Przybyły chłodne dni, czas, gdy mróz zmuszał zwierzęta do snu a ludzi do szukania ciepła, by przetrwać. Dla niego jednak były to wspaniałe dni gdzie to czuł się pewniej i aktywniej wykorzystywał swe dary w postaci rozumu i języka. Jemu chłód był sojusznikiem, ale dla śmiertelnych był wrogiem więc oferował zagubionym samurajom schronienie, przyjmował na służbę tych, których los odrzucił. Takie zagubione duszyczki po znalezieniu dobrego pana przecież były najbardziej lojalne. Znał to z własnych doświadczeń, bo i On był zagubiony przed poznaniem Wspaniałej Yamy. Nastał wszak czas, gdy liczba odrzuconych i zagubionych istot miała urosnąć, w końcu spłonęło Oguni. Wiele demonów przepadło lub zostało przymuszonych do ucieczki przed Boskim Gniewem, podobnie było z ich ludzkimi sługami. Wrota Kameyamy do swego czasu były otwarte dla nich wszystkich, część ludzi z tego korzystała, ale nie demony. Jego bracia i siostry byli na to zbyt dumni. Nie dziwił im się, sam chyba miałby z tym problem. Służba komuś poniżej była uwłaczająca, przynajmniej to mu wpojono jako członkowi wyższych sfer. Teruyuki z uśmiechem przyjmował nowych poddanych czując iż wraz z tym jego pozycja nieco wzrośnie. Wtedy jeszcze nie wiedział, że niebawem przyjdzie mu się pożegnać z zamkiem podarowanym mu przez matkę.
Jednego dnia cały jego porządek miał po prostu runąć, a zapowiadało się, iż będzie to idealny dzień. Nad jego domostwem zawitały burzowe chmury, co dawało cień szansy na opady śniegu. Ulubiona pogoda dla Teruyukiego, którego to mróz nigdy przecież nie opuszczał. W takich chwilach nawet zapominał o bolącym sercu, choć w tym akurat z całą pewnością pomagały kobiety, z którymi spędzał ostatnio całe dnie. Miał na tyle dobry humor by zejść do swej piwnicy gdzie zniszczył rzeźby przedstawiające Ayame by zastąpić je podobiznami osób, które są mu obecnie o wiele bliższe. Dlatego jego kolekcje zasiliły wizerunki Yamy, Tadao i reszty Kizukich. Czy też jego siostry, której to odebrał oko i Yuuseia, jego nowego "przyjaciela".
Przybyli w połowie dnia, dość spora grupa wojowników będąca eskortą kogoś, kto w oczach Tokugawy dawno był już martwy. Akechi Mitsutsuna, syn poprzednich właścicieli Zamku Kameyama. Ktoś, kto miał być zabity przez Yamę w dniu, gdy podarowała mu ten zamek wraz z demonicznym darem. Mitsutsuna jednak jakoś przetrwał i teraz Teruyuki musiał udzielić mu audiencji by dowiedzieć się po co tu przybył. Mimo iż minęło tyle czasu, to wciąż odczuwał zirytowanie spowodowane nieprzyjemną niespodzianką, jaką był list od Ayame. Nie wiedział, czy zniesie dobrze kolejne złe wieści, a wszystkie znaki na niebie mówiły mu, iż takie właśnie przynosi Mitsutsuna. Przeczucie Tokugawy okazało się słuszne, po krótkiej rozmowie Teruyuki dowiedział się iż rzeczywiście Mitsutsuna przybył po jego zamek i jakimś cudem udało mu się zdobyć znaczne ku temu poparcie. Demon władający mrozem nie miał wyboru, jeśli chciał zachować swą pozycję musiał ulec i opuścić swój zamek. Miał jednak mocne postanowienie iż zrobi to na swoich warunkach, udzielił więc Akechiemu gościny i poczekał na nastanie nocy. Potrzebował jej by zrealizować swój plan, w końcu nie od dziś wiadomym było iż to właśnie ta pora dnia zawsze była najwierniejszym sojusznikiem demona. Więc gdy tylko zrobiło się ciemno na niebie, Teruyuki wykonał swój ruch. Zamordował każdego kto towarzyszył Mitsutsunie i zabrał ich ciała jako swój prowiant na czas tej podróży. W ten sposób przekazał wiadomość Akechiemu, że nie da się bezkarnie odebrać mu domu i jego służby.
Teruyuki nie musiał szukać długo nowego domu, wiedział doskonale gdzie powinien się udać. Pora by dołączył do reszty swego gatunku w górzystej krainie na dalekiej północy. Dla niego samego podróż do Shigetaki, nie była zbytnio ciężka lecz nie wszyscy z jego służby przetrwali. Dwójka jego ulubieńców, Ci którzy przed laty ocalili od śmierci nie wytrwali końca tej podróży. Przygnębiło to Teruyukiego, który długo nie wiedział co zrobić z swymi bliski. Należał się im pochówek lecz nie dopuszczał do siebie myśli iż straci tak jak stracił Eri, dlatego też by na zawsze byli z nim pożarł ich serca, a ciała pogrzebał w miejscu gdzie miała stanąć jego nowa rezydencja. Wierzył głęboko iż duchy jego opiekunów będą strzec go tak jak Ci robili to za życia.
Na czas przenosin i budowy zapomniał niemal całkowicie o reszcie Japonii, Shigetake opuszczał jedynie podczas polowań gdzie to terroryzował mieszkańców wyspy Ezo. Dopiero w lato postanowił opuścić bezpieczną kryjówkę i powrócił do Kioto by ponownie brać udział w tamtejszym życiu politycznym. Oznaczało to częste odwiedziny na dworze jako arystokrata oraz jeszcze częstsze odwiedziny w sypialniach innych możnych. W końcu istota taka jak On musiała zabić jakoś czas w nocy. Zwłaszcza iż życie na dworze toczyło się głównie za dnia.
Od czasu utraty Kameyamy stracił na znaczeniu, co nie zmieniało jednak faktu iż parę znaczących figur wciąż słuchało jego rad czy też korzystało z jego usług jako doskonałego słuchacza gdy to leżeli razem w jednym futonie. Dla jednych mogło być to męczące lecz dla Teruyukiego po takim czasie odpoczynku od tego miejsca pełnego węży, posyłanie fałszywych uśmiech czy też oszukiwanie innych było jak spełnienie marzeń. Odpoczywał robiąc to gdyż zapominał o wszystkich swoich problemach i skupiał się na cudzych. Nie z dobroci serca, tym sposobem zyskiwał przysługi i potrzebne mu haki.
Im bardziej użyteczny był dla dworu tym bezpieczniejszy, w końcu Ci którzy znali jego tożsamość uznawali go za niegroźne a wręcz pomocnego demona. Co też udowodnił gdy to Kioto nawiedziła tragedia w postaci pożaru, ogień swą niszczycielską pochłonął nawet część pałacu i część osób przebywających w tym obszarze. Niektórzy jednak w tajemniczy sposób uniknęli spalenia za sprawą daru Teruyukiego, który to by podkreślić swą użyteczność zobowiązał się do znalezienia sprawców. Tych odnalazł stosunkowo prędko choć zamiast wydać ich tak jak obiecał zdecydował się nieco im pomóc, w zamian za obietnicę iż ich następnym celem będzie zamek Kameyama. Sprawcy jednak musieli jacyś się znaleźć dlatego też Tokugawa podłożył odpowiednie dowody i oskarżył następnie bandę dzieci, których nikomu nie było szkoda. Zwłaszcza iż widziano je w pobliżu miejsca pożaru tego i paru innych, które ostatnio miały miejsce. Sprawa została wyjaśniona, a demon odzyskał częściowo zaufanie dworu. Zwłaszcza gdy nie chciał żadnej nagrody poza przygarnięciem jednej z dziewczynek "odpowiedzialnych" za pożar. Nie zrobił tego z dobroci serca, już przy jej zatrzymywaniu wyczuł bowiem iż była wyjątkowa. Była Marechi, pierwszą tej krwi którą skosztował zyskując na sile i przygotowując się na trudy jakie przyniesie przyszłość.