KIRIN "KITSUNE" KONOE
Demony18 lat167 cmWAGA
Data urodzenia 24/01/1594
Miejsce pochodzenia Kioto
Miejsce zamieszkania Osaka
Klasa społeczna szlachta dworska
Zawód -
Stara się jedynie pić ludzką krew i nie zabijać swoich ofiar, żeby nie zwracać na siebie uwagi DS.
Przez większość swojego demoniego życia była w zamknięciu, więc dopiero uczy się świata na nowo.
Z tego samego powodu mimo wielu lat na karku nie dorównuje siłą innym demonom w swoim wieku.
Potrafi być zmienna niczym ocean. Jej huśtawki nastroju są spowodowane traumą, którą przeszła samotnie po przemianie.
Chowa się za maską manipulatorki, gdyż boi się dopuścić do siebie innych. Czasami bywa dziecinna, kapryśna i agresywna.
Urodziła się w Kioto.
Na codzień maskuje swoje lisie uszy i szpony.
Jej uczucia względem Muzana są bardzo zagmatwane.
Kirin Konoe, urodzona jako członek jednej z wpływowych arystokratycznych rodzin. Śliczna, mała dziewczynka, której los na tym świecie został przesądzony wraz z jej pierwszym oddechem. Jej przeznaczenie było proste: zamążpójście ku chwale i dobru swojego klanu. Co innego można było przecież oczekiwać od zwykłej córki? Wychowywana pod czujnym okiem opiekunek i starannie dobranych nauczycieli. Od młodych lat nauczana czytania i pisania, tajników dobrego wychowania, tańca, malowania, jazdy konnej. Dosłownie wszystkiego czego można było oczekiwać po młodej szlachciance. Wymagano od niej jednego - bycia idealną. Ale czy ideały istniały? Czy perfekcja była możliwa do osiągnięcia? Jeśli tak, Kirin kroczyła odpowiednią drogą przed siebie. Każdego dnia dając z siebie wszystko, żeby zadowolić własną rodzinę. W zamian rozpieszczano ją dobrami materialnymi jak gdyby dobra materialne mogły wszystko zrekompensować.
Była inteligentna i oczytana, jednak doskonale potrafiła się maskować. W końcu to jej męscy rozmówcy mieli wyjść na tych mądrzejszych, prawda? Manipulacja od małego przychodziła jej z paskudną łatwością. Kiedy czegoś bardzo chciała uciekała się do każdych środków. Obojętnie jak bardzo podstępnych. Dzięki temu udało jej się przetrwać tyle lat i nie zwariować od całej presji położonej na tych drobnych barkach.
Pewnej pochmurnej nocy uciekła spod oka swoich opiekunek wychodząc na zewnątrz. Zabraniano jej szwendania się samotnie, a co dopiero nocą. Posiadała jednak tą nieograniczoną chęć poznawania wszystkiego co nowe, obce i zakazane. Stanęła na małym ganku. Przyspieszony oddech, drżące dłonie - mierzyła się z własnym strachem. Chciała krzyczeć, jednak nie potrafiła wydobyć z siebie żadnego dźwięku. Zdała sobie sprawę, że odgłosy nocy ucichły. Czy coś rzeczywiście się zbliżało? Wtedy właśnie zobaczyła parę prawie białych oczu wpatrujących się w nią spomiędzy starych drzew wiśni. Jej serce ominęło jedno uderzenie, ale strach się ulotnił, ustępując miejsca czystej, dziecięcej ciekawości. Postać podeszła do niej bliżej. Blond włosy, blada cera i jasne oczy. Nieznajoma wyciągnęła rękę, zmierzwiła jej włosy i uśmiechnęła się dodawając otuchy.
- Pora wracać Kirin-chan. Noce są pełne potworów - powiedziała melodyjnym głosem, chwyciła jej małą dłoń i odprowadziła do progu posiadłości. Kirin wyczuwała w niej coś dziwnego. Tajemniczego, jak gdyby sama nie była człowiekiem. Może to jedynie dziecięca wyobraźnia? Niwa opowiedziała jej bajkę o demonach i Zabójcach Demonów. O tym, że ten świat był tak naprawdę jeszcze bardziej tajemniczy i wyjątkowy. Mówiła, że pewnego dnia odwiedzi ją wybawca, o czarnych włosach i czerwonych oczach, i zmieni jej życie. Tej nocy śniła o małych, białych lisach bawiących się w lesie. Czemu o lisach?
Było to jej pierwsze spotkanie ze swoim końcem, dzięki któremu już nigdy nie musiała bać się ciemności.
Breaking the habit
Lata mijały, a nasza dziewczynka wyrosła na piękną nastolatkę. O idealnej japońskiej urodzie; długich czarnych włosach i ciemnobrązowych oczach. Wszyscy zachwycali się jej skórą w kolorze alabastrów. Przyszedł wtedy moment, żeby przedstawić jej swojego przyszłego męża. Decyzja o małżeństwie zapadła już dawno temu. Niektórzy mówią, że nawet przed jej narodzinami. Wszystko po to, żeby ród Konoe jeszcze silniej mógł zaszczepić się w politykę kraju. Kirin nie miała nic przeciwko, w końcu znała swoje przeznaczenie. Wiedziała, że nie miała innego wyjścia, chociaż podświadomie marzyła o czymś innym. Nowym i lepszym. Takim życiu o jakim opowiedziała jej nieznajoma kobieta o jasnych oczach i pionowych źrenicach. Ta bajka o demonach i nieśmiertelnym życiu napawała ją nadzieją. Chociaż rozsądek napominał, żeby nie wierzyła w takie bzdury, serce już dawno zakochało się w tych wszystkich potworach i zabójcach demonów z jej opowieści.
Przyszedł jednak ten dzień. Dzień, w którym Kirin Konoe miała dopełnić swojego przeznaczenia i przynieść wieczny honor własnej rodzinie. Przygotowywano się już od kilku miesięcy. Zaproszono mnóstwo gości, wydano okropne pieniądze na ozdoby i jedzenie. Rodzina chciała w końcu wypaść jak najlepiej. Dziewczyna dostała piękne, ozdobne kimono specjalnie na tę okazję. Opiekunki pomogły jej się ubrać i kiedy słońce zaczynało zachodzić przyszedł czas na ceremonię. Klasyczną o zmroku. Wszystko zostało już przygotowane, goście wyczekiwali rozpoczęcia, a Kirin walczyła sama ze sobą.
Wymsknęła się ze swojej komnaty. Chciała zaczerpnąć świeżego powietrza, pozbierać wszystkie myśli. Wtedy go zobaczyła. Stał w ogrodzie, tuż obok drzewa wiśni. Dostojny i tajemniczy. Czekał na nią? Tak jak jej zapewniono? Łzy napłynęły jej do oczu. Nim się zorientowała już biegła w jego stronę. Chwyciła się jego ubrania jak ostatniej deski ratunku, zawiesiła głowę, zamknęła z całej siły oczy zanosząc się okropnym szlochem.
- Uratuj mnie - wyszeptała pełna strachu, niechęci i wstydu. Nie była przyzwyczajona do błagania o pomoc. Do proszenia o cokolwiek. Urodziła się w rodzie Kanoe. To oni rozkazywali, a nie odwrotnie. Teraz jednak płaszczyła się przed mężczyzną z jej snów. Czy był także jej wybawcą?
- Po to tutaj przyszedłem - odszepnął i nim się zorientowała poczuła piekący ból na karku. Trzy mocne, głębokie draśnięcia. Bez żadnego wysiłku rozorał jej kark swoimi szponami. Stęknęła cicho, a on uspokajająco - tak jak Niwa za małej dziewczynki - pogłaskał jej włosy. Spojrzała na niego oczami pełnymi łez. Nic nie rozumiała. Czuła się dziwnie, jej ciało stawało się coraz bardziej gorące. Jej serce biło za szybko, krew się gotowała. Co się stało? - Czekaj na mnie cierpliwie. Wrócę po Ciebie - jego ostatnie słowa dźwięczały w jej głowie kiedy traciła przytomność i upadała na ziemię. Czy na to pozwolił?
Always on my own
Ocknęła się w końcu. Ile czasu minęło? Obudziła się z głodu. Był to jedyny powód, dla którego otworzyła oczy. Okropny, przeszywający głód. Nic innego nie miało znaczenia. J e ś ć. Teraz, zaraz i natychmiast. Zmieniła się. Chociaż jej śliczna buzia w kształcie serca nie uległa zmianie, przestała wyglądać jak typowa Japonka. Kruczoczarne włosy zmieniły się na jasny fiolet, prawie biały; a brązowe oczy przekształciły się w krwistoczerwony kolor. Taki sam jak nieznajomego, który ją przemienił i zaoferował nowe, lepsze życie. Czy o takie życie mu chodziło? Oprócz tego jej paznokcie wydłużyły się nieznacznie i zdecydowanie zaostrzyły. Stały się wręcz idealne do rozszarpywania skóry i mięsa. Najważniejszą cechą jednak były puchate i miękkie uszy jak u zwierzaka.
Po przebudzeniu znajdowała się w komnacie bez okien z kompletnym brakiem pamięci. Pokój był ładny, zadbany i drogo urządzony. Stał się jej domem i więzieniem. Rodzina szybko uporała się z jej stanem. Jej starszy brat należał do Zabójców Demonów. Wiedział co się stało, wiedział jak powinien postąpić. Był jednak młody, a nacisk ze strony rodziny ogromny. Nie zamierzali zabijać ukochanej córki, więc wykorzystali swojego syna w pomocy przy jej ukryciu. Podróż nie była łatwa, jednak podjęto wszystkie konieczne formy bezpieczeństwa. Ucięto jej ręce i nogi, żeby nie mogła uciekać, założono metalową maskę na twarz i pod osłoną nocy przewieziono do opustoszałej posiadłości w Osace.
Pan młody, którego miała poślubić, został poinformowany, że nagle bardzo ciężko zachorowała. Taka była oficjalna informacja przekazana światu. Biedna dziewczyna o nieuleczalnej chorobie. Wywieziona z dala od własnej rodziny w okolice Osaki, żeby mogła w spokoju poddać się leczeniu. Lekarstwo jednak nie istniało. Rodzina nie potrafiła się jej pozbyć, więc zdecydowała się na jej izolację i uwięzienie. Z dala od ludzi, wolności i życia. Jej istnienie można było porównać do wegetacji. Zamknięta w jednej komnacie przez wiele lat. Ile dokładnie? Nie potrafiła zliczyć. Rodzina dowiedziała się o jej diecie, więc z początku wrzucano jej świeże ludzkie szczątki. Czasami jak jej się poszczęściło dostawała prawie umierającego człowieka. Dopiero wtedy była w stanie odtworzyć ucięte kończyny. Skąd Konoe brali takie rzeczy? Nikt nie pytał, nikt nie wiedział. Z czasem zaczęto karmić ją jedynie ludzką krwią. Odpowiednią ilością, żeby przeżyła, jednak na tyle małą, żeby trzymać ją w ryzach i uniemożliwić wszelkie próby wydostania się. Opowiedziano jej historię Konoe Kirin, dziewczyny, która stała się demonem. Chociaż nie posiadała własnych wspomnień z dzieciństwa większości dowiedziała się od osób, którym przyszło ją pilnować i dokarmiać. Tyle razy próbowała sobie przypomnieć czy to co o niej mówili było prawdą. Niestety nigdy nie odzyskała swoich wspomnień. Czas płynął, a ona czekała. Cierpliwie, nie tracąc nadziei. Obiecał, że po nią wróci. O b i e c a ł. Obiecał, prawda? Za pewne ją sprawdzał, a ona zamierzała zdać test. Ludzie, którzy przez mały otwór w drzwiach przynosili jej pożywienie stawali się coraz starsi, potem zastępowały ich nowe, młodsze osoby i tak mijał czas. Każdy dzień i noc - których nie potrafiła odróżnić - stawały się takie same. Tak samo nudne, męczące. Życie w odosobnieniu i ciągłej samotności mocno na nią wpłynęły. Chociaż z całych sił starała się zachować zdrowy umysł i pełną świadomość, było to w stu procentach możliwe? Czasami zachowywała się dziecinnie, innym razem poważnie. Raz okrutnie raz wesoło. Zmienność. Wszczepiono jej zmienność, która szybkością przypominała tragiczny sztorm na oceanie. Nigdy nie było wiadomo co mogło się wydarzyć następne.
They say it started like a wildfire
Kolejna noc i czas karmienia. Czekała na swoją porcję krwi przy drzwiach. Nie próbowała już walczyć, nie próbowała uciekać. Przyzwyczaiła się do swojej bezsilności. Przez pierwsze lata w zamknięciu spędzała każdą chwilę na planowaniu i wymyślaniu nowych sposobów na ucieczkę. Teraz jednak czekała grzecznie, żeby móc się posilić. Wtedy właśnie poczuła zapach tej cudownej krwi. Nigdy przedtem nic nie pachniało tak smacznie. Rzuciła się na swoją porcję wysysając ją do zera niemal w sekundę. Pyszności. Krew okazała się wyjątkowa. Siły i witalność, jaką jej dodała, przewyższały wszystkie porcje razem wzięte. Krew marechi. Skąd mogli o tym wiedzieć? Sami pomogli jej w ucieczce przez własną niewiedzę. Jej zmysły znacznie się wyostrzyły, wzrosła także szybkość. Jednym ruchem chwyciła dłoń mężczyzny przez malutki otwór w drzwiach. Krzyczał, jednak nie miał najmniejszych szans. Wgryzła mu się w nadgarstek pijąc zachłannie. Nie przestała dopóki ten nie padł na ziemię stygnąc. Wtedy właśnie zdecydowała się z całej siły wciągnąć jego ciało do środka. No cóż, otwór był bardzo mały, więc nie było to proste zadanie. Tym razem nie brakowało jej jednak sił. Nie zniechęcił ją gruchot łamanych i miażdżonych kości. Widziała już swoją wolność, dla której zrobiłaby absolutnie wszystko. Kiedy już wciągnęła większą część jego ciała do środka, udało jej się odnaleźć klucze. Uciekła ile sił w nogach zostawiając opuszczoną posiadłość, własne więzienie, w tyle. Ani razu nie obracając się za siebie. Ruszyła w stronę pobliskiego miasta, Osaki.
Nawet krew marechi nie smakowała tak cudownie jak w o l n o ś ć.
So freaking hungry
Błąkała się nocą po krętych uliczkach szukając odpowiedniej ofiary. Pomimo tylu lat na tym świecie, było to jej pierwsze polowanie. Pierwszy raz musiała zatroszczyć się o pożywienie sama. W końcu go znalazła. Młodego chłopaka, pijanego i bezbronnego. Wyglądał jak ruina. Przystojny i piękny, jednak marnował własne życie topiąc smutki i żale. Dopadła go szybko, niespodziewanie. Od razu wbiła mu się kłami w szyję łapczywie pijąc jego cudowną krew. Nie była delikatna. „Saya” - udało jej się usłyszeć. Kim była Saya? A może jej się wydawało? Odzyskała świadomość i zdecydowanym ruchem cofnęła się od chłopaka pozwalając, żeby upadł bezwładnie na ziemię. Spoglądała na niego w milczeniu jeszcze kilka dłuższych chwil. Rana była głęboka i brzydka, na złączeniu szyi z torsem, ale żył. Powstrzymała się. Może to przez wieloletnią praktykę samokontroli i picia jedynie ludzkiej krwi? Przykucnęła przy nim, cała brudna od jego krwi. Odgarnęła lekko jego czarne włosy z czoła.
- Arigatou - powiedziała cicho nachylając się i zostawiajac delikatny pocałunek na jego czole. Potem zniknęła między jedną a drugą uliczką Osaki szukając schronienia. W końcu noc nie trwała wiecznie.
Everytime the sun goes down
Dawała sobie radę. Trzymała się nocy, unikała kłopotów. Piła ludzką krew starając się nie zabijać własnych ofiar. Nie dlatego, że nie miała na to ochoty. Jedynie nie zamierzała bezsensownie paść ofiarą Zabójcy Demonów, kiedy dopiero rozpoczęła nowe życie. Była starym demonem, który tak naprawdę ledwo się urodził, wydostał z potrzasku. Z każdą nocą jednak zdobywała nowe doświadczenie, odzyskiwała utracone siły i pozyskiwała nowe. Nie miała konkretnego celu, nikt go jej jeszcze nie nadał. Rozważała odwiedzenie rodzinnego domu. "Wyrównanie rachunków" ze swoim rodzeństwem. Póki co jednak skupiała się na tym co tu i teraz, świętowała własne życie. Wciąż kierowała się słowami Muzana: „Czekaj na mnie cierpliwie. Wrócę po Ciebie.” Czy było to jedynie kłamstwo? Po co ją przemienił? Tyle pytań i totalny brak odpowiedzi. Zdecydowała się go nienawidzić. Zostawił ją, opuścił, porzucił, ale czy była rzeczywiście w stanie? Tak sobie wmawiała, ale czy to wystarczyło? Z całych sił próbowała wyrzucić go ze swojej pamięci. Wystarczyło jednak jedno wspomnienie jego czerwonych oczu, żeby poczuć iskierkę nadziei. Kiedyś może jeszcze po nią wróci…
Pewnej nocy wyszła, żeby znaleźć odpowiednią osobę na posilenie się. Kogoś łatwego do omamienia. Słabego i bezbronnego. W końcu znalazła kobietę, idealny wybór. Ta nie była jednak sama. Wraz z małą dziewczynką szła szybkim krokiem przez miasto. Mała widocznie bała się ciemności. Kirin również kiedyś taka była, chociaż tego nie pamiętała. Jej własny wybawca nauczył ją jednak kochać ciemność, a unikać słońca. Kiedy się do nich zbliżyła dziewczynka od razu ją zauważyła.
- Kitsune! - Krzyknęła z uśmiechem radości, jej oczy zaświeciły jak gdyby zobaczyła stos cukierków. Za pewne przez te dziwne lisie uszy, które pojawiły się po jej przemianie. Matka szybko wzięła małą na ręce.
- Uciekajmy. Dzikie lisy potrafią omamić i opętać ludzi - odpowiedziała córce odchodząc w przeciwną stronę. Dziewczyna stanęła jak osłupiała. Kitsune. Nie pamiętała kim była Kirin. Nie znała jej, była martwa. Zmarła w dniu własnego ślubu zabita przez potężnego demona. Nauczyła się maskować i chować swoje lisie uszy w towarzystwie ludzi, nie chcąc ich wystraszyć.
Teraz pozostała już tylko Kitsune, The Trickster.
Twoja Karta została zaakceptowana, a ty tym samym wstąpiłeś w szeregi Demonów.
Co więcej, na start dostajesz 50 punktów, które możesz przeznaczyć na rozwój postaci. Do zobaczenia na fabule!
Nie możesz odpowiadać w tematach