Kitsune: 2 stopień - głęboka rana kłuta w bok brzucha.
Zabójca znał okolicę praktycznie jak własną kieszeń, wychował się w Osace, więc okolice, szczególnie jego domu były mu bardzo dobrze znane. Był u siebie, nawet pomimo tego, że miasto nie pałało miłością do jego organizacji. Po dłuższym czasie w końcu wyczuł przed sobą wibrację, która starał się od niego oddalić. Demon był szybki, ale on był szybszy. Biegł już teraz w prostej linii ku swojemu celowi. Doskonale wiedział, że jego oponent nie ma już dokąd uciec. Zaczął zbierać powietrze w płucach wydając przy tym charakterystyczny dźwięk.
-Shichi no kata: Keifū - Tengu Kaze- wypowiedział wprawiając swoje ciało i broń w wirowych ruch prąc przed siebie jeszcze szybciej niż wcześniej i tnąc wszystko na swojej drodze. Chciał złapać swojego przeciwnika podczas biegu i tak też się stało, ten jednak spodziewał się tego i obrócił się w jego kierunku zasłaniając się jedną ręką, która była spowita jakąś dziwną, mroczną aurą. Pomimo tego, jego atak był dużo silniejszy i bez problemu przeszedł przez wystawioną kończynę zupełnie pozbywając jej demona. Niestety Kurokaze tym samym nadział się na "pułapkę" i w ostatniej chwili ledwo udało mu się odsunąć swoją prawą nogę sprawiając, że druga ręką ze wzmocnionymi pazurami przejechała mu bardzo boleśnie po udzie pozostawiając za sobą strugę czerwonej posoki. Najwidoczniej widząc, iż zabójca góruje nad nim szybkością postanowił go nieco spowolnić i rzeczywiście dopiął swego. Pomimo tego Takuya również spełnił swoje założenia jeśli chodzi o powstrzymanie ucieczki. Byli na pół-otwartym terenie, gdyż korony drzew zasłaniały jaśniejące powoli niebo. Na chwilę pozostali w impasie, mężczyzna zagrodził demonowi drogę trzymając pewnie swoje ostrze. Pomimo tego oddech stał się sporo trudniejszy. Gdyby nie to, że w ostatnim momencie zabrał swoją nogę mogło to się skończyć o wiele gorzej. Wdech. Wydech. Pomimo tego, że został ranny, udało mu się pozbawić ręki ich oponenta co było sporym osiągnięciem. Spod maski dało się słyszeć coś w rodzaju stłumionego warczenia. Sytuacja, w której znalazł się tajemniczy jegomość nie wydawała się dla niego mieć optymistyczną przyszłość.
-Myślisz, że jesteś w stanie samotnie mnie zabić?...- oznajmił jeszcze zanim Kitsune pojawiła się w polu widzenia Takuyi, a przynajmniej ruch w oddali sugerujący, że to właśnie ona zmierza w ich kierunku. Pomimo tego, że demon również był ciężko ranny nie wydawał się być tym aż tak bardzo przejęty jak powinien. Coś ukrywał? Może dalej nie pokazał jeszcze swego asa z rękawa? Mając nadzieję, że będzie skupiony na nim, pozwoli to Kitsune wyprowadzić atak z ukrycia.
Takuya: rana 2 stopnia - dwie podłużne rany na udzie.
Nagle uderzył ja tak dobrze znany zapach. Krew; krew Takuyi. Został ranny? Poczuła ogromną wściekłość. Jak. On. Mógł. Jej własność. Warknęła pod nosem ujawniając swoją obecność. Kwieciste wzory oplotły swoim pięknem jej ciało. Nie wiedziała nawet, w którym momencie zacisnęła dłonie w pięści, a szpony przecięły jej skórę. Jej moc dzięki temu się wzmocniła. Była gotowa do walki.
Kitsune: 2 stopień - głęboka rana kłuta w bok brzucha.
W końcu pojawiła się i Kitsune, a wraz z nią jej ciemność, którą miał okazję poznać już jakiś czas temu. Swoją drogą od tamtego czasu nie widział, aby ta ujawniała przed nim swoje moce, to był też pierwszy raz kiedy je widział. Nie przypominał też sobie, aby używał przy niej swojego oddechu, więc można by powiedzieć, że byli teraz kwita. Mroczny dym objął ofiarę, która odwróciła się w kierunku kobiety gdy ta wydała z siebie odgłosy niezadowolenia. Dlaczego kiedykolwiek w nią wątpił? Stworzyła mu niewyobrażalnie dobrą okazję. Demon był w zupełnym potrzasku i również wił i wrzeszczał głośno szamotając się i próbując uwolnić. Kurokaze momentalnie ruszył do ataku, jego szyja była wystawiona i choć nie mógł użyć swojej formy to powinno wystarczyć. Jeśli nie zetnie go jednym atakiem to powinien mieć jeszcze czas na wyprowadzenie drugiego. Podczas jego szarży do jego uszu doszły nieciekawe dźwięki pękających kości. Nie miał pojęcia, że ciemność lisicy była aż tak silna. Teraz wiedząc jak działała dotarło do niego, że był szczęściarzem. Tak potężna istota wybrała go na swojego sojusznika. Na jego twarzy pojawił się lekki uśmiech gdy wyprowadzał pierwsze cięcie, które dosięgnęło celu. Na jego nieszczęście to nie wystarczyło.
-Nie, to się tak nie zakończy. Pożałujecie gdy on się dowie!- wykrzyczał, a mroczna energia z odciętej kończyny przeskoczyła do niego mieszając się z tą, którą miał na drugiej ręce, a następnie wytworzyło eksplozję odrzucając otaczającą go ciemność i zabójcę do tyłu. Takuya zaklął pod nosem obserwując jak demon rzuca się do rozpaczliwej ucieczki z jedną ręką bezwiedni zwisającą u jego boku. Poza tym jego "wzmocnienie" nie było już nigdzie widoczne. Cóż, teraz już wystarczyło go dogonić i zakończyć jego egzystencję. Gdy tylko mógł, czarnowłosy podniósł się i ruszyła za ich wspólną ofiarą.
- Jak śmiesz! - Krzyknęła w kierunku uciekającego demona. O n. Jak śmiał o Nim wspominać. Jak mógł o Nim mówić. Był przecież ich Stwórcą. Jak mógł zasłaniać swoje słabości właśnie Nim. Pogarda, jaka wymalowała się na jej twarzy, nie miała granic. Obcy demon przyszedł na jej terytorium, zamierzał zjeść jej ulubione pożywienie i tym samym pozbyć się kogoś dla niej ważnego. A kiedy zawiódł zamierzał rzucać w nią groźbami o Nim. Musiał umrzeć, natychmiast. Obojętnie czy od ostrza Takuyi czy od promieni słońca. Kitsune już zdecydowała. Chciała, żeby cierpiał. Jej karmazynowe tęczówki z triumfem śledziły ucieczkę, za jaką się zabrał. Niedoczekanie. Naprawdę myślał, że pozwoliłaby mu uciec? Machnęła szponiastą dłonią, a ciemność ponownie wzbiła się w powietrze. Tym razem wytworzyła z niej pięć idealnie ostrych włóczni. Wraz z jej gestem te poszybowały w stronę uciekającego przeciwnika. Po kilku chwilach dotarły na miejsce przedziurawiając demonie nogi od tyłu. Ostatnia włócznia wbiła się prosto w jego głowę przygwożdżając go do ziemi. Teraz już nie miał jak uciekać i przynajmniej nie mógł się już odzywać.
- Trafiłam! Widziałeś Takuya! - Pisnęła zadowolona podskakując. Całkowicie zapomniała o swojej ranie, o mącącym zapachu krwi Takuyi czy o szeptach ciemności, która podpowiadała jej, że to nie był przecież koniec walki. Wciąż j e d e n przeciwnik pozostawał na planszy. Miał ostrze Nichirin i był jej bardzo dobrze znany. Ciemność nakazywała, żeby i nim się zajęła. Na ten moment jednak udawało jej się wszystko ignorować. Była zwyczajnie przeszczęśliwa, zajęta zabawą. Zabawą w ganianego, zabawą w rzucanie do celu. Kitsune powoli zaczęła truchtać w stronę leżącego demona. Już teraz jej się nie spieszyło. Tyle przyjemności, nic innego nie miało znaczenia. Na razie. Sekundy mijały, a niebo nad nimi robiło się coraz jaśniejsze.
Kitsune: 2 stopień - głęboka rana kłuta w bok brzucha. - Rana zaczęła się już leczyć zmiana poziomu z 2 na 1.
- Takuya… - jęknęła bardziej niż powiedziała. Jeśli podążył za jej wzrokiem mógł bez problemu zrozumieć, co miała na myśli. Potem od razu spojrzała na niego, a w jej spojrzeniu malował się czysty strach. Chyba pierwszy raz mógł zobaczyć ją w takim stanie. Niepewną, zagubioną i przede wszystkim szczerze wystraszoną. Odruchowo zaczęła się cofać. Zniknęła ciemność, zniknęło wszystko inne. Nagle wszystko przestało mieć znaczenie. Czyżby był to koniec? Czy dałaby radę dobiec do domu? Czy cień koron drzew okazałby się wystarczającym schronieniem? Otworzyła lekko usta, jak gdyby chciała coś dodać, jednak szybko je zamknęła. Miała mu tak wiele do powiedzenia, tak w i e l e do zrobienia. Nie wiedziała nawet, w którym momencie pojedyncze łzy zebrały się w kącikach jej oczu. Nie płakała, jednak była bardzo blisku wybuchnięcia szlochem niczym prawdziwa, lisia fontan
Kitsune: rana wygojona.
Nie możesz odpowiadać w tematach