Hime
Demony2316450
Data urodzenia 27/02/1630
Miejsce pochodzenia Yoshiwara, Edo
Miejsce zamieszkaniaYoshiwara, Edo
Klasa społeczna Klasa rzemieślnicza
Zawód Oiran
- Przemieniona przez Rintarou, który stał się jej całym światem; jej bogiem. Dał jej nowe życie. Wierna swojemu Stwórcy.
- Początkująca jako nowo przemieniony demon. Dopiero poznająca świat Dzieci Nocy.
- Jako człowiek urodziła się z kiłą wrodzoną, odziedziczoną po matce. Cierpiała na silne objawy od dzieciństwa, które nasiliły się w ostatnich miesiącach życia.
- Jej ojciec był z klanu Kuran. O czym oczywiście i tak nie pamięta.
- Niech Inari ma nas wszystkie w opiece! Jak to jesteś w ciąży?! - Zagrzmiał chrapliwy głos niezadowolonej yarite. Starsza kobieta spojrzała na swoją najcenniejszą pracownicę nie kryjąc furii. Obracała nerwowo fajkę w dłoniach doskonale zdając sobie sprawę, że mogło to jedynie oznaczać koniec jej kariery. Fukoma była twarzą domu uciech na obrzeżach Yoshiwary. Była sławna i wielbiona, jako jedyna oiran z całej północnej części dzielnicy, która uzyskała tytuł samej tayū, i to w wyjątkowo młodym wieku. Sama renoma i prestiż związany z posiadaniem tak wyjątkowej pracownicy wystarczały, nie mówiąc nawet o ogromnych zyskach, jakie ze sobą przynosiła. W końcu to właśnie do Fukomy przyjeżdżali najbogatsi szlachcice nie tylko z okolicy Edo. Usługiwała bogatym samurajom i nawet daimyō. Teraz jednak miało się to skończyć, gdy młoda kobieta z dystansem patrzyła na starszą przełożoną.
- Nie pozbędę się go - odpowiedziała nieustępliwie przystając przy swoim.
- To ten nowy klient?
Zaprzeczenie głową.
- TO TWÓJ STAŁY?! - Wrzasnęła zaciągając się fajką. Jej głos odbił się echem od ścian i pewnie cała reszta pracownic w przybytku już teraz przysłuchiwała się ich rozmowie.
- Nie możemy rozmawiać o prywatnych kwestiach klien.. - zaczęła Fukoma, gdy przerwało jej głośne klaśnięcie. Yarite uderzyła ją w policzek fucząc przy tym głośno. Chyba się zapowietrzyła, aż jej czerwone pomarszczone policzki przypominały dwa zwiędłe pomidory.
- Sama cię tego nauczyłam - warknęła niezadowolona, jednak spuściła trochę z tonu. Westchnęła wyglądając nagle na jeszcze starszą. - Jesteś chora. Nie donosisz go - dodała ze zbolałą miną. Podchodziła od sytuacji racjonalnie. Dlatego sama po zajściu w ciążę zajęła pozycję yarite. Opiekowała się całym domem i pilnowała wszystkich pracownic. Od ponad roku ukrywały chorobę najpiękniejszej orianki w okolicy. Czerwone bolące plamy na skórze, nieustanne bóle brzucha i kaszel. Piła drogie herbaciane medykamenty i używała różnych rodzajów kremów. Chorobę mogły ukryć, ale ciąży już nie.
- Zaopiekujesz się nim, jeśli nie będę umiała?
Ta mała, wredna czarownica - pomyślała starsza kobieta.
- Tak.
Nie poznała swojej matki. Podobno umarła przy porodzie. Nikt nie mówił o tym głośno, ale wszystkie pracownice domu uciech doskonale o tym wiedziały. Była ciężko chora. Nieuleczalnie chora, co przecież zdarzało się dosyć często w tej profesji. Jej mama była najsławniejszą tayū całej północnej dzielnicy Yoshiwary. Urodziła zdrową, malutką córeczkę, której nie zdążyła poznać. Od tamtej pory dziecko zostało przygarnięte przez przybytek i uczone pod okiem innych kurtyzan. W końcu musiało spłacić zaciągnięty dług na własne utrzymanie, wychowanie, nauki i leczenie matki. Czasami jednak nie posiadanie wyboru było łatwiejsze. Dzięki temu nie miało się oczekiwań. Wystarczyło podążać obraną ścieżką aż do końca.
- Pamiętaj, że uroda to nie wszystko. Musisz pięknie śpiewać, musisz też grać na instrumencie. Taniec to podstawa. Ty nie tworzysz sztuki. Ty jesteś sztuką - tłumaczyła stara yarite, na którą dziewczyny mówiły baba. I chociaż była urodziwą kobietą, pomimo pomarszczonej skóry i bólu pleców, wiek robił swoje. Czas nie miał litości. A nic co piękne nie było nieśmiertelne - przynajmniej w świecie ludzi. Tak więc mała Hanami rosła na śliczną dziewczynkę, która cieszyła oko wszystkich dorosłych. Wtedy jeszcze nie wiedziała, że świat, w którym się znalazła bywał okrutnym i nieprzewidywalnym. Wtedy była tylko beztroskim dzieckiem. Pilną uczennicą, bo od małego nauczono ją, że praca była jedyną formą utrzymania. Jedynym sposobem na przetrwanie.
I wtedy zobaczyła go po raz pierwszy. Przekroczył próg przybytku w ładnych, drogich ubraniach. Wysoki, w oczach małej dziewczynki, piękny mężczyzna o delikatnych rysach twarzy i przerażających oczach. Wszystkie panny szeptały o jego przybyciu. Każda chciała być tą wybranką. Mała Hanami stała za rogiem przyglądając się nieznajomemu. I wtedy na nią spojrzał. Para oczu jak od gada, a może tylko jej się wydawało? Blokowali spojrzenia przez niecałe dwie sekundy, po których dziewczynka schowała się za rogiem. Zbyt zlękniona, żeby spojrzeć raz jeszcze.
Tego wieczoru zniknęła jedna z obiecujących pracownic przybytku. Podobno miała przepiękny głos. Śpiewała smutną pieśń, aż nie zachrypła. Potem nikt więcej jej nie zobaczył. Czy nieznajomy ją wykupił? A może pożarł, jak głosiły plotki.
Była szczęśliwym dzieckiem aż do momentu, w którym zaczęła słabnąć. Nawracające bóle głowy z początku nie były niczym wyjątkowym. Lekceważonym i zwalanym na nadmiar obowiązków, na ciężką pracę, na niestosowne jedzenie. Były jednak zwiastunem tego, co miało nadejść. Bardzo szybko po wystąpieniu pierwszych objawów na całym ciele rozlała się czerwona wysypka, tak dobrze znana w dzielnicy rozkoszy.
- Niestety będzie nawracało. Wyciągi z kwiatów wiśni czasami pomagają na... - tłumaczył medyk starej babie, gdy wymęczona bólem Hanami w końcu zasnęła.
- Przyda mi się jeszcze? - Przerwała mu stara yarite nie patrząc nawet w stronę śpiącej dziewczynki. Ponownie zaciągnęła się fajką wypuszczając do pomieszczenia mdlący zapach tytoniu.
- Na pewien czas - odparł mężczyzna z zakłopotaniem. Stara baba potrafiła być onieśmielająca, jeśli tylko chciała. Była to umiejętność wyćwiczona przez lata praktyki w biznesie. Wiedziała co robiła. Chora oiran była zbędną oiran.
Zaopiekujesz się nim, jeśli nie będę umiała? - przypomniała sobie słowa chorej Fuko.
Mała, wredna wiedźma.
Dług Hanami zaczął się nawarstwiać w momencie, gdy medyk zalecił spożywanie wywaru z różnych drogich roślin. Lekarstwo pomagało na bóle głowy i niwelowało nawracające wysypki, ale nie mogło wyleczyć choroby, którą odziedziczyła po matce. Nie była to jednak jedyna pamiątka. W końcu wyglądały jak dwie krople wody.
Wszystko działo się tak szybko. Droga do sławy i świetlanej przyszłości legła w gruzach w przeciągu kilku następnych lat.
- Nie słyszę - wydyszała zapłakana Hanami zanosząc się szlochem. Łzy spływały po jej pobladłych policzkach, a ciałem okrytym drogimi szatami, szarpały kolejne spazmy. - NIC NIE SŁYSZĘ! - Wydarła się patrząc z niedowierzaniem na siwą już babą. Krzyczała, ale nawet własnego głosu nie była w stanie dosłyszeć. Czuła wibracje krtani. Czuła ból zdzieranego rykiem gardła. Nic jednak nie słyszała. Coraz częstsze bóle głowy zwiastowały nadchodzącą katastrofę, jednak nie było lekarstwa. Nie było pomocy. Pomimo wizyt przeróżnych medyków, słuch nie powrócił.
Stała się wycofana i zamknięta w sobie. Chociaż potrafiła mówić, już nigdy nie było jej dane usłyszeć własnego głosu. Gorzki smak straty miał na zawsze już z nią pozostać. Czasami śniła, że słyszała pojedyncze dźwięki. Niestety tylko czasami.
Wtedy pojawił się po raz drugi. Spacerował w alejce przez, skąpaną w blasku milionów lampionów, dzielnicę. Widziała go z daleka, więc nie mógł jej dostrzec. Nie ludzkim okiem. Tej nocy zniknęła kolejna z kobiet. Uciekła razem z nim?
W wieku trzynastu lat awansowała na starszą podopieczną. W końcu zaczęła uczyć się pod okiem doświadczonej oiran. Tej, którą wszystkiego nauczyła jej mama. Bardzo szybko zrozumiała, że nic w kolorowych szatach, pięknych ozdobach i drogich perfumach, jakie otaczały domy uciech, nie było prawdziwe. Wszystko sprowadzało się tylko i wyłącznie do pieniędzy. Dziewczyny, chociaż stanowiły podstawowy filar całego biznesu, nie miały za dużo do powiedzenia. Bardzo szybko na własnej skórze zrozumiała, że pokorna postawa mogła zapewnić przetrwanie w ciężkich chwilach. Dowiedziała się, że w jej życiu nie było miejsca na prywatność czy miłość. Była częścią wielkiej instytucji, która brała zdecydowanie więcej niż dawała. A długi jedynie rosły, zamiast maleć. Niczym w kalejdoskopie nie było drogi wyjścia. Jeśli już raz wsiąknęło się w to miejsce, nigdy nie udawało się z niego odejść. I chociaż wszystko przykryte kwiatowym zapachem pysznej herbacianej ceremonii mogło wydawać się jak wyciągnięte z powieści. Było jedynie obłudą mającą na celu zachęcenie bogatych klientów, którzy nie szczędzili w trwonieniu pieniędzy swoich rodzin.
Nastoletnia Hanami przypominała swoją matkę, czym bardzo szybko zaczęła wzbudzać zainteresowanie nowych klientów. Stanowiła coś w rodzaju egzotycznego kwiatu. Jednego w swoim rodzaju, którego można było zasypywać najpiękniejszymi komplementami i najbrzydszymi obelgami, a on nigdy nie więdnął, ani nie kwitnął. Brak słuchu, chociaż w życiu codziennym okazał się przekleństwem, stał się pewną legendą. To właśnie odróżniało ją od innych dziewczyn. Z czasem nauczyła się czytać pojedyncze słowa z ruchu warg, chociaż niewiele o tym wiedziało.
Wyuczona, doskonale znała wszystkie gesty i spojrzenia godne prawdziwej oiran, którymi obdarowywała tylko tych wybranych odwiedzających skromne progi dystryktu Yoshiwara. Ze słodkiej nastolatki wyrosła na młodą kobietę. Aspirowała coraz wyżej. Zbierając po drodze sławę i prestiż. Stara yarite zacierała ręce za każdym razem, gdy coraz to bogatsi klienci odwiedzali jej przybytek. Północna część dzielnicy ponownie zaczęła być wychwalana w imię córki zmarłej tayū. Zachęcała odwiedzających chociażby z ciekawości przez piękną młodą dziewczyną, która nic nie słyszała.
I wtedy pojawił się on.
Przekroczył próg domu, jak by wchodził do siebie. Pomimo idealnie wyćwiczonego uśmiechu na ustach wzbudzał aurę niebezpieczeństwa. Został starannie przywitany, zaproszony do środka. Był znany. Wszyscy wiedzieli o tym jednym tajemniczym mężczyźnie, który przychodził rzadko, jednak od lat. Nigdy nie zostawał na długo i zawsze wybierał sobie jedną towarzyszkę. Kobietę, która znikała. Podobno zjadał nieszczęśnicę w całości, przynajmniej takie plotki chodziły po całym północnym dystrykcie. Tylko po to, żeby znowu wybrać kolejną. Bo on - przystojny młodzieniec o idealnej twarzy - nigdy się nie starzał. Zawsze wyglądał tak samo idealnie. Był nieśmiertelny i długowieczny. A może był dobroczyńcą, który wykupował nieszczęśliwe oiran?
Przekraczając próg spojrzał na starą yarite z tym samym nienagannym, sztucznym uśmiechem.
- Ta, o której wszyscy mówią.
Siedząc na przeciwko nieznanego mężczyzny czuła dziwne ukłucie w żołądku. Jak by coś ciężkiego zasiadło na jego dnie i powodowało niestrawność. Nie wiedziała jednak skąd brała się ta bezpodstawna obawa. Obawa i nadzieja. Pamiętała go z dzieciństwa. Nieśmiertelnego księcia o duszy potwora.
- Rozumiesz co mówię? - Zapytał, a wyraz jego twarzy nie zmienił się nawet, gdy potaknęła niepewnie głową. - Ale mnie nie słyszysz? - Dopytał, na co dostał odpowiedź kolejnym potaknięciem. Mówił powoli, żeby zobaczyła pojedyncze słowa. Chociaż większość nie wiedziała, że było to możliwe, dawało jej pewną przewagę nad innymi dziewczynami. Widziała co o niej mówiły. Rozumiała ich słowa, ich zazdrość i obelgi, nawet jeśli nie słyszała ich głosów.
Sięgnęła po pergamin leżący na stoliku między nimi. Mężczyzna, o uśmiechu anioła i oczach samego diabła, nie ruszył się ani o milimetr. Siedział prosto niczym posąg.
Czy zdradzisz mi swoje imię? - napisała, przesuwając papier w jego stronę.
Eiji - odpisał starannie.
永治 jak wieczny spokój? - zapytała pisząc u dołu zwoju, którym się wymieniali.
Eiji jedynie się uśmiechnął i może był to jedyny szczery uśmiech, jaki u niego widziała. Może jednak tylko jej się wydawało.
-Ty nie tworzysz sztuki. Ty jesteś sztuką - wyczytała z ruchu jego ust, gdy zebrał się do wyjścia.
Gdzieś kiedyś słyszała te słowa.
Zbyt oszołomiona, bo nie została pożarta.
Zbyt zasmucona, bo nie została wykupiona.
Odszedł i nigdy więcej go nie zobaczyła.
Choroba zaczęła kiełkować. Żaden z naparów nie był jej już w stanie pomóc. Wykwity i bolesne owrzodzenia zajęły znaczną część ud, podbrzusza i łokci. Stała się wyrzutkiem. Chodzącym trupem trzymanym w jednym z pokoi na strychu. W miejscu, gdzie nikt nie mógł jej zobaczyć. Leżała w bólach męcząc się dniami i nocami. Nie miała siły się ruszać, nie miała ochoty jeść czy pić. Była na skraju wyczerpania przez nieuleczalną chorobę. Nudności, wymioty poprzedzały ataki drgawek. Inne pracownice śmiały się z niej potajemnie, gdy omamy i urojenia władały jej umysłem; gdy mówiła o pięknym mężczyźnie, który kiedyś ją odwiedził.
Ludzkie okrucieństwo często przewyższało to, którym szczyciły się demony. A może był to akt łaski?
- Brzydzisz mnie! - Rzuciła jedna z koleżanek, z którymi praktycznie wychowywała się od dziecka.
- Jesteś śmieciem! - Wrzasneła druga uderzajac ją z całej siły w twarz. Spróbowała sie odsunąć, niestety drogę zagrodziła jej trzecia. Odepchnięta upadła na ziemię. Skrzywiła się, gdy kolana nieprzyjemnie zaorały o drewnianą podłogę. Pierwszy kopniak nadszedł znienacka. W końcu nie nie słyszała kroków ani ruchów zebranych dziewczyn. Drugi, chociaż spodziewany, nie bolał wcale mniej. Zgięła się w pół kuląc na ziemi, jednak dziewczyny były bezlitosne. Po kilku minutach było po wszystkim. Wyładowana złość ulotniła się tak szybko, jak nadeszła. Teraz jej owoc leżał zwinięty w kłębek na podłodze w własnych wymiotach, które kopniakami opuściły jej żołądek. Posiniaczonym i poranionym ciałem. Była przytomna, jednak nie miała nawet siły otworzyć oczu.
- Czy ona - zaczęła jedna odrobinę spanikowana. - Czy ona umarła?
Panika. Chwycona za nogi i ręce. Wyniesiona na zewnątrz niczym wór zepsutych ziemniaków. Porzucona w zimnej, brudnej alejce między dwoma budynkami. Słaba i obolała. Nie wiedziała jak długo tak leżała. Z każdą minutą słabła, a jej oddech stawał się płytszy. Nic nie słyszała, nie było to jednak nic nowego. Zamglonym wzrokiem dostrzegła jakąś postać po drugiej stronie alejki. Długie lśniące włosy, spokojne szare tęczówki, które z każdym krokiem zmieniały się w czerwień. Skażona wysypką ręka próbowała podnieść poobijane ciało. Demon był szybszy. Chwycił ją jedną dłonią.
- Jesteś śmiercią? - Szepnęła, jednak nie zrozumiała jego odpowiedzi. Spróbowała się wyszarpać, ale była zbyt słaba.
Przebudzenie było bolesne. Pierwszy oddech rozdzierał zmęczone płuca, gdy w końcu udało jej się otworzyć ciężkie powieki i spojrzeć na mężczyznę pochylonego nad jej ciałem. Miał te same spokojne, szare tęczówki, które skądś pamiętała. A jednak nie wiedziała skąd.
- Jesteś bogiem? - Zapytała pierwszy raz od lat słysząc dźwięk własnego głosu. I chociaż poczuła ogromne zdziwienie, nie wiedziała dlaczego.
Twoja Karta została zaakceptowana, a ty tym samym wstąpiłeś w szeregi Demonów.
Co więcej, na start dostajesz 50 punktów, które możesz przeznaczyć na rozwój postaci. Do zobaczenia na fabule!
Nie możesz odpowiadać w tematach