- drastyczniejsza zawartość:
Matsudaira zaprowadził demona do wsi, której mieszkańcy jeszcze parę dni temu dali mu schronienie i opatrzyli rany. Podczas, gdy ten za pomocą swoich węży wprowadzał chaos, Ryōyū siedział na dachu jednej z chat, strzelając z kuszy do uciekających ludzi oraz podpalając ich domy płonącymi pociskami. O ile doceniał inicjatywę demona, o tyle nie czuł, że była to jego zemsta. Zszedł z dachu, stając twarzą w twarz z chłopcem - nie starszym niż dziesięć lat. Rozpoznał w nim syna mężczyzny, który jako pierwszy zainteresował się stanem pirata. Nie powstrzymało go to jednak przed przestrzeleniem nogi uciekającego dziecka, a po tym utopieniu go w kałuży. Siedząc na dachu dostrzegł wcześniej samotną chatę nieopodal i korzystając z tego, że demon był zajęty swoją robotą, zdecydował się odwiedzić samotny dom na wzgórzu. Idąc w jego kierunku minął biegnącego mężczyznę, który zwabiony krzykami i ogniem założył, że w dolinie po prostu wybuchł pożar. Z tego też powodu twarzą twarz stanął z kobietą, uderzająco podobną do tej, która objawiała mu się jako duch. W ciągu paru chwil z nieuzbrojonego cywila zrobił dla siebie tarczę celowniczą. — Zachciało wam się buntować — warknął pod nosem, przeszywając jej ciało trzecim pociskiem; żaden jednak nie miał jej zabić. Ignorował zupełnie jej próby dyskusji czy tłumaczenia. Wtem, usłyszał charakterystyczne kwilenie. Odwrócił się, poszukując wzrokiem źródła dźwięku. Nie zdążył zrobić dwóch kroków, bo kobieta złapała go za kostki. — Zostaw go! — krzyknęła, dusząc się płaczem. Ryōyū wyrwał się i kopnął ją w głowę, chwilę później wyjmując ze skrzyni niemowlę, trzymając to za nogę. Przeniósł wzrok na matkę dziecka, potem znów na nie, moment później rzucając o ścianę. Płacz ustał, a ciszę w domu przerywały jedynie krzyki kobiety oraz jego własny oddech. Zachłysnął się powietrzem, gdy ktoś założył i zacisnął sznur wokół jego szyi, niemalże sprowadzając go na kolana. Szczęśliwie dla niego, napastnik, którym był mąż kobiety także nie miał żadnego przeszkolenia w samoobronie, co po krótkiej szamotaninie pozwoliło Date Michikatsu wydostać się i powalić mężczyznę na podłogę. Wciąż dusząc się i z rozmazanym łzami obrazem zaczął uderzać pięściami w twarz człowieka, aż jego czaszka przestała przypominać ludzką. — Ryōyū? Zadyszany od wkładanego wysiłku Matsudaira podniósł się i obrócił powoli, stając bokiem do Ichitarō. Wypuścił z ręki przytrzymywane za kołnierz koszuli ciało i wyprostował, wycierając dłonie w swój strój. — Posprzątaj tu. Tylko tym razem dokładnie — sarknął, nawiązując do sytuacji, w której zlecił mu zabicie swoich braci, ale tego w którymś momencie odgonił Zabójca Demonów. Podniósł z ziemi swoją kuszę, aby wciąż ledwo żywej kobiecie strzelić celnie między oczy, zakańczając jej trud. Przepchnął się do wyjścia, ramieniem trącając demona i wrócił do osiedla, w którym trudno było o jeszcze jakąś żywą duszę poza nim samym. Zauważył postawiony na środku krzyż, do którego ostrożnie podszedł, lawirując między pozbawionymi kości ciałami - bo te posłużyły za budulec monumentu. Rozejrzał się dookoła jeszcze raz, uświadamiając sobie, że dokładnie taki sam widok (poza dziełami Ichitarō) pozostawił po sobie, kiedy miał piętnaście lat. Przypominając sobie te czasy, zdecydował się dodać coś jeszcze - zagłębił się w jednej z chat, a kiedy z niej wyszedł, obserwowany przez kilkadziesiąt duchów, do kościstego symbolu przybił kartkę z krzywo narysowanym szczurem. Rysunek, który niegdyś przybijał do drzwi pokoju Hikaru, chcąc zrobić mu na złość. Teraz, chociaż ten nie żył, Ryōyū chciał jeszcze raz go zdenerwować; wywołać przed szereg zjaw. Mężczyźni skrzyżowali spojrzenia na krótką chwilę. Były Date zaśmiał się niematerialnemu bytowi w twarz, następnie zwracając się do prześladującej go kobiety: — Mam nadzieję, że jesteś z siebie dumna, dziwko — warknął z cwaniackim uśmiechem, unosząc brodę triumfalnie. Gdyby wtedy nie wyprowadziła go z okrętu, być może nigdy nie odnalazłby tego miejsca. Opuścił wieś, zostawiając za plecami nie tylko krzyż z kości, ale także niefortunnie skrzyżowane belki podtrzymujące dach jednego z domów - te, których ułożenie obudziło w Matsudairze najgorsze wspomnienia, tym samym ściągając zagładę na osadę Japończyków w istocie wyznających shintoizm i buddyzm.
the devils have gone crazy.
Nie możesz odpowiadać w tematach