Nienawiść była silnym uczuciem. Chyba najsilniejszym, jakie kiedykolwiek odczuwała. Chęć zemsty od wielu lat pchała ją do przodu. To właśnie przez nią zdecydowała się wstąpić do korpusu. Pójść w ślady Yoshiro, który tak bezinteresownie ją przygarnął. Wtedy, gdy była zaledwie małym śmieciem; nic nie znaczącym odpadem społeczeństwa. Chociaż czas płynął nieubłaganie, a większość swojego życia spędziła na treningach, wciąż pozostawała nikim. Nigdy nie miała okazji przetestować swoich umiejętności przeciwko temu demonowi, który naznaczył ją wielokrotnie. Ten jedyny, który królował w jej wszystkich wspomnieniach traumatycznego dzieciństwa. Zmierzyła się jednak z innym demonem. Tym upartym, egoistycznym, samolubnym i wpatrzonymi w siebie. Tym, który wziął sobie za punkt honoru zrujnowanie jej doszczętnie. I niestety szło mu całkiem dobrze. Walka, o której wyniku i konsekwencjach wcale nie chciała myśleć, zakończyła się sromotną porażką. Była przy nim nikim. Zbyt słaba, zbyt wolna, zbyt przeciętna. Bawił się nią jak chciał zabierając przy tym wszystko co miała do zaoferowania. Ichitaro był powodem jej upadku, jednak nie zamierzał upadać razem z nią. Nie zamierzał też jej podnosić.
Stojąc teraz przed drzwiami Hashiry wiatru nie myślała o niczym konkretnym. Widziała ukłucie żalu w jego spokojnym spojrzeniu, kiedy zorientował się dlaczego stała przed nim o samym świcie z pakunkiem swoich najpotrzebniejszych rzeczy. Bardzo szybko zrozumiał, że musiała na jakiś czas odejść. Nie wiedział co wtedy się wydarzyło w okolicach Kioto. Nie znał tej historii, a Shirei nigdy nie była wylewna.
- Wróć jak będziesz gotowa - skomentował zmęczonym głosem. Nie odchodziła przecież na zawsze. Miała zbyt wiele niedokończonych spraw. Zbyt wiele do zrobienia, żeby bezpowrotnie opuścić Korpus. Chęć zemsty pielęgnowana przez lata nie zmalała. Wciąż pozostawała tak samo silna. Musiała jednak zaczekać, bo w jej obecnym stanie nie nadawała się do niczego konkretnego. Przyszedł czas, żeby znalazła własną drogę; żeby rozpoczęła własny trening, w którym Yoshiro nie mógł jej towarzyszyć. Wyruszyła o świcie w stronę gęstych lasów Aokigahara, niedaleko Edo. Nie była pewna, a jednak często zastanawiała się czy to właśnie nie tam przyszła na ten zepsuty świat.
Obudziła się z krzykiem. Jeden z koszmarów, które nękały ją co noc, wybudził ją doszczętnie. Leżała w jednym z pokoików w niewielkiej karczmie. Gdzieś w okolicach Edo, wciąż podróżując do swojego nowego miejsca treningowego. Odetchnęła z ulgą rozglądając się po pomieszczeniu rozświetlonym jedynie mętnym płomieniem jednej świecy. Wtedy je zobaczyła. Stalowo szare tęczówki o pionowej źrenicy jak u prawdziwego potwora. I nie były to obce oczy demona. To były te znajome. Te, których odcień odzwierciedlał jej własne tęczówki. Tak cholernie podobne, tak dobrze znane. Jak sparaliżowana była w stanie jedynie wpatrywać się w rozmytą w ciemności sylwetkę drapieżnika. Wszechogarniający strach przed nim uniemożliwił jej jakiekolwiek poruszanie się. Wyobrażała sobie to spotkanie wielokrotnie, a jednak w tym momencie była w stanie jedynie wpatrywać się w swój najgorszy koszmar otwartymi oczami.
Jej płytki oddech.
Jego chrapliwy śmiech, tak kurewsko znajomy.
- Oyasuminasai, Shirei.
Obudziła się z krzykiem. Ponownie. Co się stało? Pierwsze promienie porannego słońca wpadały przez niedbale zaciągnięte zasłony. Czy rzeczywiście był to tylko sen? Kolejny koszmar? Chociaż rozsądek podpowiadał, że tak. Gęsia skórka i skamieniałe mięśnie podpowiadały coś innego. Nie poznała prawdy.
Nowe ostrze wciąż wyglądało idealnie. Jego klinga pobłyskiwała delikatnie odbijając kolejne spadające krople ulewnego deszczu. Trenowała długo, dziennie. Nie odpuszczała sobie. W końcu na to zdecydowała się poświecić swój czas. Musiała stać się silniejsza, żeby w końcu móc coś sobą zaprezentować; żeby w końcu móc ruszyć dalej. Niestety treningi nie przynosiły większej zmiany oprócz coraz lepszego refleksu. Trenowała ciało, kiedy umysł pozostawał tak samo popsuty. Z każdą kolejną wykonaną techniką ostrze odmawiało jej posłuszeństwa, jak by oddech wiatru do niego nie pasował. Był zbyt wylewny, zbyt rzucający się w oczy. Chociaż od zawsze przemawiał do niej swoją ostrością i tą nutą agresji, wszystko się zmieniło. Była dla niego zbyt skryta, zbyt zimna. Gdzieś idąc ramię w ramię przez tą krętą ścieżkę walki z demonami przestali do siebie pasować. Zdawała sobie z tego sprawę i niestety jej sensei także. Dlatego musiała odejść. Znaleźć własną ścieżkę.
Pod naporem wielu blizn cielesnych jak i tych psychicznych nie mogła się poddać. Na nowo rozdrapane rany nie zdążyły się jeszcze zasklepić, więc musiała im pomóc. Z początku podpowiedzi cichych szeptów niosących się po gęstym lesie, były jedynie subtelne. Zlewały się z gęstą mgłą, która wiecznie unosiła się między drzewami. Była nieodłączną częścią bezkresnego pola treningowego, które stało się jej domem. Trenowała w pojedynkę. Walcząc przede wszystkim ze samą sobą; ze swoimi wspomnieniami i słabościami. Z dnia na dzień uczyła się poruszania wśród mglistego powietrza. Przestała przeszkadzać jej słaba widoczność i nieprzystępny chłód. Z czasem nauczyła się doceniać ochronę jaką przynosiła mgła. Otulała ją niczym nadopiekuńcza matka, której nigdy nie miała. Układała się niczym mleczna otoczka wokół jej ostrza podczas każdego treningu, aż w końcu stała się nieodłączną jego częścią.
Miała wrażenie, że mgła wtapiała się klingę jej Nichirin, chociaż z początku nie rozumiała dlaczego. Stawały się jednością tak płynnie, tak naturalnie. Szybko zrozumiała, że to była jej nowa ścieżka. Zimna, pusta i wypełniona śnieżnobiałą mgłą. Taka, którą mogła podążać tylko ona. Samotnie i w pojedynkę, bo jej samolubne cele nie przynosiły nikomu korzyści.
- Shiroi Kiba - wyszeptała rozumiejąc w końcu tą nową moc, która zastąpiła nieugięty wiatr. Wzięła głębszy oddech z charakterystycznym dla Zabójców syczeniem. Skupiła się na swoim Nichirin i wykonała frontalne pchnięcie w kierunku jednego z pobliskich drzew wraz z mgłą otaczającą ją przy ataku. Smak nowego oddechu tchnął w nią nową motywację. Nowe możliwości. Był zapowiedzią przychylności przeznaczenia. W końcu miała stać się na tyle silna. Na tyle wystarczająca. - Ichi no kata: Suiten Tōgasumi!
Nie pozostało jej nic więcej jak dalej rozwijać swoje umiejętności. W końcu wciąż jej psute serce przepełniała czysta nienawiść i chęć zemsty. Jej cel nigdy się nie zmienił. Teraz jednak oprócz chęci zabicia własnego ojca, inny demon zajął miejsce tuż obok niego. Hebi. Demon o naturze prawdziwego węża. Do wszystkiego dołączył jeszcze jeden, skryty cel. Taki, o którym nigdy nikomu nie powiedziała. Czy istniała możliwość odmienienia demona z powrotem w człowieka? Jeśli tak samolubie chciała go poznać. Był to początek końca, bo zemsta była słodka i ulotna. A po mniej nie zostanie jej już absolutnie nic. Zniknie mgła, pozostanie ciemność.
Nie możesz odpowiadać w tematach