W dniu naszej największego kryzysu przybył do nas łaskawy pan Yamato ratując nas od klęski i zagłady. Co czytacie jest kroniką Shimogo od czasu naszego wyzwolenia przez litościwego Pana.
Zima Grudzień 1652
Był to siódmy dzień oblężenia Shimogo przez grupę bandytów znaną jako Czarne Oko. Morale w osadzie były wyjątkowo niskie. Zaczynało brakować jedzenia i zapasów, a panująca zamieć nie zwiastowała poprawy sytuacji. Wiatr szarpał okolicznymi drzewami mieszając i niósł dzikie okrzyki najeźdźców. Zanosiło się na szturm lichych obwarowań Shimogo.
Wkrótce ze ściany śniegu wyłoniły się cienie pierwszych bandytów. Byli ubrani w zwierzęce skóry i uzbrojeni w prymitywną broń ze sprzętu rolniczego. Nie zmieniało to faktu jednak że byli równie zdesperowani co my. Zdesperowani i rządni krwi. Alternatywą była śmierć z głodu i mrozu. Shimogo nie podda się bez walki.
Pierwsze uderzenie było dla nas szokiem. Walczyliśmy z hordą, której bliżej było zachowaniem do zwierząt czy, chrońcie bogowie, demonów. Bandyci atakowali bez troski o własne życie. Niektórzy z nas w głębi zamieci widzieli postać, która z daleka obserwowała postęp wydarzeń. Z jakiegoś powodu to właśnie ona wzbudzała największy strach. Pomimo naszej dzielnej obrony, szarańcza berserkerów wdarła się do miasteczka i sądziliśmy, że wszystko jest stracone.
Jednak w najciemniejszej godzinie, nadeszła niespodziewana pomoc. Jeden po drugim bandyci padali pod uderzeniami nieznanej nam postaci. Jak się wkrótce okazało, był to nasz przyszły władca, który swymi kościanymi pazurami rozszarpywał najeźdźców. Na koniec wyglądało jakby zamienił kilka słów z widmem w zamieci zmuszając je do opuszczenia Shimogo.
Nowy władca wkroczył do naszego miasteczka, owiany tajemnicą i obietnicą porządku. Rankiem rozbrzmiewały echa triumfów militarnych, a mieszkańcy, choć zaniepokojeni, wstrzymywali oddech, czekając na przedstawienie bohatera. Yamato, jak przedstawił się władca, przemawiając gromkimi słowami, obiecywał prawo i sprawiedliwość dla wszystkich, pod warunkiem bezwzględnej lojalności.
Zima Styczeń 1653
Początki stycznia przyniosły wydane dekrety, które miały rzekomo ugruntować nowy porządek. Niewątpliwie, nowy suweren przyciągał uwagę swoimi przedsięwzięciami w zakresie rozwoju miasteczka. Prace nad fortyfikacjami były obietnicą lepszej przyszłości. Szanowny pan Yamato inspirował nas swoją obecnością i bez zważania na wiatr czy mróz doglądał budowę nowych murów i strażnic.
Na koniec nowy włodarz uprzejmie poprosił o największy budynek w Shimogo i obrał go za swoją siedzibę. Nie obyło się bez zmiany wzornictwa, lecz wszyscy zgadzali się, że nieco makabryczne detale dodają miejscu uroku.
Co prawda znalazła się garstka malkontentów, którym nie podobał lecz przez najbliższe tygodnie opuścili wioskę i słuch o nich zaginął. Zrodziło to oszczerstwa jakoby zostali zlikwidowani przez samego Pana, lecz wszyscy uczciwi mieszkańcy wiedzieli, że to łgarstwa.
Mistrz Yamato regularnie samotnie opuszczał miejscowość w poszukiwaniu zagrożenia. Za każdym razem kiedy znikał w nocy mieszkańcy spali spokojnie, bo wiedzieli, że przegania on bandytów. Każda z takich wędrówek kończyła się nową ozdobą na murach w postaci czerepu bandyty.
Zima Luty 1653
Wraz z nadchodzącym lutym, jednak, zaczęły się pojawiać pierwsze oznaki oporu. Tego, co przedstawiano jako wymierzone i sprawiedliwe rządy, coraz więcej osób zaczęło niesłusznie postrzegać jako tyranię.
Wszystko zaczęło się pewnego mroźnego wieczoru, kiedy do Shimogo przybył mężczyzna uzbrojony w miecz. Pana Yamato wtedy nie było w osadzie, gdyż przebywał na jednej ze swoich wędrówek po okolicy. Na początku mieszkańcy podchodzili do obcego nieufnie, lecz pozytywne nastawienie szybko uwiodło część lokalnych. Wkrótce odbyła się drobna uczta, a alkohol rozluźnił języki zdrajców. Nachodźca dużo pytał o naszego włodarza i wyglądał na strapionego odpowiedziami gaduł.
Dzień po przybyciu samuraja powrócił i łaskawy Yamato. Mężczyźni od razu nie przypadli sobie do gustu i Shimogo ponownie zobaczyło kościane szpony Pana. Wielokrotnie stal miecza spotykała kość pazurów w walce, która odbyła się tej nocy. Pomimo utraty ręki Obrońca Shimogo rozpłatał brzuch obcego kończąc bitwę. Następnie z typową dla siebie intuicją rozprawił się ze zdrajcami, którzy opowiedzieli się za samurajem. Ku powszechnej radości mieszkańców, następnego dnia Pan ponownie miał obie ręce.
Zima Marzec 1653
Marzec był dziwnym miesiącem dla Shimogo. We wiosce panowała przybita atmosfera, której nie poprawiały roztopy. Trakty zamieniały się powoli z zasypanych w błotniste pułapki. Wydarzenia z poprzedniego miesiąca zasiały wątpliwości w sercach mieszkańców.
Przez miesiąc do osady przybyło jeszcze dwóch szermierzy, lecz ci wydawali się przebywać tu wyłącznie przypadkiem i nie mieli takiego samej determinacji co najeźdźca z lutego. Jak szybko się pojawili, tak szybko zniknęli, jedyne co się zmieniało to liczba czaszek na pasie włodarza.
Miesiąc ten był też pierwszym poważniejszym eksodusem części lokalnych. Odeszła grupa malkontentów, licząca około jednej czwartej mieszkańców. Pewnego poranka, gdy mgła była wyjątkowo gęsta ludzie ci oddalili się bez słowa, pozostawiając po sobie tylko puste domy. Łaskawy Pan wydawał się nieporuszony tym zajściem, lecz ich domostwa następnej nocy strawił przypadkowy pożar.
Wiosna Kwiecień 1653
Kwiecień przyniósł kulminację sprzeciwu. Zniknięcia mieszkańców, brak spodziewanego dobrobytu i coraz więcej groteskowych trupów na obwarowaniach sprawiały, że większość mieszkańców Shimogo została w osadzie ze strachu lub była za słaba na wędrówkę przez topniejące szlaki. Frustracja również była wyczuwalna u samego włodarza, którego wypady poza wioskę stawały się coraz bardziej chaotyczne i dłuższe. Jeśli nie był w podróży, to zaszywał się w swojej ponurej posiadłości. O ile wcześniej niesubordynacja była karana w ustronny sposób teraz kończyła się często publiczną egzekucją. Cierpliwość włodarza wisiała na włosku.
Kolejna część kroniki jest pisana inną ręką.
Bestia od wielu miesięcy terroryzowała Shimongo, ale jej rządy dobiegły końca. Wspierani przez okoliczne wioski postanowiliśmy raz na zawsze zniszczyć potwora, który był utrapieniem dla okolicy. Zostaliśmy wsparci przez okolicznych banitów, pasterzy i drwali. Swoją pomoc okazały również wioski Kiso i Tenei.
Jesteśmy gotowi poświęcić nasze życie dla wolności. Zerwać kajdany opresji i ulżyć światu niszcząc pomiot piekielny zwany Yamato.
Niech bogowie mają nas w opiece.
Kolejna część kroniki jest pisana pośpiesznie.
Zapewne słowa jakie tu piszę, będą moimi ostatnimi. Nasze powstanie zakończyło się tragicznie. Bestie udało się zaskoczyć, zarzuciliśmy sieci i łańcuchy, ostrzelaliśmy ją z łuków i obrzuciliśmy oszczepami. Kiedy demon stał spętany pod gradem pocisków wydawał się odczuwać ulgę. Jego niewzruszenie w takim momencie powinno dać nam do zrozumienia, że nie jest to coś z czym możemy walczyć.
Po chwili diabeł urósł w postać wielkiego szkieletu i zaczął ciąć pazurami na wszystkie strony. Siekiery i kosy szybko okazały się być bezużyteczne, a sami miotacze stali się głównym celem, kiedy potwór wyrwał z ziemi kamień i rzucił w ich kierunku. Następnie jakakolwiek kontrola poddała się panice.
Ja, Tori piszę to dla potomnych, kiedy diabeł poluje na resztkę mieszkańców. Może komuś innemu się uda znaleźć tę księgę i wykorzysta wiedzę do walki z bestią.
Zwykłe żelazo się go nie ima, choć demon został zraniony niegdyś przez samuraja.
Jest nieludzko szybki i ucieczka jest bezcelowa.
Przemienia się w wielki jak drzewo szkielet.
Jego bronią z wyboru są wielkie kościane pazury.
Nadcho...
Nie możesz odpowiadać w tematach