Time Skip
01.11.1652 - 12.11.1653
Jak coś się zaczyna pieprzyć to już po całości i tylko się pogarsza. To już nie był pożar, a katastrofa. Atak na Yonezawę mocno kazał mu się zastanowić, czy z ich środkami ostrożności wszystko jest w porządku. Najwidoczniej nie, skoro w ataku życie straciło sporo osób w tym ich mistrz. To było jakby ktoś przyszedł do twego domu i zaczął go niszczyć na twoich oczach, dodatkowo śmiejąc się z ciebie, że nic nie możesz z tym zrobić. Ryōta wiedział, że nie była to niczyja wina, lecz w dalszym ciągu nie mógł uwierzyć w jak łatwy sposób ich obrona została przełamana. To było tak niewiarygodne, że aż głupie. Jednakże nie było co załamywać nad tym rąk, tylko trzeba było wziąć się do pracy. Nishiōji aktywnie pomagał przy pracach oraz we wszystkim o co go poproszono już po ataku. Wiedział jednak, że musi podnieść swoje umiejętności. Ten atak uświadomił mu, że jeszcze wiele mu brakuje i jeśli nie chce źle skończyć, to musi urosnąć w siłę. Choć pewnie niektóre osoby, by się cieszyły, gdyby noga mu się powinęła. Z czystej złośliwości nie da im tej satysfakcji. W końcu w życiu nie ma nic za darmo i na wszystko trzeba było zapracować. Jeśli chcą zobaczyć go martwego, to demony muszą się nad tym napracować.Dlatego też Ryōta wyruszył w swoją podróż po kraju. Podejmował się różnych zadań i misji. Równocześnie starał się też pomagać zwykłym ludziom w ich codziennym życiu. W pracy wziął na ten czas urlop, który wyjaśnił potrzebą dokształcenia się oraz podniesienia swoich umiejętności zawodowych. Do końca nie wiadomo było o co mu chodzi, ale z pewnością było to coś ważnego. W końcu Nishiōji z byle powodu nie brałby wolnego. Poza tym miał też jeden motyw. Swój prywatny. Chciał w końcu dokładnie prześledzić miejsca, w których pojawiał się ten demon. Samuraj rozumiał, że po takim czasie raczej nie będzie miał zbyt dużego powodzenia, lecz choćby najmniejsza wskazówka, bądź ślad dałyby mu wiele.Pierwsze miejsce kierowało go na obrzeża Edo. Jedna z wielu wiosek, które normalnie nie przyciągały niczyjej uwagi oprócz miejscowych. Doskonałe miejsce dla demonów. Obecnie nie było informacji, by jakiś pomiot Muzana się tutaj chował, lecz zabójca Oddechu Płomienia wiedział o przynajmniej jednym, który się tutaj kiedyś pojawił i dokonał niezwykle brutalnego mordu. Trzy osobowa rodzina została znaleziona rano martwa w ich własnym domu. Drzwi były zamknięte od środka, zaś wnętrze przedstawiało makabryczny widok. Z zapisków oraz zeznań osób, wyglądało to na atak dzikiego zwierzęcia, ale żadne zwierzę nie pozostawia takich śladów. Kiedyś Nishiōji nie wiedziałby kto lub co mógłby być sprawcą tak brutalnego mordu, zwłaszcza iż nie było żadnych poszlak. Zamknięte drzwi. Nic nie zniknęło. Wieczorem też nie widziano nikogo obcego. Jedynymi godnymi odnotowania rzeczami było to, że wcześniej tego dnia znaleziono w pobliżu lasu jakieś zwłoki. Większość uznawała je za zabite i zjedzone zwierzę, lecz prawda zapewne była inna. Demon zapewne zabił cztery osoby, ale tylko jedną pożarł. Pozostałe ofiary zmasakrował. Dlaczego ich nie zjadł? Zabrakło czasu? Ktoś go spłoszył? Wątpliwe, skoro zwłoki znaleziono dopiero następnego dnia. Ryōta zapewne nie zwróciłby większej uwagi na ten incydent, gdyby nie jeszcze jedna rzecz. Sąsiedzi zgodnie twierdzili, że w nocy słyszeli przerażający śmiech, który brzmiał jakby pochodził z samego dna piekieł. Nie było już wątpliwości. To był ten sam demon.Udanie się na kolejne miejsce musiało poczekać, gdyż został wysłany na misję. Została przydzielona mu misja eskortowania jednej z ważnych osobistości, które wspierały korpus. Wraz z kilkoma innymi zabójcami spędził dobry miesiąc w podróży z jednego końca kraju na drugi. Podróż przebiegała dość sprawnie poza kilkoma incydentami związanymi z atakami demonów. Mieli to na uwadze, więc byli przygotowani. Na szczęście poza kilkoma ranami nikt nie poległ, a ich misja zakończyła się sukcesem. Niestety samuraj musiał poddać się rekonwalescencji, gdyż otrzymał paskudną ranę na plecach oraz na ramieniu, przez co minęło kilka tygodni nim wrócił do pełnej sprawności. W tym czasie przebywał w nowej siedzibie, gdzie oddawał się prostym treningom, a przede wszystkim malowaniu. Sztuka pozwalała mu się wyciszyć i na chwilę zapomnieć o wszystkim co złe na tym świecie. Była to jedna z niewielu rzeczy, dzięki którym czuł spokój. Taki sam jak wtedy kiedy jeszcze nie wierzył w demony i wszystko wydawało się prostsze. Jednocześnie też studiował wszystkie swoje notatki, zapiski oraz snuł kolejne przypuszczenia. Miał jeden niezwykle interesujący trop, który był dość świeży, ale musiał wyruszyć. Dlatego też przyspieszył swój wyjazd. Nie był do końca w idealnej formie, ale powinien sobie poradzić. Poza tym nie mógł czekać. Musiał działać.Na początku maja udał się w pobliże Osaki, choć to było spore niedopowiedzenie, gdyż była to wioska oddalona o jeden dzień drogi od tego miasta. Było to interesujące, że tropy zawsze prowadziły w pobliże tych dwóch największych miast. Jakby demon lubił te okolice, ale jednocześnie nie chciał wchodzić do aglomeracji. Było to zastanawiające. Czyżby bał się, że może zostać złapany? A może wolał wioski, gdzie może szybko zniknąć w nocy? Były to rzeczy, nad którymi trzeba było się pochyli. Samo zdarzenie było identyczne jak pozostałe. Morderstwo w zamkniętym domu. Tym razem trafiło na rodzinę, która miała na swoich usługach kilku służących. Wszyscy zostali zabici, a ich ciała rozszarpane i równocześnie nosiły ślady pożarcia. Co ciekawe psy stróżujące nie zostały zamordowane. Jedynie ogłuszone. Interesujące. No, ale najgorszy widok czekał go w sypialni. Trójka osób. Ojciec, matka i córka. Wszyscy zmasakrowani, lecz poza tym ich ciała nie posiadały śladów ucztowania. Ten schemat był cholernie dziwny. Zupełnie nie pasujący do pomiotów Muzana. Widział już kilka walniętych demonów, ale to było coś naprawdę dziwnego. Tym razem jednak mężczyźnie po raz pierwszy od wielu miesięcy przypisało szczęście. Mieli świadka. Młody parobek, który nie został dostrzeżony, a jednocześnie widział wszystko. Z jednej strony samuraj niezmiernie współczuł temu dziecku, że musiało oglądać taki horror z jednoczesnym myśleniem czy samemu przeżyje, ale z drugiej ten chłopczyk stanowił dla niego bezcenne źródło informacji.
Dziecko było koszmarnie przerażone i nie dziwił się mu, więc podszedł do niego z jak największym taktem, spokojem i odpowiedzialnością. Zupełnie tak kiedy rozmawiał ze swoim dzieckiem. Początek był cholernie trudny i nieskładny, ale był cierpliwy. Był spokojny. Mówił cichy głosem. Powoli. Nie spieszył się. Dał dziecku tyle czasu, ile potrzebowało. I po chyba godzinie wreszcie usłyszał to co widział. Makabryczne momenty dziecko starało się pomijać i było to zrozumiałe. Jednak na pytanie czy widziało napastnika kiwnęło głową. Chłopczyk zaczął opisywać potwora. Opis zupełnie różnił się od jego wyobrażenia. Demon był kobietą. O rudych, prawie ognistych włosach, które sięgały jej do pasa. Miała długie pazury, które ociekały świeżą krwią. Co najciekawsze jej oczy były cały czas zamknięte, a na koniec zaczęła się śmiać. Histerycznym śmiechem z piekła. Dodatkową ciekawą informacją było to, że kiedy tak stała i się śmiała, to z jej zamkniętych oczu płynęły łzy. Szaleniec czy coś więcej? Więcej informacji już nie uzyskał, gdyż nie dzieciak więcej nie powiedział, a sam Nishiōji nie chciał naciskać. I tak uzyskał bardzo dużo. Samuraj wrócił do głównej siedziby, a po kilku tygodniach stawił się ponownie do pracy. Jednakże w jego głowie pojawiło się coraz więcej pytań. Miał teraz jednak opis tego demona. Można powiedzieć, że polowanie się zaczynało. Dlatego też musiał się odpowiednio wzmocnić. Podskórnie czuł, iż ta demonica jest znacznie silniejsza. Musiał się dobrze przygotować, więc kolejne miesiące poświęcał na samodoskonaleniu. Musiał być gotowym.