⠀⠀— Ja... — Drobny listek w palcach kobiety pochwycił ogień i w mgnieniu oka zwinął się, a potem skruszał. W ostatniej chwili wypuściła go, unikając płomienia, chociaż gorące powietrze nadal parzyło jej skórę. Żar tańczył przez chwilę na powierzchni zawiniątka, podsycając złotawą poświatę lampionu, lecz zakończył swój hipnotyzujący taniec, gdy cała zieleń przeobraziła się w popiół.
⠀⠀Ogród spowijały głębokie cienie, których nie mogło rozegnać pojedyncze źródło światła. Przyciągnął ku sobie całą jej uwagę, gdy mijała uchylony na oścież panel przesuwnej konstrukcji. Podejdź, zaszumiał surowym tonem, a Suiren nie miała w zwyczaju zastanawiać się, dlaczego przemawiają do niej zeschnięte drzewa. Przekroczyła próg i zbliżyła się do ognia.
⠀⠀Hatsuyuki.
⠀⠀Oh, znam Hatsuyuki, oczywiście. Mówiła wtedy, nie do końca świadoma, jak rozległe były włości oddalonego od głównej drogi ryokanu. Gotowa zabłądzić w wężowych korytarzach przybytku, uznała ogród za całkiem porządny punkt orientacyjny. Usiadła przygarbiona na skraju podestu pozwalając sobie na pół minuty rozluźnienia, po czym wyprostowała się jak struna i ułożyła skrzyżowane dłonie na udzie. Siedziała w tej pozycji, aż do zesztywnienia mięśni. Na tyle długo, że w pewnym momencie dopadła ją nuda. Ziewając cicho przyciągnęła dłoń do ust i zanim przeniosła ją ku pierwotnej pozycji, zatrzymała rękę przed twarzą przypatrując się delikatnym liniom przecinającym jej wnętrze.
⠀⠀Po co mi to wszystko?
⠀⠀Nigdy nie wierzyła w przepowiednie. Było coś przerażającego w myśli, że przyszłość każdej żywej istoty została już dawno ustalona. Że niczego nie da się zmienić. Z drugiej strony wiedza, jaką sama pełni rolę w tym wszystkim, przyniosłaby ukojenie. Być może.
⠀⠀Mimowolnie poczuła dreszcz, czy to z powodu nocnego chłodu, czy dręczących ją podświadomych obaw. Owinęła ręce na bokach wypatrując wokół siebie jakichś oznak, że samotność dobiegła wreszcie końca.
The silence is your answer.
Wzrok, dotychczas utkwiony na namalowanym subtelnymi ruchami malowidle, przeniósł w bok, w stronę odsuniętych do granic shoji. Minęła chwila, a później towarzyszące mu dzisiaj lenistwo, aż podniósł się ociężale i wyszedł, kroki kierując do wysuniętej na tyły ryokanu balustrady. Tej nocy księżyc zdawał się dawać mniej światła niż zazwyczaj, wymuszając na oczach demona nieco dłuższej chwili, by przyzwyczaić się do rozległej ciemności.
Rzecz jednak w tym, że patrzeć nie było nawet na co.
Rozpościerające się wokół drzewa tworzyły jedną wielką czarną masę, z której trudno było wyszczególnić choć wzbijające się do góry czubki. Jednak, mimo że nie widział w nim życia, mógł je usłyszeć.
Rzecz w tym, że to też go nie interesowało.
Trzy razy uderzył się nadgarstkiem w skroń, ruchem tym niespiesznie i stopniowo odwracając swoją twarz w bok. Kiedy w tym samym momencie otworzył oczy, zauważył coś, co równie dobrze mogło być widmem, tak samo jak i krzewem lub wypalonym w jego źrenicach obrazem. Przyglądał się wyrastającemu z roślin cieniowi, próbując wyłapać chociażby ruch ręką bądź błysk oczu, ale nie dostrzegł niczego, nawet poruszających się wraz z powiewem wiatru włosów.
Rzecz w tym, że…
Przechylił fajkę, stuknął jej rączką o balustradę, by popiół zginął w odmętach ciemności, i ruszył wzdłuż korytarza na dół. Gdy wyłonił się zza ściany, stanął w progu i zaczął wpatrywać się w to, co uważał zwidy.
— Ktoś mógłby pomyśleć, że czekasz na śmierć — mruknął pod nosem krótki moment po tym; przytulił do krańca ekranu najpierw skroń, później czoło i policzek, by na koniec ukryć za nią połowę swojej twarzy. Spoglądał na ten nieco bardziej znajomy mu już cień dalej, nie zastanawiając się — a może nawet nie chcąc, by słowa te były dosłyszalne. — Choć nie śmiem twierdzić, że na swoją — dodał tak samo cicho, wraz z tym odrywając buzię od drewnianej powierzchni i z cichym szelestem zeskakując z podestu.
Zbliżył się z dłońmi ukrytymi za plecami, niby zaciekawiony.
— Chciałbym wierzyć, że twoja obecność tutaj związana jest ze mną — zaczął — ale wrodzona przezorność każe mi wziąć pod uwagę, że równie dobrze mogłaś uznać to miejsce za… — Rozejrzał się, jakby czegoś szukał. — …Za coś niezwiązanego za mną — dokończył, wykrzywiając usta w uśmiechu. Spojrzeniem wrócił na demona.
⠀⠀— Gozu-san. — Odetchnęła z wyraźną ulgą, kładąc dłoń na obojczyku. — Przestraszyłam się, że nie wolno mi tu przebywać, ale chyba dobrze trafiłam.
⠀⠀Powstała w odpowiedzi i dygnęła lekko, w sztywny, typowy dla nowych znajomości sposób. Nie wiedziała jeszcze, jak powinna zachowywać się w towarzystwie demona, który stanowił dla niej zagadkę nie mniejszą, co układ ryokanu. Wolała nie pogubić się w nim już na samym początku.
⠀⠀Nieopisaną radość sprawiało jej jednak śledzenie drobnych gestów mężczyzny, które niczym gra na deskach teatru miała zapewne poświadczać o jego niebywałej skromności. Nie uwierzyła w nią ani na moment, lecz stawiając krok w przód zgodziła się podjąć gry w konwersację.
⠀⠀— Nie zaprzeczę, że Hatsuyuki odwiedzam nie po raz pierwszy, choć dotychczas zdarzało się to wyłącznie w towarzystwie mojej rogatej towarzyszki. Być może gdybym miała pojęcia, że mieszka tu ktoś tak ciekawy, częściej zbaczałabym ze ścieżki — odparła uprzejmie, w lustrzany sposób zakładając ręce za plecami. Chwiejąc się lekko z nogi na nogą podążyła za spojrzeniem mężczyzny na pogrążony w cieniu zakątek ogrodu. — W czasie rozkwitu prezentuje się zapewne dorodniej — skomentowała z umiarkowanym zainteresowaniem. To nie przeschłe zarośla przyciągały jej uwagę, chociaż robiła wszystko, by nie gapić się na niego bezczelnie.
⠀⠀Drzewami zatrząsnął niespodziewany podmuch, który rozrzucił też w bezład kosmyki otaczające jej twarz. Złapała kilka z nich i założyła za ucho, wykorzystując moment, by odetchnąć głęboko i ukryć drżenie dłoni.
⠀⠀Za sprawą wyobraźni nadal czuła każdy cios wymierzony w nią rękami demonów. Na przestrzeni ostatniego roku - a było to wszystko, co pamiętała - stała się ofiarą tak wielu demonstracji sił, że tyle samo energii wkładała teraz w uśmiech, co w rozważanie drogi ucieczki.
⠀⠀Zmrużyła powieki spychając wszystko na karb zakłopotania.
⠀⠀— Przepraszam, być może powinnam była się zapowiedzieć — dodała po krótkiej chwili. Odchyliła głowę w tył, by utkwić w ten sposób wzrok na nieokreślonym punkcie horyzontu. — Ale nie starczyło mi cierpliwości. To była wprawnie zarzucona przynęta. Ta cała przyszłość. — Przeniosła wzrok na twarz demona, jakby w samych swoich rysach mógł kryć odpowiedzi, na dręczące wszystkich pytania.
The silence is your answer.
[...] gdybym miała pojęcia, że mieszka tu ktoś tak ciekawy, częściej zbaczałabym ze ścieżki.
Przyglądał się jej przez chwilę bez wymalowanego jakiegokolwiek wyrazu, by po tym unieść kącik ust i cicho wypuścić powietrze nosem, jakby w formie mimowolnego rozbawienia.
— Twoje więc szczęście, że tego nie robiłaś. Nie mieszkam tu. — Obrócił się delikatnie w bok i przeniósł spojrzenie na budynek, niby chcąc tym podkreślić swoją wypowiedź. Kolejne jednak słowa nieco zbiły go z tropu; jego twarz zamarła w skonsternowanym uśmiechu, który moment później rozluźniał. Pokiwał lekko głową. — …Tak. Tak, zapewne — zgodził się z małym opóźnieniem, choć sam nie miał na ten temat żadnego zdania. Zamiast więc zastanawiać się nad sensem i prawidłowością swojego stwierdzenia, przyjrzał się jej nieco lepiej — nawet jeśli miał wrażenie, że ostatnim razem zrobił to wystarczająco dokładnie.
Powędrował wzrokiem za jej falującymi na wietrze kosmykami, a później dłonią, którą starała się kosmyki te okiełznać. Widok ten fascynował go i doprowadzał do szewskiej pasji jednocześnie; dzwonki, które rozbrzmiewały w jego głowie tylko dla niego, momentalnie stały się głośniejsze i jedynie siłą woli powstrzymał się od tego, by ponownie nie wymierzyć ciosu w skroń. Stąd więc gniew, natomiast sama fascynacja rodziła się z niewiadomej tej reakcji. Nie pojmował, dlaczego obijające się o wnętrze jego głowy dzwonki, które od ponad roku pozostawały dla niego tajemnicą, wydawały się nabierać na intensywności właśnie przy niej — ze wszystkich, których jak dotąd spotkał na swojej drodze.
I dlaczego twarz ta wydawała mu się tak dziwnie znajoma.
Wpatrywał się w nią zbyt długo, by na czas zorientować się, że z jej ust zaczęły padać kolejne słowa. Poczuł, jak jego policzek ogarnął ledwo widoczny tik nerwowy, a dłoń gwałtownie niemalże zacisnęła się w pięść. Palce jednak, tak szybko jak się zwinęły, tak prawie natychmiast ponownie się wyprostowały.
Darzył ten dźwięk wyjątkową nienawiścią. Była to mimo wszystko nowość — zmiana, za którą chciał pójść z nadzieją, że cokolwiek mu rozjaśni.
— Zapowiadają się nieproszeni — nieświadomie odparł dość suchym tonem, wcześniej próbując wyłapać z pamięci jej słowa, które zachowały się w niej jak przez mgłę. Chwilę później jednak, jak gdyby nic, wpuścił na twarz uśmiech. — Miewasz sny, Suiren? — zapytał i przybliżył się nieznacznie, jednocześnie ręką wskazując na miejsce, które zajmowała jeszcze chwilę temu. "Usiądź", mruknął i klęknął na jednej nodze tuż przy niej. Wyciągnął w jej stronę rękę, prosząc tym samym, by ułożyła na niej swoją dłoń.
⠀⠀To bez znaczenia! Chciałabym być po prostu miła.
⠀⠀Odliczyła w myślach do trzech i w rezultacie powracającego opanowania ułożyła zaplecione o siebie dłonie u nasady brzucha. Gdy ponownie uniosła spojrzenie, ominęła twarz demona sięgając docelowo ponad jego bark.
⠀⠀— Ryokan został porzucony? — zapytała cicho, przechylając policzek w stronę ramienia.
⠀⠀Droga łącząca główne wejście z ogrodem nie była długa, a zżerające nerwy okazały się prostym przepisem na krótkotrwałą utratę pamięci. Czy zauważyła ślady świadczące o zaniedbaniu? Hatsuyuki zawsze operowała na zasadzie wzajemnego zaufania. Gdy po raz pierwszy przekroczyła jego progi wydawał się nie mniej wyludniony, choć teraz, gdy poświęciła obserwacji nieco więcej czasu, rzeczywiście sprawiał wrażenie podupadłego.
⠀⠀Przesunęła spojrzeniem po sośnicowym podeście, zatrzymała go na moment interpretując scenę ozdobnej ranmy, której delikatne elementy nadgryzione zostały zębem czasu. Shoji w wielu miejscach były wyraźnie przetarte, z łatwością przepuszczając do środka chłodne, schodzące ze wzgórz wokół Nose podmuchy. Ośrodek bez wątpienia miał za sobą lepsze lata, choć stan, w którym znalazł się na ten moment, można było z łatwością odmienić. A ona przecież wiedziała jak to zrobić, zajmowała się inną posiadłością przez...
⠀⠀Odwróciła się w miejscu ze źrenicami rozszerzonymi niepokojem. Jeżeli dotarła do jakichś wniosków, to zatrzymała je dla siebie. Wolała nie narażać się paplaniną na kolejne, bardzo jednoznaczne, nosowe sapnięcie.
⠀⠀— Przepraszam, mówiłeś coś? Chyba się zamyśliłam... — wymamrotała pod nosem, nie mając żadnej pewności, że słowa trafiły do słuchu mężczyzny. Podświadomie podążyła wzrokiem za jego ręką.
⠀⠀Ah. Pewnie powinnam usiąść.
⠀⠀I tak właśnie zrobiła. Podciągnęła łydki pod uda i wygładziła fałdki materiału. Zapomniała, co chwilę wcześniej zaprzątało jej umysł. Cokolwiek to było, odpływanie myślami byłoby w tym momencie brakiem szacunku, na który nie mogła sobie pozwolić. Skupienie przesłoniło pozostałe wykwitające na twarzy emocje.
⠀⠀— Nie — odparła natychmiast na zadane pytanie. Co do tego nie miała żadnych wątpliwości. — Nie sypiam. — Zmrużyła powieki unosząc jednocześnie dłoń, którą bez wahania oddała w chwyt demona. Rozluźniła palce nie wiedząc, czego właściwie powinna się spodziewać. Nie potrafiła jednak zignorować oczywistych kontrastów - wąskich jak witki palców na tle męskiej dłoni. Przyszło jej na myśl, że mógłby połamać jej rękę bez cienia wysiłku. — Czy to... czy jest w tym chociaż odrobina prawdy? — Nie zdołała się powstrzymać i zadała pytanie patrząc w oczy Gozu z cieniem buty we własnych. — A może chodzi tylko o to, żeby głęboko wierzyć i wmawiać sobie, że przed każdym z nas coś jest?
The silence is your answer.
Chciałby mieć pewność co do odpowiedzi. Co więcej, chciałby znać powód, dla którego rodziły się w nim te wątpliwości z nią związane — bo chociaż wciąż pamiętne wydarzenie z Edo nakładało się na pustkę, która zagościła w ryokanie, nie mógł odgórnie założyć, jakoby równało się to ze śmiercią odległego teraz znajomego. Tego mógł się spodziewać, zważywszy, że ostatnie co widział, to jego oddalające się plecy. Tak jednak poczułby się głupcem, gdyby w swojej świadomości bezmyślnie go uśmiercił; nie widział i nie słyszał, tak więc i niczego nie wiedział.
— O ile ten nieszczęsny padalec nie zjawi się ponownie za miesiąc lub dwa, to tak, na to wtenczas się zapowiada — stwierdził, samemu nie pokładając zbyt dużo nadziei na jego powrót. Nie wydawał się kimś, kto kiedykolwiek opuściłby to miejsce, przynajmniej nie z własnej woli.
Nie sypiam.
Usłyszawszy to, nie spuścił z twarzy uśmiechu, a jedynie przechylił głowę lekko, by wbić w nią spojrzenie. Dzwonki powróciły echem gdzieś z tyłu głowy.
— W takim razie zapytam inaczej — odparł, opierając jedną rękę na kolanie. — Miewasz sny na jawie? — dopytał, wraz z tym spuszczając wzrok na dłoń demona. Delikatnie, z przesadną ceremonialnością odwrócił jej wewnętrzną stronę ku swojej, po tym równie łagodnie przejeżdżając po niej opuszkami palców. — Coś, co już znasz lub coś, co tylko powierzchownie wydaje ci się nieznane. Obrazy, które wzbudzają w tobie lęk, gniew lub błogostan. — Czuł się, jakby ciężar jej ręki był znikomy; jakby nie trzymał dłoni, a kwietny płatek, gotowy do tego, by ulotnić się razem z najmniejszym podmuchem.
Trudno było aż uwierzyć, by te były zdolne do jakiejkolwiek krzywdy.
[...] czy jest w tym chociaż odrobina prawdy?
Uniósł głowę i powrócił na nią spojrzeniem. Jego wyraz twarzy był ciągle niezmienny, jakby nie znał innego. Zgiął jej palce powoli i schował dłoń demona we własnych.
— Wszystko zależne jest od tego, w jaki sposób definiujesz coś — stwierdził, po tym milknąc na krótką chwilę. Spojrzał na wyrastający obok nich budynek. — Gdy patrzysz na to miejsce, możesz pomyśleć, że jest już stracone. Zapomniane, bez nikogo, kto przywróciłby mu dawną świetność. W taki sam sposób możesz myśleć także o sobie. — Tutaj spojrzał na nią, choć tym razem jego uśmiech nie był tym wywyższającym się, a miał w sobie coś z niepasującej do niego delikatności. — Jednakże — zaczął, akcentując to jedno słowo — kiedy ja na nie patrzę, widzę historię. Stopnie, które pod naporem ciężaru trzeszczą; przedpokój, w którym pewnego razu niefortunnie zapomniałem o podeście i wywaliłem się na twarz. I co jakiś czas dalej to robię. Bo ciągle o nim zapominam — więc dalej będę się w tym miejscu wywalać, tym jednym gestem nieprzerywając historii ryokanu. — Uwolnił jej dłoń z więzienia swoich własnych i łagodnie ją rozłożył. — Tak samo jest z tobą i tak samo jest ze mną. Dopóki dalej istniejemy, nieważne, w jakim stanie, nasza historia przebiega. Może za tydzień miejsce to znajdzie kogoś, kto na nowo by się nim zaopiekował; może i ty znajdziesz coś, co odmieni cię od środka. Rzecz w tym — przerwał w połowie zdania, by zrobić krótką przerwę. — Że los może wskazać ci różne drogi; może przypisać ci coś, czego nigdy byś się nie spodziewała, ale to od ciebie zależy, czy się tego podejmiesz i otworzysz na nowe. Mogę powiedzieć ci, że twoja chuda, koścista dłoń jest oznaką częstego braku ufności i że momentami postawa taka może być dla ciebie zbawieniem, a innym razem przeszkodą w podjęciu tego, co ostatecznie mogłoby okazać się dla ciebie źródłem satysfakcji. Mogę też powiedzieć, że to, jak gładka w dotyku jest, oznacza poziom twojej wrażliwości, która może być przeciwwagą dla braku ufności. Masz więc predyspozycje do tego, by walczyć ze sobą samą, mimo wewnętrznych rozterek, którymi obdarował cię los — ale od ciebie zależy, czy walki tej się podejmiesz, czy pozwolisz swojej historii płynąć i bezwiednie obijać się o skały, które na nią czekają.
Powoli przejechał palcem po jednej z linii na jej dłoni, znajdującej się wzdłuż jej środka.
— Gdybym miał powiedzieć, z jakiego powodu rodzą się u ciebie wątpliwości na tym podłożu, za przyczynę uznałbym rozterkę między tym, by iść za głosem serca, a tym, by w razie niepowodzenia nie ośmieszyć się przed samą sobą i odebrać sobie coś, co dawało ci swego rodzaju wiarę — po wypowiedzeniu tego podniósł wzrok i przyjrzał się jej zaciemnionej twarzy. Sytuacja taka jak ta, podczas której mógł zająć się tym, co pozostało w nim niezmienne od dnia ponownych narodzin, wprawiała go w spokój ducha, jakiego ostatnio mu brakowało.
⠀⠀Seiyushi również zwróciła na to uwagę. Na wiele tygodni przed dzisiejszą nocą poszukiwała tu zaginionego znajomego. Najwyraźniej bez rezultatu.
⠀⠀Kiwnęła głową zaraz po słowach mężczyzny, dodając przy tym ledwo słyszalne "mhm". Los tajemniczego demona w istocie jej nie obchodził. Czuła za to rosnące zainteresowanie porzuconym ryokanem.
⠀⠀— Pierwszy śnieg... — wyszeptała, tłumacząc sobie na głos charakterystyczną nazwę. — Brzmi aż nazbyt niewinnie. Lecz mogę sobie wyobrazić, jak wiele uroku posiada to miejsce, kiedy pokrywa je świeża warstwa bieli. Teraz jednak przypomina raczej nawiedzoną ruinę — mówiła, kiedy Gozu przekładał bez oporu jej dłoń, jakby już teraz kończyna przestała należeć do niej. — Takie miejsca... mówi się, że bliżej im do świata bogów.
⠀⠀Przechyliła policzek w stronę ramienia, rozkojarzonym wzrok kładąc na wyciągniętej przed sobą dłoni. Obserwowała jak ciężkie palce sunął wzdłuż płytkich linii na jej skórze. Czuła, jak dotyk pozostawia niewidoczne ślady, które mogła jeszcze przez chwilę odtwarzać w swojej głowie.
⠀⠀— Zazwyczaj jest to rzeka. Szeroka, o wysokich brzegach. Korytem płynie ciemnoniebieska woda, spod której nie widać dna. Zawsze wyobrażałam sobie, że jeżeli do niej wpadnę, nie przestanę tonąć — odpowiedziała bez chwili wahania. Jaki sens miałoby teraz stawianie wokół siebie murów? Uniosła wzrok, szukając w spojrzeniu mężczyzny kpiny, a zamiast tego napotkała uśmiech.
⠀⠀Nie ufała temu uśmiechowi. Za bardzo jej się podobał.
⠀⠀I być może właśnie w ten sposób udowodniła prawdziwość słów wypełniających przestrzeń. Obojętność, z którą traktowała swoje życie, była zasłoną dla prawdziwych intencji. Zmrużyła powieki podejrzliwie.
⠀⠀— A ty, Gozu? Wiesz w jakim kierunku zmierzasz? — odparła, nadal analizując to, co właśnie usłyszała.
⠀⠀Jak bardzo mogła ufać tym słowom? Jak bardzo chciała im zaufać?
⠀⠀W odróżnieniu od mężczyzny, którego sytuacja zdawała się może nie tyle bawić, co zadowalać, jej twarz wyrażała śmiertelną wręcz powagę. Wolną dłoń przytknęła do podbródka, zacisnęła wargi w kształt pobielałej linii. Zawiodła się, bo spodziewała się rozwiązań, a nie kolejnych zagadek. Teraz wnętrze jej głowy wydawało się jeszcze bardziej zagmatwane. Jakby na upartej, zaplątanej szpuli pojawiło się kilka dodatkowych zakończeń. Za którą z nich powinna chwycić, aby sięgnąć początku tej historii?
⠀⠀Zawsze kiedy rozważała swoją przyszłość, zastanawiała się, co będzie jeżeli skoczy w tą nieodkrytą, zagadkową toń... i wcale nie pójdzie na dno? Co jeżeli nurt porwie ją w dal albo poniesie łagodnie na swoim grzbiecie?
⠀⠀Ale co jeśli...
⠀⠀Przygarbiła się ledwo zauważalnie.
⠀⠀— Wiarę? — zaśmiała się krótko. — W co może wierzyć w demon, jeżeli nie w samego siebie? Nawet jeżeli postępuje błędnie, nawet jeżeli nie ma racji... musi wbrew wszystkiemu w siebie wierzyć, bo nikt inny tego nie zrobi.
⠀⠀Dłoń, rozłożona luźno wierzchem ku niebu, wyglądała jak w oczekiwaniu na śnieg sypiący ku niej się z nieba. Prawie mogła sobie wyobrazić, jak samotny płatek opada na nią i topi się natychmiastowo pod wpływem temperatury.
⠀⠀— Czasami patrzę w niebo i wyobrażam sobie linie, które je przecinają. Pojawiają się z nicości i znikają w nią znienacka. Chcę ufać, że nasze życie jest trwalsze niż one, że pewnego dnia nie zaczniemy po prostu spadać w niekończącą się ciemność - coś znacznie większego, niż każde z nas. W przestrzeń, w której nie ma bogów, bo chciałabym chociaż raz w swoim życiu spotkać boga i zapytać go, jak to jest nim być? — Spojrzała ku górze, na jednolitą powierzchnię nieba. — Istnienie w tej formie przypomina krzyczenie w przestrzeń, byle tylko zapełnić pustkę odgłosem echa.
The silence is your answer.
Na te słowa przyjrzał się jej ciekawie, jakby tymi wzbudziła w nim większe zainteresowanie.
— Trudno mówić tu o niewinności, kiedy wiesz, komu i do czego służyło to miejsce. Bogowie jednak lubią być kapryśni, więc być może coś w tym jest — odparł z lekkim uśmiechem, same zdania wypowiadając ze swego rodzaju nostalgią, może nieznacznym rozmarzeniem; nie pamiętał, kiedy ostatnio miał sposobność do rozmowy takiego pokroju.
Gdy ta odnosiła się do snów na jawie, słuchał jej uważnie, by na koniec zapytać:
— A czy teraz czujesz, żebyś tonęła?
A ty, Gozu? Wiesz w jakim kierunku zmierzasz?
Oblizał dolną wargę, by na koniec ją przygryźć, jakby w formie zastanowienia. Nie spodziewał się pytania skierowanego bezpośrednio w niego.
Utrzymując wargę przygryzioną, uniósł kąciki ust i zaśmiał się cicho, nosowo.
— Nie narzekam na brak celu — odparł, nie spuszczając z niej wzroku; lekko przechylił głowę. — Pozwolę sobie wręcz na stwierdzenie, że… — zatrzymał się na krótko, usta pozostawiając delikatnie rozwarte. Znany mu już dźwięk rozbrzmiał w głowie ponownie, tym razem jednak nie powodując w nim mimowolnych odruchów. — …Że z dnia na dzień mam ich coraz więcej — dokończył, przechylając głowę w drugą stronę.
W co może wierzyć w demon, jeżeli nie w samego siebie? [...]
— A jest tak? Wierzysz w siebie, Suiren? — zapytał, oddając jej dłoń. — Z jakiegoś powodu tutaj przyszłaś, mam rację? — W jego głosie nie było cwaniackiej nuty, nie zamierzał jej tym pytaniem próbować pokazać, jakoby potencjalnie okłamywała samą siebie; tonowi temu bliżej było do zachęty, by kierujące nią pobudki zostały powiedziane na głos — bo to, co uwięzione jedynie w granicach myśli, czasem pozostawało niezrozumiałe. Oparł łokcie o kolana. — Nie żebym cokolwiek zakładał — krótko pomachał dłonią w powietrzu — ale intuicja i doświadczenie mówią mi, że ci, którzy wierzą w siebie i swoje racje, nie potrzebują podpowiedzi w postaci wróżb. Sięgają po nie raczej ci niezdecydowani, zagubieni… lub ci, którzy chcą być przygotowani. — Podparł policzek o złożoną dłoń, przyglądając się jej z dołu. — Twoje pytanie jednak, czy cokolwiek nas czeka, podpowiada mi, że nie chodzi ci o to ostatnie. — “Wyprowadź mnie z błędu, jeśli jest inaczej” dodał ciszej zaraz po tym.
Z równym zainteresowaniem co wcześniej, słuchał jej kolejnych słów. Gdy ta spojrzała w górę, powędrował za wzrokiem demona. Swoim własnym wrócił na nią jednak przed tym, nim skończyła mówić. Ponownie przygryzł wargę.
Już jednego spotkałaś, chciał powiedzieć.
Każdy z nich, demonów, natknął się na boga. Namacalnego, w przeciwieństwie do pozostałych, zwykłych obłudników, którzy przez całe życie go…
Wraz z tą myślą nie dzwonki, a dzwony zaczęły obijać się o ściany jego umysłu tak, jakby ich intencją było zburzenie ich, wydostanie się na zewnątrz; czuł, jak dźwięk ten świdrował mu myśli, każdą z osobna.
Opuścił głowę, twarzą z dala od jakiegokolwiek spojrzenia. Rozszerzył oczy, a jedną z dłoni zacisnął w pięść, pazurami przebijając skórę. Oddech zatrzymał się w płucach, w tej chwili niezdolny do wydostania się z nich. Tylko własną siłą woli powstrzymywał się, by nie zacząć uderzać głową w ziemię, raz za razem.
Bezlitosny dźwięk trwał jednak niespełna pół minuty, by zaraz po nim nastąpiła w umyśle całkowita cisza.
Rozluźnił dłoń i z cichym, ledwo słyszalnym westchnieniem podniósł głowę. Początkowo na twarzy można było zauważyć zmęczenie, które momentalnie, ale jakby niechętnie, zmieniło się w domyślny już u niego uśmiech.
Już spotkałaś… urwał, przypominając sobie ostatnią myśl.
— Obiło mi się kiedyś o uszy, że miejscom takim bliżej do świata bogów — odparł w związku z pragnieniem demonicy, jednocześnie odwołując się do jej wcześniejszych słów. Rozejrzał się krótko, po tym podnosząc się na proste nogi. Wyciągnął w jej stronę dłoń, by i tej pomóc wstać. — Pokażę ci coś, jeśli pozwolisz.
⠀⠀Wiedziała przecież. Historie, których częścią nie była.
⠀⠀Wierzysz w siebie, Suiren?
⠀⠀Spojrzała na niego czujnie spod czarnej fali rzęs.
⠀⠀— A więc wróżby nie mogą mi niczego wskazać? Odpowiedzi, rozwiązań, kierunku... — Cofnęła dłoń, nie kryjąc zawodu. Ułożyła ją na udzie wnętrzem do góry, przyglądając się ze szczerym zaciekawieniem liniom, które wtajemniczonym miały ofiarować ukrytą przed innymi wiedzę. Pod bladą warstwą skóry widziała drobne żyłki, ścięgna drżały jak struny shamisenu gdy poruszała palcami na przemian. Miała przed sobą wyłącznie kawałek ciała. — Wierzę, oczywiście. Jestem całością, jedyną pewną rzeczą. Wszystko inne jednakże... — zawahała się, spoglądając na Gozu wymownie, jakby samym spojrzeniem mogła mu opisać swoje wątpliwości. Zwinęła drobną dłoń w ciasną pięść. — Skąd mam wiedzieć, że wszystko inne jest prawdziwe? — Wypuściła powietrze w szybkim westchnieniu i zaczęła mówić szybciej, nerwowo. — Zakładam, że bogowie istnieją. To znaczy... w końcu to stwórcy, bez nich nie byłoby nawet tych wątpliwości. I... ah.
⠀⠀Ugryzła się w język, zanim kolejna lawina słów przetoczyła się przez krtań. Nie przyszła tutaj mówić i powinna raczej słuchać tego, co ma do powiedzenia Gozu. W końcu to jego oskarżała po cichu o igranie z bogami.
⠀⠀Spojrzała na kolana, gdzie dłonie mimowolnie miętosiły skrawek materiału. Zachowywała się nie lepiej od wstydliwego dziecka, czym wyraźnie udowadniała, jak wiele wątpliwości wchodziło w skład jej egzystencji. W chwilach takich jak ta proporcje zmieniały się diametralnie, a strach podpowiadał, że być może nawet ona jest wyłącznie wytworem czyjejś ulotnej myśli.
⠀⠀Delikatna jak szyfon, chybka niczym listek tańczący na wodzie. Zbyt lekka, aby dać się pochłonąć głębi.
⠀⠀— Szukam czegoś — podjęła po chwili. — Pewnego dnia wskoczę do wody, ale zanim to zrobię, muszę odnaleźć coś, co zostanie moją kotwicą. Potrzebuję liny, po której mój umysł będzie mógł powrócić do ciała, kiedy odpłynie za daleko. Zanim na dobre porwie go prąd.
⠀⠀Zamilkła. Opuściła wzrok, który w czasie gdy zabierała głos, mimowolnie uniosła. Materiał na udach był tak wyraźnie pognieciony, że na pewno pozostaną na nim nieładne zagięcia.
⠀⠀— Przepraszam. Bardzo dużo tych metafor związanych z wodą. Rzeka to jedna z niewielu rzeczy, które pamiętam — przyznała w ramach usprawiedliwienia. Odniosła jednak wrażenie, że uciekający wzrokiem Gozu nie zareagował tak w odpowiedzi na jej słowa. Nie potrafiła przypisać jego zachowania do czegokolwiek, co znała, więc zrobiła to, co zwykle w takiej sytuacji - odwróciła wzrok, mimowolnie uciekając od problemu. Mimo to w głowie huczała jej wyraźna, niezagłuszona niczym myśl: Niektórzy już teraz toną.
⠀⠀Ale... nie miało to dla niej znaczenia. Nie znalazła się tutaj, aby pomagać innym. Nawet jeżeli zajdzie potrzeba, aby odbijając się na powierzchnię pchnąć ich na dno - zrobi to.
⠀⠀— Wydajesz się miłym człow-... miłą osobą, Gozu. Nie miałabym nic przeciwko, gdybyś zechciał mi powiedzieć znacznie więcej, niż to, co tyczy się wróżb — mówiła, patrząc na wyciągniętą w jej kierunku dłoń. Chwyciła ją bez większej zwłoki, ciesząc się, że może rozprostować nogi. Nie zamierzała jednak rozwijać swoich słów, których interpretację pozostawiła mężczyźnie. — Prowadź więc. Jestem ciekawa, czym twoim zdaniem są rzeczy warte pokazywania innym. — Uśmiechnęła się, co było dla jej twarzy odmianą równie miłą, co dla sylwetki możliwość wyciągnięcia obolałych kończyn. — Może kiedyś pokażesz mi prawdziwych bogów? — zaśmiała się krótko, patrząc w jego kierunku nieodgadnionym wzrokiem.
Wątek zakończony ;_;
z/t
The silence is your answer.
⠀⠀⠀⠀Ogrody wewnętrzne ryokanu. Otoczone wysokim, drewnianym płotem i gęsto zagospodarowane bujna roślinnością, kamiennymi lampionami, wijącymi się jak węże ścieżkami, które prowadzą obok ozdobnych stawów pełnych rybek koi. Na wiosnę kwitnie tu wiele drzew wiśni, które nadają uroku miejscu nawet o późnej porze. Łagodne, złote światła wyznaczają miejsca na odpoczynek.
⠀⠀⠀⠀Na czas Uczty Demonów przygotowano tutaj kilka siedzisk wyłożonych zwierzęcymi skórami, a wokół ogrodów, po drewnianym podejście wewnątrz przybytku wędrują ludzcy pracownicy, którzy donoszą przekąski z ludzkiego mięsa.
Ostatnie dni, czy raczej noce, były ciągiem niefortunnych zdarzeń, a wszystko zaczęło się od tej cholernej kartki, która trafiła w ręce Rintarou niespełna parę dób temu.
Czy mogło być gorzej? Oczywiście. Znalazła się w samym centrum demonicznego zbiorowiska. Sama, nie licząc dziecka, którego jakby nie było też wcale nie znała. O co w tym wszystkim chodziło? Po co przyszli? Co robili tutaj ludzie? CZY CHODZIŁO O JAKIEŚ MROCZNE OBRZĘDY I INNE NIEGODZIWOŚCI? Czy oto nadeszła noc, podczas której dokona żywota? Czy zauważą, że wcale do nich nie pasuje? Miała wrażenie, że jeszcze chwila i z całej tej bezsilności po prostu się rozpłacze. Przycupnęła na jednej z ławeczek i schowała twarz w dłoniach, cierpiąc w milczeniu.
Miło, że chociaż miejsce wyglądało na całkiem przyjemne by umrzeć. Mały, wewnętrzny wojownik podpowiedział, że nie powinna się poddawać - zawsze mogła owinąć się w skóry, schować w zaroślach i przeczekać całe wydarzenie.
#9b5e64
Nie był nawet do końca świadomy, że rzeczywiście się zgubił - szedł grzecznie pomiędzy drzewami i krzewami, wędrując i nie martwiąc się w pełni kierunkiem, kiedy jego oczom ukazał się tak puchaty ogon. Intuicyjnie za niego złapał, tuląc się i nie chcąc odpuścić. Był tak milusi, nie chciał go teraz zostawiać...
A że znalazł demona, już wcale nie martwił się tym czy trafi do miejsca, do którego posiadał zaproszenie. Jeśli spotkał tutaj innego demona, był niemalże pewny, że idą w tym samym kierunku - może dlatego bardziej skupił się na dźwięku dzwonków przyczepionych do jego związanych w dwa luźne i niskie kuce włosów.
Nie miał nawet świadomości, że jego nowa towarzyszka nie do końca była pewna czym dokładnie był - nawet jeśli dla niego było oczywistym, że był Sho. Sho, który uwielbia kolory, a i dzisiaj był ubrany w warstwy materiałów barwnych i bogatych w piękne, kwieciste wzory. Nie pamiętał, kiedy wyniósł to ubranie - nie wiedział nawet, że było dziewczęce. Spodobało mu się, czerwienie połączone z błękitami, i z żółciami. Wszystko wydawało się być tak jaskrawe, tak inne.
Rozglądał się zafascynowany wszystkim, co tylko napotkali w samych ogrodach. Uśmiechał się szeroko, nie wiedząc do końca na czym powinien zatrzymać spojrzenie...
- Patrz jak tutaj ładnie! Czemu nie chcesz patrzeć? - zapytał zaskoczony, kiedy jego towarzyszka usiadła na ławce, wyraźnie nie chcąc cieszyć się tutejszym widokiem. - I tutaj tak ładnie... Myślisz, że dalej w środku też jest tak ładnie?? - zapytał, przechylając delikatnie głowę w tył, aby przyjrzeć się demonicy.
Zmarszczył brwi, nie rozumiejąc do końca jej zachowania... Coś ją martwiło? Była smutna?
Wyciągnął w jej kierunku szmacianą lalkę, pięknie wykonaną i zdobioną.
- Możesz dostać na chwilę... Ale tylko na chwilę! Bo to dla kogoś innego - oznajmił, choć nie będzie w pełni przekonany do własnej decyzji na ten temat.
Oczywiście nie mogła opuścić takiego spotkania. Dostała zaproszenie, więc od razu rozpoczęła przygotowania. Kupiła najnowsze lilowe olejki do kąpieli, wyjątkowe słodkie, ale orzeźwiające perfumy i przede wszystkim nowe, obrzydliwie drogie ciuszki. Przybyła na demoniczną imprezkę o czasie. Miała zamiar modnie się spóźnić, ale zwyczajnie nie mogła się już doczekać. Chciała się pokazać. Udowodnić, że wciąż była tą Kitsune. Kitsune z ostrzem Nichirin przypiętym do pasa. Związała długie lilowe włosy w luźnego koka, z którego niesforne kosmki wypadały na zewnątrz. Lisie uszy puchate i nastroszone ciekawe świata. Piękna, zwiewna śnieżnobiała sukienka odkrywająca ramiona, jak gdyby Lisica była najbardziej niewinnym stworzeniem na świecie. Jak by to sam Rash nazwał, demony były złudne. Nie pomylił się.
Jej kroki były powolne i chce. Bose stopy przyjemnie ocierały się o miękką trawę. Zatrzymała się kawałek dalej przyglądając się scence w ogrodzie. Na ławce siedziały dwa demony. Takie śliczne.
- Dzieci - przywitała się z nimi przekrzywiając lekko głowę na bok, jak gdyby się nad czymś zastanawiała. Specjalnie zwróciła na siebie ich uwagę. Krwistoczerwone tęczówki wpatrywały się w Sho i Inu z nieodgadnionym wyrazem. Delikatny uśmiech złagodził rysy jej pięknej twarzy, kiedy zaczęła iść w ich stronę, nieubłaganie zmniejszając dzielący ich dystans. Jeśli nie zaczęli uciekać, stanęła przed ławką, na której siedzieli. Powolnym ruchem uniosła bladą, smukłą dłoń kładąc ją na włosach Sho. Mógł się odsunąć, chyba, a może jednak nie? Zmierzwiła ja delikatnie, jak gdyby był wykonany z najkruchszego rodzaju porcelany. Cofnęła dłoń przenosząc przenikliwe spojrzenie na Inu. Stała tak chwilę w bezruchu przyglądając jej się spod długich rzęs. Aura demonicy była inna. Wyjątkowa i mocna. Jej uwadze nie uszedł także niesforny, trochę poszarpany ogon.
- Oh - wymsknęło jej się na jego widok. Zaraz potem nachyliła się nad Inu i szybkim ruchem oplotła jej ramiona swoimi. Wykorzystując element zaskoczenia przyciągnęła ją do siebie tuląc lekko. Dając jej złudną swobodę. Namiastkę wyboru, gdyby chciała się odsunąć. Jak gdyby wybór naprawdę w tym momencie należał do Inu. Wzięła wdech zapełniając płuca jej zapachem. - Nie boj się - wyszeptała gładząc uspokajającym ruchem jej długie włosy.
Tylko po to, żeby nagle się odsunąć. Wykonać dwa zwinne kroki w tył i ponownie przyjrzeć się zagubionej dwójce, która chyba trafiła w niewłaściwe miejsce o niewłaściwej porze.
- Na nas pora. Za chwilę się zacznie - dodała wciągając dłoń w stronę Sho i drugą w stronę Inu. Czekała. W końcu uczta miała się wkrótce rozpocząć. Nie mogli przegapić otwarcia.
Rozsunęła przyklejone do bladych policzków długie, smukłe palce, pozwalając by jedno ze złotych ślepi wyłoniło się spomiędzy nich i zawisło na sylwetce dziecka. Po raz kolejny bardzo, ale to bardzo ciężko westchnęła. Za jakie grzechy? Przecież była dobrym demonem, czemu musiała tak cierpieć za życia? Odkleiła dłonie, pozwalając im swobodnie spocząć na kolanach i powiodła wzrokiem po urokliwie przystrojonych ogrodach. Organizator włożył wiele wysiłku w to, by te mroczne, krwawe obrzędy odbyły się w niezwykle miłych okolicznościach.
- Masz rację, łaa-... - Nie skończyła, bursztynowe ogniki odnalazły zbliżającą się sylwetkę nieznajomej. - Och, ojej. - Wyrwało jej się z wrażenia. Jaka śliczna, mówiły szeroko rozwarte, roziskrzone ślepia. Nie mogła oderwać od niej wzroku, nie mogła nawet drgnąć, gdy ta niespodziewanie ją objęła. Nie odzwajemniła gestu, ale również nie spróbowała się odsunąć, najwyraźniej zbyt przejęta by jakkolwiek zareagować. Tylko zmrużyła oczy, czując przyjemny dotyk, głaskanie kojarzące się z tą jedną jedyną osobą, której tak zawzięcie szukała w ostatnich dniach. Nie była nim, ale Inu odnalazła w jej ramionach niezrozumiałą, być może złudną namiastkę bezpieczeństwa. Gdyby to była pułapka, wpadłaby w nią bez chwili zawahania, wciągając za sobą Sho. Cóż, nigdy nie była wybitnie podejrzliwa, toteż postanowiła zaufać nieznajomej. Wyrwało jej się cichutkie, błogie westchnienie, jeszcze nim ta się cofnęła.
- O-okej. P-prowadź. - Nic dziwnego, że tak chętnie podała lisicy rękę i gotowa była ruszyć za nią wszędzie, choćby ta planowała zaprowadzić ją w ciemny zaułek i pożreć żywcem. Biały, obecnie nieco licho prezentujący się ogon rozkołysał się nieśmiało.
#9b5e64
Może była to jego wrodzona dziecięca ciekawość, a może demonia natura wychodziła na wierzch w zapewnieniu, że przecież nic mu nie groziło, bo był jednym z tych, którzy znajdywali się na szczycie łańcucha pokarmowego. A może była to też kwestia, że nie spodziewał się w tej chwili zagrożenia - nie w miejscu, do którego był zaproszony przez innego demona, ani nie w miejscu, w którym nie było złych panów z mieczami. Nie bał się, kiedy dostrzegł kogoś, kogo prędko zidentyfikował jako kolejnego demona - wręcz przeciwnie, spojrzał z zachwytem na panią, która się do nich zbliżyła. Uśmiechnął się jeszcze szerzej, kiedy tak go pogłaskała - ale jego złote oczy zabłysły, kiedy dostrzegł, że ta posiadała parę puchatych uszu. Wpatrywał się w nie niczym zaczarowany, prędko zabierając od swojej dotychczasowej towarzyszki lalkę, która miała mieć dzisiaj zupełnie inne przeznaczenie.
Bez zawahania złapał za dłoń panią, która się nie przedstawiła - nawet nie dostrzegł u jej boku miecza. Nie zwracał uwagi na nic poza jej parą puchatych uszu, które były tak piękne! Chciał je dotknąć, choć nawet nie wyciągał do nich dłoni, jedynie się wpatrując w to, co było tymczasowo poza zasięgiem. W końcu nie pozwoli, żeby ta kwestia taka pozostała...
- Lubisz kurczaczki? Widziałem jak lisy wkradają się do nich i kradną kurczaczki! Ale twoje uszy są bardziej puchate niż lisów... - mówił, wpatrując się z zafascynowaniem w wyższą i od niego, i od jego dotychczasowej towarzyszki. - Jej ogon też był taki puchaty! I jest bardzo miły! Dotykałaś go? Powinnaś! Jest bardzo miły do trzymania... O tak się przytulić też można i jest wtedy najmilszy! - znów kontynuował z zachwytem. - Kurczaczki też są takie mięciutkie! Ale nie są dobre... te małe, te takie żółte... Bo jak chodzą i jak weźmiesz je na ręce to wyglądają jakby były przekąską, ale są niedobre! Same pióra, a piór nie da się połknąć. Wszystko drapie i dusi, i to nie jest przyjemne... A ty jesz kurczaczki? Ja tylko raz, bo są niedobre... Spróbowałem, ale nie były... nie wiem jak lisy je jedzą. Ale chyba lisy jedzą te duże, a nie te małe... I one są większe, ale mają jeszcze dużo więcej piór też! - zaraz kontynuował swój wywód, dalej wpatrując się w piękną panią z jeszcze piękniejszymi uszami, które był pewny, że były miększe od chmurek, nawet jeśli nigdy nie udało mu się dotknąć chmurek. Chociaż był pewny, że były miękkie, bo tak wyglądały! Bardziej puchato od małych kurczaków, więc jak mogłoby być inaczej?
Dwójka niewinnych, milusich demonów. Tak ich widziała, chociaż demony nigdy nie były niewinne. Podeszła bez zawahania. Jak gdyby ta interakcja w ogrodzie była czymś absolutnie normalnym i przewidywalnym. Była pewna każdego swojego ruchu. Nie było w nim ani krztyny strachu czy obawy. Nic dziwnego, działała instynktownie. Jak zawsze zresztą.
Odsunęła się od ślicznej demonicy niechętnie. Ociągała się i nie dało się tego nawet ukryć, że najchętniej pozostawiłaby jej drobne ciało w swoich ramionach. Otworzyła pełne, idealni pomalowane na malinowo usta, jak gdyby chciała coś powiedzieć, ale nie zdążyła. Mały demon chwycił jej wyciągniętą dłoń. On także był pewny. Pewny i odważny. A może dwójka nieznajomych była zwyczajnie tak głupia, żeby ufać nieznajomej? Kitsune zamrugała kilka razy wlepiając karmazynowe ślepia w demona i nie kryjąc przy tym zdumienia. W końcu nigdy nie potrafiła ukryć swoich emocji i uczuć. Była niczym otwarta księga, z której każdy mógł coś wyczytać.
- Nie lubię kurczaków, jem tylko ludzi. Są bardzo smaczni! A ty? - Zagadnęła go specjalnie dając mu powód do kontynuowania słodkiego monologu. W tym samym momencie jej druga smukła dłoń zacisnęła się pewniej na miękkiej skórze Inu.
Kiedy już byli gotowi do drogi poprowadziła ich powolnym krokiem w stronę ścieżki prowadzącej do posiadłości. W końcu niebawem miało się wszystko zacząć. A oni nie mieli czasu do stracenia.
- Nazywam się Kitsune a wy? - Przedstawiła się kontynuując rozmowę. Miała wrażenie, że jeśli nie zapyta to nikt jej nie odpowie. Dziewczyna wyglądała na przerażoną, a chłopczyk na podekscytowanego. Ciekawa mieszanka.- Zgubiliście się czy na kogoś czekacie? - Zapytała małego, ale jej spojrzenie przerzuciło się już po chwili także na Inu. Rzadkością było, żeby demony podróżowały w grupach. A te jednak widocznie trzymały się razem. Jeśli byli słabi dzięki temu zdecydowanie wzrosły ich możliwości przetrwania. Istniała także możliwość, że do kogoś należeli. Specjalnie wzięła głębszy oddech. Wyostrzony węch wyłapał znajomy zapach. Rintarou.
Kiedy już zbliżali się do pięknego budynku nachyliła się lekko w stronę Inu.
- Jak już Cię nakarmimy na pewno stanie się bardziej puchaty - obiecała uśmiechając się ślicznie i wybuchając lekkim niczym wiosenny wiatr, dziewczęcym śmiechem. Bawiła się doskonale.
zt x3
Z/T
Ona… Ona naprawdę była niewinna i tak bardzo się bała, że ktoś prędzej czy później to zauważy. Nie potrafiła tego ukryć, nie umiała udawać, przywdziać maski obojętności i niewzruszenie zajadać się młodym, ludzkim mięsem. Nie pasowała tu, była wyrzutkiem, odmieńcem, który tylko przez przypadek umykał uwadze innych demonów przez tyle miesięcy. Jeżeli nie orbitowała wokół Rintarou, przemieszczała się w pojedynkę, kręcąc wśród ludzkich siedzib, daleko od większych miast. Wykorzystywała czas wolny, którego miała wszakże pod dostatkiem, by zgłębiać tajniki zielarstwa i podstawy medycyny, a wiedzę tę wykorzystywała, by pomagać śmiertelnikom. Miała nadzieję, że w ten sposób w jakiś sposób odpokutuje za tych, którym nie była w stanie pomóc, a których zabijała - choć tylko na ich wyraźną prośbę, gdy nie mogli już zdzierżyć cierpienia. To były jedyne ofiary, na jakich się pożywiała. Jednostki słabe i chorowite. Ale czy nie tak powinny działać drapieżniki, eliminując te najsłabsze ogniwa? Przynajmniej z założenia tak właśnie powinno to wyglądać. Tak wyglądało w jej głowie.
Poszła za Kitsune prosto do głównej sali pawilonu Omikane, gdzieś po drodze zdradzając jej swoje imię. Trzymała się blisko, a po zobaczeniu krótkiego, krwawego pokazu - jeszcze bliżej, ściśle przylegając do zaoferowanej wcześniej ręki, jakby próbowała schować się za lisicą przed całym złem tego świata -
Prowadzona znajomymi, urokliwymi ścieżkami do znanych już sobie ogrodów, mimochodem rozglądała się, jakby szukając najlepszej drogi ucieczki. Chwilowo zdawała się nawet zapomnieć o tym małym nałogowym wyrywaczu futerka, który najwyraźniej upatrzył sobie nowy cel w postaci pięknych, puszystych uszu sterczących wysoko poza jego zasięgiem. Psia kita zdawała się bezpieczna, zresztą niewiele już na niej pozostało sierści do wytarmoszenia.
#9b5e64
- Też jem głównie ludzi! Kiedyś kurczaczka, ale był niedobry... Ale ludzie chyba lubią trzymać jedzenie na podwórku. Widziałem często jak zabijali kurczaki, nie te małe, ale te duże i później je jedli! Może te większe inaczej smakują? A może oni je hodują i trzymają, żeby łatwiej było jeść? Chociaż ja lubię polować... nie rozumiem... - stwierdził, wyraźnie chętny do opowiadania i rozmowy, choć wyraźnie świat widział w nieco inny sposób niż on rzeczywiście funkcjonował.
- Sho! Szedłem za ogonem... - wyjaśnił ze swojej perspektywy, nie pamiętając nawet czy Inu mu się wcześniej przedstawiała, czy jednak nie.
Na samej sali, Sho trzymał się grzecznie ręki Kitsune - jakby był przyzwyczajony do tego, że inni go pilnują lub zabraniają czegoś, podświadomie był posłuszny, choć może była to tylko kwestia zachowania do innych demonów? Bo jego oczy biegały zachwycone po wszystkim, co tylko napotkał. Gdyby głowa mogła odlecieć mu z szyi, z pewnością by to zrobiła. Reakcje zmieniły się, kiedy dostrzegł pierwszą ofiarę tego wieczoru. Nie był przerażony, a jednak dostrzegając miecz u boku mężczyzny, zaraz zasyczał złowrogo niczym zdenerwowany kociak z pewnego rodzaju zadrą, a jego oczy zabłyszczały na złoto. Nie rzucił się, nie wysunął i prędko wrócił do swojej zaciekawionej sytuacją osoby. Choć wzrok wracał do miecza, wciąż nie dostrzegając ostrza u boku Kitsune. A może nawet nie łącząc, jakiego rodzaju mogła być to broń? W końcu była demonem, nie musiał się jej obawiać - nie w taki sposób, w jaki obawiał się złych panów z mieczami.
Szedł żwawiej już w samym ogrodzie na powrót, rozglądając się na boki, jakby szukając rzeczy, która mogłaby go na nowo zainteresować - przez którą by znów spróbował uciec... gdzieś. Choć czy mógł uciec, jeśli nikt go nie pilnował w rzeczywistości? A on nie miał żadnych niecnych zamiarów, poza zbadaniem nowego miejsca, bo w końcu nigdy wcześniej w samym Hatsuyuki się nie zjawił.
- Kitsune! A ty najbardziej co lubisz jeść? Jakich ludzi? - wyrwał w końcu, bo już zdążył zauważyć, że większość demonów polowała na dorosłych - a może dorosłych było łatwiej złapać, bo wychodzili po nocy? Chociaż dzieci też wychodziły... dzieci były ciekawskie, tak jak on! Dzieci się tak nie bały, chciały z nim rozmawiać, a dorośli często zaczynali uciekać sami z siebie... - Takich dorosłych? Tak jak tam został podany? Ja nie lubię tych z mieczami... są źli. I śmierdzą. I niemili są bardzo... - stwierdził, marszcząc nos na samo wspomnienie o nich.
Mogła wydawać się przez chwilę nieobecna. Zamyślona. Skupiona na przeszłości, która dawno temu odeszła. Zwróciła się w końcu do Inu lustrujac ją dokładniej czerwonymi tęczówkami, jak gdyby chciała wszystkiego się o niej dowiedzieć jednym spojrzeniem.
- Pachniesz Rintarou - stwierdziła lekko, jak gdyby rozmawiały o ślicznym gwieździstym niebie i bezchmurnej pogodzie. - To Twój właściciel czy kochanek? A może jedno i drugie? - Zapytała z niewinnym uśmiechem błąkającym się na ustach. Była zbyt ciekawska, żeby sobie odpuścić. Zwyczajnie nie mogła się powstrzymać. Wnioskowała, że to na niego czekali. Bo na kogo innego? Wyglądali na zagubionych, a ona akurat ich odnalazła. Jakie s z c z ę ś c i e.
Przywołana przez Sho poświęciła mu całą swoją uwagę. Stanęła w pół kroku i ukucnęła zniżając się na poziom małego demona. Puściła ich dłonie i przydługim szponem odgarnęła niesforny kosmyk włosów z jego czoła.
- Pięknych - odparła szczerze gładząc delikatnie jego policzek. - Młodych, pięknych i zdrowych, ale nie pogardzę jedzeniem. To właśnie umiejętność jedzenia wszystkich pomaga w szybkim rozwoju - dodała wstając i przechadzając się dalej utartą już ścieżką. Rozejrzała się dokładniej, bo miała dziwne wrażenie, że ktoś wspomniał o Sunie.
Aż się wzdrygnęła, słysząc rozmowę o preferencjach pokarmowych. Z całej siły próbowała udawać, że wcale jej tutaj nie ma, wzrokiem wciąż błądząc po okolicy, poszukując najlepszej drogi ucieczki. Może towarzysze zajęliby się sobą i nawet nie zwrócili uwagi na to jak się oddala? Po cóż im tutaj była, ona, niszczycielka dobrej demoniej zabawy? Już miała podjąć próbę nawiania, gdy z ust Kitsune padło znajome imię. To wystarczyło, by naprędce sklecony plan prysł jak mydlana bańka.
- C-co? - Niemal się potknęła, kiedy tylko zrozumiała sens pytania. Zdumienie odebrało jej możliwość poruszania, stała więc tylko, wlepiając w lisicę szeroko rozwarte, złociste ślepia. - Właściciel? K-kochanek?! - Blade dotychczas policzki spąsowiały; wytarmoszony przez Sho ogon rozkołysał się na boki w tylko sobie znanej intencji, trochę jak u psa, który usłyszał imię swojego właściciela i nie potrafił pohamować entuzjazmu. - Ja n-nie… My nie. Nie wiem? T-to skomplikowane. Chyba. - Trudno było wytłumaczyć coś, na co nawet ona nie znała jednoznacznej odpowiedzi. Dawno już przestała się zastanawiać nad tym, co między nimi było - sama obecność Rintarou zdawała się jej wystarczać. A jednak to niewinne pytanie trąciło jakąś głęboko skrywaną część, która chciała znacznie więcej niż zaledwie ochłapy, minimum na które przystawała. Tylko dlaczego na samą myśl czuła takie olbrzymie speszenie?
- To skomplikowane. - Powtórzyła, chowając w dłoniach twarz, która zdążyła już przybrać ładny, różowy odcień. Jeżeli myślała, że nie może być gorzej to bardzo, ale to bardzo się pomyliła. Nie tylko była w samym centrum zbiorowiska istot, do których nijak nie pasowała, ale właśnie prowadziła najbardziej żenującą rozmowę roku. Brakowało tylko, żeby Sho zaczął dopytywać kim jest kochanek. Ot, taka wisienka na torcie. Teraz już nie tylko chciała uciec. Pragnęła zapaść się pod ziemię i zostać tam na zawsze.
#9b5e64
- Nigdy nie gardzę jedzeniem! - powiedział dumny z siebie, jakby to zasługiwało na pochwałę. Nawet uśmiechnął się szeroko. Ruszył zaraz za Kitsune, kiedy ta tylko postanowiła postawić kolejne kroki na ścieżce. - Kochanek? - zapytał, widząc że ich towarzyszka jest wyraźnie popsuta - zaczynała mieć problemy z mówieniem, wyraźnie się jąkała. Zaczynała chować buzię - czego również nie rozumiał, a jego wzrok padł na niej, przyglądając się intensywnie temu zachowaniu. Studiował ją, chcąc zrozumieć - bo naprawdę chciał wiedzieć! Czy to słowo było złe? Znaczyło coś, czego nie rozumiał? Ale jeśli wybór był między kochankiem, a właścicielem... musiały znaczyć coś bardzo podobnego. A może coś kompletnie przeciwnego? Choć gdyby nie były do siebie podobne, na pewno nie byłoby to wszystko określonym jako skomplikowane! Bo byłoby to bardzo proste...
- Oh, wiem! Tak jak dzieci mają kurczaczki. Widziałem to! W wioskach ludzie trzymają zwierzątka. Mają i kury, i kozy. I świnie niektórzy też mają! I koty biegają... i dorośli mają dzieci. Moi rodzice też mieli mnie... - powiedział, nieco ciszej jakby jego ekscytacja na moment opadała, zaraz po tym przesuwając wzrok znów na Kitsune. W jego oczach była tą, która znała odpowiedzi - przynajmniej bardziej je znała od samej Inu. - To znaczy, że jest jej tatą, jeśli jest jej właścicielem? To nie jest skomplikowane wcale, a bardzo proste! - oznajmił, zaraz po tym uśmiechając się szeroko, wyraźnie dumny, że sam rozwiązał zagadkę kim był ten cały kochanek - najwyraźniej był po prostu rodzicem.
- Właśnie tak Sho. Właśnie tak - zaklaskała w dłonie podchwytując tę nutę dumy w jego głosie. Tak, ona także była z niego dumna. Rozumiał na czym polegało bycie demonem. I chociaż był mały i niepozorny. Martwiła się o niego znacznie mniej niż o ogoniastą towarzyszkę. Wiedziała, że z takim podejściem na pewno sobie poradzi w tym okrutnym świecie pełnym niebezpieczeństw nieludzkich i mściwych serc Zabójców Demonów. To Inu miała dużo ciężej. A jej huśtający się ochoczo ogon nie został niezauważonym. Lisica jednak po części się z nią utożsamiała. W końcu sama przez długi czas posilała się zaledwie ochłapami ludzkiego społeczeństwa. Wszystko dla tego jednego słowa. To skomplikowane.
- To rzeczywiście jest bardzo proste - zgodziła się z Sho nie tłumacząc nic więcej. Wygięła pełne usta w wesołym uśmiechu spoglądając to na jedno to na drugie śliczne dziecko nocy. Tak niewinne, tak zagubione. Popełniłaby świadomy błąd zostawiając ich na niewielkiej śnieżce w pobliżu posiadłości. Zdawała sobie z tego sprawę. Kim była, żeby odmawiać sobie takiego towarzystwa? Podjęła decyzję zanim zdążyła się nad czymkolwiek zastanowić.
- Więc poszukajmy tego całego Rintarou - zdecydowała podążając dalej ścieżką oddalając się od posiadłości. Dla nich impreza dobiegła już końca. Kitsune wiedziała, że uda im się go odnaleźć tylko, jeśli on sam o tym zdecyduje. Był niczym prawdziwy cień chowający się w najbardziej oczywistym, a jednak niewidocznym dla oka, miejscu. Nic nie stało jednak na przeszkodzie, żeby spróbować. I tak cała trójka ruszyła ku bezkresnej nocy oświetlonej zaledwie światłem księżyca i otaczających ko skrzących gwiazd.
zt x3
Nie możesz odpowiadać w tematach