Tak też robiła teraz, zwinięta w mały, biały kłębek tuż obok futonu, z policzkiem przyciśniętym do tatami. Łatwiej było nie zapadać w rzeczywisty sen, kiedy było się poza posłaniem - a i Gato lepiej wychwytywała wszelkie dźwięki z uchem tuż przy podłodze, skutecznie utrzymując się na jawie. Od czasu do czasu korytarzem przebiegał jakiś Ne albo cicho wędrował jeden z Zabójców. Kotone rozpoznawała ich wszystkich po krokach, nawet nacisku, który wywierali na skrzypiące delikatnie deski. Leżała tak już drugą godzinę, czuwając w półśnie - póki jej czuły słuch nie wyłapał charakterystycznych kroków, a jej oddech i tętno momentalnie nie przyspieszyły.
— Kurwa, już? — mruknęła cicho, z niejaką irytacją przykładając zimną dłoń do rozgrzanego mostka, za którym jak jakiś szczeniak tłukło się jej serce. Nieco chwiejnie dźwignęła się do pionu - z niezadowoleniem stwierdzając, że yukata zwisa z niej jak ze stracha na wróble. Z jeszcze większym niezadowoleniem napominając sama siebie, że to ostatnia rzecz na jaką winna zwracać uwagę.
Dokładnie trzy kroki - tyle dzieliło Ayumu od drzwi jej pokoju. I tyle ona sama musiała wykonać, żeby idealnie w momencie, kiedy ten zatrzymywał się przed wejściem - uchylić mu drzwi. Nie patrzyła przy tym na niego, odwijając rękawy yukaty tak by zasłonić sińce na przedramionach, których nabawiła się dźwigając materiały - i próbując rozetrzeć odbity wzór tatami na policzku.
— Jesteś szybciej niż myślałam — dodała na usprawiedliwienie swojej aktualnej rozsypki, zachowując przy tym niczym niezmącony spokój na twarzy. Choć już czuła zdradziecki rumieniec wkradający się na kark. Czy tak miało być już zawsze? Do cholery, akurat Nishiōji widywał ją w dużo gorszych stanach.
— Chodź — skinęła na mężczyznę głową, by bez słowa odwrócić się do niego plecami i usiąść przy stoliku. Sięgnęła tam po sakiewkę z kizami i swoją fajkę - jednocześnie wyciągając ku Ayumu wolną dłoń, w niemej prośbie, by przekazał jej i swoją kiseru. Jeśli chciał zapalić.
I caught you staring
Za każdym razem gdy myślał o rodzinnym mieście, coś się w nim burzyło. Skrywane urazy odżywały i upominały się o uwagę, żeby mógł ponownie rozliczyć się z przeszłością i przypomnieć sobie, dlaczego w ogóle tak do wszystkiego podchodził. Jakkolwiek wzbraniał się przed wizytą, to słowa siostry martwiły go i pozostawały tajemnicze na tyle, że zmuszały do złamania danemu samemu sobie słowa. Nie miał zamiaru jednak pozostawiać Kotone bez jakiegokolwiek słowa wyjaśnienia lub rozliczać się z nią za pomocą kruka.
- Jeśli liczyłaś na wizytację o północy, to mogę wrócić za jakiś czas - rzucił, przekraczając próg jej pokoju, wcale, ale to wcale dziwnym nie znajdując faktu, że zdążyła mu otworzyć drzwi zanim w ogóle zdążył podnieść rękę, żeby do niej zapukać. - Dobrze ci się spało? - zapytał z niejakim przekąsem, wskazując palcem na swój policzek, sugerując tym samym, że ślady po tatami były nad wyraz widoczne.
Wyciągnął swoje kiseru i podał jej je, po tym zajmując miejsce przy stoliku prostopadle do niej. Oparł o blat łokieć, a na dłoni brodę, przez moment przyglądając się jej. Spojrzenie spłynęło z twarzy po obojczyku na ręce i w końcu dłonie, które nabijały najpierw jedną, a potem drugą fajkę. Yukata zdawała się wisieć na niej niczym od niechcenia, jakby absolutnie nie przejmowała się tym, że wyglądała jakby właśnie obudziła się z najbardziej burzliwej drzemki życia.
- Przyszedłem, bo chciałem ci powiedzieć, ze z samego rana ruszam do Osaki - poinformował ją głosem raczej pełnym rezerwy i pozbawionym standardowej dla niego nonszalancji. Wiedział, że zdawała sobie sprawę z jego niechęci. Nie czuł się więc w obowiązku jakkolwiek ukrywać swoich uczuć w tym temacie, będąc nimi przede wszystkim zmęczonym.
Heart made of glass, my mind of stone
Hello, welcome home.
Ayy, don't be a stranger
'Cause I like high chances that I might lose
— Powiedziałabym, że o takiej godzinie jeszcze pomylisz pokoje, ale takie rzeczy to tylko w waszych barakach — odbiła z przekąsem. Plotki po Yonezawie rozchodziły się wyjątkowo szybko, do niej zwłaszcza - choć nigdy nie zapamiętywała kogo tyczyły. A przynajmniej dokładnie. Spoważniała jednak, gdy Ayumu zapytał o jej sen.
— W ogóle nie sypiam — przyznała bez bicia, cicho, ignorując zaczepkę; przejmując jego kiseru, by nabić je w pierwszej kolejności. Być może komuś innemu odpowiedziałaby coś w stylu "Nigdy nie spało mi się lepiej! Ha-Ha, aż tak widać?" - ale na bogów, to był Ayumu, a to, że miał jedno oko wcale nie oznaczało, że zauważał mniej. Na jej bladej skórze sińce pod oczami było widać aż nadto.
Mimo to, sama starała się nie zauważać intensywnego spojrzenia Nishiōjiego, którym ją obrzucił - operowała przy fajkach i tytoniu z niezachwianą wprawą nałogowego palacza, nie pozwalając sobie nawet na najmniejsze drżenie. A zwłaszcza usypanie kizami, które ostatnio ekspresowo u niej ubywało.
Ledwo odpaliła jego fajkę o żar jeszcze tlący się pod imbrykiem dawno zapomnianej herbaty - kiedy ten podzielił się z nią swoimi najnowszymi zamiarami. Kotone zastygła na moment, pochylona nad stolikiem, z kiseru w ustach - powoli unosząc na niego spojrzenie. W granatowych tęczówkach na dźwięk ich rodzinnego miasta mignął nie tylko sceptycyzm wobec planów Ayumu - ale też świeżo pogrzebany ból. Wyprostowała się, pozwalając sobie zaciągnąć się raz dymem - zaraz potem wyciągając nabitą fajkę w kierunku prawowitego właściciela. Było wręcz widać jak myśli wodospadem przelatują przez jej głowę.
— Dlaczego Osaka? Mogę się mylić, ale nie dostaliśmy jeszcze żadnych wytycz... — przerwała, spoglądając na Nishiōjiego nagle bardziej trzeźwo. — Sprawy rodzinne? — rzuciła zgadując - choć słysząc jego powściągliwy ton, wiedziała, że się nie myli. Spojrzenie jej stwardniało... i zmiękło zarazem. — Twoje żebra już Ci nie dokuczają? Minęło ledwo parę dni. Wiem, że wszystko się na Tobie goi jak na psie, ale... — nie zniosę myśli, że niepotrzebnie się narażasz. Tylko, że to był Ayumu Nishiōji i zwyczajnie musiała to znosić - dlatego ugryzła się w język.
Pokręciła głową i umilkła na moment, żeby odpalić swoje kiseru.
— Mam jechać z Tobą? — zaproponowała od razu. Wcześniej byłaby to zwyczajnie przyjacielska propozycja towarzystwa na szlaku, a teraz... Chyba bardziej prośba niż oferta.
I caught you staring
- Coś konkretnego zaprząta ci myśli? - zapytał wreszcie, przyjmując od niej nabite kizanami. Mimo, że jego myśli gnały gdzieś w zupełnie innym kierunku i kłębiły się przy tym niezbornie, postanowił chociaż na moment przekierować je właśnie na nią. Otulając jej osobę swoją uwagą szczelnie i pieczołowicie.
- Mori czegoś chce - wytłumaczył pokrótce, machając przy tym dłonią z fajką, jakby sama idea tego, czego potrzebowała od niego siostra, była niezwykle wręcz irytująca dla niego. - Nie powiedziała niestety co - brwi zmarszczyły się w bardziej już wyraźnym niezadowoleniu, a usta zamknęły na fajce, zaciągając dymi mając nadzieję, że ten drobny gest chociaż odrobinę go uspokoi. - Nic mi nie będzie. Czuję się już lepiej raczej jest to momentami tylko niekomfortowe, niż sprawia jakikolwiek kłopot - wzruszył niedbale ramionami. Jakkolwiek jednak nie wyglądałby stan jego żeber i nawet jeśli całkiem podobała mu się ta chwilowa bezczynność, nie mógł już dłużej się w niej nurzać.
- Jeśli chcesz. Zawsze możesz odwiedzić rodzinę, kiedy ja będę zajęty Mori - odpowiedział cicho. To nie tak, że nie chciał, by udała się do Osaki razem z nim. Zwyczajnie jednak, część z niego obawiała się że cokolwiek siostra miała mu do powiedzenia, specjalnie wybrała takie, a nie inne miejsce. Odległe od innych zabójców demonów i ich uwagi. Nawet jeśli on sam traktował Kotone jako jedną z najbliższych mu osób, tak perspektywa ta wcale nie była taka sama dla Mori. Dla niej Gato była po prostu obcą. Przyjaciółką i towarzyszką jej brata, jednak nijak nie gwarantowało to jej zaufania. A teraz, biorąc pod uwagę wydarzenia z siedziby Minamoto, odnosił wrażenie że to mogło rozprysnąć się, pozostawiając za sobą tylko neurotyczną podejrzliwość.
Heart made of glass, my mind of stone
Hello, welcome home.
Ayy, don't be a stranger
'Cause I like high chances that I might lose
Z Ayumu miała ten komfort, że wielu rzeczy nie musiała wypowiadać na głos, jakby rozumowali na tych samych falach - pomimo znacznych jednak różnic w ogólnym obejściu. Drugą sprawą było to, że niektóre rzeczy rzeczywiście winny wybrzmieć tak jak na rodzaj ludzki przystało, za pomocą słów i chociażby gestów.
— Nie, nikt — rzuciła w odpowiedzi, nieumyślnie nawet zbyt szybko, dodatkowo machając lekceważąco wolną dłonią. Jeszcze nie do końca przetrawiła pewnych kilku faktów, jak rasowy, emocjonalny prokastynator odkładając je na później. Mieli zdecydowanie ważniejsze i bardziej naglące rzeczy do obgadania, aniżeli ich... Ich? Ponownie machnęła ręką, bardziej już do samej siebie.
— Ach... Niesławne "Musimy porozmawiać"? — zapytała, zaciągając się dymem. — Czyli z Mori wszystko w porządku? I resztą gromadki? Wszyscy w komplecie? — zasypała go pytaniami, jednak za nimi naprawdę kryła się szczera troska. Nishiōji może nie do końca chciał to okazywać, swoje przywiązanie do rodziny, do której formalnie już nie należał - ale krew nie woda. A rodzeństwo to nie obcy.
Chciała jeszcze dodać - jak to ona z resztą - żeby się nie forsował dodatkowo, ale usta zacisnęła w wąską linię, słysząc cichą odpowiedź Ayumu. Zabolało zdecydowanie bardziej, niż była na to przygotowana. Musiała wziąć dodatkowy, głęboki oddech, żeby opanować drżenie głosu.
— Chcę — zaczęła powoli - i równie cicho jak on - trochę na próbę, czy ten żal, nagle zaciskający stalową dłoń na jej wnętrznościach nie odbierze jej zdolności mowy. Nie odebrał, co uznała za dobry omen. — I nie mogę, już nie. — Napięcie w jej głosie rosło, złapała się na tym, że nagle też opuściła spojrzenie na stół - szybko je więc podniosła, uśmiechając się blado. Sztywno. I całkowicie nieszczerze. — Ale nie będę podsłuchiwać, słowo. To wasza sprawa. Może urwę się gdzieś po drodze i pojadę do Nagoi — kontynuowała, starając się odgrywać niewzruszoną, choć jej stoicka maska nabierała coraz więcej rys i pęknięć. Wystarczyła jedna, malutka chwila nieuwagi i rozproszenia - a pod powiekami błyskały obrazy, które uparcie wypierała, żeby znów nie popaść w marazm. Nie mogła sobie już na to pozwolić.
I caught you staring
- Nikt? - rzucił od niechcenia, jakby niechcący tylko zwracając uwagę na jej dziwaczny dobór słów. To zwrócenie uwagi było bardziej retoryczne, bo i nie oczekiwał odpowiedzi, zwyczajnie sądząc że się przejęzyczyła.
- Tak i natychmiastowe ulotnienie się z miejsca zdarzenia. Najgorszy możliwy przypadek. Aż mnie skręca na samą myśl o jeździe do Osaki, a nie wiedząc nic na temat tego, o czym to chce sobie pogawędzić, skręca mnie podwójnie - zrzędził tonem obrażonego dziecka. - Nic jej nie jest. Tylko trochę podziurawiło jej ręce, ale oprócz tego jest cała i zdrowa. Reszta ma się natomiast znakomicie, a przynajmniej z tego co mi wiadomo - z resztą tak na prawdę nie widział się już od bardzo, bardzo dawno. Przemykali gdzieś w tle, bardziej jako cienie niż prawdziwi członkowie jego rodziny. Widywał się z nimi okazjonalnie i ostatnimi czasy zawsze przypadkiem. Każde z nich, w tym on sam, mieli zbyt dużo własnych spraw na głowie.
Wcześniej ściągnięte brwi powędrowały teraz ku górze, słysząc nie tyle jej odpowiedź, to ton którym jej udzieliła. Głęboki oddech, którym zaczęła, powolną i cichą intonację, a w końcu też i opuszczone na moment spojrzenie. Fałszywy, pokraczny wręcz uśmiech w perspektywie tego, jak łatwo mógł spojrzeć poza niego.
- Co się stało? Zdecydowali, że skoro jesteś wiecznie na szlaku to dla nich nie istniejesz? - zapytał miękko, jednak rysy jego twarzy spoważniały, a sylwetka zastygła w pewnego rodzaju oczekiwaniu. Tego typu wnioski przyszły mu naturalnie, w końcu jego własny ojciec nie miał z podobną postawą najmniejszego problemu. Wiedział, ze ona miała ze swoją rodziną nieco inne relacje, ale ludzie się zmieniają. Jej rodzina też mogła.
Heart made of glass, my mind of stone
Hello, welcome home.
Ayy, don't be a stranger
'Cause I like high chances that I might lose
— I mówi to zabójca — dodała jeszcze swoje trzy grosze, szczerząc się przy tym idiotycznie. Oczywiście, nie podejrzewałaby akurat Ayumu o stosowanie przemocy wobec... choćby kolegom po fachu. Ale tak jak powiedział - jakimkolwiek formom na pewno nie był przeciwny.
— Nikt. I nic — przytaknęła, łypiąc na niego spod rzęs, choć ewidentnie przecież kłamała. Na rękę było jej jednak jego - heh - przymknięcie oka na jej wcale-nie-przejęzyczenie. Chociaż chcąc nie chcąc, musiała się o umyślnie unikane tematy delikatnie otrzeć.
— Gdzie się w ogóle podziewaliście? Albo podziewałeś. W końcu pomagałam ogarnąć ten sajgon, kiedy... Khm, wróciłeś skądś z koniem — podpytała z lekka, zerkając na niego znad swojej fajki. Dodałaby przy tym kilka swoich podejrzeń - jednak nie chciała zwyczajnie dokładać Ayumu kart do talii. — Ale cieszę się, że ostatecznie nic wam nie jest — dodała jeszcze, z nieukrywaną ulgą w niskim tonie. Miała to do siebie, że martwiła się nad wyraz o wszystkich, ale taka już jej natura - zwłaszcza, jeśli ci wszyscy byli jakkolwiek powiązani z kimś jej bliskim.
Bliskim... Nie sądziła, że Nishioji tak szybko poruszy tę czułą strunę. Nigdy nie była najlepsza w żaleniu się - a nawet w dzieleniu swoimi emocjami. Z podniesioną głową stawała naprzeciw demonom w nocy, ale jej własne emocje często ją przerastały.
Na insynuacje Ayumu w pierwszym odruchu się uśmiechnęła. Przez moment jedynie, bo zaraz ostry dreszcz przeszył jej ramiona, a ona... Zaczęła się śmiać. Głośno i nerwowo, kręcąc przy tym głową.
— Ile bym dała, żeby tak zdecydowali! — Żal przebił się przez jej wysokie tony, gdy desperacko próbowała powściągnąć targające nią emocje. Chwytała się swojej maski jak tonący brzytwy, choć wargi jej drżały, gdy w nerwowym odruchu wciskała między nie ustnik kiseru. Nawet nie udało jej się porządnie zaciągnąć dymem - rzuciła fajkę na stół i chwyciła się dłonią za skronie, jednocześnie skrywając się chociaż na moment.
— Nie żyją — wykrztusiła, zaciskając oczy i biorąc kolejny rozpaczliwy wdech. Nie uspokoiło to jednak fal, które teraz rozbijały jej się boleśnie o mostek. — Dlatego nigdzie mnie nie było, ja... Żona Eizo była marechi, miała rodzić pierwsze dziecko, chciałam ich... Nie zdążyłam na czas, medyk się mylił. Nie mieli wisterii, niczego. Nie byłam na miejscu — wpadła w wyrywkowy słowotok, z każdym rwącym się zdaniem kurcząc się w sobie. Chcąc to wszystko na powrót zamknąć i stłamsić. Chwyciła się za krtań, powstrzymując wzbierający szloch. Znowu pękała.
Rzutem na taśmę, zerwała się jeszcze na równe nogi, byleby tylko odwrócić się do Ayumu tyłem - i nie zrzucać na niego więcej.
— W-Wybacz, ja... — nie przetrawiłam tego jeszcze, chciałaby dodać, choć głos odmówił jej już posłuszeństwa.
I caught you staring
- Pojawiła się informacja, że Kama i Kurayami zostali porwani, więc byłem jedną z osób, które pojechały ich ratować. Zbiegło się to nieszczęśliwie z atakiem demonów, więc kiedy one niszczyły wioskę, my walczyliśmy o ich życie - nie odpowiedział jej, gdzie właściwie byli, ale czy to było istotne? Wątpił że informacja, że zajechali aż pod Nagoję zmieniała cokolwiek w jej życiu, a nie był też pewien na ile mógł jej to powiedzieć. - Hayato... nie udało nam się, a Saiyuri ledwo przeżyła - dodał jeszcze, jakby chcąc podsumować ostateczny wynik ich bijatyki, nawet jeśli Kotone chyba powinna być tego świadoma. W końcu pomagała nieco w domu medyka, a tak właśnie trafiła zabójczyni pioruna zaraz po powrocie.
Obserwował ją uważnie między kolejnymi, leniwymi pociągnięciami z kiseru. To, czego się nie spodziewał, to śmiech. Głośny i nerwowo, który wywoływał nagłą czujność, jakby zwiastował kłopoty. Chociaż jak się okazało, kłopoty były całkiem płytkim określeniem tego, co miała mu do powiedzenia. Drgnął, kiedy rzuciła swoją fajkę na stolik i ta zastukała wręcz ostrzegawczo. Widząc jak podnosi dłonie i łapie się za skronie, chciał powtórzyć pytanie, które już raz dzisiaj zadawał. Czy wszystko w porządku? Ale nie zdążył, bo następne słowa skutecznie zasznurowały mu usta.
Wciągnął powietrze, przez moment marszcząc brwi, jakby nie rozumiał, co właściwie do niego powiedziała. Ale jak to nie żyją, kusiło go by zapytać głupio, niczym dziecko które podważało nierealnie brzmiące słowa starszych, ale w miarę jak Kotone praktycznie rozpadała się na jego oczach, na szczęście w tym momencie wybrał milczenie.
- Przepraszam. Nie wiedz... - zaczął cicho, ze współczuciem, ale też i zmieszaniem i jakąś dziwną pokorą, biorąc na siebie całą winę za to, że ją sprowokował. Przesunął dłoń, chcąc chwycić jej własną, ale w tym samym momencie Gato złapała się za szyję, chcąc stłumić wzbierający w niej szloch. Dłoń więc uniosła się dalej, chcąc pocieszająco spocząć na jej ramieniu, by dodać jej nieco otuchy, ale w ostatnim momencie kobieta poderwała się na równe nogi, uciekając od niego i wszelkich gestów, jakie przychodziły mu naprędce do głowy.
Pewnie w każdej innej sytuacji zakląłby bezgłośnie pod nosem, dopatrując się w tej sytuacji pewnych irytujących aspektów i zbiegów okoliczności, ale nie tym razem. Podniósł się w ślad za nią, ponownie wyciągając ręce w jej stronę.
- To ja przepraszam. Mogłem się dwa razy zastanowić - rzucił, chcąc położyć dłoń na jej plecach, by tym gestem łagodnie ją do siebie odwrócić i przygarnąć.
Heart made of glass, my mind of stone
Hello, welcome home.
Ayy, don't be a stranger
'Cause I like high chances that I might lose
Tak samo ledwo ona się teraz trzymała, gdy mężczyzna z idealną wręcz precyzją uderzył - zupełnie nieświadomie - w punkt. Idealny, perfekcyjny słaby punkt, w który uderzona skała rozpada się na dwie części.
Kotone nie miała w planach uzewnętrznienia się - im bardziej próbowała powstrzymać swoją reakcję, z tym większym napotykała się oporem, kiedy ludzkie ciało najzwyczajniej w świecie nie pomieściłoby już więcej. Bólu, żałości, rozgoryczenia, poczucia winy i smutku. Na domiar złego, miała publikę w postaci Ayumu, którego nie chciała tym obarczać - więc ciężar jej sumienia dosłownie ją przygniatał. Całkiem namacalnie z resztą.
Zupełnie nieświadomie unikała jego gestów - do momentu, aż ten nie wstał w ślad za nią, a ona nie poczuła jego dłoni na swoich plecach przez cienki materiał yukaty. Kolejny dreszcz rozlał się po jej ramionach; skamieniała na moment.
— N-Nie... Nie masz za co — przełknęła głośno ślinę, czując jak wielka kula goryczy formuje się w jej gardle z każdą chwilą. Próbowała się wyprostować.
— Tylko... Tylko pytałeś. — odparła cicho, drżąco, prostodusznie. Powoli miękła, garnąc się do ciepła w jego geście. Właściwie to już była w połowie obrotu, żeby stanąć z nim twarzą w twarz. I być może właśnie w tym momencie dałaby się zwieść do tej namiastki bezpieczeństwa i komfortu, które jej oferował - ale poczuła jak pod powiekami wzbierają jej falą łzy. Spłoszyła się.
Zamiast w jego stronę - oddaliła się o krok, a czując jak jedna zdradziecka łza przeciera szlak jej policzka, zrobiła jeszcze dwa. Usilnie wycierała jedna po drugiej rękawem, mrugając zapamiętale, by je powstrzymać. Z gardła wyrwał jej się dziwny dźwięk, coś na kształt chichotu... może trochę bardziej łkania. Do wachlarza jej emocji dołączyło gorące zażenowanie.
— Zaraz... — Aż się zachłysnęła. — ... się opanuję — zapewniła, choć za słowami nie stały żadne podstawy, że rzeczywiście jej się uda. — To chwilowe.
Tak często oskarżała Ayumu o łgarstwo - a sama aktualnie łgała jak z nut; choć bardzo chciała w to kłamstwo uwierzyć i żeby on sam też dał mu wiarę.
I caught you staring
Pojawił się w jej pokoju z intencją tylko i zaledwie poinformowania jej o wyjeździe. Może zapytania jak się czuje, zapalenia fajki i porozmawiania o głupotach, by chociaż trochę rozluźnić napięte nerwy. Nie spodziewał się, że dojdzie do tego. Do tematów poważnych i ciężkich, z którymi nie do końca wiedział, jak powinien sobie poradzić. Żarty nagle przestały się go aż tak bardzo imać, wydając nieodpowiednie bardziej jak zazwyczaj, szczególnie kiedy widział jak walczyła sama ze sobą. Wiedział, że najlepiej by było, gdyby nie był tego wszystkiego świadkiem. Że jeśli już miała rozpadać się, to w samotności, bez publiki która śledziłaby każdy jej krok i dzieliła rozdzierające ją emocje. Bo Ayumu to właśnie robił - wodził za nią zmartwionym, skołowanym spojrzeniem, jakby bojąc się oderwać je od niej chociażby na moment.
Nie miał za do przepraszać, ale wciąż miał nadzieję, że te banalne słowa mogły jakoś jej pomóc. Nie pomogły. Tak samo jak liczył na to, że ulegnie jego gestom i te jakoś uspokoją ją. Zamiast tego spłoszyła się, oddzielając ich paroma kolejnymi krokami dokładnie w momencie kiedy już zdawało mu się, że całkowicie odwróci się w jego stronę i pozwoli zamknąć w uścisku ramion.
- Wiem jak to jest stracić bliską sercu osobę. Widząc ją rozszarpaną przez demona. Jak to jest mieć świadomość, że nie mogło się nic zrobić - zaczął cicho, mając wrażenie że każde kolejne słowo może doprowadzić do jeszcze większej tragedii. Do jeszcze większe wezbrania smutnych, pochłaniających w całości emocji. - Jestem tu. Możemy rozmawiać, możemy milczeć, ale jestem przy tobie.
Skrócił dystans, stawiając kroki ostrożnie, jakby bojąc się, że gwałtowny ruch spłoszy ją znowu. Nie dotknął jej jednak tym razem, zatrzymując się za jej plecami. Blisko, tak że można było wyczuć bijące od ciała ciepło.
Heart made of glass, my mind of stone
Hello, welcome home.
Ayy, don't be a stranger
'Cause I like high chances that I might lose
Przestała drążyć - być może szczegóły nie były przeznaczone dla jej uszu.
Nie tylko Ayumu nie spodziewał się tak ciężkich i poważnych tematów - Kotone była ostatnią osobą, która wyciągałaby je na światło dzienne z własnej inicjatywy. Próbowała z resztą przeskoczyć ten grożący załamaniem punkt, choć... trzeba przyznać, nieudolnie. W końcu znaleźli się w takiej a nie innej, napiętej i przesyconej emocjami sytuacji, bo nie potrafiła zwyczajnie się zamknąć i przemilczeć. Może już po prostu nie mogła.
Naprawdę chciałaby cofnąć się te parę chwil w czasie i na propozycję o odwiedzeniu rodziny w Osace - zwyczajnie skłamać i przytaknąć. Koniec. Dalej paliliby kizami, może wyciągnęłaby swoje skitrane sake i zostaliby przy tematach błahych i przyjemnych. Pech chciał, że nauczyła się już przy Nishiōjim nie kłamać.
Jego ciche słowa zdecydowanie nie pomogły; łzy z którymi walczyła jedynie wezbrały, nie tocząc się już po jej skórze pojedynczo, a wartkim strumieniem. Ona nie straciła tylko bliskiej sercu osoby; choć to też miała już za sobą. Straciła dużo więcej. Zadrżała w posadach, przygryzając własną dłoń by stłumić wzbierający szloch - jednocześnie usłyszała, poczuła jak mężczyzna znowu się do niej przysuwa. Nawet jeden krok ich nie dzielił - wiedziała, że wystarczyło lekko się pochylić i już mogła odnaleźć choć odrobinę ulgi, dać się zamknąć w ramionach i chociaż przez krótki moment poczuć się bezpieczną, może nawet zrozumianą. Oferował jej to przecież całkiem jawnie, całkiem prosto. Przecież nie wyszedł, nie przewrócił oczami i nie machnął na jej wybuch lekceważąco ręką - po prostu był.
I właśnie dlatego ponownie się od niego odsunęła, kolejne dwa kroki. Jednocześnie uniosła jedną dłoń, jakby we wstrzymującym geście, niemej prośbie, żeby dał jej jeszcze moment.
— Nie rozumiesz Ayumu — podjęła powoli, starając się nie brzmieć tak płaczliwie. Odwróciła się do mężczyzny, całkiem nawet dzielnie podchwytując jego spojrzenie; trzymająca się w pionie jedynie na słowo honoru. — Jesteś tu i... każda moja cząstka chce, żebyś był — zaczęła, ignorując już zaburzające jej widzenie łzy. — Marzę o tym, żebyś znowu mnie objął, oparł czoło o moje. — Zadrżała na całym ciele, obejmując się ramionami, jakby nagle naprawdę chłodna bryza osiadła jej na skórze. Jednocześnie te zapłakane, szklane tęczówki nabrały twardości, gdy zawiesiła spojrzenie gdzieś w okolicach męskiego obojczyka. — Ale nie mogę na to liczyć, nie mogę się do tego przyzwyczajać. A mogłabym, i to kurwa, w moment — warknęła nagle agresywnie, karcąco - bardziej jednak do siebie, niż do niego.
I caught you staring
Nie rozumiał. Tak bardzo nie rozumiał. A jednocześnie zdawał się pojmować wszystko i kiedy widział jak łzy znowu wzbierały w jej oczach, jak szkliły się pod powiekami i perliły na policzkach, jego serce łamało się po tysiąckroć. Pękało z każdą kolejną spływającą kroplą. Raz za razem, bo nie wiedział co właściwie powinien teraz zrobić. Nie miał najmniejszego pojęcia, jak mógł jej pomóc, by chociaż odrobinę odjąć jej bólu, który targał nią od środka.
Mimo, że mówiła o bliskości, wyciągnięta wcześniej wstrzymująco dłoń zdawała się wciąż wisieć w powietrzu. Nawet jeśli teraz była już zaciśnięta na jej własnej skórze, obronnym gestem obejmując ją i próbując nieść chociaż odrobinę pocieszenia lub może stłamsić tlący się w środku niej żal. Ponownie zwiększona przez nią odległość zdawała się nie dwoma krokami, a czymś o wiele większym, niekoniecznie mierzonym w centymetrach. Stali obok siebie, w jednym pomieszczeniu, a mimo to Ayumu czuł, jak dzieli ich przepaść, którą on usilnie próbuje przeskoczyć, a ona natomiast odsuwa się od krawędzi coraz bardziej, uciekając równie i od niego.
I nie podobało mu się to ani trochę. Jak wielki żal nie toczyłby jej teraz, nie mogła uciekać w nieskończoność. Znaczy mogła, ale on nie chciał jej na to pozwolić, zwyczajnie mając dość pewnych bezmyślnie postawionych barier, które bez słowa postawili przez te wszystkie lata. Złamał się też wreszcie, jej ostre spojrzenie traktując już bardziej jako wyzwanie. Wyciągnął więc do niej dłonie znowu, wykonując też dwa kolejne kroki, ciesząc się w duchu, że w tej krótkiej ucieczce zapędziła się praktycznie pod ścianę ciasnego pokoiku, jaki przysługiwał mizunoto. Nie objął jednak jej ramion i nie przycisnął do siebie, zamiast tego ujmując jej twarz, w pierwszym odruchu ocierając mokre policzki kciukami.
- Nigdzie się nie wybieram - powiedział pewnym siebie głosem, zaglądając jej w oczy z rzadką u niego żarliwością i szczerością. Dopiero wtedy zsunął dłonie niżej, na jej ramiona, obejmując ją i przyciskając do siebie zdecydowanie. Nie chcąc, by znowu mu tak po prostu uciekła.
Heart made of glass, my mind of stone
Hello, welcome home.
Ayy, don't be a stranger
'Cause I like high chances that I might lose
— Ayu... — Cofnęła się jeszcze - a przynajmniej chciała, póki nie natrafiła plecami na ścianę. W popłochu już miała rozglądać się za drogą ucieczki, ale nie zdążyła, czując dłonie Nishiōjiego na swoich policzkach. Jeszcze więcej łez znalazło swoje ujście, szybko jednak rozpływając się pod męskimi opuszkami. Podniosła na niego zbolałe, pełne żalu spojrzenie, pewna, że właśnie teraz się w jego dłoniach zwyczajnie rozsypie.
Ale... nic się nie stało. Świat nie runął, a za mostkiem, gdzie ziała bolesna, zimna pustka - na słowa Ayumu zaiskrzyło coś ciepłego i słodkiego. Znacznie słodszego, niż ulga, którą tak dotkliwie poczuła już wcześniej, pod stajniami.
Jak mogłaby mu zarzucić kłamstwo, kiedy tak na nią patrzył? Znowu?
Nie uciekła więc, z początku z niejaką rezerwą, ostatnią linią oporu, dając się objąć. Przycisnąć do ciepłego ciała - usłyszeć miarowy oddech i odrobinę może przyspieszone, bicie serca. Odetchnąć drżąco, ale nie pyłem drogi i metaliczną wonią krwi - tylko dymem kizami... i czymś jeszcze. Przyjemnym i lekkim.
Naprawdę wystarczył moment.
Rozpłakała się już całkiem otwarcie, wtulając twarz w męskie ramię. Całą sobą wtulając się w niego, jedną dłoń zaciskając kurczowo na jego ubraniu - by drugą wczepić gdzieś w okolice jego łopatek. Trzęsła się przy tym jak osika, miotana emocjami - bezpiecznie jednak zamknięta w ramie męskich ramion, wyrzucając tak nierozważnie i w nadmiarze skolekcjonowany smutek, ból i poczucie winy.
Długą chwilę zajęło jej dojście do siebie - w końcu jednak łzy ustały, a urywany oddech przeplatany cichym szlochem zaczął się wyrównywać. Teraz przerywały go tylko nieśmiałe pociągnięcia nosem. Gato jednak ciągle nie śmiała podnieść głowy - za to jej kurczowy, rozpaczliwy uścisk zelżał. Dalej jednak wtulała się w ramiona Nishiōjiego, tylko ufnie i miękko - tragicznie wyczerpana.
— Czuję... — zaczęła, głosem schrypniętym od płaczu. — Czuję się, jakby znowu przebiegła po mnie tamta demonica — wypaliła na jednym wydechu, wspominając misję w Nezu-jinja.
I caught you staring
A jednak, kiedy stał tak, czując jej ciepło na swojej piersi, miał wrażenie że w bezruchu jego duszy pojawiło się coś więcej. Ciepło, które powoli rozlewało się dookoła, nie posiadając jeszcze żadnego konkretnego kształtu. Rozrastało się nieśmiało, przynosząc ze sobą jakąś dziwną, pełną słodyczy obietnicę, o której możliwości istnienia już dawno temu zapomniał.
Pozwolił jej więc płakać, otulając ramionami i przyciskając policzek do jej włosów. Dawał jej tyle czasu ile potrzebowała na dojście do siebie, w tym bezruchu czując się, jakby właśnie trzymał w swoich rękach centrum swojego wszechświata. Może faktycznie tak było; spędzone razem dni, tygodnie, miesiące i lata dodawały się do siebie, w efekcie równania podsumowując się do uczucia, które wreszcie miało szanse jakkolwiek rozkwitnąć. I mimo że ta teoria wydawała się uzasadniona, jakaś jego część obawiała się, że tak na prawdę był to efekt zwyczajnego złaknienia jakichkolwiek głębszych emocji. Zduszał ją jednak i chował, starając się upchnąć tak głęboko w sobie, by nie zaburzała przynajmniej tej jednej chwili.
Nie mógł powstrzymać się, by się nie parsknąć rozbawiony, kiedy po tak długiej ciszy przywołała akurat sytuację z Nezu-jinja. Definitywnie nie spodziewał się tego.
- Cóż... mogę sobie tylko wyobrażać, jakie to uczucie - pogładził ją po włosach. - Ale absolutnie ci się nie dziwię - dodał jeszcze miękko, przeczesując delikatnie krótkie kosmyki. - Wiem, że mówiłaś że chcesz ze mną jechać, ale... nic się nie stanie jeśli tego nie zrobisz. Jeśli to... za trudne. Rozumiem to. I nie ma w tym nic złego.
Heart made of glass, my mind of stone
Hello, welcome home.
Ayy, don't be a stranger
'Cause I like high chances that I might lose
Chociaż nie, to uczucie było zbyt... miłe. Była absolutnie wyprana z emocji, ale nie w ten beznadziejnie obojętny sposób - gdy wiesz, że nie czeka już nic. Po ramionach rozlewał jej się przyjemny bezruch. Coś, czego nie doznała od bardzo dawna. Niemal zapomniała już jak to jest. Nie nasłuchiwać najmniejszego szmeru, nie trzymać dłoni na rękojeści katany. Była... odprężona. Może uderzyłby ją kontrast ogarniających ją emocji - bo była to istna parabola - ale garda opadła i jej umysł w końcu wyłączył stan pełnej gotowości. Bynajmniej nie sam z siebie. Sama najpewniej doprowadziłaby się znów do krawędzi - jeśli nie do katatonii, to pod demoniczne szpony. A teraz... teraz marzyła. Jeszcze krótkoterminowo - bo najzwyczajniej w świecie nie chciała jeszcze opuszczać bezpiecznego uścisku; ramion, które nie tylko po nią sięgnęły, ale utrzymały w miejscu i nie pozwoliły się rozsypać. Choć o to nie prosiła.
Gdy Ayumu parsknął na jej pierwsze słowa, ona sama uśmiechnęła się pod nosem.
— Albo nawet dwie — sprostowała, z cichym pomrukiem aprobaty przyjmując drobną pieszczotę, którą ją obdarzył. Słodkie uczucie za mostkiem puchło i rozciągało się - jak gładzony po grzbiecie kot. — Musisz kiedyś spróbować — dodała, a w wyczerpanym tonie rozbrzmiały gdzieś rozbawione nuty.
Sama sobie zdziwiła się, że nie stężała na wspomnienie o Osace. Smutek jej nie uderzył, jak to miał w zwyczaju, z siłą tarana - czuła go dalej, dotkliwie, ale... był do zniesienia. Westchnęła. Nie ciężko - lekko.
Uniosła głowę z okupowanego męskiego ramienia, odchylając się nieco - choć nie poczyniła nawet pół kroku, żeby się odsunąć. Poszukała spojrzenia Ayumu, dobitnie odczuwając to, jak blisko siebie teraz byli. Nie spłoszyła się jednak - tylko jej policzki nabrały nieco głębszych odcieni.
— Wiem, że nie muszę — podjęła, zsuwając powoli dłoń z jego pleców - by zatrzymać ją gdzieś w okolicach jego pasa. — Ale chcę. Chyba... znasz mnie już trochę. Nie mogę uciekać w nieskończoność. — Uśmiechnęła się, całkiem szczerze, w spuchniętych od płaczu oczach błysnęło coś ciepło. Sięgnęła dłonią do jego twarzy. — Dziękuję. Naprawdę. Czasem mam wrażenie, że o wiele lepiej wiesz czego mi trzeba, niż ja sama. — Przesunęła dłoń z jego policzka na kark, by potem zawędrować kilka centymetrów w górę, na linię włosów. Naparła delikatnie, by przycisnąć jego czoło do swojego - i zachichotać przy tym bezgłośnie.
— To boli, i dalej będzie boleć. Może już zawsze. Ale... — ... z Tobą... — ... w tej chwili jest do zniesienia — powiedziała cicho, z nieukrywaną wdzięcznością. Opuściła na moment spojrzenie na jego ramię - a konkretniej na mokrą plamę, którą tam pozostawiła. — Mówiłam Ci kiedyś, że futona Ci prać nie będę, ale kimono chyba będę musiała.
I caught you staring
- Fakt, masz rację - nie mogła uciekać w nieskończoność i doskonale wiedział, że nie była w stanie próbować czegoś takiego, ale dla niego tego typu zachowanie nie byłoby niczym dziwnym. Każdy czasem potrzebował odciąć się od czegoś. Oddalić, pozwolić na nabranie głębszego oddechu. Czasem ucieczka wcale nie była niczym złym, a przynajmniej tak lubił sobie powtarzać, bo miał w tym pewne doświadczenie. Uciekał nie raz, na dłużej, na krócej, ale zawsze w końcu wracał.
- Cóż... staram się - wzruszył beztrosko ramionami. Bo przecież wcale, a wcale nie było to coś złego. Po to mieli siebie, by w gorszych czasach pomóc drugiemu odnaleźć się i nie dać zapaść gdzieś w sobie. Nie mógłby zliczyć ile razy ich role były odwrócone i to ona okazywała się dla niego drogowskazem, który naprowadzał go na właściwą drogę i składał do kupy. Często jednak nawet chyba o tym nie wiedząc, biorąc pod uwagę jak usilnie starał się być dzielnym chłopcem.
- To tylko ubranie. Nic mu się nie stanie od paru łez - podniósł jej twarz wyżej, podciągając podbródek ku górze bokiem wskazującego palca, chcąc w ten sposób odwrócić jej uwagę od rzeczonej plamy. - Jeśli jednak masz ze mną jechać, zrób coś dla mnie, proszę. Wyśpij się porządnie. - posłał jej delikatny, ciepły uśmiech, cofając też podtrzymującą jej twarz dłoń.
Heart made of glass, my mind of stone
Hello, welcome home.
Ayy, don't be a stranger
'Cause I like high chances that I might lose
— Nagleś taki skromny? — prychnęła pod nosem, wyraźnie ubawiona umiarem, jakim się wykazał. Choć ona też nie zwykła się szczycić w momentach, kiedy ich role były odwrócone. W końcu było to całkiem... naturalne, prawda? Jeśli już się głębiej nad tym zastanowić. Kotone poszłaby za Ayumu w ogień, chociaż naprawdę rzadko zadawała sobie pytanie czy i on zrobiłby podobnie. A jednak instynktownie wiedziała, że tak - choć ciężko było to sobie uświadomić. Jeśli miałaby wybierać z kim iść w mroki nocy, to zawsze pierwszym wyborem byłby Nishioji. Choćby po to, żeby mieć na niego oko.
Przymrużyła lekko oczy, gdy uniósł jej twarz - nie walczyła w tym momencie z płaczem, a z czymś innym. Pogłębiającym się rumieńcem, na przykład.
— Och, tak, jasne — przytaknęła, zbita nieco z pantałyku, pocierając nerwowo miejsce, gdzie przed chwilą jej dotknął. — Rano w drogę. — Pokiwała głową, z lekkim ociąganiem odsuwając się od mężczyzny - odruchowo próbując poprawić kołnierz haori. Nie miała go jednak na sobie, więc jedynie z głupią miną złapała powietrze, by ostatecznie pokracznym gestem poprawić yukatę.
— Zapalimy jeszcze jak ludzie? — zapytała, po czym dodała jeszcze ciszej: — I... Poczekałbyś aż zasnę? Nie będę jak debil nasłuchiwać kroków, jak posiedzisz chwilę obok — wytłumaczyła - choć wiedziała, że zupełnie niepotrzebnie.
Mogła w końcu liczyć na kilka godzin normalnego snu.
I caught you staring
Wiedział, że gdyby tylko wymagałaby tego sytuacja, skoczyłby za nią w ogień. Zarówno teraz, jak i ten rok czy dwa temu. Nawet więcej, chociaż nigdy nie był w stanie określi precyzyjnie momentu, kiedy doszli do tego poziomu zaufania. Już podczas ich egzaminu było między nimi coś, co sprawiło że nie zawahał się by głupio poświęcić się. By zaufać jej, że dokończy to co mieli wspólnie osiągnąć. Teraz, parę lat później, bez wahania powiedziałby, że ona zrobiłaby aktualnie to samo dla niego. Nie musiał o to pytać. Po prostu to wiedział.
Cofnął się od niej, z niejakim ociąganiem rozluźniając uścisk i ześlizgując z niej swoje ręce. Uśmiechnął się miękko na jej niezręczny gest, ale nie skomentował go nijak, zamiast tego odwrcając się do stolika.
- Bardzo chętnie. Ale tym razem ja nabijam - poinformował ją, wyraźnie zadowolony z perspektywy ponownego ćmienia fajki. - Zaczekam tak długo, jak tylko chcesz - dodał ciszej, mimowolnie naśladując jej własny ton. Dopiero wtedy usiadł przy blacie robiąc to co powiedział, sięgając najpierw po jej, a potem po swoją fajkę i nabijając obie.
Heart made of glass, my mind of stone
Hello, welcome home.
Ayy, don't be a stranger
'Cause I like high chances that I might lose
— Możesz kontynuować — wyszczerzyła się durnowato, prowokująco. — Rzadko miewam okazję zaznać twoich standardów — dodała, kłamiąc przy tym bezczelnie. Bo akurat wsparcia Ayumu miewała chyba aż nadto i to od lat. Teraz po prostu bawiła się w przyjacielskie przytyki - co stanowiło wybitny kontrast do tego jak przed kilkoma chwilami wisiała na biednym Nishiōjim. W tym momencie jednak nie zastanawiała się czym sobie na taki rodzaj opieki zasłużyła. W końcu jedyne co robiła - to była.
Rzadko jednak na głos prosiła, żeby i on był. W końcu zapytanie zawsze mogło spotkać się z odmową - nawet jeśli wiedziała, że szanse na to były naprawdę nikłe.
Skwapliwie przytaknęła, przez chwilę gubiąc się we własnym, małym pokoju - gdy Ayumu wracał do stolika przy którym wcześniej siedzieli. Przez krótki moment obserwowała jego profil. Bez głębszych refleksji. Ot, po prostu cieszyła się, że został.
Chwyciła za ciśnięty w róg pomieszczenia futon, przeciągając go do miejsca, które wcześniej zajmowała. Przejęła swoją fajkę od Ayumu, ale nie usiadła - położyła się na boku, podpierając głowę na zgiętej w łokciu ręce, zadzierając przy tym twarz na towarzysza. Puściła ze trzy dymki, nim się znowu odezwała.
— Tylko nie zasypiaj tutaj, podparty o ścianę — zastrzegła, powoli opadając na swoje wyciągnięte ramię, ciągle z fajką w ustach, choć powieki już zaczynały jej ciążyć. — Też masz się wyspać — burknęła jeszcze, opierając z cichym westchnieniem przedramię na męskim udzie. Zaciągnęła się jeszcze raz kizami, by potem ułożyć dzierżącą kiseru dłoń na swoim biodrze. Nie zasypiała jeszcze jednak - podciągnęła się kawałek i zwinęła w kłębek, nucąc cicho starą saibarę.
I caught you staring
Z wyraźnym zadowoleniem zaciągnął się nabitą fajką, jeszcze chwilę temu uważnie obserwując jak Gato przeciąga swój futon bliżej stolika i tam go rozkłada. Uśmiechnął się też do niej nieco ironicznie, słysząc jej zastrzeżenia.
- Nie martw się o to. W przeciwieństwie do ciebie, ostatnio miałem aż nadto snu - odparł jej niefrasobliwym tonem, spoglądając w dół, na jej podpartą na ręce twarz. Zmęczoną od braku odpowiedniej ilości snu i nieco opuchniętą od płaczu. I w pewien sposób w tym momencie podobała mu się o wiele bardziej. Głównie dlatego, że nie próbowała udawać, jaka to jest dzielna. Była po prostu.... sobą. - Ale postaram się, czemu nie - rzucił jeszcze cicho, czując jak jej dłoń opada na jego udo, a do uszu dochodzi nucona pod nosem saibara.
Heart made of glass, my mind of stone
Hello, welcome home.
Ayy, don't be a stranger
'Cause I like high chances that I might lose
— Zaiste, pierwszorzędna partia — zdołała mu tylko przytaknąć, zerkając na niego pobłażliwie, miękko. Bezbłędnie wyłapała ironiczne nutki w poważnym tonie - ażeby mu dopiec mogła się tylko zgodzić z jego przechwałkami. Nie żeby rzeczywiście uważała je za pyszałkowate przesłanki - w istocie Ayumu nie skłamał w żadnym aspekcie, tylko po prostu nie dodał swoich mniej chlubnych przywar.
Które czyniły go jeszcze lepszą partią, po prawdzie.
Zmarszczyła śmiesznie nos w reakcji na słowa towarzysza, łypiąc jeszcze na niego spod ciążących jej powiek.
— Zawsze będę się martwić — burknęła jeszcze, nim nie zaczęła wygodniej mościć się na futonie - jednocześnie starając się ułożyć tak, by było jej najwygodniej. W swoim wyobrażeniu chciałaby wyglądać jak kot, wdzięcznie układający się do drzemki - zdecydowanie więcej było w niej jednak nieporadności małego gryzonia, szukającego odpowiedniej wnęki, żeby tam zwinąć się w nerwowy kłębek. Melodyjna, powolna linia saibary sama do niej przyszła, tak jak i niczym niezmącony, rozkoszny wręcz spokój, gdy wreszcie znalazła "tę" pozycję. Z dłonią lekko zaciśniętą na rąbku hakamy Nishiojiego i skronią opartą o jego nogę. Nutki ulatujące z jej ust najpierw zaczęły się przeciągać, potem nastawały między nimi coraz większe pauzy, przerywane uspokajającym się oddechem - aż w końcu urwały się całkiem. Zasnęła, jak dziecko.
I caught you staring
Nie możesz odpowiadać w tematach