Poranek dzisiejszy był taki sam jak poprzednie. Sekomura wstał rano wraz z pierwszymi promykami słońca, ubrał się w zależności od pogody po czym ruszył w stronę obszaru rekreacyjnego, by tam w ciszy i spokoju móc skomponować się i poćwiczyć oddech. Po tym najczęściej ruszał na przechadzkę, by popatrzyć czy ktoś z osób zajmujących się tym miejscem nie potrzebuję pomocy. Tak więc zabójca ruszył, tym rześkim porankiem w stronę terenów rekreacyjnych, by w ciszy, i w stosunkowym spokoju pomedytować. Nie spodziewał się jednak, że spotka tam kogoś wcześnie z rana. Najczęściej było pusto, gdzie ludzie przychodzili w godzinach południowych. Widząc mężczyznę przechadzającego się po Tōenie, ruszył powoli w jego stronę. Będąc już bliżej odparł, chcąc na siebie zwrócić uwagę drugiego zabójcy
- Witaj. Nie spodziewałem się tutaj kogoś spotkać - odparł zabójca. Aktualnie przed Shotaro stał rudowłosy mężczyzna, ubrany w żółto - czerwony płaszcz. Jego karmazynowe oczy wpatrywały się w pioruna, a przy pasie widniała katana, z charakterystycznymi kolorami dla oddechu pioruna.
Tachibana przechadzał się w wśród drzew chłonąc ciszę oraz spokój w tym miejscu. O tej porze nie było tutaj jeszcze zbyt wielu osób, tak więc spokojnie mógł się przechadzać, aby oczyścić umysł, a kto wie. Może znajdzie jakieś przyjemne miejsce, gdzie mógłby na chwilę usiąść. Kątem oka dostrzegł postać rudowłosej osoby, która zmierzała w jego stronę. Przez chwilę myślał, że to Kagami, ale kiedy bardziej skupił wzrok to dostrzegł, iż jest to zupełnie inna, obca mu osoba. Cóż, najwyraźniej nie tylko on udał się na poranną przechadzkę.
- Witam i ciebie. Cóż. Najwyraźniej ten przyjemny poranek sprawił, że obaj postanowiliśmy się udać na małą przechadzkę – powiedział ciemnowłosy, a jego wzrok od razu przeleciał sylwetkę rozmówcy. Karmazynowe oczy. Płaszcz w dwóch kolorach oraz ostrze, które zazwyczaj nosili użytkownicy jego oddechu. Czyżby jakiś nowy nabytek? Nie kojarzył, chociaż mogło mu to umknąć z uwagi na długi czas leczenia.
- Jestem Tachibana Shōtarō. Miło mi poznać. – powiedział ciemnowłosy. Rudowłosy mógł dostrzec, że jego rozmówca ma krótko ścięte włosy, a jego twarz charakteryzują dwie rzeczy. Niebieskie niczym niebo oczy oraz paskudna blizna po oparzeniu na lewym policzku, która ciągnęła się w dół.
- Na to wygląda. Za ładna pogoda by tak siedzieć w budynku. A okolice są bardzo przyjemne. Aż zachęcają by się przejść - to co teraz robił rudowłosy to był tak zwany taktyczny small talk. Zbyt dużo czasu spędzał samemu, albo pomagając innych. Mało kiedy miał czas na pogawędki, więc nie był w nich mistrzem. To była dla niego więc teraz nauka, podczas leczenie, by podszkolić się w sztuce pogaduszek.
- Miło poznać. Ja jestem Sekomura, zabójca pioruna - odparł, chcąc się lepiej przestawić. Nazwiska nie posiadał, więc żeby jego przedstawienie się nie wydawało się krótkie, dodał także tą informacje.
- Skoro ty też wyszedłeś, by zażyć świeżego powietrza i się przejść, to może chcesz się dołączyć, byśmy się razem gdzieś przeszli - rzucił proste pytanie, nie mające na celu osiągnąć za wiele, oprócz zdobycia partnera do przechadzki porannej. Dźwięk ptaków jest miły, ale przyjemnie jest usłyszeć też głos innej osoby. Nie zależnie czy ruszyli dalej, czy stali w miejscu, rudowłosy kontynuował rozmowę
- Jakieś ciekawe misje ostatnio miałeś? Ja się na przykład kuruję po ostatniej. Demonica porwała córkę wysoko postawionego osobnika, mieliśmy ją uratować. Skubana była silna. BYły 3 demony, które były jak trojaczki. Były jak z drewna, miały serce w drzewach. Mogły też korzeniami z drzew manipulować - zaczął opisywać co się tam działo
- To prawda. Odrobina ruchu i szansa na złapanie chwili spokoju oraz uporządkowania myśli – odparł samuraj przyglądając się rudowłosemu. Musiał pochodzić ze świeższego naboru niż on, gdyż nie kojarzył go. Ostatnimi czasy sporo było nowych twarzy, lecz i jego trochę też nie było w kwaterze głównej. Możliwe, że Sekomura również się do nich zaliczał. Saiyuru z pewnością mogłaby powiedzieć mu nieco więcej. Senpai zawsze trzymała tak zwaną rękę na pulsie i wiedziała o każdym nowym użytkowniku ich oddechu. Czasami miał wrażenie, iż przejmowała się tym bardziej niż sam Hashira Pioruna.
- Cóż. Nie widzę powodu by odmówić. Skoro ma to być przechadzka, to możemy robić to wspólnie – rzekł ciemnowłosy samuraj i ruszył z nowo poznanym towarzyszem. Musiał przyznać, że dzień zapowiadała się wyjątkowo ładnie, a sama aura tego miejsca sprawiała, że chciało się zostać na dłużej i chłonąć ją. Shōtarō zdawał sobie jednak sprawę, że jest to chwilowy moment, przed kolejnymi ćwiczeniami. Jednak teraz mógł korzystać z tej małej chwili.
- Hah. Ciekawa misja ci się trafiła, nie powiem – powiedział zabójca oddechu pioruna, słuchając jak jego kompan opowiada o swoich ostatnich przygodach. Starcie z takim przeciwnikiem z pewnością mogło być interesujące i mogło pomóc w dalszym rozwoju.
- Ja ostatnio nie byłem na żadnej misji, gdyż kończę kurowanie się po ostatniej walce z dość silnym demonem. Potrafił posługiwać się niezwykle potężnym ogniem, a sam był też niezwykle silny i szybki. Nim przybyłem zabił dwóch zabójców, a i mnie by prawie posłał do grobu. To … - powiedział, a następnie wskazał na swoją bliznę, która całkiem przyzwoicie się wygoiła – jest pamiątka po jego samobójczym ataku. Muszę przyznać, że był to jeden z silniejszych przeciwników, z jakimi walczyłem. Jednak ciekawi mnie ten twój drzewny demon. Jak go pokonaliście? – zapytał Shoto. Warto było się dowiedzieć, gdyby w przyszłości trafił na demona z podobnymi umiejętnościami. Czerpanie z doświadczeń innych zabójców również było ważne.
- Misja była niesamowita. W dobrym i złym tego słowa znaczeniu. Na szczęście pod koniec na ratunek przybył zabójca oddechu kamienia. Niestety nie jestem dobry w zapamiętywaniu imion, więc nie pamiętam jak się zwie. Ale jest tym wyżej postawionym - odparł. Rozmowa bardzo dobrze działała, by zapomnieć o bólu. Kto by pomyślał że tyle może zdziałąć nie myślenie o bólu. Szedł powoli więc z Shōtarō, ciesząc się przyjemnym porankiem. Przysłuchiwał się opowiadaniom pioruna, kiwając głową twierdząco
- To rzeczywiście, imponujące że, z tego co przynajmniej zrozumiałem, walczyłeś z nim sam na sam. Ja jestem jeszcze za słaby by móc takie rzeczy robić, to trzeba pogratulować. I dobrze że wyszedłeś cały, nie licząc blizny - zaklaskał delikatnie w akcie gratulacji dla bruneta
Na pytanie jak go pokonali musiał się chwilę zastanowić
- Głównym powodem był fakt że demonica nie należała do tych co atakowały od razu. Te serca co były w drzewach, nie jestem pewien jak one do końca działały, lecz raz gdy przecięliśmy serce to padały, a innym razem nawet po przecięciu serca zdążyła uciec, i zabójca z oddechem kamienia o którym ci wcześniej mówiłem musiał za nią gonić. Ale jak mówiłem, fakt że udało się jedna po drugiej je wybić dużo pomogło. I tak fakt że był jeleń z drzewa... to było tez utrudnienie. Nie jestem pewien czy został jakoś przywołany, czy jedna z demonic się przemieniła. Co pomogło na nie to ogień, dalej działały jak drzewo. Więc jak podpalisz to się paliły - odparł, streszczając większość tego co pamiętał - Najniebezpieczniejsze co tamte miały to korzenie. Były jak ostrza, które mogły się wbić w twe ciało. Tu masz dowód tego - wskazał ręką na swoje opatrzone ramię
Nie możesz odpowiadać w tematach