Fantomowy ból w klatce piersiowej prześladował go jeszcze kilka dobrych tygodni po wygojeniu ziejącej w tym miejscu dziury. Tkanki, choć całkowicie zdrowe, przywrócone do swojej idealnej gładkości, naciągniętej na stalowe mięśnie, zdawały się dobrze pamiętać uczucie rozrywania. Nieprzyjemne mrowienie trwało kolejne miesiące i Akuma nie był do końca pewien, czy pewnego dnia po prostu samo w końcu ustąpiło, czy może zdołał się do niego przyzwyczaić, tak jak oczy przyzwyczajały się do nosa wchodzącego im w pole widzenia.
Wciąż pozostawało jednak to nieznośne uczucie pustki, które prześladowało go, jak gdyby Kitsune zabrała mu to jedyne, oryginalne serce, a w jego miejscu wyrosła ledwie marna kopia. Do tego jednego odczucia nie mógł przywyknąć, coraz częściej zastanawiając się, czy zdradziecki organizm faktycznie tęsknił jedynie za utraconym organem, czy nie przypadkiem za samym złodziejem i jego zakończoną długimi pazurami dłonią.
Lisica wypaliła się w jego umyśle jaskrawym śladem, pozostawiając twardą, ciągnącą przy każdym jednym ruchu bliznę. Wiedział, że musiał ją odnaleźć, a myśl ta z miesiąca na miesiąc stawała się swego rodzaju obsesją, choć okoliczności niestety nie stwarzały najlepszych warunków, do podjęcia jakichkolwiek kroków w tym kierunku.
Nawet dla nieśmiertelnego demona, czas powinien być cenny. Wydarzenia przemijały, podobnie, jak pewne okazje, nieskończoność nie miała więc momentami żadnego znaczenia, szczególnie w obliczu konkretnych planów. Akuma natomiast czasami szczerze nie znosił się spieszyć, bo choć pewien rodzaj działania w czystym chaosie pozostawał mu bliski, lubił dopieszczać kwestie, które dopieszczenia wymagały. A, co jak co, lecz pewne pieszczoty wymagały zaangażowania, którego nie winno się pospieszać.
Był niezwykle staranny, szczególnie gdy na czymś mu bardzo zależało.
Nieliczne momenty, w których mógł się dobić do kontroli nad ciałem, były urywkami polowań, treningów, ucieczek, bądź poszukiwań demonów, które mogłyby udzielić informacji na temat bierzących wydarzeń. Wraz z Sorą postanowili trzymać się na uboczu głównego nurtu przewrotu w demonicznym świecie. Pociąg do potęgi malał, w obliczu rozsądku dla własnych słabości, a właśnie za takie Akuma uważał wszelkie niedociągnięcia, choć niewątpliwie jego podopieczny rósł w siłę z każdym kolejnym dniem.
Ćwiczył go, wyrabiając w nim zarówno pokorę do swoich ograniczeń, jak i konsekwencję w dążeniu do ich przełamywania. Sora był dobrym uczniem, choć jego tendencje do pogrążania się w mroku potrafiły nawet demonowi odebrać możliwość przejęcia kontroli.
Ponad wszystko jednak, sam Akuma również rósł w siłę, a co za tym szło, zyskiwał coraz więcej wpływu na bieg wydarzeń.
SORA
Siedział w zacienionym pomieszczeniu. W jego dłoni znajdował się kawałek węgla, który przez dłuższy moment wisiał nad pomiętą kartką papieru, zanim w końcu nie dotknął jej powierzchni, ułamując swoją końcówkę i oprószając pergamin czarnym pyłem.
Zabójczyni…
Zawahał się, przez moment wpatrując w napisane słowo. Język przesunął po podniebieniu, na wspomnienie aromatu, tak soczystego, tak intensywnego, że zdolny był odcisnąć się ekstazą na kubkach smakowych. Zmieszany z żelazem, tworzył kompozycję niezwykłą, tak niepodobną do czegokolwiek co znał.
W pewnym momencie Sora z roztargnieniem starł napisane na szczycie kartki słowo, pozostawiając szarą, bezkształtną plamę w tym miejscu, po czym zaczął pisać, a przez dłuższą chwilę towarzyszył mu tylko odgłos węgla skrobiącego po papierze.
Shirei,
Gdziekolwiek jesteś, cokolwiek byś nie robiła, łapię się na tym, że życzę ci powodzenia. Nawet jeżeli właśnie ścinasz głowę komuś podobnemu mnie, pewnie sprawiasz w ten sposób, że ten śmierdzący świat staje się lepszy.
Niech tak będzie, najwyraźniej nie ma we mnie zbyt wiele z gatunkowej lojalności, choć wątpię, aby w jakikolwiek sposób wybielało to mój wizerunek jako demona.
Nie wiem co skłoniło mnie do napisania tego listu...
Sora zatrzymał się i zmarszczył czoło, na moment odrywając wzrok od napisanych słów i ogniskując go na płomieniu świecy, który zmusił źrenice do gwałtownego zmniejszenia swojej średnicy. Odgarnął długie, lekko kręcące się włosy do tyłu, po czym z westchnięciem pochylił się znów nad kartką.
Nie…czekaj. Przecież to kłamstwo. Wiem doskonale co mną kieruje i nie jest to nic dobrego.
Nie pamiętam kim byliśmy kiedyś, mam jedynie nieoparte wrażenie, że zawiodłem Cię w jakiś sposób. Niestety nie czuję z tego powodu żalu ani wstydu, chociaż jakaś cząstka mnie pamięta, te uczucia i pamięta o powinności ich odczuwania.
Myśląc o tym w tej chwili, wydaje mi się, że nic już nie czuję. Jakbym był pustą skorupą, w której niegdyś było coś… lepszego?
To z pewnością bardziej pytanie do Ciebie.
Byłem lepszy?
Dłoń zadrżała, a znak zapytania wyszedł jakiś taki krzywy. Sora westchnął, a w następnej chwili z roztargnieniem zmazał ostatnie napisane pytanie.
- Nie było wcale głupie - zauważył Akuma, a Sora niemalże dostrzegł jego zmarszczone czoło i cwany uśmiech.
Pokręcił głową, odchylając się na krześle, po czym przetarł twarz dłońmi.
- Było. Nie mogę uważać się za wcielenie tamtego człowieka.
Akuma z początku nie odpowiedział, jakby wiedząc, że nie było sensu się kłócić, a Sora przez moment poczuł ukłucie żalu. Miał nadzieję usłyszeć jego przekonywający głos, z którym sprzeczał się w większości już chyba tylko dla zasady, w głębi wiedząc doskonale, jak wiele razy miał rację.
Cisza trwała kilka długich sekund.
- Wiesz, że to zależy tylko od ciebie, Sora? Pomyśl o tym. To ty decydujesz, czy twoje życie jest kontynuacją cudzego, czy czystą kartą. Świat naokoło będzie dokładnie taki, jakim go sobie stworzysz.
Głos w jego głowie był irytująco przekonany o swojej racji i przypominał nieco nauczyciela... choć bardzo specyficznego.
- Brzmi jak domena szaleńców - mruknął pod nosem, wracając do stolika i wbijając wzrok w napisane słowa. Nie usłyszał odpowiedzi, jednak wydawało mu się, że widzi uśmiech Akumy. Niepokorny. Niebezpieczny.
Pokiwał głową, nie mogąc powstrzymać drgnięcia własnego kącika ust. Jakby nie patrzeć, wszystko się zgadzało.
Chwycił za węgielek i przyłożył go do papieru.
Nie mogę się powstrzymać przed zastanawianiem się, kogo widziałaś, gdy się spotkaliśmy, Shirei. Jestem o krok od tego, aby Cię spytać „Kim był Sora?”, ten, którego znałaś wcześniej.
Gdzieś w głębi czuję, że mogę nie chcieć znać odpowiedzi.
Tamten człowiek zginął w klasztorze, dla którego służył. Zginął okrutnie i na marne, a na jego prochach urosłem ja.
Nie jestem nim. Przykro mi, Shirei…
Odetchnął, przecierając oczy, po czym wstał z krzesła, odrzucając węgiel na bok i podchodząc do okna, za którym krople deszczu uderzały w dachy domostw Osaki.
Jego odbicie miało podkrążone oczy, a włosy układały się w jakimś dzikim chaosie. Znajome, zmęczone, wpatrywało się w niego, oceniającym stalowym spojrzeniem.
Gdzieś tam, głęboko w jego głowie, czaiło się zło i choć z początku tak wyraźnie przecież wzbudzało w nim odrazę, teraz nie mógł powstrzymać tego okrutnego uczucia, że pozostawało z nim bezpośrednio związane. Było znajome… A on nie miał już tego samozaparcia, aby uparcie cofać się przed wyciąganymi przez niego szponami.
Było zimno, choć demon nie mógł odczuwać tego chłodu na skórze bardziej dotkliwie, aniżeli jako zwykły bodziec.
Akuma przyglądał się, jak Sora stoi nad innym demonem, który szarpał się w jego dłoniach. Palce zaciśnięte były na jego krtani, pazury wbite w skórę. Kolana przytrzymywały wijące się ciało, mimo to, raz za razem atak zostawiał ślady na szerokim, odsłoniętym torsie.
- Demoniczna sztuka krwi, Sora. Jeżeli kiedykolwiek chcesz mieć przewagę nad tym okrutnym światem, będziesz musiał w końcu po to sięgnąć.
- Zrozumiałem to już za pierwszym razem - odwarknął Sora, z tym swoim urokliwym pomrukiem, który świadczył, że znajdował się na granicy własnej cierpliwości. Szarpnął demonem pod sobą, uderzając jego czaszką o skalne podłoże, wywołując tym samym jednak jedynie większą jego irytację, która wiązała się z opluciem jego twarzy śliną, gdy zwierzę wrzasnęło w jego kierunku złowieszczo. - Powtarzasz się w ten najbardziej irytujący sposób.
- W razie, gdybyś zapomniał - odpowiedział mu z cwanym uśmiechem, przyglądając się całej scenie ze środka. Demon miał się zaraz uwolnić. Podobnie jak wcześniejszy i ten, którego schwytali zeszłej nocy.
Westchnął
- Sięgnij po to, Sora. To musi być twoja pieprzona decyzja. Nie mogę brać siłą tego, czego ty po prostu możesz sobie zażyczyć!
- Życzę sobie… żebyś się, kurwa, zamknął… - warknął Sora przez zęby.
Akuma roześmiał się dokładnie w tym samym momencie, w którym demon wyrwał się z uścisku i rzucił im do szyi.
- Nie. - Jego głos był niemalże okrutny, współgrając z bólem wyrywanego kawałka tkanki z ciała. - Dobrze wiesz, że to nieprawda.
Wiedział.
Sora warknął, niczym zwierzę i oderwał demona od swojej szyi.
Kurwa, wiedział doskonale.
Ryknął i chwycił demona - jedną ręką za żuchwę, palce drugiej wbijając w oczodoły. Jednym szarpnięciem wyrwał zawias stawu skroniowo-żuchwowego, odrywając głowę od tułowia i odrzucając ją na bok.
Akuma stanął nad truchłem, a jego wargi wygiął uśmiech, gdy palec ubrudzony krwią sięgnął do nich i wsunął się między wargi.
- Dobrze. Jesteś gotów.
Nie możesz odpowiadać w tematach