Kołysanie fal koiło jego nerwy, pozwalało zapominać o problemach. Czuł się jakby cofnął się dwa lata wstecz gdzie to jedynymi problemami było znalezienie posiłku i dobrego miejsca na podziwianie gwiazd. Teraz zawsze był w dobrym miejscu by móc oddać się nocnemu światłu. Minęło już kilka tygodni odkąd to dołączył do załogi demona zwanego Kōro, brata jego współpracownika Ryōyū za sprawą to którego dostał się na statek. Pamiętał o umowie zawartej z Matsudairą stąd też miał na oku inne dzieci nocy, On jeden akurat wiedział że demon demonowi był największym zagrożeniem. Dlatego też by pokazać, że ma dobre zamiary poprzysiągł służbę Kōro tak długo jak ten będzie kapitanem statku. W teorii znów znalazł się pod kimś lecz tym razem stało się to z jego woli, mógł to uznać za swój bunt przeciwko Rintarou. Musiał przyznać iż czas spędzony na okręcie mu się chyba spodobał, dnie spędzał wpatrując się w ostrze zabrane Shirei. Niegdyś zielone ostrze straciło swą barwę i moc stając się zwykłą kataną i jego nowym orężem. Przypominało mu bowiem o jego "zwycięstwie" nad białowłosą zabójczynią, był ciekaw czy dała radę wrócić do siedliska zabójców czy też może któryś z jego pobratymców dorwał bezbronną ofiarę. Cóż, najgorszą częścią ich relacji był brak informacji o sobie nawzajem. Nie miał jak dowiedzieć się czy jeszcze żyła, dotychczas był tego pewien dzięki ich przypadkowych spotkaniach ale teraz może do nich nie dojść. Wybrał wszak żywot żeglarza, choć nie wiedział czy mógł tak się określać. Jego rola na statku balansowała pomiędzy byciem strażnikiem dla Ryōyū, a bycie osoba odpowiedzialną za obserwację okolicy. Wspinał się nocami na masz i stamtąd wypatrywał innych okrętów czy też lądu. To zajęcie mu odpowiadało, choć czasem brakowało mu ponownie tych emocji wypływających z polowań czy życia na krawędzi. Za każdym razem gdy te myśli się pojawiały uspokajał się tym iż wszystko idzie z jego planem, wszak musiał ukryć się dopóki Stwórca nie ochłonie i nie przestanie anihilować demony za to że są niedoskonałe.
Przeszedł więc w pewien rodzaj stagnacji, stan podobny do tego sprzed dwóch lat. Przez chwilę obawiał się, że cała jego praca nad własnym rozwojem zatrzyma się i wróci do początków. Wizyta w pierwszym porcie odkąd wyruszyli uświadomiła go jednak iż całkowicie inaczej, na statku hibernował by na lądzie znów być drapieżnikiem. Wyruszył poza port śladem karawany kupieckiej, widok kilku wozów i ich niezbyt licznej eskorty przypomniał mu o zniszczeniu leków. Niemal natychmiast poczuł ogromny gniew, wyciągnął ostrze z sayi i naciął swoje ramie by z krwi stworzyć cztery duże białę węże. Nakazał im otoczyć potencjalne miejsce walki po czym pognał do przodu, zapominając o dyskrecji i skupiając się jedynie na wyładowaniu złości. Wyrachowanie ustąpiła miejsca brutalności, przez chwile nie był tą samą osobą. Stał się zwykłym demonem, krwiożerczą bestią jakimi ludzie straszyli swe dzieci. Krzyk jego ofiar był z pewnością słyszalny bo i nie powstrzymywał się zbytnio, szczęśliwcami byli Ci którzy umarli po pierwszym uderzeniu ostrzem Shirei. Ci których nie zabił kataną, dręczył. Wyrywał im kończyny, łamał po kolei żebra. Wkrótce jego białe włosy jak i blada skóra pokryły się czerwienią, wcześniej tak bardzo pokryty krwią był gdy to go zgnieciono wraz z zabójczynią wiatru. Powinien czuć się źle z tym co zrobił, bo w końcu zachował się jak bezmyślne zwierzę. Odczuł jednak tak ogromną ulgę, że zagłuszyło to wyrzuty sumienia. Zamiast tego zaczął się głośno śmiać, wtedy to usłyszał czyjś szloch. Jego spojrzenie natychmiast zwróciło się w tamtą stronę. Białowłosy demon, schował ostrze do sayi i podszedł do małego stosu ciał pod którym jak to się okazało ukrywała się kobieta o długich jasnych włosach. Przypominała mu tą cholerną zabójczynie, która to zawróciła mu w głowie. Brakowało jej blizn i nie zgadzał się kolor oczu, ale im dłużej się jej przyglądał tym bardziej wyglądała jak Shirei. Po dłuższej chwili, mógł przysiąść iż zabójczyni znów leży przy nim. Kobieta była sparaliżowana strachem, łzy płynęły wartko po jej policzkach. Jego spojrzenie natychmiast zelżało, agresja ustąpiła miejsca trosce i czułości —
Boisz się mnie Shirei? To do Ciebie niepodobne, zrozumiałaś w końcu że tylko ja mogę ci pomóc? — Rzekł spokojnym, ciepłym tonem ocierając jej łzy i brudząc jej policzek krwią. Kobieta uderzyła w jego dłoń i starała się od niego odsunąć —
Z-zostaw mnie! — Wykrzyczała w jego stronę, kiedy to złapał ją i przyciągnął do siebie —
Nie zostawię Cię, nie tym razem. Wcześniej liczyłem iż zrozumiesz swój błąd i sama do mnie przyjdziesz, po ostatnim jednak naszym spotkaniu zrozumiałem że nie wytrzymam tego dłużej. Chcę Cię mieć przy sobie Shirei, naprawię Cię i będziesz ze mną przez całą wieczność — Wypowiedział zupełnie szczerze, wiedział że byli sami. Nie licząc jego węży rzecz jasna, mógł więc powiedzieć to co leżało w jego sercu już od dawna. Chciał ją wtedy pocałować ale ta uderzyła go płaską dłonią w twarz —
N-nie jestem Shirei, puść mnie potworze! — Krzyknęła kobieta i wtedy ujrzał ją taką jaką była, ciemnowłosa kobieta o zielonych oczach, pozbawiona blizn. Jego spojrzenie na powrót stało się zimne, złapał za jej gardło i wydusił z niej życie. Ichitarō szponem wyciął znak 蛇 na brzuchu kobiety po czym odrzucił ją na bok i przeciągnął dłonią po twarzy —
Mogłem nie opuszczać statku, tam byłem spokojny — Powiedział kierując te słowa do gwiazd, swoich najdroższych przyjaciół. Demon opuścił ten teren i powrócił na okręt, po drodze zmywając z siebie krew. Na pytanie gdzie był odpowiedział w prosty sposób:
Żegnał się z widmem przeszłości.Od czasu tamtej masakry znacznie się uspokoił. Na powrót stał się cichym i leniwym demonem, który to wypełniał rozkazy Kōro i czasem Ryōyū. Jadł tyle ile musiał by zaspokoić głód i unikał problemów. Wszystko wróciło do normy odkąd to wyrzucił z siebie te "złe" emocję. Wszystko szło idealnie, do czasu aż zazwyczaj rozgadany i głośny Matsudaira nie stał się jeszcze zrzędliwy i upierdliwy. Irytował przy tym co nie miara i testował cierpliwość białowłosego, parę dni mógł wytrzymać lecz w końcu puściły mu nerwy i gdy byli sami to pchnął Ryōyū na ścianę. Wszystko po to by usłyszeć czemu sternik ostatnio zachowywał się jakby ktoś mu wsadził coś ostrego w tyłek. Słysząc powody "złego" nastroju kompana westchnął i zgodził mu się pomóc od razu, dlatego jeszcze tego samego dnia opuścili statek i udali się na "odwiedziny" do wioski będącej cierniem w oku Matsudairy. Tam nim przeszedł do dzieła to spytał swego towarzysza czy biorą jeńców, dostał odpowiedź która go zadowoliła. Jeńców miało nie być, nie bacząc więc na nic przywołał swe węże, wyciągnął ostrze z sayi i wyruszył by dokonać pogromu niewinnych. Tym razem jednak zadbał o to by nie uwalić się za bardzo krwią, wkrótce było po wszystkim choć widział iż żądza krwi Matsudairy nie była zaspokojona. Ten z jakiegoś powodu naprawdę chciał pozbyć się wszystkich wyznawców krzyża, więc Ichitarō miał zamiar mu w tym pomysł i zasugerował zostawienie znaku dla innych chrześcijan. Spędził nieco czasu na wyrywaniu kręgosłupów i głów ale w końcu udało mu się to. Z zebranych kości i lin, zrobił krzyż który to postawił na środku wioski w ramach hołdu dla Ryōyū. Liczył, że to uspokoi na ten moment jego kompana i pozwoli im na powrót do domu. Wtedy jednak coś go tknęło i postanowił z resztek ciał ułożyć wężyka, taki dyskretny podpis. Po powrocie na okręt postanowili, że to będzie ich małą tajemnicą. W końcu reszta załogi mogła źle zareagować na wieści iż dokonali rzezi, która mogła ściągnąć na nich niebezpieczeństwo.
Następne miesiące żeglugi minęły już o wiele bardziej spokojnie, to też białowłosy postanowił zacząć znów działać by móc obalić Rintarou i zemścić się na ognistym demonie. Dlatego też za każdym razem gdy przybijali do jakiegoś portu lub byli w pobliżu jakieś miejscowości, przekupywał niektórych ludzi by zbierali dla niego informację o jego wrogach. Wszystko po to by biały wąż znów mógł zacisnąć swój uścisk na tej dwójce parszywych demonów by móc zatopić w nich swe kły. Nie zapomniał też o Shirei, i o niej zbierał informacje. Zapłacił wielu ludziom by Ci szukali kobiety o białych włosach z masą blizn po ugryzieniach. Informację odbierał gdy to znów odwiedzali dane punkty. Wtedy też płacił swym informatorom za pomocą kosztowności odebranych jego ofiarom. Wszystko po to by przygotować się, na finał swych planów.