Kiedy tylko jej mąż opuścił dom w celu pójścia do pracy, Mori prawie od razu rzuciła się do swoich notatek. Pod jedną z luźniejszych desek w podłodze, ukrytych pod stolikiem do herbaty, ukrywała niewielką skrzynkę, do której właśnie wkładała swoje zapiski. Wiedziała, że nigdy nie będą mogły one wyjść na jaw, nikomu nie będzie mogła pochwalić się swoją twórczością. Mimo to nie chciała się ich pozbywać, więc robiła wszystko, żeby te nie trafiły w niepowołane ręce — szczególnie jej małżonka.
To, co pisała już od dłuższego czasu było dość monotematyczne, bo całość historii kręciła się wokół romansu demona i człowieka. Mimo to za każdym razem gdy przysiadała do dalszego pisania, miała więcej i więcej pomysłów na ich "przygody".
I o ile dla jednych pewnie byłaby to ciekawe, a dla drugich odrażające, o tyle nikt nigdy miał się nie dowiedzieć, że to wszystko było poniekąd wyidealizowaną wersją jej życia. Wyobrażeniem tego, jak mogłaby wyglądać jej relacja z jednym z przedstawicieli tamtego gatunku.
Tego dnia spędziła nad papierem wiele godzin, odczuwając nagły przypływ inspiracji. Ale nawet, gdy skończyła materializować swoje mniej lub bardziej sprośne wizje, nie chciała na tym kończyć — rzadko miała aż tyle czasu dla tego zainteresowania.
Po kolejnych dwóch stronach odetchnęła głośno patrząc na swoje dzieło. Gdy atrament sechł, Mori zaparzyła sobie herbaty i z naczyniem w dłoniach wyszła na ganek za domem, jednocześnie obserwując księżyc. Kątem oka dostrzegła swojego kruka, którego odprawiła za pomocą znaku na dłoni. Starała się unikać jego obecności przy swoim domu na wypadek, gdyby przyleciał z nią pogadać w obecności jej męża.
Wróciła do środka i znów usiadła do pisania. Ponieważ chwilowo pozbawiona była pomysłów na dalszy rozwój fabuły, ujęła papier w dłonie i położyła się na plecach, czytając to, co do tej pory napisała. Po dłuższej chwili sięgnęła po pędzel i dopisała jeszcze kilka zdań, leżąc na podłodze obok pergaminu. W końcu odsunęła przedmioty od siebie i położyła głowę na swoim przedramieniu. Nieświadomie zasnęła, myśląc nad potencjalnym zakończeniem rozdziału.
My body resembles a broken home.
Touched by the light, deceived by a dream,
I walk in the shadows just to be seen.
Chciał wiedzieć, gdzie mieszkała. Ot tak, na wszelki wypadek, gdyby kiedyś informacja ta miała mu się przydać. Szantaż, groźba, cokolwiek, w razie jakby jej intencje i opowieści miały okazać się co najmniej sprzeczne z tym, co sama mówiła. Wciąż jej nie ufał, co nie powinno być zaskoczeniem, dlatego zamierzał w choć najmniejszy możliwy sposób zweryfikować to, co mu przekazywała.
Stanął przed drzwiami, które jako jedyne zostały niedomknięte. Co prawda w pierwszej kolejności zamierzał wejść drzwiami frontowymi, nieważne, czy te byłyby zamknięte czy też nie, ale ostatecznie uznał, że pozostawi tę namiastkę dyskretności. Minęło to jednak, gdy te otwarte zostały przez niego nonszalancko, bez żadnej dbałości o to, by pozostać nieusłyszanym; rozsunął je tak, jakby wchodził co najmniej do siebie, bez zdejmowania obuwia. Pociągnął nosem i rozejrzał się krótko dookoła. Wyczuwał dwa osobne zapachy, jeden mocniejszy, drugi natomiast słabszy, gdzie pierwszy z nich był w stanie już przypisać do konkretnej osoby. Nie zastanawiał się nad tym, czy istniała możliwość, by w domu był ktoś jeszcze — a raczej kwestia ta go nie interesowała.
Nie zasuwając za sobą drzwi, wszedł w głąb pomieszczenia. Przejechał opuszkami po najbliższej ścianie, następnie na wiszącym na niej malowidle, by ostatecznie skupić na nim swój wzrok. Przechylił głowę, koniec końców bez większego zainteresowania przechodząc tam, gdzie zapach wydawał się najmocniejszy.
Zauważywszy leżącą kobietę, oparł się o framugę. Przyglądał się jej przez kilka chwil, moment później wchodząc do pokoju. Okrążył ją krótko, w pewnym momencie pochylając się nad nią, coby powoli i ostrożnie podnieść kawałek pergaminu. Zwinął go najciszej jak potrafił, tak aby powrócić do początku zapisków, i usiadł na najbliższym siedzisku zaraz obok okna, by światło księżyca nieznacznie oświetliło mu tekst.
Początkowo zamierzał przeczytać to ze zwykłej ciekawości, uznając to za dziennik czy inny pamiętnik — im dalej jednak brnął, tym bardziej się przekonywał, że do dziennika było temu daleko. Brzmiało to jak opowieść, niezbyt w jego guście, jednak w tej samej chwili, w której coraz namiętniej zaczynał myśleć o odłożeniu zwoju, niektóre kropki zaczęły się łączyć. I nie chodziło bynajmniej o padające w opowieści imiona, a o zbieg wyglądów bohaterów i ich zachowań.
— CO DO... — wymsknęło mu się głośniej, niż prawdopodobnie powinno; przejrzał na szybko resztę zwoju, wzrok zahaczając na losowych słowach.
Burknęła cos jeszcze pod nosem i przewróciła się na drugi bok.
Jednak głos, który po chwili usłyszała w swojej głowie, była w stanie rozpoznać nawet przez sen. Kiedy tylko dotarły do niej słowa "gościa", przestraszona otworzyła oczy i poderwała się do siadu. Na widok czytającego w świetle księżyca mężczyzny odruchowo złapała się za serce, które ze względu na prędkość uderzeń zaczęło ją boleć.
— Gozu?! — zakrzyknęła tak cienko, że aż raczej zapiszczała.
Ostatnia świeczka zgasła, kiedy spała, dlatego też jedynym światłem w pomieszczeniu było to, w którym siedział demon.
Zerwała się na równe nogi zdecydowanie zbyt szybko, przez co do rozmówcy podeszła żwawo, chociaż chwiejnie. Jeszcze będąc w ruchu wyciągnęła rękę, aby wyrwać mu papier, jednak przez wspomniane skołowanie nie trafiła w pergamin i jej kończyna przecięła powietrze, a następnie dłoń wylądowała na ramieniu mężczyzny.
Westchnęła zrezygnowana i osunęła się na podłogę, zajmując miejsce na przeciwko niezapowiedzianego gościa.
— T-to... to jest powieść — odpowiedziała w końcu na jego pytanie. Od razu poczuła jak jej do tej pory blada ze strachu twarz przybiera nagle intensywnie czerwony kolor. Dawno nie miała takiego powodu do wstydu. W końcu jak teraz wytłumaczy fakt dość barwnych opisów bezpruderyjnych rzeczy, które zadziały się między postaciami tak bardzo podobnymi do nich samych?
Odwróciła głowę w bok, przygryzając przy tym dolną wargę. Po paru sekundach zerknęła kątem oka w kierunku rozmówcy.
— Co ty tu robisz? — spytała wreszcie. Czyżby zatęsknił za nią przez kilka godzin? — Nie powinno cię tu być.
W jej stwierdzeniu brakowało jakiegokolwiek nagannego tonu. Ba, pokusić można się o stwierdzenie, że słowa te wypowiedziała poniekąd w dziwnie flirciarski sposób. W jej oczach jego obecność w tym domu o czymś świadczyła, tylko jeszcze nie wiedziała o czym.
Dopiero tak spokojnie siedząc poczuła chłodne powietrze na swojej skórze. Wstała, z myślą, że nie domknęła którychś drzwi, ale widząc, że jedne były otwarte na oścież, westchnęła bezgłośnie. Zasunęła je, a potem od paleniska zapaliła świeczkę. Wróciła do Gozu, rozglądając się wcześniej za jakimikolwiek śladami walki. Nie widząc żadnych wywnioskowała, że nie doszło do żadnego starcia między demonem a jej małżonkiem.
Po powrocie do wcześniejszego pomieszczenia odłożyła świeczkę i znów usiadła przy rozmówcy ale dystans między nimi się nieznacznie zmniejszył. Nie przez przypadek, rzecz jasna.
My body resembles a broken home.
Touched by the light, deceived by a dream,
I walk in the shadows just to be seen.
Widząc, jak chce sięgnąć po zwój, podniósł się z miejsca i oddalił, a sam tekst uniósł z dala od jej rąk. Rozwinął go ponownie, podkładając pergamin pod światło.
T-to... to jest powieść.
Zaśmiał się pod nosem.
— Tyle zdążyłem zauważyć — odparł, po czym dodał: — Bezwstydna, rozpustna opowieść na podstawie chorych fantazji osamotnionej, pozostawionej samej sobie żony. — Przeniósł się z miejsca i wszedł na futon, a potem na stół, coby być jeszcze wyżej, prawie jak na swego rodzaju mównicy. Odchrząknął cicho. — Ciemnowłosa nie wiedziała, czego się spodziewać. Chłodny, delikatnie owiewający jej policzki wiatr wydawał się kojący, ale kontrastował z rodzącym się w jej ciele ogniem. Słoma drażniła jej plecy, a od środka drażnił ją… — zatrzymał się. Na jego twarzy dalej widniał uśmiech, ale i niedowierzanie. — Pamiętasz, jak mówiłem, byś przyniosła mi coś, co oddali cię od twojego człowieczeństwa? — Obniżył zwój. — Uznaję to. Ta opowieść nie jest czymś, co wyszłoby spod rąk normalnego człowieka. — Przetarł twarz i rzucił tekst na futon. Rozbawiony zszedł ze stołu i bezwolnie opadł pośladkami na podłogę, coby przy nim usiąść. Głowę oparł o zgięte palce, łokieć natomiast o powierzchnię mebla.
— Spodziewałem się pamiętnika — zaczął — ale to, co ostatecznie znalazłem, okazało się o wiele lepsze. — Dalej nie mógł wyjść z podziwu. Nie jednak dla kunsztu kobiety (którego jej mimo wszystko nie ujmował), ale dla zrodzonych w jej głowie chorych pomysłów. Myśli. Nadziei. Czymkolwiek one były. — Nie wiem, czy bardziej czuję się obdarty z prywatności, wolnej woli czy może niewinności — zaśmiał się pod nosem, w tonie utrzymując ironię i drwiny zarazem.
Co ty tu robisz?
Przyglądał się jej przez chwilę bez słowa.
— Pilnuję cię — powiedział w końcu, pozostawiając pole dla jej własnej interpretacji tego stwierdzenia. Kiedy natomiast usłyszał, jakoby nie powinien się tu znaleźć, odpowiedział: — Nie powinnaś była próbować oswoić demona. — Wychylił się lekko w jej stronę. — Co myślałaś? Że jak powiesz siad, wtedy usiądę, a jak powiesz turlaj się, to pójdę szukać najwyższej do tego góry? — Oparł brodę o rękę.
— Nie jestem osamotniona! — oburzyła się, nadymając policzki. Wyglądała tak, jakby miała dodatkowo tupnąć nogą aby to podkreślić. — Ani pozostawiona sama sobie! Po prostu... mam inny gust... i... lubię pisać. — Nie miała żadnego pomysłu na to jak wytłumaczyć to, co przeczytał. Z drugiej strony czy jego świadomość jej uczuć nie powinna teraz ułatwić sprawy? — Z resztą się zgodzę — dodała po chwili i wypuściła powietrze nosem, rozbawiona.
Rozchyliła usta, chcąc nakrzyczeć na rozmówcę za to, jak bez ceremonialnie przeszedł po jednym z mebli, aby po chwili stanąć na drugim. Gdy zaczął czytać fragment przez nią napisany, poczuła, jak podnosi się jej ciśnienie, a policzki znowu robią się intensywnie czerwone.
Kiedy jednak obniżył zwój i spojrzał na nią, mógł w jej oczach zobaczyć... zachwyt i całkowite rozmarzenie. Chociaż wciąż było jej trochę wstyd, to jak mogłaby nie docenić faktu, że mężczyzna czytał jej debiutanckie dzieło na głos?
Na ziemię wróciła w całości dopiero, gdy otwarcie nazwał ją nienormalną. Mimo to zaklaskała krótko w dłonie, jakby właśnie kogoś takiego poszukiwała do prezentacji swojej powieści.
Gdy Gozu zaczął opowiadać o swoich odczuciach wobec jej tekstu, znów się widocznie zestresowała, co podkreśliła nieświadomą czynnością przygryzania paznokci. Zaśmiała się głośno, kiedy kończył wypowiedź.
— Niewinności? Ty? Nie rozśmieszaj mnie — prychnęła, chociaż oczywiście załapała ironię. Pochyliła się w kierunku rozmówcy, podpierając dłońmi o stół. — Podobało ci się — podkreśliła z zadziornym uśmiechem. Sam przyznał, że było to lepsze niż pamiętnik, którego oczekiwał, ale ona była przekonana, że nie chodziło jedynie o tekst, ale też to, co w nim było opisane. Chciała wierzyć, że on też by tego chciał tak samo jak ona, tylko duma nie pozwalała mu na takie spoufalanie się z przedstawicielką rasy, na którą polował.
— Pilnujesz? — powtórzyła z nieukrywanym zainteresowaniem, unosząc brwi. — Przed czym? Ale chyba na tym etapie nie będzie zaskoczeniem, jak powiem, że mi to schlebia? — Zastukała paznokciami o blat.
Teraz, kiedy i tak już był wszystkiego świadom, niewiele ją mogło powstrzymać od kroczenia po tej cienkiej linii i bezpośredniej prezentacji zainteresowania jego osobą.
Zamrugała szybko na słowa o oswajaniu i potencjalnej tresurze. Pozostała jednak pochylona nawet, gdy demon zrobił to samo.
— Po tym, co przeczytałeś... — Urwała, odwracając wzrok w bok, niby speszona. Wtedy dopiero się wyprostowała — ...to chyba wiesz, że tę demoniczność w tobie lubię. — Zerknęła na niego kątem oka. — Między innymi. — Utrzymując uniesiony kącik ust, ostentacyjnie przyjrzała się mężczyźnie od stóp do głów. Przynajmniej na tyle, na ile go widziała. — Więc oswajanie czy tresura mija się z celem.
Sięgnęła po resztki wcześniej pitej herbaty, teraz już zimnej. Odgięła się do tyłu i podparła dłonią za plecami.
— Czyli... śledziłeś mnie? — Trzymając usta w naczyniu uniosła jedną brew, jednocześnie kontynuując obserwację rozmówcy.
My body resembles a broken home.
Touched by the light, deceived by a dream,
I walk in the shadows just to be seen.
Położył się na bok, jedną nogę unosząc i zginając w kolanie. Głowę podparł o rękę, drugą w tym czasie wyciągając po rzucony wcześniej nieopodal zwój. Rozsunął go ponownie na losowym fragmencie.
— Sądząc po twojej powieści trudno zaprzeczyć temu, byś uważała inaczej. — Przechylił głowę, wzrok wbijając w tekst. Kiedy natomiast stwierdziła, jakoby mu się to podobało, podniósł go na nią. Odwzajemnił jej uśmiech. — Co skłoniło cię do takiego stwierdzenia? Fakt, że to wyśmiałem, uznałem za nienormalne i nieludzkie czy myśl ta nawiedziła cię wtedy, gdy nazwałem to chorymi fantazjami kobiety, której od dawna nikt nie dotknął? — Pomimo tego, jakimi określeniami się pożytkował, kobieta miała rację. Podobało mu się to. Nie jednak o tę osobliwą zawartość chodziło, a o sam fakt, że w tej powieści się pojawił, ponadto w tak znaczącej roli. Nie marzył nigdy, by pojawić się w jakiejkolwiek; nadal nie było to jego pragnieniem. Za przyjemność uznawał to, z jakiego powodu i w jakim celu powieść ta została napisana.
Nieważne, jak nienormalne i bezwstydne to było, zadziałało na niego.
Gdy ta zaczęła dociekać, co takiego miał na myśli, z lekka znudzony spojrzał w bok.
Ale chyba na tym etapie nie będzie zaskoczeniem, jak powiem, że mi to schlebia?
— Nie większym niż to, co przed chwilą przeczytałem — odparł, podnosząc dłoń i przypatrując się pazurom. — Nie powiedziałem, że pilnuję cię przed czymś — dodał po chwili, wypowiedź kończąc westchnieniem. Ponownie nie rozwinął swojej myśli i wcale nie dlatego, że na pytanie to nie chciał odpowiadać.
...to chyba wiesz, że tę demoniczność w tobie lubię.
Zerknął na nią kątem oka. Uśmiechnął się.
— Więc nie będzie ci przeszkadzać, jeśli trochę tu zostanę? — zapytał niby swawolnie, po tym znowu odwracając spojrzenie na pazury. — Może do rana? Chciałbym… — Zrobił krótką pauzę, podczas której odwrócił twarz w jej stronę, by po tym dokończyć: — …poznać twojego męża. — Uśmiechnął się, ale uśmiechu temu daleko było do przekazania jakiejkolwiek sympatii.
Czyli... śledziłeś mnie?
— Zmierzałem tam, gdzie zmierzałaś ty. Pokazałaś mi tylko drogę.
W skrócie: tak. Śledził ją.
— Ten fragment o "nienormalnym i nieludzkim" z twoich ust brzmi jak komplement — wyjaśniła chwilę przed tym, jak upiła łyk herbaty. Odstawiła naczynie na stół i zgięciem palca przetarła wargi.
Zmarszczyła brwi podejrzliwie, gdy Gozu ponownie nie wyjaśnił kwestii "pilnowania".
— A więc? — spytała, przekrzywiając głowę i opierając ją o palce zaciśniętej w pięść dłoni. Łokieć tej ręki ulokowała na swoim kolanie. Chciała poznać prawdę, a ta "tajemniczość" demona, chociaż z jednej strony podniecająca, z drugiej czasem działała jej na nerwy.
Uniosła do góry prawą brew w reakcji na słowa dotyczące Moriyamy oraz podejrzany grymas wymalowany na twarzy rozmówcy. Szybko jednak przywróciła pozbawiony emocji wyraz twarzy. Przez te wszystkie lata obserwacji społeczeństwa z użyciem nadludzkiego zmysłu wzroku nie tylko zaczęła rozpoznawać ułudę po samych reakcjach ludzi, ale także sama nauczyła się pilnowania własnych, dzięki czemu łatwiej jest jej ukrywać własne kłamstwa.
— Na co ci to? — spytała więc flirciarskim tonem, ponownie pochylając się do przodu. — Nie wolisz mieć mnie tylko dla siebie, skoro już przebyłeś całą tę drogę, by się tu pojawić? — Uśmiechnęła się sugestywnie, kręcąc palcem wskazującym kółka na blacie stołu. — Mam być zazdrosna? — Zadała po chwili kolejne pytanie, jednocześnie palce dłoni układając na swojej klatce piersiowej i teatralnie odwracając głowę w innym kierunku. Usta złożyła w smutny dzióbek.
Nie chciała tego dać po sobie poznać, ale wcale nie podobał jej się pomysł dotyczący konfrontacji mężczyzn. Nie chodziło tu jednak o to, że obawiała się, że jej niewierność wyjdzie na jaw, a po prostu martwiła się o męża jako człowieka. Tylko dlatego, że byli niekoniecznie szczęśliwym małżeństwem, nie oznaczało, że życzyła mu śmierci. Tak samo, jak nie życzyła niczego złego swojemu rodzeństwu, które chciała wygryźć z kolejności dziedziczenia.
Z drugiej strony jej próby uwodzenia były oczywiście całkowicie szczere. W dodatku sama była pod wrażeniem swojej bezpośredniości; nigdy wcześniej nie czuła się aż tak pewna siebie w stosunku do nikogo poza pierwszym mężem po latach małżeństwa.
— Pamiętaj tylko, że jak się zasiedzisz, to będziesz musiał zostać ze mną do następnego zmierzchu. — Puściła oczko do rozmówcy, ponownie odwracając się do niego, a następnie przeczesała włosy palcami.
My body resembles a broken home.
Touched by the light, deceived by a dream,
I walk in the shadows just to be seen.
Przeciągnął się bez słowa i położył plecami na podłogę. Wzrok uwiesił na suficie, nie zdejmując go z niego i wtedy, gdy kobieta zaczęła zadawać mu serię pytań. Uśmiechnął się tylko tym charakterystycznym dla siebie uśmiechem, po chwili podnosząc się na łokciu.
— Co jeśli o to właśnie chodzi? — zapytał i wrócił do opierania głowy o zgięte palce. — O posiadanie cię tylko dla siebie? — Idąc jej tokiem rozumowania i dodając do niego szczyptę spaczonego podejścia demona, takie wyjście byłoby najrozsądniejsze — pozbycie się tego, co ją ograniczało. Zarówno jakiś czas temu wspomnianej rodziny, jak i męża. Nie interesowało go, w jaki sposób by ją to skrzywdziło; to, że śmiercią bliskich odebrałby jej ten zalążek wsparcia, tożsamości. Były to kwestie, których jako demon nie brał pod uwagę. Możliwe też, że rozważał to tylko po to, by zrobić jej na złość — pokazać, czym kończyła się jej zbyt duża pewność siebie w tak swawolnym kontakcie ze stworzeniem, którego nie bez powodu powinna unikać.
Jednak tym razem nie po to tu przyszedł.
Pamiętaj tylko, że jak się zasiedzisz, to będziesz musiał zostać ze mną do następnego zmierzchu.
Spojrzał na nią kątem oka.
— Myślałem, że taki bieg wydarzeń byłby tobie bardziej na rękę niż mi — odparł i podniósł się z podłogi. Nie uprzedzając, wyszedł z pomieszczenia i ponownie zaczął rozglądać się po wnętrzu domu, jakby miał zamiar się z nim oswoić. Wziął do ręki wazon i przyjrzał mu się. — Powodzi wam się. — Odłożył go i oparł się ramieniem o wejście do sypialni. — Kim jest twój mąż? — Nie zamierzał zrezygnować z tematu.
Taki stan rzeczy, jak się można domyślić, nie potrwał zbyt długo. Gdy zasugerował, że jej wnioski były poprawne, a on miał właśnie rozważać uczynienie z siebie — jak myślała — jedynego obiektu pożądania dla niej, uniosła wzrok, przygryzając przy tym dolną wargę. I chociaż dalej nie chciała, aby jej aktualnemu mężowi stała się krzywda, nie potrafiła kontrolować swoich reakcji oraz dreszczu, który przeszył jej ciało. Nie potrafiła zrozumieć tego, co się z nią działo w jego obecności, ale już przestała w to wnikać i po prostu poddała się temu, dyskretnie wbijając sobie paznokcie w uda.
— Wtedy wiedz, że lubię też... niekonwencjonalne miejsca — odparła, jednoznacznie spaczając w ten sposób słowo "posiadać" i podciągając je bardziej pod "posiąść". Jej wyobraźnia bezustannie pracowała na najwyższych obrotach. — Przyda się trochę inspiracji na dalsze części. Rozumiesz — dodała niby mimochodem odnośnie swojej powieści, uśmiechając się przy tym półgębkiem.
— Nikt nie powiedział, że tak nie jest — stwierdziła, wstając i ruszając za demonem w głąb domu. Dyskretnie odetchnęła z ulgą na myśl, że ten przestał interesować się jej małżonkiem. Była świadoma potencjalnych konsekwencji swojego zauroczenia, ale jeśli takie były konieczne, konsekwencje chciała wziąć jedynie na siebie.
Fuknęła pod nosem na stwierdzenie dotyczące dobrobytu w ich domu. Przywykła do tego. Nie przywykła natomiast do pytań odnośnie Sendo, co ponownie ją zestresowało.
— On jest... — zaczęła, niespodziewanie wybuchając śmiechem na krótką chwilę. Potem kontynuowała, wciąż drżącym od śmiechu głosem: — bardzo zapracowanym yoriki.
Skąd ta reakcja? Przygotowując się do odpowiedzi na zadane pytanie, ponownie uświadomiła sobie, jak bardzo źle mężczyzna trafił pod kątem jej jako swojej żony. Prawdopodobnie jedyny piastujący tę funkcję, którego małżonka miała czelność wydobyć na wolność osadzonego w areszcie mordercę w celach romantycznych. A teraz w tym samym celu próbować uwieść innego mordercę, chociaż tu już bardziej "zmuszonego naturą".
— Powiedz mi — zaczęła ponownie ściszonym tonem, przysuwając się i bezpardonowo patrząc mu w oczy — dlaczego to jest takie istotne? — Przesunęła dłonie na kołnierz jego szaty, aby po krawędziach znów zjechać na klatkę piersiową. — Kapłani są o wiele bardziej... intrygujący. — Delikatnie przejechała paznokciami po torsie rozmówcy. — A co po niektórzy i tajemniczy — zakończyła, nawiązując ponownie do niedopowiedzianego faktu "pilnowania jej".
My body resembles a broken home.
Touched by the light, deceived by a dream,
I walk in the shadows just to be seen.
Czasem, gdy na nią patrzył, był gotowy to wszystko przerwać. Wstać, zaatakować i sprawić, że będzie to ostatni raz, gdy widzi ją żywą. Wystarczała wtedy jednak jedna chwila, by tego nie zrobił — jedna krótka myśl, która powstrzymywała go od rozszarpania jej ludzkiego ciała i nakarmienia tym wszystkich swoich zmysłów; uwolnienia się od tego, co doprowadzało go do stanu, w którym jego własna natura toczyła bitwę z ego.
Ostatecznie, jak dotąd, ego wygrywało. Warte śmiechu było, jak wielkie się okazywało — i niejeden raz to tym śmiechem potraktował. Pytanie brzmiało jednak, kiedy wspomniana natura w końcu upomni się o swoje i przerośnie to, co — jak mogłoby się wydawać — większe już być nie mogło. Zegar tykał, a gdy już nastąpi czas, w którym przestanie, nic nie będzie miało znaczenia. Ani jej słodkie słówka, ani powieść.
— Yoriki… — mruknął pod nosem, aktualnie lekko zagubiony w myślach. Zwrócił jednak uwagę na jej reakcję, przez którą przyjrzał się jej nieco baczniej. — Co w tym takiego zabawnego? — W oczekiwaniu na odpowiedź przeniósł wzrok na jej błądzące po jego kimonie dłonie. Z każdym kolejnym ruchem czuł, jak coś zaczyna dudnić w nim coraz mocniej; jak pazury zaczynają go świerzbić, a wraz z nimi kły.
A co poniektórzy i tajemniczy.
Momentalnie schwytał ją za nadgarstek ręki, którą umiejscowiła na jego torsie, by razem z tym ruchem szybkim krokiem zacząć zmierzać w kierunku ściany. Przycisnąwszy ją do niej z nieznacznym impetem, spojrzał jej prosto w oczy.
— Mówisz, cokolwiek urodzi się w tej twojej głowie — zaczął, umacniając uścisk na jej nadgarstku. — Ale nie dotykasz. Rozumiesz? — szepnął jej do ucha, samemu opierając czoło o ścianę. — Chyba że chcesz, by dotknięcie mnie było ostatnią rzeczą, jaką zrobisz w swoim życiu. — Przemawiał przez niego nie tylko gniew czy nagłe nabuzowanie, ale również słabość, którą odczuwał podczas spotkania z człowiekiem — słabość, która kazała mu się nim posilić.
Może istniały demony, które radziły sobie lepiej od niego. On jednak nie współegzystował z ludźmi. Nie zawierał z nimi przyjaźni.
Jadł ich.
Poluźnił uścisk i się odsunął.
— Począwszy od teraz.
— A jest jakiś inny sposób, w jaki zareagujesz, jak powiem ci, że jako żona policjanta uwiodłam i wypuściłam z więzienia jednego mordercę, aby trochę później gościć w domu drugiego?
Tym “drugim” był oczywiście on, bo z perspektywy zwykłego człowieka demony ogólnie miały przypiętą taką łatkę.
Nie zdążyła nawet zareagować (albo może po prostu nie chciała), kiedy Gozu złapał ją za rękę i przycisnął do ściany. Pod wpływem uderzenia wydała z siebie cichy jęk, po którym od razu uniosła głowę, aby spojrzeć w oczy demona. Przekrzywiła głowę, tępo rozchylając usta, kiedy raz po raz zerkała na wargi mężczyzny. W mimowolnej reakcji na jego szept przy swoim uchu, jej ciało przeszedł dreszcz, powodując gęsią skórkę. Ukradkiem zerknęła na mężczyznę, jednak gdy ten się od niej odsuwał, odwróciła głowę w drugą stronę, jakby zawstydzona. Pomimo gróźb posłanych w jej stronę, z twarzy Mori nie schodził uśmiech, który był nie tylko reakcją na podwyższony stres, ale i tę nagłą bliskość między nimi.
— Jesteś bezlitosny — mruknęła z udawanym wyrzutem, rozmasowując nadgarstek, kiedy tylko ten został uwolniony. Nie chodziło jej jednak o to, że się go bała, a o to, że zabronił jej siebie dotykać. Być może wynikało to z głupoty, a może pewności co do swoich umiejętności, że dałaby radę się obronić przed potencjalnym atakiem.
Ponownie zbliżyła się do Gozu, palce dłoni splatając za plecami. Pochyliła się do przodu, wskutek czego byli bardzo blisko siebie, jednak trzymała się zasad i wciąż go nie dotykała.
— Kręci mnie to — dodała półszeptem, uśmiechając się flirciarsko.
Zrobiła teatralny krok w tył, aby podkreślić, że zamierzała stosować się do tego zakazu kontaktów fizycznych. Po tym przyłożyła dłoń do ust i zamyśliła się.
— W sumie jest to jakiś pomysł na dalszą część... — stwierdziła nagle równie cicho. Uznała więc, że aktualne zachowanie demona mogła zastosować w swoich romansidłach, z tym, że bohaterka (w odróżnieniu od niej) zdecydowałaby się na przekroczenie tej bariery. Mori na razie nie próbowała, chwaląc się jeszcze resztkami rozsądku.
Podeszła do jednego z mebli i oparła się o niego, krzyżując ręce na klatce piersiowej i nogi w kostkach.
— Ale nie zastanawiało cię nigdy, co by to było, jakby tak człowiek... z demonem..?
My body resembles a broken home.
Touched by the light, deceived by a dream,
I walk in the shadows just to be seen.
Kręci mnie to.
Uniósł brodę, spoglądając na nią z góry. Nic nie powiedział; nie spuszczał z niej jedynie wzroku, spojrzeniem śledząc każdy jej ruch, jakby oczekując po niej złamania dopiero co ustanowionej zasady — nie zdziwiłby się bowiem, gdyby miała w planach zrobić mu na złość bądź rzeczywiście przekonać się o tym, czy mówił poważnie. I choćby kłamał — choćby powiedział to tylko dlatego, aby dyscyplinować jej zachowanie — świadom był tego, że gdyby przekroczyła granicę, sam mógłby się nie opanować. Można więc powiedzieć, że zakazał jej dotyku również po to, by cały ten cyrk nie zakończył się zbyt szybko, nie tylko dla własnej wygody.
Ale nie zastanawiało cię nigdy, co by to było, jakby tak człowiek... z demonem..?
Podniósł brew i założył ręce na biodrach.
Nawiedziło go dziwne wrażenie, że już gdzieś o tym słyszał.
— Obrzydlistwo — odparł z dozą tego samego obrzydzenia, co sens jego słów — by po chwili uśmiechnąć się dziwnie, jakby naprzeciw sobie. Nie interesowało go współżycie z człowiekiem, tak samo jak spełnianie jej zachcianek, ale ta jej jedna samolubna zachcianka dała mu wystarczający powód do tego, by ponownie poczuć napełniającą go satysfakcję.
Zaśmiał się jeszcze cicho pod nosem, bardziej w postaci krótkiego prychnięcia, by wraz z tym odwrócić się od niej i zacząć iść w stronę tych samych drzwi, którymi wszedł.
— Zobaczyłem, co chciałem. — Chwilę później zatrzymał się i połowicznie zwrócił twarz w kierunku kobiety. — Zadaj sobie to pytanie ponownie, kiedy będziesz spędzała czas z mężem — powiedziawszy to, opuścił jej dom.
[ z/t x2 ]
- Nie za wygodnie Ci? Jeszcze ludzie powiedzą, że mam leniwą żonę i co wtedy? - zaczepił ją celowo, kiedy ich dom wyłaniał się powoli przed ich oczyma. Sendo nie był nawet pewien czy już tak nie mówią o Mori, bo przecież często jej nie ma. Może w okolicy jest jakaś samotna wdowa, która bardzo przejmuje się samotnością yorikiego, ale niestety jego też nigdy nie zastaje w domu?
- Oczekuje za to masażu na miejscu. Zresztą, nie masz żadnego wyboru. Jako yoriki, to ja tutaj dzisiaj rządzę. - skoro i tak sobie dzisiaj pozwalali, to Hotta zdecydował dolać troszkę, troszeczkę oliwy do ognia. Miał jakoś przeczucie, że dzisiejszego dnia Mori nie weźmie jego słów za wyzwanie, a zwyczajny żart. Jeśli jednak będzie inaczej, to krótko mówiąc... miał przewalone.
Pozostaje mieć tylko nadzieję, że na miejsce dotarli bez większych złamań, otarć i śladów po pięściach żony. Pomimo tego, że relacja na linii stróż prawa-zaaresztowana-zakładnik została trochę nadszarpnięta przez nieczyste zagrywki Mori, Sendo doskonale wiedział jak odwrócić całą sprawę na swoją korzyść. W końcu nie bez powodu piastował swoje stanowisko i dlatego kiedy tylko postawił stopę na drewnianej posadzce domu, pozwolił Nishioji zejść z jego pleców. Odwrócił się w jej stronę i z najbardziej niewinnym uśmieszkiem na jaki mógł się tylko zdobyć, zwrócił się do niej.
- Oddaje się w ręce złoczyńcy, dopóki nie odbiją mnie posiłki. - wypowiadając spokojnie i niezbyt głośno te słowa, jednocześnie podniósł do góry swoje dłonie na znak, że może go nawet związać. Wszystko to było jednak może zbyt oczywistą, a jednak skuteczną szaradą. Kiedy tylko Mori podniosła ręce, Hotta zacisnął swoje palce na jej prawym nadgarstku, jednym sprawnym, szybkim i niezbyt delikatnym ruchem sprawiając, że lewy policzek jego żony właśnie został dociśnięty do ściany, a wraz z nim również i jej ciało. Chwyt Sendo nie był na tyle mocny, żeby Mori wyła z bólu, ale na pewno nie był też komfortowy. Druga ręka mężczyzny zaczęła natomiast podwijać szaty kobiety w podobny sposób, w jaki ona sama podpuszczała go kiedy jeszcze byli w świątyni. Po chwili mogła nawet poczuć jak zaciska palce na jej udzie, które nie było już schowane przed światem pod warstwą materiału. Spokojny, miarowy, ale jednak podekscytowany oddech mężczyzny był zapewne odczuwalny na szyi Mori.
- Widzisz... Problem ze stróżami prawa jest taki, że czasem robią więcej, niż pozwala im prawo. - wyjaśnił, jasno dając do zrozumienia, że od tego momentu nie ma już żadnych reguł. Skoro Mori wzięła Sendo za zakładnika, to powinna liczyć się z utratą wszystkich przywilejów, choć paradoksalnie pewnie było jej to na rękę. A jeśli nie, być może bardziej wolała fakt, że dłoń mężczyzny przesunęła się teraz na wewnętrzną stronę jej uda? Hotta wcale nie żartował z tym, że dzisiaj i jutro wcale nie spieszy mu się do pracy, więc jeśli do tej pory jego druga połówka mogła mieć co do tego jakieś wątpliwości, o tyle teraz powinna się ich pozbyć. W tej zabawie w samuraja i przestępcę raczej oboje zostaną zwycięzcami, ale obecnie Sendo pokusiłby się o stwierdzenie, że to on ma więcej frajdy.
— Ćśś… jak coś to skręciłam kostkę. Twoja Haname nie jest jedyną, której się to zdarza.
Czy dalej była zazdrosna? Owszem. Czy planowała mu spotkanie ze wspomnianą dziewczyną wypominać przez wiele kolejnych dni? Jeszcze jak.
Kiedy mężczyzna natomiast wspomniał o masażu i swoim “rządzeniu”, prychnęła głośno i mocno uderzyła go bokiem dłoni w plecy.
Gdy wreszcie dotarli do domu, zsunęła się z pleców męża i przeciągnęła z głośnym stęknięciem. Chociaż przez całą drogę do domu nie musiała wykonać ani jednego kroku, miała czelność uważać, że przemieszczanie się na Sendo nie było najwygodniejszym sposobem.
Słysząc słowa małżonka, uśmiechnęła się w triumfalny sposób. Była tak pewna swojej przewagi, że korciło ją, by za chwilę podkreślić to słowami “na kolana”. Jednak kiedy tylko chciała wykonać swój ruch, okazało się, że Hotta też miał jeden w planach. Drewniana ściana skrzypnęła nieprzyjemnie, gdy Mori została do niej przyciśnięta, również wydając z siebie mimowolne jęknięcie. Zerknęła w bok, na Sendo, który mógł z łatwością zauważyć zaskoczenie na jej twarzy, a nawet przestrach. Na początku rzeczywiście wystraszyła się, że może czegoś się dowiedział i to nie była erotyczna zagrywka, a początek nieprzyjemnego przesłuchania.
I nawet myśląc w ten sposób nie byłaby w stanie zaprzeczyć, że ją to pociągało.
Krzyknęła krótko i zadrżała, czując zimną dłoń mężczyzny na swojej nodze. Jak bardzo pewna siebie by nie była, nie miała możliwości wyzbycia się odruchów typowych dla człowieka. Z tego samego powodu nie była w stanie dłużej utrzymać niezadowolenia na twarzy i zaciśniętych zębów: przygryzła dolną wargę, jednocześnie wydobywając z siebie stłumiony śmiech, gdy usłyszała o “niegrzecznych stróżach prawa”. Dodatkowo rozochocona oddechem Sendo na swojej szyi, uwolniła powoli jedną rękę, aby wygiąć ją za siebie, ułożyć na jego karku i przyciągnąć do siebie bliżej.
— Jesteś… jesteś strażnikiem cesarza — zaczęła, a jej głos zadrżał, kiedy ręka męża przesunęła się na wnętrze jej uda — a ja żoną… Byłam jego żoną.
Tym, co na początku mogło zaskoczyć Sendo, ale z biegiem czasu raczej przestawało być takie dziwne, jest fakt, że od pewnego momentu Mori zaczęła się lubować w roleplay’u. Z tym, że “fabuły” wymyślane przez nią na takie okazje raczej rzadko kiedy można było nazwać normalnymi. Część z nich była już wspomniana w pisanych przez nią romansidłach, a pozostałe zdarza jej się wymyślać na bieżąco i dopiero później przelewać na papier.
Odgięła głowę do tyłu, na tyle, na ile mężczyzna jej pozwolił, a dotychczasowy uśmiech zadowolenia przemienił się w szeroki, nieco opętańczy. Zamknęła oczy, jakby potrzebowała tego do dalszych wyobrażeń ich ról.
— Ale już nie jestem. Zabiłam go. Udusiłam poduszką. On leży… tam, za tobą, dwa i pół kroku za twoją lewą piętą. Teraz ty mnie powinieneś zabić. Ale nie zrobisz tego. Nie chcesz. Przecież to nie pierwszy raz, kiedy widzimy się w pałacu. — Ni stąd, ni zowąd, zachichotała. — Wcześniej nie mogliśmy nawet zamienić paru słów, ale teraz mamy całą noc dla siebie. Podobno cesarz prosił, by mu nie przeszkadzać, dopóki sobie tego nie zażyczy.
Jedno musiała mu przyznać: jakkolwiek źle by się nie dogadywali przez większość czasu, to jak do tej pory Sendo był jej najlepszym partnerem. Być może wynikało to z faktu, że wszystkiego nauczyła go pod siebie i z godnością znosił jej odchyły. Czy na przykład demon pozwoliłby jej na spełnienie zarówno ciała jak i wyobraźni?
My body resembles a broken home.
Touched by the light, deceived by a dream,
I walk in the shadows just to be seen.
- Co szczególnie dziwne, Haname zdawała się nie narzekać na swoją kostkę odkąd wziąłem ją na swoje plecy. - czy powiedział to specjalnie, żeby dotknąć patykiem niedźwiedzia, jakim jest zazdrość Mori? Oczywiście, że tak! Całe zdanie wypowiedziane było jednak rozbawionym tonem, więc kobieta powinna się z łatwością domyślić, że nie mówił poważnie. Problemem pozostanie co najwyżej zapanowanie nad jej impulsywnym temperamentem, ale w tym momencie Sendo to nie przeszkadzało. Koniec końców i tak dzisiaj nad nim zapanuje, więc dla niego będzie lepiej, jeśli jego ukochana żonka wypuści z siebie teraz jak najwięcej negatywnych emocji. Dzięki temu cieszenie się następnymi chwilami przyjdzie o wiele łatwiej.
A trzeba było przyznać, że on wcale tych następnych chwil nie planował. Dzisiaj po prostu miał ochotę wziąć sprawę w swoje ręce i wychodziło na to, że nie była to żadna przenośnia. Pomimo tego, że pierwsze reakcje Mori wcale nie wskazywały na to, że cała sytuacja przypadła jej do gustu, on doskonale wiedział, że jego żona go nie zawiedzie. Do tej pory nie odkrywał przed nią tej strony, ale dzisiejszy dzień to ciągłe naginanie granic, za które nie został pokarany. Co złego mogło się stać? Podobnie zachowywali się w świątyni, ale teraz różnica była taka, że w domu znajdowali się zupełnie sami. Ich własne cztery ściany nie krępowały ich pragnień i ruchów, więc Hotta mógł popuścić wodzę fantazji i zając się żoną tak, jak chciał to zrobić od dawna. Tymczasem każde drgnięcie, każdy głębszy wdech i każde jęknięcie Mori sprawiało, że Sendo zdawał się stawać coraz śmielszy. Bariery powoli opadały, a dwójka ludzi wreszcie zaczynała zachowywać się jak trochę pogięte, ale jednak małżeństwo.
Następne ruchy Mori tylko to potwierdziły. Para szybko wskoczyła na te same fale i wydawałoby się, że to wystarczy, ale kobieta podkręciła jeszcze tempo. Słysząc jej pierwsze słowa Sendo uśmiechnął się szeroko i kiwnął delikatnie głową na znak tego, że rozumiał o czym mówi. To nie pierwszy raz kiedy Nishioji wymyśla swój szalony scenariusz, ale za to pierwszy raz, kiedy wychodzi on tak naturalnie. I jeśli ktoś pomyśli, że to właśnie Mori jest pokręcona, to wystarczy tylko uświadomić sobie, że Hotta nie odstawał od niej nawet na krok. Szybko zrozumiał prosty przekaz i zaczął się dostosowywać. Zanim cała scenka weszła w życie, mężczyzna pozwolił sobie jeszcze na drobną samowolkę, składając pocałunek za pocałunkiem na szyi Mori, kiedy ta tłumaczyła tło fabularne. Jednak w momencie, w którym słowa dziewczyny ucichły, Sendo wszedł w swój charakter. Chwyt krępujący ruchy Mori został uwolniony, a ręka znajdująca się do tej pory na jej udzie, znalazła się w jej włosach. Hotta bez chwili zawahania pociągnął za nie tak, aby twarz jego wybranki znalazła się przed jego.
- Wiedziałem, że jesteś szalona, ale teraz zupełnie ci odjebało. - warknął z rzadko spotykaną agresją i stanowczością w głosie. Spoglądał wprost w jej brązowe oczy, a jego facjata w niczym nie przypominała spokojnego męża, którym był na co dzień - Usłyszałem szarpaninę, więc wbiegłem do środka, ale nie spodziewałem się, że posuniesz się tak daleko. - kontynuował, ciągnąc za włosy jeszcze mocniej, jakby chciał się upewnić, że nie wykona żadnego ruchu bez ryzyka większego bólu - Jestem jednym z najbardziej zaufanych strażników cesarza, a twoja niechęć do starca nie była tajemnica. Wystarczy moje jedno słowo, żebyś została rzucona gawiedzi, która zabawi się z tobą jak tylko zechce. - być może Sendo nie był aktorem, ale w rolę wczuwać się potrafił. Obecnie był strażnikiem ogarniętym chęcią pochwycenia zakazanego owocu nawet za wszelką cenę. Jakby na potwierdzenie tych słów wolną ręką znowu przejechał po udzie Mori, tym razem zahaczając jednak o miejsce, którego zwyczajny strażnik nie powinien nawet dotykać. Jego ręka nie zabawiła jednak tam zbyt długo, bowiem już po chwili powędrowała w stronę brzucha.
- Widziałem jednak jak na mnie patrzysz, więc jeśli będziesz współpracować, to rano zaręczę, że cesarz słodko spał przez całą noc. - wyszeptał te słowa będąc tak blisko Mori, że podczas wypowiadania tych słów jego wargi dotykały jej. Ręka wodząca po ciele przeniosła się tym razem wyżej, aby ostatecznie niewinnie usytuować na piersi kobiety - Pamiętaj tylko, że od kiedy cesarz zginął nie jesteś już cesarzową. Jesteś zwykłą dziwką. - całe zdanie wypowiedział z niezwykłą satysfakcją i być może Nishioji mogłaby to nawet dostrzec, gdyby nie to, że po ostatnim słowie wpił się w jej usta, a palce zacisnęły się na jej piersi. Ciało Hotty przycisnęło żonę do ściany i przez dłuższą chwilę mężczyzna po prostu rozkoszował się smakiem jej ust. Łapczywie chwytał oddech pomiędzy kolejnymi pocałunkami, przygryzał wargę Mori zupełnie nie zwracając uwagi na to czy nie robi tego za mocno, a momentami przerywał nawet całe pieszczoty, żeby z triumfem wymalowanym na twarzy przyglądać się minie kobiety, która właśnie była w jego rękach. Jedna przerwa była jednak znacznie dłuższa. To właśnie podczas niej Sendo poluźnił jej szaty, aby następnie wyszeptać jej do ucha dwa, proste słowa będące jednocześnie rozkazem. "Na kolana.". Brzmiało znajomo? Najwyraźniej myśli małżonków były do siebie o wiele bardziej zbliżone, niż którekolwiek z nich mogło przypuszczać. Czy jednak im to przeszkadzało? Zapewne nie. Zresztą Hotta nie zamierzał teraz przejmować się takimi drobnymi szczegółami. Ich czterdzieści osiem godzin dopiero się zaczynało, ale w planach było wykorzystanie każdej sekundy. W końcu śmierć cesarza i przyłapanie cesarzowej na gorącym uczynku nie trafia się codziennie.
— Wiesz, że zasługiwał na to! — wtrąciła się. — To przez niego nasz kraj przegrał ostatnią wojnę!
Uniosła dłonie do głowy, jakby chciała odepchnąć dłonie mężczyzny, jednak nie odważyła się nawet spróbować. Głośno natomiast wzięła głęboki oddech, gdy poczuła przesuwającą się dłoń męża. Napięcie między nimi rosło, a te jego drobne gesty zaczynały doprowadzać ją szaleństwa.
— Zabierz mnie stąd — odparła podobnym szeptem na słowa Sendo. — Zanim inni się dowiedzą, możemy już być daleko. Czy nie tego chcesz?
Wiedział jak ona się na niego patrzyła, ale z jej "perspektywy" było to odwzajemnione. Czy zostawi więc biedną cesarzową na zamku, kiedy groziły jej takie straszne rzeczy, jeżeli ktoś jeszcze jednak o tym miał wiedzieć? A może chciał, aby to, do czego teraz zmierzali, stało się ukradkiem rutyną w cesarskim pałacu?
Uniosła brwi w zdziwieniu w momencie, w którym nazwał ją dziwką. Tak bardzo nie spodziewała się takiego słownictwa po Sendo, że aż wytrącił ją z roli. Jednak w momencie, w którym zaczęli się całować, natychmiastowo oplotła swoje ramiona wokół jego szyi, po chwili — standardowo dla siebie — dołączając do akcji paznokcie. Lubiła ich używać; drapać go czy wbijać w policzki. Pocałunki oddawała z równą odwagą, przez pewien czas może nawet próbując przejąć pałeczkę, jednak ostatecznie zmuszona była się poddać.
Kiedy ten zaczął dobierać się do jej szat, długo nie była mu dłużna. Jednak jej dłonie zatrzymały się w bezruchu, gdy usłyszała rozkaz. Popatrzyła na niego w taki sposób, jakby rzeczywiście bała się, że coś złego się stanie, jeśli nie wykona polecenia. Mori była całkiem dobrą aktorką, biorąc pod uwagę, że lubiła się przyglądać naturalnej mimice twarzy innych ludzi w różnych sytuacjach, a później wiedziała, kiedy takowe zastosować. Mimo to oblizała okaleczone usta i powoli opuściła się ku podłodze. Z tym, że prawdopodobnie to, co planowała zrobić przerastało najśmielsze oczekiwania strażnika.
Chociaż była piekielnie zmęczona, nie była w stanie przespać całej nocy. Było jednak blisko świtu, kiedy wreszcie zdecydowała się wstać. Powoli i delikatnie, aby nie obudzić śpiącego obok małżonka. Zawiązała szatę, w celu szczelnego okrycia półnagiego ciała, po czym zmierzyła w kierunku wciąż tlącego się paleniska. Po cichu przygotowała wodę na poranną porcję herbaty, a kiedy ta się grzała, Mori zaczęła na palcach spacerować po domu, jednocześnie rozmasowując dalej bolące nadgarstki i tył głowy.
Zatrzymała się przy ścianie, na której powiesiła większość swoich wachlarzy, następnie ujmując w dłoń ten z nichirin, którego używała do walki. Wykonała z nim kilka prostych manewrów używanych przez nią podczas potyczek z demonami, po czym zaśmiała się bezgłośnie i razem z przedmiotem ruszyła z powrotem do ogniska.
Przygotowała porcję herbaty, a także trochę ryżu aby razem z naczyniami usiąść obok drzwi do ogrodu. Rozchyliła je na tyle, aby móc całe ciało wciąż mieć schowane za nimi, natomiast pozwolić, żeby chłodne powietrze muskało jej twarz.
Siedziała z nogami zgiętymi w kolanach w taki sposób, że stopy ułożone miała obok pośladków. Podczas, gdy jadła ryż, przyglądała się wachlarzowi z taką miłością, jakby pierwszy raz go widziała. Co jakiś czas wyglądała także na zewnątrz i brała łyk herbaty. W pewnym momencie zauważyła jednak dość sporego siniaka na swoim udzie, którego pomimo bólu zaczęła upierdliwie naciskać raz po raz. Paradoksalnie nie była to pamiątka po konfrontacji z żadnym demonem, a po dość aktywnym wieczorze z Sendo.
Westchnęła cicho, odkładając miseczkę i zajmując ręce swoim wachlarzem. Po jakimś czasie przytuliła go do siebie i załkała prawie bezgłośnie, pozwalając, aby kilka łez spadło na jej ubranie. Poczucie winy z dnia na dzień zaczynało być coraz bardziej przytłaczające, a kłamstwa, w których żyła, coraz bardziej realne. Nie mogła stwierdzić, że współżycie z mężem nie było coraz bardziej ekscytujące, ale nie tylko przez zaufanie ale i jego osobowość wiedziała, że nie zrobi jej ani nikomu innemu żadnej większej krzywdy. I właśnie przez to z jakiejś przyczyny tracił w jej oczach. Nie była jednak masochistką — nie zależało jej bezpośrednio na bólu. Kręciło ją to, że ktoś jest niebezpieczny ale ona nigdy nie miała być ofiarą, a właśnie tą przystanią ciepła, bezpieczeństwa i wsparcia.
Niezmiernie bolało ją, że dopuszczała się tak haniebnych czynów, czegoś tak obrzydliwego jak zdrada, a nawet nie była w stanie bezpośrednio stwierdzić, że taka była jej wola i że rzeczywiście tego chciała.
Z tych rozmyślań wyrwał ją krzyk, który usłyszała gdzieś w oddali. Nie miała wątpliwości, że ich powodem był demon. Cholerna Osaka i cholerne bestie.
Szybko otarła oczy i odchrząknęła, aby nie odezwać się złamanym głosem, kiedy tylko usłyszała zbliżające się kroki Sendo.
— Wiem o demonach — zaczęła, spoglądając na męża. Żadnego wspomnienia o wieczorze, żadnego "dzień dobry". Czuła, że nadeszła właściwa pora, nawet, jeżeli był zbyt zaspany na takie dyskusje. — Ojciec zabronił mi o tym mówić, żebyś nie uznał mnie za wariatkę czy opętaną, a naszego rodu za jakichś przeklętych. Ale moją rodzinę zabił demon. Mojego brata wygnano z domu za bycie jednym z zabójców tych śmieci. Tylko on przeżył tamten atak. Był tam — westchnęła, ponownie zwracając się twarzą w kierunku drzwi. — Nie rób ze mnie więcej głupiej, Sendo. Nie ma żadnych gangów. Jest coś gorszego.
My body resembles a broken home.
Touched by the light, deceived by a dream,
I walk in the shadows just to be seen.
Nie znaczyło to jednak, że noc była przespana tak jak należy. Mózg Sendo, zafiksowany na jego zmartwieniach, upewnił się, że mężczyzna nie zapomniał o nich nawet podczas snu. Scena rozgrywająca się w jego głowie nie należała do najprzyjemniejszych, co wyraźnie odbijało się na mimice śpiącego mężczyzny. Wyraźne skrzywienie, zaciśnięte powieki i szczęka. Hotta tymczasem czołgał się w swoim śnie po ziemi, ciągłe będąc dociskanym do ziemi przez jakaś niewidzialną siłę. Każdy, nawet najmniejszy ruch sprawiał mu nieopisany ból, a jednak yoriki podążał przez siebie, wyraźnie spoglądając na coś, co znajduje się przed nim. Jego siostra oraz żona. Obydwie czekały na niego na końcu długiego, ciemnego pokoju, ale nawet nie zwracały na niego uwagi. W końcu Hotta zdołał się do nich doczołgać i zobaczył ich twarze. Nie były to jednak lica pełne uśmiechu i radości z tego, że go spotkały. Zamiast tego dwie najważniejsze dla Sendo oblicza były wykrzywione w grymasie, który na myśl bardziej przywodził obrzydzenie, zawód, być może nawet i nienawiść. Jakby tego było mało, obie postacie zaczęły oddalać się w innych kierunkach. Sendo krzyczał, wołał, ale nie potrafił zdecydować, za kim powinien się udać. W końcu też z jego gardła nie mógł wydobyć się żaden dźwięk. Hotta został w ciemności, sam, zupełnie bez nikogo.
Łatwo się domyślić, że jego pobudka nie należała do najprzyjemniejszych. Zerwał się do pozycji siedzącej, nie bardzo jeszcze ogarniając, że jest we własnej sypialni. Zagubione oczy rozejrzały się dookoła, a przez myśl przeszło mu tylko jedno słowo "Mori!". Natychmiast obrócił wzrok w miejsce, gdzie powinna znajdować się jego żona i... nie było jej. Czyżby jego koszmar właśnie się spełnił? Wyskoczył jak oparzony, ledwo łapiąc swoje szaty i pognał na rekonesans po domu. Na jego szczęście (?) Mori była nadal w ich domu. Jego spanikowany wyraz twarzy od razu zelżał, a on sam wydał z siebie westchnięcie ulgi. Zawiązał mocniej szaty, żeby jako tako wyglądać i odezwał się.
- Dzień dobry, koch-... - jego pełna uczuć wypowiedź została nagle przerwana i Sendo po raz kolejny przeżył burzę emocji. Z pełnego ulgi, wytchnienia i przede wszystkim radości z tego, że Mori nadal tutaj jest, znowu musiał zamienić się w służbistę. Dlaczego Nishioji musiała poruszyć ten temat? Czyżby nie zostało im jeszcze kilkanaście godzin wytchnienia od jego pracy? Czy nie lepiej było je spożytkować na czymś o wiele przyjemniejszym? Czemu poprzedni dzień musiał tak szybko iść w zapomnienie? Ilość pytań była tak duża, że Hotta nawet nie zauważał swojej hipokryzji. Wolał ukrywać problemy, zwyczajnie o nich nie rozmawiając, aniżeli faktycznie się nimi zając. Jeśli jednak Mori zaczęła od tego poranek, to nie mógł udawać, że wcale go to nie rusza.
- O demonach... - powtórzył za nią cicho, w ogóle nie dając sobie poznać, że całkowicie wybiła go z rytmu. Ruszył w stronę miejsca, gdzie powinna znajdować się gorąca woda, ale ta oczywiście wymagała ponownego podgrzania. Herbaty dla męża nie było, więc musiał ją sobie zrobić sam. Pozorne zajęcie dało mu jednak czas, żeby wrócić do swojej stoickiej, niewzruszonej postawy, którą prezentował zawsze w pracy. Uczucia, które wywołał w nim koszmar poprzedniej nocy, radość z zobaczenia żony i wreszcie irytacja, że ta poruszyła wrażliwy temat. Wszystko to zostało teraz zepchnięte głęboko w czeluści serca Sendo tylko dlatego, żeby mógł wydawać się niewzruszony.
- Rozumiem, że śmierć rodziny to niesamowita trauma, uwierz mi. Rozumiem to jak nikt inny. - odwrócił się w jej stronę, przez moment ukazując nawet smutny uśmiech. W końcu on też stracił siostrę z ręki demona, ale dla dobra i bezpieczeństwa Mori musiał udawać, że demony nie istnieją - Też myślałem, że moja siostra nie zginęła z ręki ludzi, ale nie ma niczego takiego jak demony. Wszyscy, którzy mówią, że z nimi walczą, to zwykli oszuści. Żerują na strachu prostego człowieka i zbierają pieniądze za coś, co my robimy z poczucia obowiązku. - zaczął tłumaczyć zawiłości, sam doskonale wiedząc, że to jedno wielkie kłamstwo. Sam był zabójcą demonów, sam pozbawiał życia te żałosne formy, a mimo tego nie mógł się do tego przed nikim przyznać. Dla dobra swojej zemsty, dla dobra żony, dla dobra rodziny wszystko musiało zostać tajemnicą. Mówiąc to wszystko, zbliżył się do swojej żony i usiadł naprzeciwko niej - Ludzki strach potrafi tworzyć rzeczy, które nie istnieją. Nie ważne czy chcesz nazywać ich demonami czy bogami, to są to ludzie. To właśnie ludzie robią rzeczy tak straszne, że nikt nie pomyślałby, że byliby do tego zdolni. Stąd powstają te wszystkie opowieści. To właśnie z takimi ludźmi staram się walczyć na co dzień, Mori. Przy mnie nie musisz się bać. - dodał mówiąc spokojnie, a z jego słów emanowała pewność siebie. W końcu słowa, które wypowiedział nie były kłamstwem. Wierzył we wszystko, co zawarł w tych zdaniach. Demony tak naprawdę były kiedyś ludźmi, często popełniały niewiarygodne zbrodnie jeszcze przed zamianą w te dziwaczne stworzenia.
- Upewnię się, że Osaka będzie miejscem, w którym nie będziemy musieli martwić się o nasze dzieci. - położył swoją dłoń na ręce Mori, mając nadzieję, że zaraz nie dostanie nią po pysku. Znał jednak swoją żonę na tyle, że spodziewał się nadciągającej kłótni. Jeśli zaczęła z grubej rury, to tak samo będzie kontynuować.
Chociaż na początku słuchała mężczyzny ze spokojem malującym się na twarzy, z każdym kolejnym jego słowem mógł zauważyć, że jej spokój zastępowała zbierająca się złość. Z każdym kolejnym zdaniem jej usta zamieniały się w coraz cieńszą kreskę.
— Ja pierdolę, Sendo! — wrzasnęła w końcu zdenerwowana, zabierając swoją dłoń i (według przewidywań) uderzając go nią w twarz. Wstała, wciąż trzymając w drugiej ręce naczynie z resztą herbaty. — Cała jebana Osaka mówi o demonach! Usaburō zginął z ich rąk, moje dzieci zginęły z ich rąk, Ayumu ledwo przeżył, a za walkę z nimi stracił możliwość nazywania się moim bratem... a ty dalej w to, kurwa, brniesz?! Myślisz, że ile ja mam lat, osiem?!
Cisnęła czarką o podłogę, pozwalając, by reszta zawartości się wylała. Mori wplotła sobie palce we włosy i zaczęła chodzić w kółko, cicho do siebie gadając.
— Jak możesz... jak możesz być takim ignorantem, co? Jak ja mam zakładać z tobą rodzinę, kiedy nie jesteś w stanie dopuścić do siebie, że żyjemy praktycznie pod okupacją, a jedyni, którzy mogliby nam pomóc są odganiani z widłami przez takich jak ty? Może jeszcze mi powiesz, że chodzisz pod pałac Uesugich ślinić się do tej ich księżnisi?!
Kiedy mówiła, zwolniła kroku, aż w końcu zatrzymała się, oddychając głośno i patrząc w sufit. Domyślała się, że jej reakcja nie wygląda zbyt przekonująco, jeżeli zależało jej na uświadomieniu kogoś tak zamkniętego a propos egzystencji czających się w ciemności potworów. Równie dobrze mógł ją jednak uznać za tę wariatkę. Szczególnie, że po tym zaśmiała się i kręcąc głową spojrzała na męża, krzyżując jednocześnie ręce na klatce piersiowej.
— Usaburō... on też był zabójcą demonów. Mam nawet dalej jego miecz, ten z nich... nichi-czegośtam — zająknęła się, próbując podkreślić fakt, że zupełnie nic nie widziała na temat tej profesji. Poza tym, że zabijali demony. — Chcieli mnie w to wciągnąć, ale okazało się, że jestem w ciąży. Poznałam jego mistrza, a on sam trenował mojego brata. Więc powiedz mi, Sendo... — zaczęła, podchodząc do niego i łapiąc go za kołnierz, jednocześnie nieco przyciągając do siebie. — Powiedz mi! Powiedz, jak w ogóle śmiesz mi mówić, że te potwory nie istnieją?! Dlaczego niby, jakim cudem, mój mąż i mój brat po tylu latach ćwiczeń w walce mieczem mieliby nie dać rady pokonać jakiegoś zasranego rzezimieszka, który przyszedł wymordować ich oraz moje dzieci?!
Puściła go i cofnęła się o krok, przeczesując włosy dłonią.
— Nawet mąż mojej siostry okazał się być zabójcą! Jak myślisz, Sendo, ilu ludzi może być wplątanych w tę, jak ty to nazywasz, sektę? Czy tam inny gang? Pół Osaki? Trzy-czwarte Osaki? Wszyscy, poza, kurwa, nami?! Może jeszcze twoja zasrana Haname?!
Oparła się dłonią o ścianę i pochyliła do przodu, chcąc wziąć kilka głębszych wdechów. Czuła, jak ze wściekłości jej dłonie drżały, a serce biło tak szybko, jakby zaraz miało z niej wypaść. Wiedziała, że to, co się z niej wylewało to w dużej mierze ciosy poniżej pasa. Niekoniecznie jednak umiała to powstrzymać.
Wróciła na swoje pierwotne miejsce, skąd zgarnęła swój wachlarz i jak gdyby nigdy nic zaczęła znowu chodzić. Jednocześnie wachlowała się przedmiotem, aby spróbować ostudzić czerwoną ze złości twarz, a także zająć czymś ręce.
My body resembles a broken home.
Touched by the light, deceived by a dream,
I walk in the shadows just to be seen.
Jej słowa... bolały. Bardzo. Każde wypowiedziane przez nią zdanie sprawiało, że Hotta czuł w sercu bolesne ukłucie, ale nie dawał po sobie tego poznać. Przez te wszystkie lata zdołał wypracować niemal perfekcyjną pokerową twarz, którą przywdziewał właśnie przy okazji takich sytuacji. Po prostu spoglądał na Mori i uśmiechał się niewinnie zupełnie tak, jakby ta cała sytuacja kompletnie go nie dotyczyła. Jak można się spodziewać, nie drgnął nawet na moment, kiedy jego żona zniszczyła czarkę. Nie pierwsza, nie ostatnia. - pomyślał, widząc podobne sceny wiele razy w swoim życiu. Bez słowa po prostu przemieścił się ze swojej dotychczasowej pozycji i zaczął zbierać potłuczoną porcelanę, ostrożnie chowając potłuczone kawałki do otwartej dłoni. Wiedział, że jeśli zostawi to na podłodze, to prędzej czy później dzisiejszego dnia ktoś się o to zrani - najpewniej on. Mori zdawała się jakimś cudem unikać wszystkich niebezpieczeństw stwarzanych przez jej wybuchy złości.
- Nie wiesz czy ich odganiam widłami, nie wiesz co robię, bo nawet ze mną nie rozmawiasz. Są rzeczy, w które wolę cię nie wtajemniczać. Co zrobisz? Ruszysz na nich ze swoimi wachlarzami? Walczenie zostaw mi. Jeśli chcesz, to zaczekamy z dziećmi aż będzie bezpieczniej. Twój wybór. - odpowiedział bez cienia złości w głowie, chociaż wszystko to go raniło. Sam chciał założyć z nią rodzinę, wychowywać maluchy, które miałyby w sobie tę waleczność, którą przejawia jego żona, ale teraz widział, że wczorajszy epizod był tylko przypadkiem. Nie są gotowi, żeby wydać na świat potomka. Hotta nie chciał skazać dziecka na wiecznie kłócących się rodziców, więc najwyraźniej będą musieli zwolnić. W tym postanowieniu utwierdziła go żona, która wyraźnie nad sobą nie panowała. Sendo po raz kolejny wydawał się być niewzruszony, kiedy Mori złapała go za szaty. Twarz nie zdradzała cienia zainteresowania czy zmartwienia, ale pięści zacisnęły się delikatnie, co sprawiło, że z lewej dłoni mężczyzny zaczynała się delikatnie wylewać krew. Zdawał sobie sprawę, że zabójcy demonów istnieją. Zdawał sobie jeszcze lepiej sprawę, że demony zabijają ludzi. Tak zginęła przecież jego siostra. Nie zamierzał jednak być wachlarzem, który miał rozpalić lekkomyślność Mori. Wystarczyło spojrzeć na nią teraz, żeby wiedzieć, że jakiekolwiek potakiwanie czy też, o zgrozo, zmotywowanie jej do działania zakończyłoby się tragicznie. Posiada miecz swojego zmarłego męża, który... Zaraz. Czy ona chciała powiedzieć nichirin? Na moment pokerowa maska Sendo została przełamana, a mężczyzna uniósł do góry lewą brew. Jego żona znała nazwę specjalnego metalu, z którego zostało stworzone jego tachi. Nichirin - słowo znane tylko zabójcom demonów i ludziom, którzy z nimi współpracowali, jakimś cudem było znane dla Mori. Pewnie, że ktoś mógł ją o tym uświadomić, ale czy na pewno? Do tej pory Sendo nigdy nie podejrzewał o nic żony, ale w tym momencie zasiała w nim ziarenko zwątpienia.
- Czy teraz widzisz dlaczego ci nic nie mówię? - zapytał, kiedy wreszcie zdawała się przerwać swój monolog. Odłożył stłuczoną czarkę na bok i chwycił kawałek materiału, przyciskając go do krwawiącej dłoni - Jesteś impulsywna, porywcza, nie panujesz nad emocjami. Jestem gotów uwierzyć, że gdybym cię tylko trochę zmotywował, to wzięłabyś ostrze Usaburō-san i biegała po Osace w poszukiwaniu tych... niby demonów. Wiem, że nie jesteś jak inne żony, Mori, ale są rzeczy, do których nie powinnaś się mieszać. - wyjaśnił, postanawiając się nie odnosić do tych wszystkich rozdrapanych ran. Nie było sensu wspominać o dzieciach Mori czy odpowiadać na jej pytania. To rozeźliłoby ją jeszcze bardziej. Tym bardziej, że ona wiedziała, że ma rację, ale i sam Hotta był tego świadomy. Kłamał jej prosto w twarz z innych powodów.
- Nie musisz mieszać w tego osób postronnych, które ledwo znam. - dodał, odnosząc się oczywiście do Haname i ruszył w kierunku drzwi, które prowadziły do pokoju - Nie wiem ilu ludzi chce wyrządzić krzywdę Osace. Każdego dnia staram się znaleźć kolejnego, a później następnego i jeszcze kolejnego. Każdego ranka wychodzę z nadzieją, że uda mi się dotrzeć do kogoś, kto może wyrządzić krzywdę innej osobie, ale to nie jest takie łatwe jak ci się wydaje. - kontynuował, doskonale wiedząc jakie nastroje panują w sąsiedztwie. Choćby dwoił się i troił, to i tak sam nie da rady wyciąć wszystkich demonów w jedną noc. Potrzeba było więcej zabójców, potrzeba było więcej ludzi, którzy podchodziliby do tematu zdroworozsądkowo. Problem polegał jednak na tym, że trening zajmował dużo czasu, a ludzie byli jak zwierzyna. Stając twarzą w twarz z zagrożeniem tylko grupka z setki była w stanie stawić mu czoła. Reszta wolała myśleć o sobie, uciekać albo przyłączyć się do niego tylko po to, żeby zachować swoje marne życia.
- Wychodzi na to, że niecałe dwadzieścia cztery godziny razem to nasz limit. Będę wracał dzisiaj do pracy. Nie musisz na mnie czekać z kolacją. - skwitował całość, powoli wychodząc z pomieszczenia. Skoro jego osoba była dla niej powodem złości i bólu, to nie zamierzał jej dłużej sobą torturować. O wiele lepiej będzie czuł się z faktem, że nie musi jej okłamywać, nawet jeśli oznaczałoby to, że jej nie widział. Nie umiał nawet stwierdzić kto w tym małżeństwie jest gorszy - on czy ona.
Niezmiernie irytowała ją niewzruszona twarz małżonka. Podczas, gdy sama prawie wychodziła z siebie, on... uśmiechał się. I tak było za każdym razem. Usaburō nigdy nie miał problemu z dogonieniem jej temperamentu, być może dlatego było im łatwiej się dogadywać, bo trudne sprawy nie ciągnęły się za nimi dniami czy tygodniami.
— Przecież ja świetnie nad nimi panuję! — żachnęła się, jednocześnie zerkając na skaleczoną dłoń mężczyzny. Nie kazała mu zbierać kawałków, ale zrozumiała, że to jej wina. — Dobra, może nie. — Uniosła na krótką chwilę dłonie w geście obronnym. — Ale naprawdę myślisz — zaczęła, ale przerwało jej krótkie, mimowolne prychnięcie z rozbawienia — że ja, która może ci najwyżej wbić strzałę w tyłek, pójdzie walczyć z czymś... nieludzkim? Na bogów, Sendo! Mi nie chodzi o zemstę! Mam nową rzeczywistość wokół siebie! Jedyne, czego chcę na ten moment, to szczerości ze strony kogoś, kto jest jej sporym elementem! — Wskazała na niego dłonią, po czym gwałtownie opuściła w zrezygnowaniu.
— Sam ją w to wmieszałeś — fuknęła. — Może wreszcie nauczysz się, by nie podpuszczać mnie do bycia zazdrosną. Oboje wiemy, że jestem. — Ułożyła sobie dłonie na biodrach, spoglądając na Hottę z przymrużonymi powiekami. — Nigdy nie powiedziałam, że to jest łatwe! — kontynuowała, a propos kryminalistów w Osace. — Nie oczekuję, że wszystko zrobisz sam ani w tydzień! — Dla podkreślenia swoich słów, tupnęła nogą.
Ruszyła w kierunku mężczyzny ciężkim krokiem, w taki sposób, jakby znowu planowała go uderzyć. Jednak zatrzymała się przed nim, blokując mu możliwość wyjścia z pomieszczenia, w którym teraz przebywał. Uniosła głowę, aby popatrzeć mu w oczy.
— Kiedy do ciebie dotrze wreszcie, że ja nie martwię się o obecność demonów dlatego, że sama chciałabym pójść je napierdalać za wcześniejsze krzywdy, tylko dlatego, że nie chcę stracić kolejnej bliskiej osoby? — Chociaż wydawała się trochę uspokoić, jej głos cały czas był ostry i nieco podniesiony. — Obiecałeś mi czterdzieści osiem godzin. — Sięgnęła do jego skaleczonej dłoni i złapała go za nią, splatając palce. — To teraz, kurwa, siedź. — Zignorowała w całości, że jego mogło to boleć, a ona właśnie brudziła się krwią. Zanim kontynuowała, przeniosła wzrok na ścianę obok. Jej wyraz twarzy dalej wskazywał na wściekłość, którą próbowała w jakiś sposób ujarzmić. — Kiedy ja mam z tobą rozmawiać, jak ciebie ciągle nie ma, a jak coś ci się nie podoba to wychodzisz? Nie pominiemy tego tematu, chyba, że przyznasz, że kłamiesz. Nie obchodzi mnie, dlaczego nie chcesz mi powiedzieć o tym wszystkim ale chcę, żebyśmy mogli normalnie rozmawiać o tym, co dzieje się w naszym mieście. — Ostatnie słowa praktycznie wycedziła przez zęby, ewidentnie siląc się, żeby znów nie zacząć ciskać rzeczami przez dom.
My body resembles a broken home.
Touched by the light, deceived by a dream,
I walk in the shadows just to be seen.
- Dobrze wiedziałaś na czym polega moja praca. Chcę być przy Tobie tak samo, jak Ty przy mnie, ale mam obowiązki, które muszę ze sobą pogodzić. Wiem, że to nie jest łatwe, ale jestem yoriki. - odpowiedział, doskonale zdając sobie sprawę z tego, że taka odpowiedź jej nie zadowoli. Zresztą nie dziwił się. Gdyby był tylko yorikim, to zapewne bywałby w domu częściej, ale musiał jeszcze załatwiać sprawy przydzielane mu z innej komendy. - Zawsze jednak staram się znaleźć czas, zawsze o Tobie myślę. Wczorajszy i dzisiejszy dzień miał być tego najlepszym przykładem. - to nie tak, że się nie starał. W ciągu dnia było tylko tyle godzin ile było i nie mógł magicznie ich wyczarować. Zdawał sobie jednak sprawę, że starając się łączyć wszystkie obowiązki, któreś musiał zaniedbać. Padło akurat na te małżeńskie. Na samą myśl o tym zacisnął mocniej kawałek materiału na swojej dłoni. Choć ból nie był jakiś specjalnie wielki, znajdował w nim dziwne ukojenie.
- Mówię ci to, co wiem jako yoriki. To są oficjalne informacje, które posiadam. Moje odczucia i rozmyślania nie mają sensu, dopóki nie znajdę na nich żadnych dowodów. Dla mnie to są ludzie. Demony nie istnieją. - kolejne kłamstwo - Ja wiem, że to wymaga szkolenia. Wszyscy inni wiedza, że to wymaga szkolenia. Wiem, że i Ty zdajesz sobie z tego sprawę. Nie zaprzeczam temu. Jednak czy naprawdę wierzysz, że jestem ślepy? Że przez te lata ani trochę Cię nie poznałem? Możesz zdawać sobie z czegoś sprawę, ale i tak w to brnąć. - tym razem był szczery. Być może Mori nie zdawała sobie z tego sprawy, ale Sendo ją obserwował. Każdego dnia kiedy wracał do domu, podczas każdej minuty kiedy była przy nim. Nie raz wyczuwał delikatny zapach metalu czy oleju, który jest używany tylko do nawilżania katany. Nie wiedział czy używa go również do niektórych swoich wachlarzy czy trenuje coś w tajemnicy przed nim, ale wiedział, że czymś na pewno się zajmuje. Tego zapachu nie można było pomylić z niczym innym, a przynajmniej on nie mógł. Jego węch był o wiele lepszy niż węch zwykłego człowieka, o czym Nishioji też nie wiedziała.
- Jeszcze dzisiaj byłem szczęśliwy wyobrażając sobie Ciebie z naszym dzieckiem, ale właśnie wróciłem do rzeczywistości. Naprawdę chcesz sprowadzać nowego człowieka do domu, w którym są tylko ciągłe kłótnie i niezrozumienie? Chcesz skazać to dziecko na widok podnoszonej ręki i stłuczonych naczyń? Jakie będzie miało życie? - na moment przestał się uśmiechać, zmrużył oczy i spojrzał wprost na małżonkę. Być może trafił teraz w czuły punkt, ale za każdym razem kiedy się kłócili bał się o przyszłość ich nienarodzonych dzieci. Wojny, demony, źli ludzie, a na dodatek rodzice, którzy nie dorośli na tyle, żeby nie żreć się o każde, najmniejsze zdanie wypowiedziane celowo bądź nie. Być może cała ta troska wynikała z tego, że jego właśni rodzice oszukiwali go przez całe życie w imię swoich planów. Co jeśli podobnie byłoby z nimi? Co gdyby niewinna dusza stała się kartą przetargową w ich rozgrywkach? Nie chciał do tego dopuścić. Wolał już nie zaznać szczęścia płynącego z posiadania potomka, niż skazać go na takie męczarnie.
- Tak, naprawdę w to wierzę. - odpowiedział szybko, bez cienia zawahania - Twoje emocje sprawiają, że nie panujesz nad swoimi ruchami, dajesz się im ponieść. Co byś zrobiła wiedząc, że w mieście znajduje się osoba mogąca znać zabójcę Twojej rodziny? Co byś zrobiła wiedząc, że w mieście JEST zabójca? - dwa pytania, które wszystko powinny wyjaśnić. Gdyby była faktycznie taką bezbronną i pasywną kobietą, za którą się podaje, to odpowiedzieć byłaby prosta - A ja nigdy nie będę mógł być z Tobą całkowicie szczery. Zrozum, że są sprawy, w które nie mogę Cię mieszać. Nie dlatego, że Ci nie ufam, ale dlatego, że jesteś bezpieczniejsza zwyczajnie o nich nie wiedząc. - nie rozumiał jak inaczej mógł jej to wytłumaczyć. Westchnął ze zrezygnowania i nawet pokręcił na boki głową, bo inaczej się nie dało. Jego dwie prace czyniły z niego osobę posiadającą informacje, które nie powinny wyjść na światło dzienne. Jeśli tak by się stało postronni ludzie mogli stać się celem nie tylko demonów, ale i innych ludzi, którzy na pewno nie mieli nic dobrego w zamiarach.
- Dla Ciebie wspomnienie imienia jakiejkolwiek kobiety, to mieszanie jej do naszego życia. - odpowiedział z nieskrywaną satysfakcją, wzruszył ramionami, a na jego twarz znowu powrócił niewinny uśmiech. Wszystko miało swoje granice, a zazdrość Mori czasami była zbyt przytłaczająca. Z jednej strony chciała, żeby mówił jej wszystko, a z drugiej strony gdyby powiedział jej, że poprzedniego ranka obezwładnił agresywną kobietę, Nishioji byłaby gotów twierdzić, że zrobił to specjalnie, bo go uwiodła. Hotta nie miał jednak czasu bardziej rozwinąć tematu, bo jego ukochana znowu pokazała jak panuje nad emocjami. W twarz co prawda jeszcze drugi raz nie dostał, ale nie oznaczało to wcale, że bolało go to mniej. Zdziwiło go jednak to, co po chwili zrobiła Mori.
Dał się jej wygadać. Jego twarz nie zmieniła zbytnio wyrazu pomimo uścisku żony. Jeśli wyrzucenie wszystkiego ma jej pomóc, to zaczeka jeszcze chwilę, żeby jej to umożliwić. Chciał jej wygarnąć jak to normalne rozmowy nie są możliwe z powodu tego, że wejście na zły temat jest porównywalne ze staniem przed pięcioma łucznikami na szczerym polu. Nie ma mowy, żeby Sendo przy tym nie oberwał.
- Czy kiedykolwiek coś mi się stało? - zapytał spokojnym, opanowanym głosem, wysuwając powoli zranioną dłoń z uścisku Mori, żeby następnie tę samą dłoń chwycić i zacząć ścierać z niej swoją krew. Nie było potrzeby, żeby oboje brudzili sobie ręce. I faktycznie, i w przenośni. Rozumiał jej zmartwienia, ale nie sprawią one, że przestanie spełniać swoje obowiązki - Obiecałem Ci przyjemne czterdzieści osiem godzin, a nie czterdzieści osiem godzin podzielone na przyjemne chwile i skakanie sobie do gardła. Moja obecność irytuje Cię tak samo, jak moja nieobecność. Czasem nie wiem co robić. - kontynuował, nie spoglądając jej w oczy, a wzrok cały czas skupiając na jej dłoni. Nie mógł utrzymywać swojej maski przez cały czas, więc potrzebował takich chwil bez kontaktu wzrokowego, żeby zebrać siły, aby znowu ją założyć w razie potrzeby.
- Właśnie dlatego wychodzę. - skwitował, tym razem na nią patrząc, a nawet pozwalając sobie na odgarnięcie jej włosów za ucho - Nasze normalne rozmowy zawsze kończą się w ten sposób - kłótnią. Czasem się zastanawiam czy w ogóle chciałaś za mnie wychodzić czy poddałaś się woli swojego ojca, żeby mieć święty spokój. Jesteś jeszcze zdrowa, piękniejsza niż wszystkie kobiety w Osace, a na dodatek masz charakter, ale nie jestem pewien tylko co do jednej rzeczy. - kontynuował, kładąc swoją nieskaleczoną dłoń na jej policzku i, pomimo usilnego starania, żeby tak nie było, brudząc go swoją krwią - Nie sądzę, że naprawdę mnie kochasz. - wreszcie to z siebie wydusił po tylu latach, a przez kilka sekund zrzucił maskę i jego stoicki uśmiech diametralnie się zmienił. Kąciki ust delikatnie opuściły się do dołu, mięśnie twarzy wyraźnie się rozluźniły, a w oczach pojawił się wyraźny smutek. Widać było, że to co powiedział wyraźnie go bolało, ale jakby zdając sobie sprawę z tego, że właśnie obnażył swoje uczucia, Sendo wzruszył się nagle, zabrał rękę z policzka żony i znowu wrócił do swojej maski. Jak gdyby nigdy nic zaczął też poprawiać swoje szaty.
- Jeśli boisz się reakcji swojej rodziny, to mogę Cię zapewnić, że wezmę winę na siebie. - nie powiedział dokładnie o co mu chodziło, ale podejrzewał, że Mori się sama domyśli. Rozwód. Jeśli naprawdę tego pragnęła, jeśli była z nim tylko przez wolę jej rodziny i chęć spłodzenia potomków, to nie było sensu, żeby się przy nim męczyła. Twarz Sendo nie wyrażała już zbytnio żadnych uczuć, ale serce mężczyzny biło mu w piersi żywiej, niż podczas jakiejkolwiek walki. Mógł stracić kobietę, którą kocha, kobietę, z którą przeżywał wszystkie swoje pierwsze razy i w której widział resztę swojego życia. Pomimo tego nigdy nie mógł się pozbyć wrażenia, że ona nie była do końca jego. Jakiś kawałek niej zawsze się przed nim chował.
- Będę w sypialni. - skwitował, chcąc uciec z tej sytuacji. Czuł jak z emocji zaczynają trząść mu się ręce, a w nosie zbiera się wilgoć. Jeszcze tylko tego by brakował, żeby ukazał przed żoną swoją wrażliwą stronę i się rozmazgaił. Wiedział, że Nishioji nie podąży za nim od razu, o ile w ogóle przyjdzie. Chwila rozłąki sprawi jednak, że być może uspokoją swoje uczucia i podejdą do dalszej rozmowy trochę chłodniej, a na pewno zrobi to on sam. Wyminął Mori jak najdelikatniej potrafił i ruszył w kierunku innego pokoju z zamiarem położenia się i wpatrywania się w sufit. To go zawsze uspokajało.
Wbrew temu co po sobie pokazywała, słowa, jakoby zawsze o niej myślał i starał się znaleźć czas dla niej, bardzo ją dotykały, do tego pogłębiając jej poczucie winy. Naprawdę wolałaby, żeby nigdy się do siebie nie zbliżyli przez te lata małżeństwa, żeby wszystko było suche i mechaniczne, dzięki czemu nie czułaby się tak źle przez coś, nad czym niekoniecznie nawet miała kontrolę.
— W dupie mam oficjalne informacje! Nawet, jeżeli sam w to nie wierzysz i nie masz dowodów, czasem chciałabym po prostu usłyszeć, co ty myślisz, a nie twoi przełożeni! — Po słowach odnoszących się do jego potencjalnej ślepoty, Mori zaniosła się ironicznym śmiechem. — Super, mnie obserwujesz, ale tego, co się dzieje dookoła ciebie to już nie. Ale pewnie, łatwiej uciszyć jedną głupią sukę w domu zamiast otworzyć się na coś, o czym mówi całe miasto.
W reakcji na słowa o wychowaniu dziecka, zirytowana nadęła policzki.
— Może nie musiałoby tego oglądać, gdyby tatuś bywał częściej w domu, a nie pojawiał się, kłamał i znowu znikał w pracy! To działa w obie strony, Sendo!
Zaczęła nerwowo przebierać palcami jednej dłoni, drugą natomiast zwinęła trzymany wachlarz. Przez ułamek sekundy pomyślała o możliwości wbicia go w gardło rozmówcy, jednak szybko zaprzestała, uświadamiając sobie tor, na który zjechały jej myśli. Zamiast tego, odetchnęła szybciej i głębiej kilka razy.
— Co bym zrobiła? — powtórzyła, niedowierzając. Z szerokim uśmiechem rozejrzała się po pomieszczeniu, jakby sprawdzając, czy niewidzialni widzowie też to usłyszeli i ich tak to rozbawiło. — No, przykro mi, ale nie nasłałabym ciebie na niego. To jest demon, do cholery! Odnalazłabym brata, żeby się tym zajął, bo on akurat jest wyszkolony do tego i jemu zależy na zemście. Za to, co zrobił nam obojgu. Przykro mi rozwiewać twoje wątpliwości, ale nie, kurwa, nie wzięłabym miecza Usaburō ani żadnego z moich wachlarzy z nadzieją, że sobie poradzę. Może uważasz mnie za głupią, ale jestem realistką. Nie samobójczynią.
Na swój sposób bawiło ją, że musiała udawać zwykłą mieszkankę Osaki, podczas, gdy jej życie w rzeczywistości wyglądało zupełnie inaczej. Tak, poszłaby na konfrontację ze wspomnianym demonem, ale na pewno nie sama.
W końcu pokręciła głową zrezygnowana. Czasem naprawdę do szału doprowadzało ją takie protekcjonalne myślenie, jakie reprezentował Sendo. Wiedziała, że wynikało ono z troski o jej bezpieczeństwo, jednak znając prawdę było to wyjątkowo przytłaczające. W rzeczywistości była lepszym wojownikiem niż on (nie odejmując mu niczego); była lepsza niż inni ludzie pod każdym kątem fizyczności. Miała walczyć z demonami, nie istotami pokroju rozmówcy. Tak naprawdę to ona powinna była jego bronić.
Wzruszyła bezradnie ramionami na komentarz o inne kobiety. Nie mogła zaprzeczyć, że tak nie było. Miała nawet świadomość, że czasami przesadzała, jednak nie mogła znieść myśli, że podczas, gdy Sendo ledwo co bywał w domu, to jakaś Haname czy inna suka mogła go zagadywać na co dzień.
— Tylko dlatego, że jeszcze ci się nic nie stało, nie znaczy, że nic ci się nie stanie! Weszliśmy w nowe czasy, to już nie jest zabawa w policjantów i kryminalistów! Mamy na głowie coś znacznie potężniejszego, co ty w całości ignorujesz!
W odróżnieniu od mężczyzny nie była w stanie zachować opanowanego głosu. Popatrzyła za jego dłonią, marszcząc brwi, chwilę potem rozchmurzając się delikatnie, gdy zaczął wycierać jej rękę.
— Ja też nie wiem — mruknęła, przymykając na chwilę oczy. To, co robił było miłym uczuciem. — Nawet nie mogę cię poprosić, byś spróbował postawić się na moim miejscu, bo i tak nie masz jak tego zrobić. Wiem, że coś ukrywasz przede mną i nie chodzi tu jedynie o moje bezpieczeństwo. I to mnie najbardziej irytuje w tym wszystkim. Chciałam, żebyśmy spędzili te dwie doby w zgodzie, ale tym razem naprawdę nie dałeś mi wyboru. — Mówiąc to, nie chodziło jej o to, aby zrzucić na niego winę, a siebie wybielić. Jednak nie potrafiła też udawać, że wszystko było w porządku, kiedy to właśnie on był jedynym niepasującym elementem do całej układanki, której nie wiedział nawet, że był częścią. Bo układanka ta dotyczyła życia jednego z zabójców demonów.
Zerknęła na męża, gdy ten odgarniał jej włosy, znów zaciskając usta w kreskę. Już chciała spytać "dokąd?", kiedy ten kontynuował, więc zamilkła, jedynie patrząc na niego spode łba w oczekiwaniu. Ten wyraz twarzy jednak automatycznie ustąpił miejsca zaskoczeniu, gdy mężczyzna uznał, że go nie kochała. Zamarła, w ogóle nie reagując na to, co powiedział następnie, a wracając do życia, kiedy ją wyminął i udał się do sypialni.
Momentalnie poczuła, jak do jej oczu napływają łzy. Tym razem nie miała być w stanie ich zatrzymać.
— Niech cię szlag, Hotta! — wrzasnęła złamanym głosem i cisnęła wachlarzem w jego kierunku. Z tym, że ten już zdążył zasunąć drzwi, a przedmiot przedarł się przez papier i wylądował w pokoju.
Z przyczyn oczywistych nie liczyła czasu, przez który tułała się po domu w nerwach, dysząc niczym pies łowczy po pościgu. Raz na jakiś czas łapała się za włosy, czasem wybuchała żałosnym śmiechem, od czasu do czasu obiła się o coś. Roznosiła ją adrenalina wywołana jeszcze większym poziomem stresu niż dotychczas.
Szczerze nie wiedziała, co myśleć. Na tym etapie zastanawiała się, czy kiedykolwiek kogokolwiek kochała poza rodziną i swoimi dziećmi. Jednocześnie uważała, że tak, że kochała najpierw Usaburō, a lata później Sendo. Darzyła go jakimś dziwnym, przyjemnym uczuciem; przecież martwiła się o niego i była zazdrosna i wiele innych cech wskazujących na to, że tak: kochała go. Z drugiej strony podczas związku z poprzednim mężem, nigdy nie ciągnęło jej do nikogo innego. Tutaj natomiast był pewien wzór, z którym wcześniej nie miewała do czynienia, więc czy rzeczywiście mogła to porównywać? Może Usaburō też by zdradziła, gdyby za jego "kadencji" poznała na przykład Yorinobu? Ale przecież nie była ani dumna, ani zadowolona z tego, co robiła i wcale nie czuła, jakby kiedykolwiek to była rzeczywiście jej decyzja. Czy z tym kryminalistą rzeczywiście łączyło ją kiedykolwiek głębsze uczucie? Już pewien czas upłynął, ale nie pamiętała, żeby między nimi było dużo więcej niż ciekawość, pożądanie i ta dziwna siła, przez którą się w nim zauroczyła. On groził odejściem, a ona utrzymywała go szantażem. Czy to można było nazwać miłością? Relacja z demonem natomiast też nie zanosiła się na szczęśliwe zakończenie z uczuciem w tle; w odróżnieniu od tego, co pisała w swoich powieściach. Wciąż była zabójcą takich jak on i gdzieś z tyłu głowy była świadoma, że istoty jego gatunku nawet nie potrafią kochać. Znowu: niekontrolowane zauroczenie, ale bez rzeczywistych uczuć.
W końcu po dłuższej chwili ciszy w domu, podniosła się z podłogi, dopijając wcześniej przyniesioną porcję sake. Cała drżąc przeszła do sypialni. Już było jasno na dworze, walka sama ze sobą nie była krótka. Z kamienną twarzą przyjrzała się mężczyźnie, ponownie zaciskając dłonie w pięści i je rozluźniając. Oparła się plecami o ścianę i zsunęła po niej do siadu, krzyżując ręce na klatce piersiowej, chociaż chwilę później po prostu objęła się ramionami.
— Kiedy się pobieraliśmy, nic do ciebie nie czułam — mruknęła zachrypnięta, gapiąc się w ścianę. — Dopiero po latach uświadomiłam sobie, że my się nawet nie poznaliśmy dobrze przed ślubem. Pozwoliłam ojcu na to, chociaż wcale nie uważałam, że byłam gotowa. W pół roku pozbierać się po stracie jednej rodziny i zacząć zakładać drugą... — prychnęła. — Ale to nie znaczy, że teraz też tak jest. Minęły trzy lata. — Podciągnęła kolana pod brodę, a nogi objęła ramionami. — Mieliśmy beznadziejny początek, ale wiem, że cię kocham. Po prostu szkoda, że nie poznałeś mnie wcześniej; że to nie za ciebie ojciec miał mnie wydać w pierwszej kolejności. — Pociągnęła nosem, nie będąc w stanie już dłużej zgrywać takiej twardej, na jaką chciała wyglądać cały czas. Bolało nie tylko przez temat rozmowy i fakt, że zwątpił w jej uczucia, ale znowu nie potrafiła przestać myśleć o tych wszystkich rzeczach, które robiła za jego plecami. Otarła łzy nadgarstkiem. — I to tak kurewsko boli, wiedzieć, że już raz byłam okłamywana w podobnym temacie, też przez męża. Ile jeszcze razy mam się dać nabrać na takie coś? — Gdy zadawała to pytanie, jej głos zaczynał brzmieć coraz bardziej histerycznie, aż w końcu rzeczywiście się rozpłakała.
My body resembles a broken home.
Touched by the light, deceived by a dream,
I walk in the shadows just to be seen.
- Tak, na pewno. - tym razem jednak nie wytrzymał i zwyczajnie się zaśmiał. Podejrzewanie go o zdradę, kiedy nie miał czasu nawet dla własnej żony było dla niego czymś zupełnie nienormalnym. Zresztą, jak wielokrotnie podkreślał, żywił uczucia tylko do jednej kobiety i ona była wystarczająca - Czemu od razu podejrzewasz mnie o zdradę, a nie o bycie tym... jak to ujęłaś "zabójcą"? Bardziej nadaję się na podrywacza niż zabójcę demonów? - zapytał, próbując jakoś rozluźnić atmosferę. Dla niego cała ta sytuacja była niedorzeczna. Za żadne skarby nie mógł zrozumieć czemu Mori zawsze podążała tą ścieżką. Przecież nigdy nie dał jej żadnego powodu do zazdrości, nigdy nie był blisko innej kobiety, nigdy nie popełnił chociażby jednego błędu czy potknięcia. Jego małżeńska historia była bez skazy i mógł to przysiąc na wszelkie bóstwa.
- Uwierz mi, że wiem co mówi całe miasto. Nie oznacza to jednak, że będę mówił to samo, co ono. - odpowiedział niemal natychmiast, będąc lekko zmęczony ciągłymi atakami żony. Wiedział, że najprawdopodobniej miała go za głupca i naiwniaka. Nie winił jej za to. To on zawsze chciał, żeby ludzie go tak postrzegali i robił wszystko, żeby nie wyjść z roli. Nie sądził jednak, że jego zagrywki będą również skuteczne przeciwko własnej żonie, która przecież powinna przejrzeć przez niego od razu, a mimo tego sądziła, że naprawdę jest taki niezorientowany w świecie - Jeśli jeszcze nie zdążyłaś zauważyć przez nasze wspólne lata, droga żono, nie jestem osobą, która wierzy w coś tylko na podstawie plotek. Na pewno też nie rozpowiadam czegoś dalej, dopóki się nie upewnię, że to prawda. Jeśli ujrzę demona, to na pewno przyznam ci rację. Zgoda? - teoretycznie, to powinien jej przyznać rację już teraz, ale cśśś. Umowa obowiązuje od teraz, więc następnego demona, którego zobaczy i będzie godny wspomnienia (to mały druczek, o którym Mori wiedzieć nie musi), to na pewno przyjdzie do niej na rozmowę.
Odpowiedź na kolejne oskarżenia aż cisnęła mu się na usta i był bliski jej wypowiedzenia, ale ostatecznie się powstrzymał. Przymknął na moment oczy i odetchnął głęboko, znowu opanowując swoje emocje. Miał być jak woda, więc jest jak woda. Niewzruszony, stały, w ciągłej stagnacji, aż do odpowiedniego momentu. Słowa "Może bywałby częściej w domu, gdyby żona nie oskarżała go o całe zło świata podczas gdy sama nawet nie starała się go odwiedzić w ciągu dnia." uważał za idealną ripostę, ale wystarczyło mu to, że o nich pomyślał. Nie musiał zniżać się do poziomu, w którym musiałby ich użyć. Zresztą nie chciał tego robić. Wolał przełknąć całą sprawę, niż sprawić kolejną przykrość własnej żonie.
- Dobrze, Mori. Przepraszam. Masz rację. - odpowiedział, wzruszając przy tym ramionami. Być może faktycznie był nadopiekuńczy, ale jakoś nie wydawało mu się, że Mori byłaby w stanie spokojnie usiedzieć i poinformować odpowiednie osoby. Być może dlatego, że ją znał, być może dlatego, że patrzył trochę na całą sytuację przez pryzmat swojej osoby. On na pewno ruszyłby od razu na zabójcę swojej siostry, choćby wiedział, że siedzi tam z całą armią przydupasów. Nie zmienia to jednak faktu, że po prostu nie chciał kontynuować tematu. Sendo często dochodził do wniosku, że w momencie, w którym dwie strony nie dojdą do porozumienia, a kłótnia nie sprawi, że ktoś zginie, lepiej po prostu pójść w swoje strony wraz ze swoimi opiniami. Bezsensowne uderzanie głową w ścianę niczego nie zmieni.
- Jak to było? Może masz mnie za głupiego, ale jestem realista, a nie samobójcą. Umiem ocenić niebezpieczeństwo i dać sobie z nim radę. - głównie dlatego, że sam jestem zabójcą demonów, ale ta ważniejsza część została już dodana w głowie Sendo. Naprawdę doceniał troskę żony o swoje życie, ale prawda była taka, że w momencie nauki oddechu pogodził się z jego stratą w każdej chwili. Zabójcy demonów nie żyją długo. Yoriki zresztą też niekoniecznie. On tymczasem był i jednym, i drugim.
- Każdy ma swoje sekrety. Ty, ja, inni ludzie. Modlę się tylko, żeby kiedyś nadszedł dzień, kiedy będzie na tyle bezpiecznie, że będę mógł ci powiedzieć całą prawdę o wszystkim. Do tego czasu musisz mi zaufać. - chciał jej powiedzieć o swojej pracy, chciał jej powiedzieć całą prawdę o jego siostrze, chciał z siebie to wszystko zrzucić, ale nie mógł. To by wszystko jeszcze bardziej skomplikowało. Skoro Nishioji martwi się o niego teraz, skoro jest tylko yorikim, to jak zareagowałaby, gdyby dowiedziała się, że przychodzi mu również walczyć ze stworzeniami nie z tego świata? Co, gdyby nagle dowiedziała się, że większość blizn na jego ciele spowodowanych jest nie ostrzem katany, a czymś całkowicie nieludzkim? Zresztą mniejsza o to. Sendo po raz kolejny wolał nie wdawać się w szczegóły, doskonale wiedząc, że cała ta kłótnia mogła zostać uniknięta, ale temperament jego żony to uniemożliwiał. To plus jego upartość i skrytość.
Upadający wachlarz był doskonałym zakończeniem całej sytuacji. Uderzył z hukiem na ziemię tak samo, jak wszystkie wątpliwości Hotty. Znajdował się w nie do końca szczęśliwym małżeństwie, przytłoczony pracą oficjalną, nieoficjalną i jeszcze swoją chorą obsesją na punkcie znalezienia zabójcy siostry. Sendo uważał się za silnego mężczyznę, ale nadal był tylko człowiekiem. Nie był niezniszczalny i potrzebował w kimś oparcia, a tymczasem jedyne oparcie jakie znajdował w domu, to futon, który leżał właśnie pod jego plecami. Zresztą nawet wtedy, gdy między było między nimi niezbyt dobrze, to zazwyczaj Sendo starał się wszystko łatać. Nigdy nie mógł być tym słabszym, nigdy nie mógł przez chwilę sobie z czymś nie radzić. Zwyczajnie oczekiwano od niego czegoś innego i tego się trzymał. Dlatego właśnie schowanie się za prawdziwą maską podczas polowania na demony było dla niego czymś wyzwalającym. Nikt go nie znał, nikt nie miał co do niego żadnych oczekiwań, nikt nie patrzył na niego przez pryzmat jego stanowiska. Mógł być całkowicie sobą. A teraz był kim? Żałosnym facetem, który leżał w sypialni i zakrył swoje oczy przedramieniem, żeby się całkowicie nie rozkleić. Czasem miewał momenty, w których wszystkie emocje tak skrzętnie spychane do kąta chciały wypłynąć w jednym momencie. Powodem tego małego tsunami mogło być wszystko, choć dzisiaj była nim niepewność co do jego małżeństwa. Sendo zaczął przypominać sobie wszystkie chwile spędzone z żoną, ich słowa, czyny, zachowania. Szukał jakiegoś pozytywu, szukał czegoś, co pozwoliłoby mu stwierdzić "myliłem się", ale każde dobre wspomnienie było przytłaczane dziesiątką złych. Czy to naprawdę miało jakiś sens?
Z jego żałosnego, cichego stanu wyrwał go dopiero dźwięk otwieranych drzwi. Mężczyzna nie podniósł jednak nawet na moment wzroku. Nadal zakrywał twarz przedramieniem upewniając się tym samym, że jego oczy zostaną w przyjemnej ciemności. I wtedy nadeszły pierwsze słowa "nic do ciebie nie czułam". To one sprawiły, że yoriki poczuł ból w swoim sercu, a jego dłonie zacisnęły się w pięści. Niby to czas przeszły, ale nadal bolało. Kiedy on myślał o niej jako o kobiecie, z którą mógł spędzić resztę swojego życia, ona pewnie uważała go za balast, który musiała tolerować. To wszystko bolało. Wspomnienie o byłym mężu, o rodzinie, którą miała przed nim, o tym, że nie poznali się wcześniej, o tym że czuła się okłamywana. W głowie miał mętlik, jego serce waliło jak oszalałe, a na usta nie cisnęły się żadne słowa, które mogłyby poprawić sytuację. Czuł się całkowicie bezsilny.
Wszystko zmieniło się jednak w momencie, w którym usłyszał jej płacz. To był dla niego sygnał, żeby wziąć się w garść. Nie mógł się nad sobą użalać, kiedy bliska mu osoba cierpiała. Nawet jeśli oznaczało to znowu zepchnięcie wszystkich uczuć i wątpliwości w niebyt, musiał po prostu dla niej być. Wstał więc ze swojego miejsca, ukazując swoje lekko opuchnięte oczy światu, po czym usiadł obok żony. Bez słowa objął ją ręką, przyciągnął do siebie, pocałował ją w czubek głowy i zaczął powoli głaskać ją po włosach.
- Cśśś, już dobrze. Przepraszam. Kocham Cię. - chciał, żeby Nishioji się uspokoiła zanim przejdą do dalszej części rozmowy. Zresztą jemu też to było potrzebne. Jego ręce nadal się delikatnie trzęsły, a serce biło jak oszalałe, co z pewnością mogła wyczuć. Na razie tyle mu wystarczyło. Świadomość, że Mori była przy nim, nigdzie się nie wybierała i była tylko jego. Kochali się, więc przecież tak musiało być. Na samą myśl robiło mu się cieplej na sercu. Odczekał więc dobrą chwilę zanim wypowiedział kolejne słowa - Czasem sobie po prostu z tym wszystkim nie radzę. Chcę, żeby było jak najlepiej, a i tak nic nie wychodzi. Jesteś jedyną i najważniejszą kobietą w moim życiu, więc staram Ci się dać wszystko, ale jednocześnie nie umiem dla Ciebie poświęcić wszystkiego. Wiem, że pewnie dla Ciebie będzie brzmiało to śmiesznie, ale jestem w stanie chronić Cię przed pewnymi rzeczami nawet wtedy, gdy mnie przez to znienawidzisz. Już pewnie nawet po tych słowach masz ochotę uderzyć mnie w twarz, ale też potrafię być uparty, wiesz? - ostatnie słowa dodał już siląc się na lekkie rozbawienie. Nie obiecał jej, że nie będzie jej okłamywał, nie przysiągł jej, że taka sytuacja więcej się nie powtórzy, bo doskonale wiedział, że nadal będzie przed nią ukrywał niektóre informacje. Tak, jak powiedział - był gotów na to, że żona go znienawidzi, jeśli oznaczać to będzie, że pozostanie bezpieczna. Teraz ujął podbródek Mori w swoje palce i zmusił ją do spojrzenia na swoją twarz - I tak, wiem, że jesteś silną kobietą, ale nawet najsilniejsza osoba potrzebuje wsparcia. Zrobię dla Ciebie wszystko, żebyś tylko miała jak najmniej zmartwień. - tym razem złożył przysięgę, której zamierzał dotrzymać, a następnie złożył pocałunek na jej ustach. Kochał ją. Tego mogła być pewna zawsze.
— Tak — potwierdziła. — Ale wolałabym, żebyś z dwojga złego był jednak tym zasranym zabójcą. Wtedy między nami jeszcze coś będzie mogło być.
Była świadoma swojej ogromnej hipokryzji. Podczas, gdy sama go zdradzała, dla niej tej relacji już nic nigdy by nie uratowało, gdyby wyszło na jaw, że on robił to samo. Skrajna zazdrość, która nią kierowała była jednym z głównych uczuć, jakimi darzyła mężczyznę. Wielokrotnie już miała myśli dotyczące możliwości zabicia wspominanych przez niego kobiet, i, co gorsza, z każdym dniem tych pomysłów przybywało. W ten sposób łamała chyba wszystkie konwenanse, jakimi miała się kierować jako przykładna żona: przecież dla mężczyzn było przyzwolenie na kochanki. Jednak nie w jej oczach.
Po kolejnych wypowiedziach z początkowo popatrzyła na małżonka jak na idiotę. Ostatecznie jednak wściekle machnęła ręką. Domyślała się, że do proponowanej przez niego konwersacji nigdy nie miało dość, bo on nigdy nie miał uwierzyć w demony. Nawet, jeżeli by je zobaczył, na pewno wymyśliłby jakiś argument na zaprzeczenie ich istnieniu.
— Zgoda — sapnęła. Przez sposób, w jaki odpowiedziała, na pewno mógł się domyślić, że mu nie wierzyła.
Uniosła jedną brew w momencie, w którym Sendo przyznał jej rację. Skrzyżowała ręce na klatce piersiowej i popatrzyła na niego podejrzliwie, przekrzywiając nieco głowę. Nie sądziła, że jej wierzył, jednak postanowiła nie drążyć dalej tego tematu.
— Ah tak? — Zaśmiała się ironicznie. — Powiesz mi o wszystkim? Wiesz, kochany, uwierzyłabym w to, gdybym miała chociaż o połowę mniej doświadczenia z takimi jak ty. Teraz "taaak, Mori, chcę powiedzieć ci całą prawdę, ale musi być bezpiecznie!" — uniosła dłonie do góry, aby nimi poruszyć w celu podkreślenia swoich słów — a potem co? W międzyczasie coś ci się stanie, znajdą twoje zwłoki gdzieś na brzegu rzeki, przyjdzie do mnie jakiś twój smutny kolega i tyle się dowiem! Do końca swojego zasranego życia będę się zastanawiać, co ci się właściwie stało! — Kiedy mówiła, zaczęła dźgać go palcem wskazującym w klatkę piersiową. — Zanim to zasugerujesz: nie, nie życzę ci tego. Ale przerabiałam już podobny motyw.
Zaabsorbowana swoją histerią nie zauważyła nawet, kiedy Sendo wstał i do niej podszedł, jednak kiedy tylko ją objął, wtuliła się w niego, tym razem nie próbując ukryć swojego płaczu. Miała do niego więcej powodów, niż mężczyźnie mogło się wydawać, a to cały czas pogarszało jej sytuację.
Nie spoglądała na niego, dopóki ten nie podniósł jej głowy. Podczas, gdy mówił, udało jej się trochę uspokoić, co jednak miało zmienić się po kolejnych jego słowach. Zanim zdążyła znowu się zanieść płaczem, została pocałowana. Na początku zaczęła lekko dotykać jego twarz, niczym niewidoma, jakby chcąc zasugerować, by się odsunął, ale zanim to zrobił, zaczęła oddawać jego pocałunek z typowym dla siebie temperamentem. Nie miało to jednak na ten moment prowadzić do niczego innego jak do tego, że "przerzuciła" jedną swoją nogę na drugą stronę mężczyzny, aby usiąść mu okrakiem na kolanach, odczepić się od niego i ponownie w niego wtulić. Objęła go, w ten sposób sugerując, że nie pozwoli mu na wyjście tego dnia, a lekkie drżenie jej ciała mogło mu uświadomić, że dalej się nie uspokoiła. Zacisnęła kurczowo palce na jego szacie i przez chwilę siedziała w ciszy, próbując zebrać się w sobie na tyle, by móc mu cokolwiek odpowiedzieć.
W końcu odchrząknęła cicho.
— Też bym chciała cię wspierać, ale strasznie mi to utrudniasz — mruknęła, pociągając nosem. — Chciałabym, żeby wszystko było po prostu... normalne. Żeby demony były jedynie w bajkach, żebyśmy mieli spokojną i nudną rodzinę, żebyś nie musiał mnie przed niczym "chronić"... — Westchnęła, zdejmując jedną rękę z pleców Sendo, aby wytrzeć swoje łzy. Jednym z jej marzeń związanych z "normalnością" było też, aby tak bardzo nie interesowali jej przestępcy, a także, żeby nie nachodziły jej myśli a propos własnoręcznego popełnienia przestępstwa. — Nie jestem w stanie zaakceptować tego, że nie jesteś ze mną szczery, ani twoich powodów do tego. Więc tak, mam ochotę znowu strzelić cię w twarz — mówiąc to, prychnęła, nie mogąc powstrzymać się od lekkiego śmiechu. — Ale zgaduję, że choćbym pozbawiła cię zębów, to i tak się niczego nie dowiem. Szkoda. Chciałabym... móc ci pomóc, jakkolwiek. I nie mówię tu o paradowaniu z mieczem.
My body resembles a broken home.
Touched by the light, deceived by a dream,
I walk in the shadows just to be seen.
Nie możesz odpowiadać w tematach