⠀⠀Było jeszcze jasno. Chmury skrywały niebo za grubą, deszczową powłoką, która padała na cmentarzysko monochromatycznym cieniem. W oddali jarzyły się z rzadka błyskawice, które nie mogły znaleźć dojścia do ziemi. Chociaż nie padało, powietrze było wilgotne, wszystko trwało w oczekiwaniu na deszcz.
⠀⠀— No dalej, myśl... — karciła się na głos Suiren ostrym spojrzeniem łowiąc rozmyte na tafli wody rysy własnej twarzy. Sądziła, że może niewyraźny obraz pomoże jej odnaleźć drogę w labiryncie wspomnień, który sam w sobie składał się z rozlanych wizji. Była w nich kobieta, jedna, dwie... może nawet trzy? Podobne do siebie poprzez ruch ciała, bliźniacze gesty. Jak było im na imię?
⠀⠀W tle znów zagrzmiało. Przeniosła ciężar ciała do tyłu i usiadła na łydkach wpatrując się zmęczona w przeciwległy brzeg. Zastygła w tej pozie nieświadomie, zanim ostry ból w boku nie wyrwał jej z odrętwienia. Objęła się skrzyżowanymi ramionami i cofnęła padając lekko na tyłek. Twarz łaskotała, gdy krople wody parowały powoli w powietrze, ale ubrania nadal miała zimne, przesiąknięte wilgocią. Poza tym wciąż widniały na nich plamy krwi, której nie sposób było zmyć, nieważne jak mocno wcierała w tkaninę szare, rzeczne mydło.
⠀⠀Obok niej leżała schludnie złożona, wielobarwna narzuta z nadrukiem odlatujących żurawi. Przeważały na niej szarość i biel, lecz niektóre elementy ozdobiono kontrastową żółcią i morską zielenią, niczym pióra cyraneczki, które czyjaś wprawna ręka wszyła w kołnierz haori.
⠀⠀Zmieniła pozycję. Zanurzyła łydki w lodowatej wodzie mącąc muliste dno, ukucnęła powoli mocząc uda i chlapiąc po nijakiej, sztywnej koszuli. Spodziewała się, że o tej porze na cmentarzysku spotka co najwyżej wyjące duchy, ale nie chciała ryzykować rozbierania się do naga. Los niejednokrotnie zesłał jej towarzystwo, gdy się go nie spodziewała, więc nie zamierzała go kusić.
⠀⠀Przyziemne zajęcia pozwoliły jej odciągnąć uwagę od kolejnego niepowodzenia w temacie brakujących wspomnień. Monotonne pocieranie o siebie kawałków materiału wpędziło ją w przyjemne, bezmyślne wpatrywanie się w odbicie zachmurzonego nieba.
The silence is your answer.
Był bezsilny wobec zmian, które miały miejsce w Osace i okolicy. Choć pragnął nade wszystko możliwości spokojnego życia wśród ludzi, to nie w taki sposób. Nie dla tych, którzy szukali jedynie krzywdy innych. Nie dla tych, którzy zabijali bez mrugnięcia okiem i dla przyjemności. Ilekroć widział demony paradujące otwarcie po ulicy, wszystko w nim zdawało się krzyczeć, jak bardzo nieprawidłowe to było. Zaś widok ludzi, którzy przez lęk decydowali przestać walczyć i oddać swe życie w ręce oprawców, by zostać pożartym lub stać się kolejnym potworem zasilającym ich szeregi...
Kurodake zacisnął dłoń w pięść i warknął, uderzając mocno w pobliskie drzewo. Kawałki kory odprysnęły się na boki, a drewno trzasnęło głucho, lecz nie pękło; drzewo było na szczęście duże i wytrzymałe. Oddychał ciężko, próbując opanować gniew trawiący jego wnętrze w inny sposób niż wtedy, gdy bronił księżniczkę Uesugi. Tamten był zimny niczym kawałek lodu, ten zaś przypominał bardziej płomienie pochłaniające wszystko na swej drodze. Metaliczna woń leniwie przeniknęła wilgotne powietrze, gdy dłoń powróciła do boku demona. Parę kropel krwi skapnęło leniwie na ziemię, natychmiast w nią wsiąkając. Gdybym był silniejszy, myślał, nie byłbym w tej sytuacji. Bliżej mu było do smutnego żartu, niżeli demona.
Z opóźnieniem zarejestrował obecność kogoś innego. Odwrócił powoli głowę ku postaci, aż jego wzrok zatrzymał się na znajomej, choć częściowo pozbawionej ubrań sylwetce. Przez chwilę zwyczajnie na nią patrzył; nieobecne spojrzenie kontrastowało z uśmiechniętą lisią maską. Jednak gdy wreszcie jego umysł przetrawił widzianą scenę, z ust Kurodake wyrwało się ciche, zaskoczone parsknięcie, którego nie zdołał stłumić. Było coś surrealnego w obserwowaniu innego demona robiącego coś tak trywialnego jak pranie - to wystarczyło, by sprowadzić go na ziemię i zatrzymać na ten krótki moment rozbiegane myśli, skupiając się w pełni na tym, co znajoma-nieznajoma tu robiła.
jeżeli mądrość potęguje jedynie zło
jeżeli szczęście jest przeszkodą dla zbawienia
to osądzi mnie bezduszna wieczna noc
⠀⠀Westchnęła w niezadowoleniu. Bardzo dbała o swoją odzież, ten zestaw nosiła właściwie od kiedy sięgała pamięcią - czyli prawie rok wstecz. Czyściła go i odświeżała regularnie, by zdał się na wewnętrzne okrycie pod eleganckimi szatami na wierzchu, a teraz podziurawiony i wyplamiony nie nadawał się do niczego. Muzan był jej winny nowe szaty.
⠀⠀Wstała, ociekając wodą i z irytacją cisnęła wapniową kostkę daleko w fosę. Gdzieś w międzyczasie rozległ się za jej plecami cichy śmiech, krótkie parsknięcie, przez które nabrała powietrze w policzki.
⠀⠀— Jak już patrzysz, to przynajmniej zapłać — zakpiła, sięgając wzrokiem między drzewa, pośród których kryła się jakaś znajoma sylwetka. W pierwszej kolejności rozpoznała maskę, a dopiero potem całą resztę Kurodake. Jeżeli sądził, że krępacja nada rytmu temu spotkaniu, to grubo się mylił. — Faceci...! Nieważne ile lat mają, zawsze będą podglądać szczerząc się pod nosem jak podrostki.
⠀⠀Skoczyła lekkim krokiem na brzeg, a potem opłukała stopy z mułu zamaczając je na powierzchni jedna po drugiej. Nie było sensu podwijać szaty sięgającej ziemi teraz, gdy Suiren i tak pogodziła się z jej stratą. Skórę pokrywały kropelki wilgoci, tkanina lepiła się ciasno do ciała uwypuklając każdą krzywiznę kobiecej sylwetki. Czarnowłosa zaczesała włosy do tyłu i skrzyżowała ręce na piersi posyłając mężczyźnie pytające spojrzenie.
⠀⠀— Udało Ci się przeżyć. Zaskakujące. A co takie sprowadza cię na cmentarzysko? — Pokazowo rozejrzała się na boki. Miejsce było ponure, w oddali majaczyły kształty kurhanów i kamiennych słupów z wyrytymi w starych znakach imionami najznamienitszych wojowników. Całość tonęła w przytłaczającej atmosferze nadchodzących zmian pogodowych. Za jej plecami falowała za sprawą delikatnego wiatru fosa otaczająca z każdej strony wyspę grobowca. — Bo jestem przekonana, że nie chodzi o przyglądanie się jak demon pierze swoją bieliznę.
The silence is your answer.
Nie był pewien jak powinien się zachować wobec demona, szczególnie gdy pustka zdawała się wypełniać jego umysł, a on sam czuł się dziwnie odrętwiały. Jednak na podstawie ich ostatniej interakcji nie miał powodów do wrogości.
- Przepraszam. Zaskoczył mnie twój widok - odparł neutralnie. - Potrzebujesz nowych ubrań? - Nie dało się nie zauważyć, że jej aktualne były w raczej kiepskim stanie.
Obserwował ze stoickim wyrazem poczynania nieznajomej, choć w środku skrzywił się nieznacznie. Pogoda wciąż była nie najlepsza, choć dopiero kolejna błyskawica zwróciła jego uwagę na aktualny stan nieba; zapowiadała im się co najmniej burza, o ile zmierzała w tym kierunku. Moczenie się w wodzie o tej porze nie mogło być szczególnie przyjemne, mimo zanikającego śniegu. Na dodatek sama woda zdawała się... nie być zbyt czysta.
Nie przejął się skierowaną ku niemu uszczypliwością, z resztą, daleko mu było do konfrontacyjnego nastroju. Również rozejrzał się na boki, dopiero teraz prawdziwie zdając sobie sprawę z tego, gdzie się znalazł. Nie spodziewał się dojść aż do Sakai, gdy opuszczał swój dom. Właściwie jego jedynym celem było znalezienie się jak najdalej od Osaki, nim zrobi coś nierozważnego.
- Przypadek. Nie miałem żadnego celu podróży. - Wzruszył mechanicznie barkami. - Nie sądzę, by było to najlepsze miejsce na robienie prania. Rzeki są znacznie czystsze - dodał po chwili, zerkając na rów z zastałą wodą.
jeżeli mądrość potęguje jedynie zło
jeżeli szczęście jest przeszkodą dla zbawienia
to osądzi mnie bezduszna wieczna noc
⠀⠀Spojrzała w dół na zniszczone ubrania.
⠀⠀— Niewątpliwie spostrzegawczości Ci nie brak — odparła sarkastycznie na jego pytanie. — Nie widzi mi się zdzieranie ubrań z trupów, a jak pewnie wiesz, stawka wynagrodzenia dla demonów jest ostatnio dość niska. Raczej nie kupię niczego w tym stylu na tyłach szwalni w Osace.
⠀⠀Jakby na dowód istnienia swojego problemu złapała za krawędź koszuli prostując ją tak, by każde zadarcie i każda plama były doskonale widoczne. Z perspektywy istniejącego w kraju ubóstwa nie była to potrzeba najpilniejsza, lecz Suiren wywodząca się z wysoko postawionego rodu i żyjąca przez większość czasu w luksusie nie potrafiła sobie poradzić z nową rzeczywistością. Dbała o higienę i estetykę nawet wtedy, gdy przemieniono ją w demona.
⠀⠀Przeczesała włosy rozstawionymi palcami i westchnęła pod nosem słyszą uwagę mężczyzny. Spojrzała ponad ramieniem na zamulony brzeg zgadzając się w duchu z jakością tutejszej wody.
⠀⠀— Są czystsze, znajdują się również wzdłuż szlaków handlowych i miast. Nie wiem kiedy ostatnio byłeś w większym mieście, ale ludzie brutalnie zmienili swoje podejście do... do nas, jako demonów. Próbowałam umyć się w stawie, ale z zarośli wyskoczył nagi mężczyzna błagając na klęczkach, żebym oddała jego duszę Panu poprzez zjedzenie żywcem. — Drgnęła, gdy przeszły ją dreszcze obrzydzenia. — Dopóki nie nauczą się szacunku, nie mam ochoty się im pokazywać. A tutaj... — zaczęła cicho, rozglądając się wymownie — ... tutaj jest spokojniej. Można pomyśleć o wielu rzeczach.
⠀⠀Zmarkotniała na raz. Teraz, gdy obecność Kuro odciągnęła ją od bezmyślnego topienia własnej szaty w wodzie, nie wiedziała gdzie podziać ręce, ani w ogóle co ze sobą zrobić. Ich ostatnia rozmowa również nie należała do tych najprzyjemniejszych, więc nie widziała perspektyw w zagadywaniu go. Oczywiście, byłby najpewniej doskonałym partnerem do poważnych dyskusji, jednak w umyśle Suiren kotłowało się wiele negatywnych myśli dotyczących ostatnich tygodni, nie wiedziała czy chce w ogóle poruszać te tematy.
---- Fabuła zamrożona, zostanie odegrana na retro w innym czasie -----
z/t x2
The silence is your answer.
⠀⠀⠀⠀I w istocie nawiedzała je sama demonica, która choć nie zniżała się do wycia w mrok, lubiła plątać się smętnie między drzewami, rzucając pozbawione wyrazu spojrzenia nagrobnym stertom. Widząc ją z oddali, na przeciwległym brzegu, ludzie mogliby pomyśleć, że miejsce odwiedzają duchy zmarłych wojowników, którzy legli tu w ziemi wraz ze swoim cesarzem.
⠀⠀⠀⠀Miejsce czczono z bezpiecznego lądu po drugiej stronie zamulonej rzeki.
⠀⠀⠀⠀Pospólstwo paliło kadzidła, wypuszczało lampiony i odprawiało najróżniejsze rytuały kierując słowa w stronę wyspy, dlatego niezależnie od pory roku zwykle dało się tu zauważyć jakieś pozostałości tych obrzędów. Teraz jednak wyspę uprzątnięto, a brzeg skąpany był w aksamitnej ciemności.
⠀⠀⠀⠀— Ktoś tu niedawno był — oznajmiła, nie patrząc na drugiego demona. Nachyliła się do odcisków w błocie, które jeszcze chwilę temu ukryte były pod sosnowymi gałęziami. Dostrzegła je przypadkiem i tylko dlatego, że w mieście szeptano o jakimś wprawnym zabójcy, który miał zamiar pilnować traktów wokół miasta. Tu i tam dało się wyczuć jego obecność, choć ani ona ani jej towarzysz nie posiadali wiarygodnych informacji o człowieku z mieczem.
⠀⠀⠀⠀Był niczym zjawa, a to przypomniało jej o mauzoleum, które zwykle otaczała aura bezpieczeństwa.
⠀⠀⠀⠀Teraz jednak czuła się niczym ślepe zwierzę, niepewna z jakiego kierunku nadciągnie atak.
⠀⠀⠀⠀— Jaki człowiek mógłby wywołać tyle zamieszania? — zapytała cicho, siląc się na nonszalancje. Mimo wszystko wolała przejść na szept, aby nie kusić losu. Odwróciła się szukając wzrokiem Rasha w nadziei, że ten będzie posiadał jakieś istotne informacje.
⠀⠀⠀⠀Wszystko, czego do tej pory się dowiedziała miało charakter plotek i wcale jej nie uspokajało.
⠀⠀⠀⠀Pierwszy raz od dawna czuła coś, co przypominało strach.
The silence is your answer.
Ponownie przyszło im stanąć w ramię, w ramię, tym razem czując oddech na karku jakiegoś łowcy.
— Najwidoczniej wiedział, że tu przebywa demon. Czekał — Określił, stopą kopiąc w spalone drzewo ułożone w stożek. Wzrokiem powiódł na odcisk buta i sądząc po rozmiarze, należał do mężczyzny.
Spojrzał na kobietę.
Dostrzegł nikłą obawę; jej kryjówka została odkryta, wręcz jawnie wystawiona dla ludzi. Ktoś wydarł jej prywatność. Ktoś trafił na jej ślad. Nie mógł to być początkujący łowca demonów, gdyż sposób przemieszczał, sugerował na kogoś bardziej doświadczonego, kogoś żądnego krwi.
— Jaki? Zdesperowany — Przeszło mu przez myśl.
Nie mógł inaczej określić kogoś tak zdeterminowanego. Suiren nie mogła być już bezpieczna w mauzoleum i tego Rash był pewien. Wieść o grasującym po cmentarzysku łowcy szybko rozniesie się po okolicy, w efekcie czego ludzie w końcu zaczną na nowo odwiedzać miejsce.
— Często tu bywałaś? — zapytał, a wiatr potargał jego włosy do góry, spod których pomiędzy pasm wydostało się czarno-białe pióro, zawieszone na ozdobnym sznurku z kilkoma ciemnofioletowymi koralikami.
Jadeitowe ślepia przeczesały przestrzeń przed nimi, jakby starając się coś dostrzec między gęstymi zaroślami. Łowca mógł być blisko, a gdy oni go nie wyczuwali, mógł być dużo groźniejszy niż młodziki, których spotkali jakiś czas temu.
⠀⠀⠀⠀— Nie polowałam, jeżeli o to pytasz — zmrużyła powieki oglądając się na boki co chwilę. Miała wrażenie, że coś słyszy, a w następnym momencie ten sam odgłos dochodził z innej strony. Zmięła palcami materiał na udach i najlżej jak tylko potrafiła przemieściła się w kierunku Rasha, żeby dokończyć wypowiedź. — Często. Może domyślili się, że ktoś czasami odwiedza grobowiec, ale nie sądzę, aby wpadli na trop demona. Ten ktoś musiałby przeczesywać każde drzewo i każdy krzak, żeby coś znaleźć.
⠀⠀⠀⠀Zacisnęła usta, zastanawiają się co takiego mogło zwrócić uwagę zabójcy. I to nie byle kogo. Młodych i niedoświadczonych łowców dało się ominąć, lecz tego wyprzedzały plotki. Nie afiszował się wędrując głównymi ścieżkami, trzymał się na boku, ale z każdym dniem zbliżał. A kiedy dla bezpieczeństwa postanowiła wycofać się w kierunku wyspy napotkała rogatego. Najwyraźniej on też wyczuł, że coś jest nie tak.
⠀⠀⠀⠀Przemieliła na języku swoje własne słowa.
⠀⠀⠀⠀Każde drzewo i każdy krzak... to, ale niezwykle wyczulone zmysły, które naprowadziłyby zabójcę na trop przy jednoczesnym zachowaniu bezpiecznej odległości. A to oznaczało, że nieznajomy szedł ich tropem już jakiś czas i celowo zaganiał w jedno miejsce.
⠀⠀⠀⠀— Tylko po co...? — wymamrotała pod nosem, opierając dłoń na podbródku.
⠀⠀⠀⠀Pozbyła się większości ubrań, które przeszkadzałyby w tej gęstwinie. Część upchała do kosza, który zwykle targała na plecach, a zdecydowaną większość porzuciła gdzieś w zaułku wioski. Teraz, kiedy nie oblekały ją wały materiałów strach, jaki odczuwała, wydawał się uzasadniony. Nie wyglądała na demona, który mógłby podjąć się brutalnej walki.
⠀⠀⠀⠀— Wejdźmy głębiej w las — zasugerowała, kiedy obserwacja przeciwległego brzegu ukrytego za lekką mgiełką nie przyniosła żadnego rezultatu. Stali tak już kilka długich minut, a sytuacja wcale się nie zmieniała. Może zgubił trop, albo sobie odpuścił? Choć Suiren wątpiła, aby celem zabójcy było napędzić demonom stracha.
⠀⠀⠀⠀Poza tym w otoczeniu wysokich sosen czuła się nieco bezpieczniej, niż na płaskim, odkrytym terenie. Zanim jednak ruszyli przykucnęła w gęstych zaroślach, uniosła palec do ust i zagryzła opuszkę między palcami. Wystarczyła jednak kropla krwi, którą strzepała na ziemię, aby ta mogła przerodzić się w ciemny kwiat.
⠀⠀⠀⠀— Powietrze stoi w miejscu. W ogóle mi się to nie podoba — poskarżyła się cicho, zanim zniknęła między zaroślami wybierając drogę na oślep. Sądziła, że zna wyspę na tyle dobrze, aby poprowadzić demona w bezpieczne miejsce, bliżej kurhanów.
⠀⠀⠀⠀Równie dobrze mogła nieświadomie zmierzać prosto w kierunku pułapki.
The silence is your answer.
Pierwsze ślady łowcy wyczuł w głębi lasu, kiedy zapach był bardzo intensywny; w kierunku mauzoleum. Krążące plotki — bądź słaby, słodki zapach — sprawiły, że podświadomie ruszył na cmentarzysko.
Nie spodziewał się jednak trafić ponownie na Suiren — jej obecność również w tym miejscu wydawała się zbyt podejrzana, a czyhająca w oczach obawa potwierdzała, że ktoś specjalnie zwabił ich w to miejsce.
— Najwidoczniej nie mamy do czynienia z nowicjuszem — mruknął, językiem kląskając o podniebienie. Posmak niebezpieczeństwa smakował inaczej niż zazwyczaj.
— Wejdźmy głębiej w las
— Mh – potaknął, samemu uważając podobnie.
Ruszył tuż za nią, przedzierając się przez wysokie gęstwiny. Powietrze stawało się cięższe, idealne do krojenia nożem. Zapach, który czuli oboje od początku, stawał się intensywniejszy, a oni zyskiwali na pewności, że była nim krew. Dowód w postaci krwawego śladu, znaleźli parę metrów dalej na konarze. Ktoś musiał specjalnie pozostawić go w tak widocznym miejscu.
— Albo ktoś się mocno skaleczył, albo ktoś na nas czeka — wymamrotał niezrozumiałe pod nosem bardziej do siebie aniżeli do niej. Kątem oka przyjrzał się kobiecie, czy ta być może domyślała, o co w tym wszystkim mogło chodzić.
Księżyc blado prowadził ich, oświetlając niewiele. Droga przed nimi obsypana była namokniętymi liśćmi, a teren wydawał się grząski. Błoto pod stopami sprawiało lekkie zapadnięcie, utrudniając poruszanie. Wzrok w ciemnościach nie dostrzegał żadnej sylwetki żywego człowieka ani tym bardziej rannego.
Rash w końcu zwolnił kroku, wzrokiem śledząc po ziemi. Męskie ślady stóp kierowały się na północ, jednak w pewnym momencie trop całkowicie urywał się, a to zaalarmowało rogacza. Sui idąca parę kroków przed nim, nie zauważyła, jak Rash znieruchomiał.
— Stój! — I nim kobieta zdążyła zareagować, doskoczył do niej. Złapał ją za dłoń, palcami mocno ściskając za przegub i pociągając ją na siebie. Być może był to przypadek, a być może jego silne przeczucie, ale w tym momencie wydarzyło się kilka rzeczy — przed niedawną pozycją Suiren, powietrze przeciął lecący z boku konar drzewa, który najpewniej miał ogłuszyć nadchodzącego demona. Niestety uruchomienie tej pułapki skutkowało lawiną kolejnych zdarzeń, w tym gradem bomb z wisterią prosto z koron drzew nad ich głowami; rozbijających się wokół nich i tworzących trujący dla nich dym. W jednej chwili przełyk zaczął ich palić, a skóra niemiłosiernie boleć. Wisteria przedostała się przez chroniące ich ubrania, parząc dotkliwie; rozrzedzona — w postaci dymu — nie miała ich zabić, a raczej ogłuszyć i spowolnić; sprawić, że na chwilę wszystkie zmysły wyłączyły się, aby żadne z nich nie mogło dostrzec nadciągającej szarży drewnianych pali, które przebiły Rashowi lewy bark, a Suiren poharatały policzek oraz prawy bok, rozcinając lekko ubranie.
Ogłuszony i zaskoczony kompletnie nie wiedział, co się dzieje. Cofnął się o parę kroków, czując w barku ostry kolec, jak gdyby historia zatoczyła koło. W uszach niesamowicie mu piszczało i nawet gdyby kobieta próbowała coś do niego krzyczeć, nie byłby w stanie jej usłyszeć. Chwilowe zawieszenie popchnęło go plecami na drzewo. Potylicą mocno uderzył w pień, chcąc szybko ocucić się z amoku. Wisteria unosząca się w powietrzu znacznie utrudniała powrót do rzeczywistości. Dusił się jej zapachem, a stojące powietrze idealnie sprzyjało w torturowaniu ich.
Obrażenia:
» Suiren: Oparzona skóra, rozcięty prawy bok.
» Rash: Oparzona skóra, przebity lewy bark.
⠀⠀⠀⠀Tam będzie dobrze - podpowiadał umysł i ciało podążyło za nim instynktownie.
⠀⠀⠀⠀Las się przerzedzał. Ta cześć była wiekowa, a pnie trzykrotnie grubsze niż u drzew przy rzece. Ściółkę pokrywała niska warstwa poskręcanych jeżyn, które przyczepiały się do nogawek przy każdym kroku, ale Suiren zdawało się to nie przeszkadzać. Zwierzęcy instynkt podpowiadał, że jest już blisko, ale nie kryjówki, a tego, kto pozostawił tu ślady świeżej krwi kusząc ją niczym bezmózgie stworzenie.
⠀⠀⠀⠀Stój!
⠀⠀⠀⠀Słowa odbiły się echem w jej głowie, lecz równie głośno rozbrzmiały w samym lesie. W pierwszym momencie nie dotarło do niej znaczenie polecenia. Zrobiła jeszcze kilka kroków przed siebie zanim silne pociągnięcie niemalże zwaliło ją z nóg. Warknęła z irytacją i odwróciła się raptownie, ale gniew wyparował z niej w jednej chwili, gdy napotkała czujne spojrzenie Rasha.
⠀⠀⠀⠀Uniosła wzrok w momencie, kiedy raptowny podmuch za plecami rozchwiał ją na boki. Drzewo runęło z hukiem tuż obok, mijając ją niebezpiecznie blisko, a w następnej chwili stojące powietrze zadrżało od serii drobnych wybuchów. Wisteria otoczyła ich niczym bańka, uniemożliwiając ucieczkę z zamykającej się właśnie, półprzeźroczystej klatki toksyn, która leniwie opadała ku ziemi. Zanim jeszcze pierwsze drobinki dotknęły jej ciała przypomniała sobie ból z dawnego pola walki. Strach zmroził jej ciało w miejscu.
⠀⠀⠀⠀— Rash! — krzyknęła w panice, nerwowo szukając go wśród oparów. Mogła przysiąc, że jeszcze kilka sekund temu czuła jego uścisk na swojej ręce, ale dym równomiernie paraliżował wszystkie zmysły. W desperacji zamachnęła się na oślep i rzeczywiście wyczuła go tuż obok. Wisteria właśnie wdzierała się do przełyku, więc nie zdołała powiedzieć nic więcej.
⠀⠀⠀⠀Uspokój się. Uspokój się. Uspokój się. Powtarzała słowa niczym mantrę zmuszając umysł do pracy. Czuła jak skóra w wielu miejscach pokrywa się wysypką, która wkrótce zamieni się w bąble jeżeli nic nie zrobią. W Edo wyrwała sobie kawałek ciała, żeby zapobiec rozprzestrzenianiu się trucizny, ale teraz wisteria otaczała ich z każdej strony.
⠀⠀⠀⠀
⠀⠀⠀⠀Gdzieś z boku doleciał ją niski, ochrypły śmiech.
⠀⠀⠀⠀Omamy? Pomyślała w pierwszej chwili, ale tak jak wcześniej niepokój Rasha, tak teraz to właśnie śmiech przywrócił jej zdolność myślenia. Była znacznie niższa, a to oznaczało, że nie była jeszcze tak struta jak jej towarzysz. I tak jak w Minamoto, choć jeszcze chwilę temu wspomnienie przywoływało wstyd, uderzyła go z całej siły w plecy, pchając i zmuszając żeby ruszył się z miejsca pomimo oszołomienia. Byle tylko wydostać się z tej śmiercionośnej chmury.
⠀⠀⠀⠀No dalej, rusz się! Błagała w myślach, upominając tym samym siebie do przyśpieszenia kroku. Odgłos pękających lin rozległ się z każdej strony, więc zaostrzone pale wyłoniły się z mgły niespodziewanie. Cichy krzyk zamarł jej na ustach, gdy jeden z nich rozdrapał ciało na bok, wystawiając je do chłodu. Piekące, przymrużone oczy uniosły się do góry, gdzie ponad jej głową identycznie zaostrzona broń przebiła bark rogatego na wylot.
⠀⠀⠀⠀Zakasłała. Niewidoczny ruch powietrza rozrzedzał wisterie, jednak oznaczało to, że jej macki sięgały znacznie dalej niż jeszcze minutę temu. Nagle ucieczka z lasu, który był jej niczym dom, stała się niemożliwa. Wyspa okazała się doskonałą pułapką.
⠀⠀⠀⠀Zatrzymała się. Nagły obrót wydarzeń odebrał jej nadzieję na zgubienie przeciwnika. Poza tym mogła przysiąc, że w dali słyszała ciche łamanie gałązek, jakby ktoś szedł w ich kierunku między drzewami. Ciemna, niewyraźna sylwetka wyłaniała się z dymu powoli, centymetr za centymetrem zmniejszają dzieląca ich odległość.
⠀⠀⠀⠀— Złapane w pułapkę niczym króliki — Surowy, męski głos przerwał ciszę, gdy chwilę wcześniej wszystko stanęło w miejscu.
⠀⠀⠀⠀Suiren oddychała ciężko, walcząc z bólem przy każdym kolejnym chauście zatrutego powietrza, ale nie ruszyła się ze swojej pozycji. Nie wiedziała w jakim stanie jest Rash, kiedy słup pchnął go z siłą na pobliskie drzewo, ale nie sądziła, że będzie w stanie uciekać. Poza tym... czy była w takiej sytuacji jakakolwiek droga ucieczki?
⠀⠀⠀⠀Obecność zabójcy wywoływała w niej dreszcze. Nie tylko dokładność i doświadczenie z jakimi zaplanował uziemienie dwóch demonów, ale coś jeszcze nie dawało jej spokoju. Głos wydawał jej się dziwnie znajomy, choć musiała usłyszeć go kiedyś przypadkiem.
⠀⠀⠀⠀Wycofała się w kilku krokach, żeby zrównać się z towarzyszem.
⠀⠀⠀⠀— Jesteś w stanie walczyć? — zapytała cicho, nie chcąc spuszczać zacienionej sylwetki z oczu nawet na pół sekundy. Wprawiony w walce łowca mógłby wykorzystać nawet taki ułamek czasu. — Ten człowiek... mam wrażenie, że...
⠀⠀⠀⠀— Że go znasz? — zakpił z oddali mężczyzna, wychwytując jej słowa z niesamowitą precyzją. Nieznajomy nie dał jej jednak czasu na strach, bo odezwał się po chwili ponownie. — Myślałam, żeby przypomnieć wam ogniem, ale on nie krzywdzi w ten sam sposób ludzi, co demony.
⠀⠀⠀⠀Wtedy też zobaczyła go wśród drzew. Wojownik, którego twarz zdobiły liczne blizny po oparzeniu, tak znajomy i różny od człowieka, którego obraz majaczył jej gdzieś w zakątkach pamięci. Otworzyła właśnie usta, żeby zadać pytanie, ale echo dotarło do niej z gotową odpowiedzią.
⠀⠀⠀⠀— Minamoto nie zapominają.
The silence is your answer.
Sui.
Wolała go.
Słyszał jej obawę, strach.
Przymknął na chwilę oczy, czując gęste krople pod powiekami. Wisteria wyciskała z niego nawet to, czego od dawna w nim nie było; ludzkiego. Słone łzy zaszkliły mu oczy.
Rusz się.
Przemknęło mu przez myśl.
Umysł próbował zmusić ciało do reakcji; do walki. Paraliż rozniósł się szybko po jego ciele, ale on nie chciał dać za wygraną. Nie taką miał naturę.
Uchyli powieki, a z oddali, pośród gęstego dymu dojrzał czarną sylwetkę. Głos docierał do niego dobitnie wyraźnie. Dziwnie znajomy. Dziwnie wściekły.
Obserwował postać w bezruchu, jak wychodziła z cienia, odkrywając swoją prawdziwą twarz.
Minamoto.
Pies Minamoto zastawił na nich pułapkę, a on, jak zwierzyna dał się w nią złapać.
Przymknął ponownie oczy, czując kiełkujący, wolno dojrzewający gniew.
— Niczym króliki...
Warknął gardłowo na te słowa. Suiren mogła w końcu usłyszeć pierwsze oznaki życiowe swojego kompana.
Uderzył potylica w drzewo, ten ruch zmusił go do otwarcia wściekłych zielonych oczu. Jarzyły się w ciemnościach niczym dwa kryształy. Płonęły żarem, żarem gorszym od tego wisterii.
— Wypatroszę cię — wyrzęził cierpko w stronę zabójcy.
Złapał Suiren za rękę. Nie mogli się rozdzielać, nie kiedy byli tak słabi. Uścisk mógł być zbyt mocny, zbyt agresywny, lecz targające nim emocje nie pozwalały zapanować nad siłą. Niepohamowana agresja wolno uciekała spod buta demona.
— Jestem — odpowiedział na jej pytanie. Zmusił się do oderwania od drzewa. Wyrwał gwałtownie pal z barku, trzymając w dłoni. Ostrymi szponami zadrapał paląca skórę, zdzierając niektóre jej fragmenty.
— Stary Daichi pozostawił po sobie szczenię. Pies, który chce kąsać, powinien wrócić do swojej budy — mruknął, strzelając karkiem na boki.
Wypuścił ciężko nosem ciężkie i gęste powietrze. Musieli się go pozbyć w pierwsze kolejności, aby uzyskać jakąkolwiek linię obrony.
— Zabrzmi to kretyńsko, ale rozrzedź powietrze skrzydłami — Polecił, odwracając w jej stronę głowę. Zrobił krok do przodu. — Osłonie cię na tyle ile trzeba — Stanął przed nią, zasłaniając swoim wzrostem cały widok.
Rozciął swoją skórę na dłoni długimi pazurami, upuszczając kilka kropel krwi na zaostrzoną końcówkę pala. Trująca krew demona mogła nawet zabić, wystarczyło trafić w przeciwnika celnie.
Obrażenia:
» Suiren: Oparzona skóra, rozcięty prawy bok.
» Rash: Oparzona skóra, przebity lewy bark.
⠀⠀⠀⠀Ale demony nie mogły zrozumieć ludzkich uczuć.
⠀⠀⠀⠀— Minamoto? — powtórzyła cicho, zastanawiając się, czy Rash również to usłyszał.
⠀⠀⠀⠀Sięgnęła ku niemu wzrokiem, dokładnie w momencie gdy wypluł z siebie groźbę. Ucieszyło ją, że ma siłę się pieklić. Nie zmieniało to w dalszym ciągu ich mizernego położenia, ale wiedza, że ma u boku kogoś, komu może zaufać w walce dodawała jej otuchy. Chwyt, który normalnie zwaliłby ją z nóg samym impetem teraz oznaczał, że pomimo oparzeń mogą podjąć walkę.
⠀⠀⠀⠀Jestem - mówił wyraźnie, a ona odetchnęła powoli. Panika zamieniła się w strach, nad którym potrafiła zapanować.
⠀⠀⠀⠀— Wygrałeś ze starcem poczwaro, ale mnie nie brakuje sił. Tym razem ta suka Niwa nie uratuje was przed ścięciem — odwarknął zabójca i kiedy tylko z jego ust rozbrzmiało ostatnie słowo rzucił się poprzez gęste opary w kierunku rogatego demona. Miecz chował przy boku gotowy siekać nim wszystko, co stanie mu na drodze. Napędzał go nienawiść, a osłabienie poparzonych demonów napawało go dziką radością.
⠀⠀⠀⠀Skrzydła!
⠀⠀⠀⠀Suiren nastroszyła się bez chwili na zastanowienie. Pióra, które w normalnym wypadku ledwo wychylały się poza rękawy jej szaty teraz rozciągnęły się aż do ziemi. Sztywne, gładkie pióra w kolorze bieli i czerni układały się w dwa szerokie wachlarze.
⠀⠀⠀⠀— Będę tuż za tobą — zapewniła w nadziei, że uwolni rękę z uścisku Rasha, który w każdym względnie przypominał jej nerwowy odruch, a nie rzeczywistą obawę. Poza tym była pewna, że niebawem dojdzie do walki. W powietrzu iskrzyło; z oddali dotarł do niej odgłos świszczącego powietrza, kiedy Minamoto ruszył ze swojej pozycji.
⠀⠀⠀⠀Wyprostowała się. Całe ciało zapiekło od obecnej w powietrzu wisteri, ale naciągnęła ramiona na boki i zamachnęła się. Podmuch nie był szybki, ale wprawił dym w ruch. Jeszcze jeden zamach i kolejny. Musiała zmusić drobinki do przesunięcia się poza pole walki, którym stał się rzadki, prastary las wokół kurhanów.
⠀⠀⠀⠀— Ichi no kata: Shiranui — usłyszała nagły ryk, po którym nastąpił niczym wybuch nagły ryk przecinanego żarem powietrza. Wszystko wokół zawirowało, liście wzbiły się ku górze, a drzewa zatrzeszczały. Ostre cięcia oddechu płomienia rozrzucone dookoła w półokrągłych smugach rozpłatały jej rękę i wyrwały pióra, pozostawiając w skrzydle wąską szczelinę, od której w powietrze wzbiła się mgiełka krwi.
⠀⠀⠀⠀— Nic mi nie jest! — rzuciła szybko, łapią równowagę, zanim jeszcze zorientowała się co właściwie miało miejsce. Czyżby miała się rozpętać prawdziwa walka? Raptowniej zamachnęła piórami.
⠀⠀⠀⠀Najpierw wisteria - pomyślała. Z oparami trującego kwiatu dookoła żaden z demonów nie mógł dać z siebie wszystkiego. Atak, który zaskoczył ją pomimo osłony jaką dawał Rash, nie rozpłatał mgły. Ale im dłużej rozpędzała powietrze tym łagodniej zdawały się piec rany.
⠀⠀⠀⠀Spojrzała na bok, na blada skórę którą pokrywały szkarłatne ślady ściekającej krwi. Zacisnęła zęby i pozwoliła, żeby ciało w tamtym miejscu pokryło się szkarłatnymi kwiatami.
Obrażenia:
» Suiren: Oparzona skóra, rozcięty prawy bok, rozcięcie prawego ramienia.
» Rash: Oparzona skóra, przebity lewy bark.
The silence is your answer.
— Obyś sprostał. Twój ojciec był prawdziwym wojownikiem, nie zawiedź nas — Zażądał od niego. Nie interesowała go zabawa w piaskownicy. Nie miał zamiaru tracić czasu na słabego potomka Daichiego.
Ruszył.
Szarżował rozjuszony, trzymając miecz blisko siebie. Rash wymierzył w niego drewniany pal, nasączony własną krwią.
Traf.
Przeszło mu przez myśl.
Zamachnął się w stronę wojownika, celując w jego udo.
Czasu miał niewiele, gdyż zabójca niezwykle szybko dotarł do nich, wykonując atak.
— Ichi no kata: Shiranui!
Usłyszał i wiedział, że musi zareagować na tyle szybko, żeby zniwelować destrukcję ataku.
Płomień rozniósł się falowo, niezwykle szybko docierając do nich. Rash używając sztuki demonicznej krwi, stworzył z własnych kości, z klatki piersiowej, coś w rodzaju zbroi; pancerza. Przyjął na siebie atak, dając tym samym stojącej za nim Suiren czas na rozrzedzenie powietrza. Niestety płomienie okazały się na tyle duże, że kobieta oberwała rykoszetem.
— Nic mi nie jest!
Suiren się trzymała, starając się rozdmuchać piekąca wisterię. Bez tego nie mógł w pełni walczyć. Trucizna nadal w znacznej mierze ograniczała, paraliżowała jego ruchy.
Kiedy zabójca praktycznie wyrósł mu przed twarzą, Rash zablokował jego miecz własną kością, którą wyciągnął z uda; i która posłużyła mu również za miecz.
Obrażenia:
» Suiren: Oparzona skóra, rozcięty prawy bok.
» Rash: Oparzona skóra, przebity lewy bark.
⠀⠀⠀⠀Nad wodą unosiła się mgła, powietrze było ciężkie od wilgoci i statyczne, a każdy oddech wzbijał chmurkę pary przed twarzą. Nad mauzoleum panował chłód, więc kiedy roziskrzone drobinki rozjaśniły otoczenie, Suiren wiedziała też, że wydobywające się z nich ciepło zmusi zebraną w parze wodę do zmiany swojej formy.
⠀⠀⠀⠀Okolica rozjaśniła się, ale nie dlatego, że wywoływane przez nią podmuchy wreszcie rozgoniły opary wisteri, ale dlatego, że ognisty atak zabójcy wykorzystała przeciwko niemu. Nakierowała ciepły strumień z powrotem na pole walki i patrzyła jak mgła opada na ściółkę w postaci wilgotnych kropli.
⠀⠀⠀⠀Nie cieszyła się jednak długo.
⠀⠀⠀⠀— Jego ataki tworzą prawdziwy żar — stwierdziła z zaskoczeniem. Dotychczas walka z zabójcami toczyła się wyłącznie przy użyciu fizycznej broni, ale Minamoto jakimś cudem podporządkował sobie płomienie. Teraz już rozumiała, dlaczego cios, który zamortyzował drugi demon mimo wszystko dosięgnął ją i zranił.
⠀⠀⠀⠀Pióra na ramieniu skruszały pod wpływem ognia.
⠀⠀⠀⠀Suiren odskoczyła w drugą stronę, żeby zwiększyć dystans od zabójcy. Ze zgrozą patrzyła jak Rash wyciąga ze swojego ciała kości, prawie jakby transformacje w ciele demonów nadal było dla niej nowością. Było jednak w tym widoku coś potwornego, co napawało ją obrzydzeniem. Zmusiła się jednak do przekazania kolejnych informacji.
⠀⠀⠀⠀— Rash! Wisteria opadła wraz z wodą. Nie daj się przewrócić — poradziła, samej stąpając ostrożnie po poszyciu, które było teraz śliskie i przede wszystkim pokryte drobinkami trującego kwiecia. Sytuacja jednak znacznie się poprawiła, kiedy każdy oddech nie kaleczył przełyku, a jej własne, wewnętrzna obrażenia zaczynały się już samoistnie regenerować.
⠀⠀⠀⠀Broń zabójcy oparła się na kościanym ostrzu, ale siła z jaką pchał ją przed siebie zabójca była imponująca. Oboje zwarli się w chwilowej przepychance, ale to Minamoto pierwszy wykorzystał ten opór aby odbić się w tył i wyprowadzić kolejne, niskie cięcie. Jakby pod wpływem sugestii młody przedstawiciel rodu uznał, że najłatwiej będzie wygrać, jeżeli przewróci rogatego demona.
⠀⠀⠀⠀Głupota. Jakim cudem zamierzał wgrać, kiedy demony miały przewagę?
⠀⠀⠀⠀Czarnowłosa, która dotychczas trzymała się z boku, walcząc z otoczeniem, włączyła się do walki.
⠀⠀⠀⠀Pazury, które wyrosły w miejscu paznokci na czubkach palców świsnęły głośno obok głowy zabójcy, który w ostatniej chwili zaniechał ataku, żeby wykonać szybki unik. Cięcie minęło go, ale on także nie osiągnął tego co chciał. Znów znaleźli się w odległości kilku metrów od siebie. Haru zmrużył oczy, szukając najlepszego rozwiązania z tej sytuacji.
⠀⠀⠀⠀Uspokoił oddech i w jednej chwili zatoczył się wokół własnej osi niczym dziecięcy bączek.
⠀⠀⠀⠀— Ni no kata: Nobori En Ten — krzyknął, tnąc powietrze, które zaiskrzyło znowu oślepiającym blaskiem ognistego kręgu.
Obrażenia:
» Suiren: Oparzona skóra, rozcięty prawy bok, rozcięcie prawego ramienia.
» Rash: Oparzona skóra, przebity lewy bark.
The silence is your answer.
Rash czując, jak dym z wisterią opadł, a jego ciało wolno rozluźniało się, musiał wykorzystać tę sytuację i w końcu przejść do ofensywy.
Ich ataki się skrzyżowały. Miecz wbił się z gruchotem w kość zasłaniająca korpus demona. Wściekłe jadeitowe ślepia uśmiechały się do przeciwnika; cały wyglądał na bardzo zadowolonego. Czujny obserwator z boku mógł dostrzec, jak kącik ust Rasha unosi się ku górze w kpiącym, szelmowskim uśmieszku.
— Ktoś tu traci kontrolę — wychrypiał gardłowo, zwierzęco, napierając na niego ciałem. Kolana zabójcy lekko ugięły się od siły demonicznego pomiotu, lecz szybko korygując swoją postawę — zapierając się palcami o podłoże. Niestety wyściółka była na tyle śliska i mokra, że Haru musiał użyć dodatkowej siły, aby utrzymać tę pozycję, co wykorzystał rogaty demon. Jego warunki fizyczne były lepsze niż człowieka; siła w tym starciu dominowała, a wcześniej poranione od trucizny ciało demona bardzo wolno zaczęło się regenerować.
Haru wiedział, co się święci, wiedział, że lada moment, a odzyskają w pełni moc i wtedy walka może być znacznie trudniejsza.
Rash osłonięty przed mieczem łowcy, wysunął głowę do przodu. Ich czoła znajdywały się niezwykle blisko siebie, mogli dojrzeć we własnych oczach buzujące emocje.
— Gniew cię zgubił — rzucił, gdyż ruchy zabójcy w głównej mierze opierały się na agresywnych i chaotycznych ciosach. — Niestety demony mają przewagę nad ludźmi. Nie czujemy — Mówiąc to, uderzył Haru z główki. Zabójca nie spodziewał się podobnej zagrywki, dlatego nie zdążył odskoczyć i został chwilowo ogłuszony. W uszach mu świszczało, a świat na chwilę przysłoniła czarna plama.
Chwila nieuwagi, chwila, która zaważyła na całej walce — demon zamachnął się sprawnie ostrzem i trafił Haru w ramię. Rash pociągnął kością w górę, zdobiąc wojownika długą, niezbyt głęboką raną; zaczynającą się od ramienia, przechodzącą na fragment szyi i kończącą na żuchwie. To wystarczyło, aby zatruta krew demona, przedostała się do krwiobiegu łowcy. Wystarczyły minuty, aby mężczyzna odczuł skutki.
— Radzę przemyśleć dalsze ruchy — rzucił, odpychając go kopniakiem od siebie.
Pierwsze objawy pojawiły się szybko — wariacje błędnika, chwiejność i brak sił w ramionach. Haru im bardziej próbował przezwyciężyć trudność i zlekceważyć ograniczenia ciała, tym toksyna szybciej domowiła się w jego ciele.
— To koniec. Wiesz o tym — Stał z daleka i przyglądał się chwiejnej sylwetce łowcy. Dał mu szansę, czas.
Haru najwidoczniej nie był lekkomyślnym, jak mógł się okazać na początku ich spotkania. Doskonale zdawał sobie sprawę, że demony miały nad nim przewagę, mógł głupio umrzeć lub wycofać się i dopaść je następnym razem, dlatego też obrzucił je pełnym pogardy wzrokiem i trzymając gardę z miecza wysoko w razie, gdyby kreatury zmieniły zdanie, zaczął się wycofywać. W końcu jego sylwetkę pochłonęły gęstwiny roślinności i mroku.
Rogaty demon spojrzał na Suiren.
— Trzeba wylizać rany. Wyjdźmy stąd — zaproponował, chcąc, aby Suiren wyprowadziła ich w bezpieczne miejsce.
Obrażenia:
» Suiren: Oparzona skóra, rozcięty prawy bok, rozcięcie prawego ramienia.
» Rash: Oparzona skóra, przebity lewy bark.
⠀⠀⠀⠀Zabójca, który dotychczas wykazał się przebiegłością nagle całkowicie stracił kontrolę nad sytuacją. Wszystkie elementy planu, niczym domki z kart, zaczęły sypać się przed jego oczami. Najpierw wisteria, której opary opadły wraz z wodą, a potem nagły unik, który wytrącił go z równowagi. Wyprowadzony atak ognistego kręgu rozjaśnił na moment las, sprawiając, że cienie dookoła pogłębiły się do aksamitnej czerni. Na mgle okalającej las odbiły się sylwetki walczących.
⠀⠀⠀⠀— Nie czujecie. I nie rozumiecie też czym jest prawdziwy gniew! — warknął w odpowiedzi Minamoto, siłując się z Rashem. Pod cienką warstwą ubrań prężyły się mięśnie spychanego do defensywy łowcy demonów i chociaż obuwie traciło oparcie, mściciel nie zamierzał odpuścić. Wkładał w swoje ruchy wszystkie uczucia, które towarzyszyły mu przez ostatnie miesiące.
⠀⠀⠀⠀Rozpacz, determinacja i pragnienie zemsty.
⠀⠀⠀⠀I wszystko to nie mogło równać się z czystą siłą, którą Pan tknął w ciało demonów, czyniąc je tak silnym i wytrzymałym. Suiren nie musiała nawet ingerować w przebieg walki; zatrzymała się w bezpiecznej odległości i patrzyła, jak rogaty radzi sobie z przeciwnikiem, pokonując go z pomocą zwykłego zderzenia czołami. I gdyby nie wcześniejsza panika, które ją dotknęła, być może zaśmiałaby się widząc taki obrazek.
⠀⠀⠀⠀Wiedziała jednak, że łowcy nie należy lekceważyć.
⠀⠀⠀⠀— Twój czas jeszcze nie nadszedł — zawyrokowała czarnowłosa, gdy Haru zatoczył się w tył, raniony kościaną bronią. Wyprostowała się, obserwując kolejne wydarzenia. Zamierzała dokładnie zapamiętać twarz człowieka, który chciał uwięzić ich na wyspie pełnej kurhanów.
⠀⠀⠀⠀Stawiając chaotycznie nogi, mężczyzna odzyskiwał równowagę, a kiedy wreszcie się zatrzymał, z rozległego cięcia trysnęła gęsta, ciemna krew. Ubrania zabarwiły się na intensywną, szkarłatną barwę i skleiły z wilgotnym od potu ciałem. Miecz zabójcy opadł do ziemi, wbijając czubek w wilgotną ziemię pod stopami. Spod ciężkich powiek zwróciło się ku nim mroczne spojrzenie nieszczęśliwego człowieka.
⠀⠀⠀⠀— Nigdy nie dowiecie się kto i kiedy was dopadnie — odsapnął Haru, wycofując się chwiejnym krokiem.
⠀⠀⠀⠀Był bezpieczny. Nie zamierzali go ścigać.
⠀⠀⠀⠀Mauzoleum ucichło, a wraz z nim wiekowy, ciemny las. Drzewa wilgotne od trującej rosy chwiały się złowieszczo na lekkim wietrze, który rozgonił pozostałe opary wisteri. Mgła zelżała, a srebrzysta tarcza księżyca rozświetliła ścieżki wijące się wśród zarośli.
⠀⠀⠀⠀Suiren prowadziła w kierunku przeciwległo brzegu. Choć Minamoto uciekł, nie zamierzała ryzykować podążanie jego śladem. Odczekała, aż zapach łowcy zniknął, po czym ruszyła znanymi tylko sobie ścieżkami.
⠀⠀⠀⠀Rany na ciele znikały wraz z upływem czasu. Poparzenie goiło się pod osłoną ze szkarłatnych kwiatów, a rozcięty bok pokrywała delikatna warstwa nowych tkanek, teraz jeszcze różowych jak skóra dziecka. Z czasem, gdy ciało zreperuje ten uszczerbek, pudrowy odcień zamieni się w biel.
⠀⠀⠀⠀— Minamoto, huh? Niwa pewnie chciałaby o tym usłyszeć — wymamrotała kobieta, gdy natrafili wreszcie na brzeg płytkiego kanału. Mogli stąd odejść.
⠀⠀⠀⠀
⠀⠀⠀⠀Pozostała część nocy przeminęła w ciszy. Po zabójcy nie było śladu. Rozpłynął się we mgle tak samo, jak się z niej wyłonił - niepostrzeżenie. Wraz ze wschodem słońca po okolicy rozniosły się plotki. Łowca demonów, który dotychczas dbał o bezpieczeństwo Sakai wyruszył w dalsza podróż.
⠀⠀⠀⠀O wydarzeniach, które miały miejsce na wyspie nie wiedział nikt. Mauzoleum nadal było opuszczoną, mroczną wyspą, do której nie zbliżali się zwykli mieszkańcy. Mówiło się jednak, że zniszczony klan Minamoto znów rósł w siłę, a ten, który pochował na wzgórzu swojego ojca zamiesza zemścić się na demonach za krzywdy, których doznał.
⠀⠀⠀⠀
z/t + Rash
The silence is your answer.
Chociaż zamierzała się modnie spóźnić, dotarła na miejsce przed czasem. Jeszcze zdążyła coś przekąsić na mieście, kiedy w końcu opuściła zatłoczone centrum Osaki ruszając na wyznaczone miejsce spotkania. Była na swoim terytorium. W końcu większość swojego demoniego życia spędziła właśnie w tych rejonach. Kiedy już dotarła, usiadła pod jednym z wielkich drzew. Oparła się plecami o konar drzewa i podwinęła lekko nogi w kolanach. Zamknęła na chwilę powieki myśląc o pamiętnej nocy na Trybunach w Oguni. Wtedy też przy jej boku pojawił się niewielki czarny kotek. Nie był on jednak zwykły. Wystarczyło mu się lepiej przyjrzeć. Zwierzątko od razu weszło na jej nogi usadawiając się wygodnie. Kitsune specjalnie zadrapała sobie palec pozwalając pupilowi na zlizywanie jej krwi. W tym czasie zajęła się drapaniem go za uchem.
Kitsune siedziała w oczekiwaniu jeszcze drobną chwilę. Kot zlizał kolejną nabrzmiałą kroplę krwi sączącą się z rany, kładąc uzbrojoną w pazurki łapkę na jej dłoni — dokładnie jakby nie zamierzał puszczać lisicy, nim nie skończy go karmić. Delikatny szelest, który napłynął do jej uszu od zachodu, zadźwięczał gdzieś w suchych gałęziach; niósł ze sobą nie tylko dźwięk, ale i zapach. Aromat innego demona — dla łowców będący synonimem niesmaku, a dla nich samych najsmakowitszej ambrozji.
Gałąź nad głową kobiety drgnęła, niosąc wraz z podmuchem wiatru osobliwe, melodyjne słowa:
— Zwierzęta na mój widok zazwyczaj uciekają w popłochu, cóż za miła odmiana.
Rintarou kucał na grubej gałęzi drzewa; szare tęczówki z uwagą lustrowały to intrygujące, znajdujące się w pobliżu stworzenie. Przekrzywił łeb, mrużąc przy tym jasne, odbijające się w nocnej ciemności ślepia. Uwadze demona nie umknął zapach, jaki wydobywał się z kobiecego ciała. Nie wiedzieć czemu olejki przywróciły wspomnienie zamku Himeji, wysokich murów — dokładnie tych, na których zobaczył ją po raz pierwszy. Na kolanach Suny.
Uśmiechnął się delikatnie, najwyraźniej nie zamierzając schodzić. Przyglądał się lisicy z góry, jakby oficjalnie nie uczestniczyli w spotkaniu, jakby to, co się właśnie wokół nich działo było zupełnie przypadkowe. I choć jej piękny fason przykuwał ciekawski wzrok, z nieukrywanym trudem oderwał spojrzenie od pięknie wyglądającej sylwetki i spoglądnął przed siebie. W mroczną, rozciągającą się toń.
— Czym zasłużyłem sobie na to spotkanie?
Domyślał się, co było głównym rdzeniem tego spotkania, dlatego wciąż się uśmiechnął. Udawał nieświadomego — co zresztą zawsze wychodziło mu najlepiej.
- "Dramat Rintarou" - Matsumoto Takashi 2k22:
[...]Niewyobrażalne cierpienie.
Cierpienie Rina, to nauka z której wszyscy możemy się uczyć. Błędy, których możemy już nie popełniać, błędy, które już się nigdy nie powtórzą.
I to dzięki niemu.
Jego historii, jego cierpienie będzie dla nas inspiracją, latarnią morską na morzu ciemności
Każdy rozumie ból Rina i nikt nie będzie miał do niego żalu, gdy rzuci swoje cierpienie i gniew na innych.
By szukać ulżenia w swoim smutnym ale jak bardzo smutnym losie.
Jego silne ramiona, ćwiczył je przez wiele lat tylko po to aby uściskac Ichi, uścisnąć mu dłoń aby pogratulować. Jednak teraz? Teraz już nie może tego zrobić, jego siła będzie jedynie smutnym przypomnieniem o złych decyzjach na trybunach, tam, gdzie wszystko się zmieniło.
Jego krzyk od zawsze będzie przeszywać nasze dusze, smutek, który zdawał się mrozić najcieplejsze wspomnienia o najbliższych sługach, dobrych sługach.
Cierpienie Rina jest historią jakiej nie można zaprzeczyć, tu nie ma miejsca na fikcje, nie ma miejsca na fanów - Tylko przekaz i to co z niego wyciągniemy.
Dziękuje, mam nadzieje, że to pozwoli więcej demonom ujrzeć czym powinien być dla nich sługa.
Wszystko dzięki Rinowi i jego zbiorowi doświadczeń.
I pamiętniku Ichitaro, gdzie opisywał jak bardzo tęskni nad Rinem, jak bardzo pragnie ułamka jego uwagi oraz doceniania, jednego miłego słowa na dobranoc, snu, który mógł być rzeczywistością.
It's hard to establish much of a rapport there.
- Milusi, prawda? To prezent od samego Minoru-sama. Chcesz potrzymać? - Zapytała widocznie zadowolona z pochwał na temat swojego nowego pupila. Był żywym zainteresowaniem Kizuki jej osobą. Najważniejszym prezentem, jaki kiedykolwiek dostała. Wyciągnęła dłonie wraz z kotkiem w stronę okupującego gałąź demona. Jego ciałko rozciągnęło się od grawitacji, ale nie wyglądał na wystraszonego czy zdenerwowanego. Może jemu również udzielała się wieczna ciekawość właścicielki. Jego czarne uszka sterczały wesoło tak samo jak para liliowych, lisich uszu Kitsune. Wpatrywała się w Rintarou krwistoczerwonymi tęczówkami nie kryjąc szczęśliwego nastroju.
- Potrzebuję odpowiedzi - zaczęła wyjaśnienia od razu przechodząc do sedna sprawy. - Twoja sława Informatora Cię wyprzedza, a ja mam tyyyysiąceeee pytań - Kontynuowała coraz bardziej zaciekawiona, bo sama się nakręcała. Jej entuzjazm rósł z każdą sekundą, niczym apetyt w trakcie jedzenia. Jeśli demon nie przyjął kotka, Kitsune odstawiła go na ziemię, a ten zwyczajnie rozpłynął się na ich oczach. Lisica ponownie wyciągnęła łapki w górę, tym razem puste. Chciała, żeby teraz ją podniósł do siebie. Przekrzywiła lekko głowę z wielkimi, proszącymi oczami niczym 5 Ryo.
- Rozumiem, że wszystko ma swoją cenę. Jaka będzie ona za Twoją wiedzę? - Dodała rozumiejąc na czym polegała wymiana informacji. Nic przecież nie było za darmo, nawet o tym nie śniła. Chciała, żeby się zgodził, dlatego zaoferowała cokolwiek. Było jej tak naprawdę wszystko jedno, jak zwykle nie zastanawiała się nad konsekwencjami swoich słabych wyborów.
— Wydaje mi się, że moje przesadne zainteresowanie tym bytem mogłoby wzbudzić twoją zazdrość, a to ty chciałaś dzisiaj zabłyszczeć, czyż nie?
Upewnił się, jak zareagowała na te słowa, w końcu jej ubiór mówił sam za siebie; krzyczał wręcz, że jest wyjątkowa i taka właśnie była. Z uwagą przyglądał się, jak odkłada zwierzaka na ziemię, a później, jak znika w ciemnościach — niczym puszczony na wiatr dym. Kolejny krok lisicy nieco go zdezorientował. Nie udało mu się ukryć zaskoczenia, które odbiło się na jego twarzy. Jak mógł jej odmówić? Była od niego silniejsza, miała poparcie Minoru, a na dodatek przewyższała go rangą. Pierwsza, rozsądna część jego umysłu zgadzała się z drugą, bardziej zepsutą i dwulicową odsłoną, z którą zapewne niewielu chciało zadzierać.
Kiedy usiadł wygodniej na gałęzi i przytrzymał się jej nogami, to pochylił ciało i pochwycił drobne kobiece nadgarstki; spięte długie włosy zsunęły się z jego pleców na ramiona. Umocnił uścisk i wciągnął ją na górę, jakby podnosił z ziemi leciutki, młody liść. Wtedy też poczuł jej prawdziwy zapach — inny, chowany za olejkami, które wyłapał wcześniej jego podejrzliwy nos. I choć frywolne tęczówki omiatały jej szkarłatne ślepia z niewiarygodną pewnością, to co właśnie doświadczył, uderzyło go jak obuchem w głowę i poplątało myśli.
— Wszystko zależy od tego, co chcesz wiedzieć. — Wyjaśnił jej, kiedy oboje znaleźli się już na grubej gałęzi. Rintarou oparł się plecami o pień drzewa, zgiął nogę w kolanie, na którym podparł prawe przedramię. Przekrzywił łeb. — Niektóre informacje kosztują mniej, inne więcej. Może powiedz mi, co zaprząta twoją liliową główkę, Imachizuki?
Nie musiał wyglądać na profesjonalistę. Wystarczyło, że biła od niego aura krętactwa i wątpliwego zaufania. Ale z tym musiała się liczyć już wcześniej; zanim zechciała się z nim osobiście spotkać.
- "Dramat Rintarou" - Matsumoto Takashi 2k22:
[...]Niewyobrażalne cierpienie.
Cierpienie Rina, to nauka z której wszyscy możemy się uczyć. Błędy, których możemy już nie popełniać, błędy, które już się nigdy nie powtórzą.
I to dzięki niemu.
Jego historii, jego cierpienie będzie dla nas inspiracją, latarnią morską na morzu ciemności
Każdy rozumie ból Rina i nikt nie będzie miał do niego żalu, gdy rzuci swoje cierpienie i gniew na innych.
By szukać ulżenia w swoim smutnym ale jak bardzo smutnym losie.
Jego silne ramiona, ćwiczył je przez wiele lat tylko po to aby uściskac Ichi, uścisnąć mu dłoń aby pogratulować. Jednak teraz? Teraz już nie może tego zrobić, jego siła będzie jedynie smutnym przypomnieniem o złych decyzjach na trybunach, tam, gdzie wszystko się zmieniło.
Jego krzyk od zawsze będzie przeszywać nasze dusze, smutek, który zdawał się mrozić najcieplejsze wspomnienia o najbliższych sługach, dobrych sługach.
Cierpienie Rina jest historią jakiej nie można zaprzeczyć, tu nie ma miejsca na fikcje, nie ma miejsca na fanów - Tylko przekaz i to co z niego wyciągniemy.
Dziękuje, mam nadzieje, że to pozwoli więcej demonom ujrzeć czym powinien być dla nich sługa.
Wszystko dzięki Rinowi i jego zbiorowi doświadczeń.
I pamiętniku Ichitaro, gdzie opisywał jak bardzo tęskni nad Rinem, jak bardzo pragnie ułamka jego uwagi oraz doceniania, jednego miłego słowa na dobranoc, snu, który mógł być rzeczywistością.
It's hard to establish much of a rapport there.
Oczywiście, że miał rację. Nie dało się tego przecież ukryć. Nawet jeśli by się bardzo postarała i tak by ją przejrzał. Była słabą aktorką. W tej kwestii okazali się od siebie totalnie różni. Utalentowany kłamca i totalnie beznadziejna kłamczucha.
- To ważne spotkanie - odpowiedziała burkliwie nerwowo poprawiając włosy, jak gdyby miały one dla Rintarou jakieś większe znaczenie. Naburmuszyła się lekko przyłapana. Wstydziła się naturalnie. Była całkiem inna niż ta przebojowa i waleczna Lisica, która miała ochotę zmiażdżyć Seiyushi na Trybunach i przekształcić ją w postać płynną brudzącą tamtejszą posadzkę. Wtedy była zła i wkurwiona. Teraz? Teraz wyciągała łapki ku górze z nadzieją, że jej nowy ulubiony idol rzeczywiście ją uniesie. Spodziewała się porażki i szybkiego odrzucenia. W zamian za to demon już po krótkiej chwili zastanowienia pochwycił jej nadgarstki i pociągnął ją w stronę gałęzi. Zaskoczenie zostało idealnie wymalowane na jej buzi. Pisnęła wesoło zwyczajnie szczęśliwa. Niczym nastolatka robiąca coś po raz pierwszy. Usiadła wygodniej na gałęzi machając lekko zwisającymi, bosymi stopami. Pochyliła się delikatnie do przodu wpatrując w dół, jak gdyby sprawdzała odległość dzielącą ją od ziemi. Spojrzała na swojego towarzysza przelotnie, a jej pełne usta wygięły się w promiennym uśmiechu. Nie potrzebowała wiele do szczęścia, tak jak wystarczyła drobna iskierka, żeby całkowicie pochłonęła ją złość. Kitsune wyrażała swoje emocje i uczucia całą sobą. Nic nie potrafiła ukryć. Tak sprawny obserwator jakim był Rin na pewno mógł z niej czytać jak z otwartej księgi.
Kiedy zblokował z nią spojrzenie szarych tęczówek nie zauważyła w nim żadnej zmiany. Nieświadomie przygryzła przydługim kłem dolną wargę. Naprawdę ją onieśmielał. Zrobił na niej spore wrażenie podczas ich ostatniego spotkania i to właśnie przez pryzmat jednego zdania patrzyła na niego inaczej. Zachichotała cicho pod nosem słysząc miłe zdrobnienie. Zamyśliła się na chwilę. Wiedziała, że jej wybór będzie miał znaczenie i przyniesie spore konsekwencje. Musiała wybrać mądrze. Tylko najważniejsze sprawy, żeby nie było potrzeba płacić zbyt drogiej ceny. Zwłaszcza, że nie wiedziała co mógł zażyczyć sobie w zamian. Zdecydowała szybko, bo dla niej od zawsze liczyło się tylko to co tu i teraz. Nie patrzyła na przyszłość. Była typowym lekkoduchem.
Spojrzała na Rintarou poważnie. Zacisnęła usta w cienką linię i zmarszczyła lekko brwi z determinacją. Lisie uszy nastroszyły się jeszcze bardziej. Wyglądała po prostu absurdalnie.
- Mam trzy pytania - zdecydowała nagle ponownie unosząc na niego szkarłatne tęczówki. Wyciągnęła w jego stronę trzy palce. - Po pierwsze, opowiedz mi coś najważniejszego o mieczu. Twoim zdaniem - zaczęła chowając pierwszy palec. Pozostały jeszcze dwa. Wciąż wpatrywała się w niego hardo unosząc lekko podbródek ku górze. Oczywiście chodziło jej o nowo nabyte Nichirin. Rintarou był jego poprzednim właścicielem. Łudziła się, że wiedział więcej. - Po drugie, skąd wiedziałeś, że go nie chciałam? - Dodała już trochę mniej odważnie, a kolejny szponiasty palec zniknął z pola widzenia. Został już ostatni, wskazujący. - Po trzecie...
- ... Jaki jest Twój typ wymarzonej kobiety, Mikazuki - dokończyła, a jej wargi wygięły się w zadowolonym z siebie uśmiechu. I takim sposobem mądre i przemyślane wybory poszły się jebać. Witaj chwilo, żegnajcie konsekwencje. Kitsune pozostała Kitsune.
„Mam trzy pytania”
Srebrne tęczówki Rintarou uniosły się zagadkowo, a jedna z brwi podkreśliła wzrastająca w nim ciekawość. Kiedy usłyszał cały zestaw pytań, dotąd zaciśnięte wargi wykrzywiły się, dając upust szczeremu śmiechu. Odchylił łeb, tak, że tył głowy przywarł do kory, odsłaniając przed nią jasny skrawek szyi. Westchnął głęboko.
— Widzę, że twoja ciekawość wykracza poza granice pozyskanej błyskotki. Ale w porządku. — Poruszył się, zmieniając pozycję. — Odpowiem na wszystkie.
Watr przemknął przez łyse gałęzie, a Rintarou pochylił się odrobinę w przód, wzrok spuszczając na dzierżony przy pasie miecz. Nie wiedzieć czemu poczuł się z nim niezwykle związany. Wciąż nie chciał, aby trafił w ręce zabójców. Co prawda nie podobał mu się fakt, że otrzymała go Kitsune, zdecydowanie wolałby, aby jego właścicielem stał się Tadao — może gdyby wiedział, że sprawy obiorą taki obrót, wcale nie zdecydowałby się na oddanie oręża. Z jego perspektywy ostrze w rekach Kizukiego było bezpieczne — w końcu broń w jakimś stopniu niosła jego własną historię, której nie chciał porzucać. To ostrze było częścią Rintarou. Jeśli przepadnie na dobre... czy w jakimś stopniu utraci bezpieczne wspomnienia o tamtych czasach? Obawiał się tego dlatego, zanim się odezwał, minęła przeciągła chwila:
— Należał kiedyś do Kyoyi Rina. Demon Slayera poległego w 1650 roku w wydarzeniach w Edo. Posiadał niecodzienną technikę ciemnych płomieni. Domyślam się, że ma ona coś wspólnego z tym mieczem, w innym wypadku żaden łowca, nie fatygowałby się, aby odzyskać oręże, które może wykuć sobie na nowo. — Cmoknął. — A skąd wiedziałem, że go nie chciałaś? Nie wyglądasz na wojowniczkę. Potrafisz tym w ogóle walczyć? — Rozchyli wargi, ukazując w zuchwałym uśmiechu białe zęby. — A co do typu... Zastanawia mnie, skąd narodziła się w tobie ta ciekawość — Niespodziewanie przeniósł ciężar ciała w przód i zbliżył się do dziewczyny. Zmrużył srebrne oczy, uśmiechając się zaczepnie. Szczupłe, jasne palce pochwyciły niesforne pasmo opadające na pudrowy policzek. — Hm. Może są to kobiety o delikatnej urodzie, liniowych włosach i szkarłatnym jak krew spojrzeniu?
Nie mógł się powstrzymać. Patrzał na nią figlarnie, ciekawy nadchodzącej reakcji. Niezdrową prowokację motywował również fakt, że wcześniej tak śmiało przyłapał ją na murach z Suną. Co ich łączyło? Czy próbował właśnie coś sobie udowodnić?
- "Dramat Rintarou" - Matsumoto Takashi 2k22:
[...]Niewyobrażalne cierpienie.
Cierpienie Rina, to nauka z której wszyscy możemy się uczyć. Błędy, których możemy już nie popełniać, błędy, które już się nigdy nie powtórzą.
I to dzięki niemu.
Jego historii, jego cierpienie będzie dla nas inspiracją, latarnią morską na morzu ciemności
Każdy rozumie ból Rina i nikt nie będzie miał do niego żalu, gdy rzuci swoje cierpienie i gniew na innych.
By szukać ulżenia w swoim smutnym ale jak bardzo smutnym losie.
Jego silne ramiona, ćwiczył je przez wiele lat tylko po to aby uściskac Ichi, uścisnąć mu dłoń aby pogratulować. Jednak teraz? Teraz już nie może tego zrobić, jego siła będzie jedynie smutnym przypomnieniem o złych decyzjach na trybunach, tam, gdzie wszystko się zmieniło.
Jego krzyk od zawsze będzie przeszywać nasze dusze, smutek, który zdawał się mrozić najcieplejsze wspomnienia o najbliższych sługach, dobrych sługach.
Cierpienie Rina jest historią jakiej nie można zaprzeczyć, tu nie ma miejsca na fikcje, nie ma miejsca na fanów - Tylko przekaz i to co z niego wyciągniemy.
Dziękuje, mam nadzieje, że to pozwoli więcej demonom ujrzeć czym powinien być dla nich sługa.
Wszystko dzięki Rinowi i jego zbiorowi doświadczeń.
I pamiętniku Ichitaro, gdzie opisywał jak bardzo tęskni nad Rinem, jak bardzo pragnie ułamka jego uwagi oraz doceniania, jednego miłego słowa na dobranoc, snu, który mógł być rzeczywistością.
It's hard to establish much of a rapport there.
Jej szkarłatne tęczówki zalśniły na jego szczery śmiech. Nie potrafiła się powstrzymać więc mu zawtórowała. Zasłoniła się odrobinę dłonią próbując ukryć uśmiech cisnący się na usta. Bezskutecznie. Chwilę za długo wpatrywała się w jego jasny skrawek szyi. Ciekawiło ją czy ktoś kiedyś się w niego wgryzł.
Odpowiem na wszystkie.
Zadowolony z siebie uśmiech rozświetlił jej porcelanową buzię na dłużej. Oparła szponiaste dłonie na gałęzi po obydwóch stronach zgrabnego ciała pochylając się odrobinę do przodu. Wpatrywała się w niego jak w obrazek. Kiedy zaczął swoją historię chłonęła wiedzę niczym gąbka. Nie przerywała mu potakując co jakiś czas. Wyglądała jak gdyby zaraz miała zacząć robić notatki. Nie zauważyła nostalgii w jego oczach. Dla niej idealnie chował wszystkie swoje emocje i myśli. Nie potrafiła nic z niego wyczytać. Była jednak obecna na Trybunach. Widziała większą część spektaklu, który się tam rozegrał. Nie potrafiła sobie wyobrazić, że Rintarou był zadowolony z oddania miecza w jej ręce. Był to przecież prezent dla pierwszego. Zwłaszcza, że jak sam zauważył, wcale go nie pragnęła.
- Mam nadzieję, że nagroda za jego oddanie była tego warta - skomentowała na koniec próbując jakoś to wszystko naprawić. Czuła silną potrzebę, żeby nie miał jej tego za złe. Nie rozumiała nawet dlaczego.
Kiedy podzielił się z nią swoimi przemyśleniami zaśmiała się dźwięcznie pod nosem. Trafił w sedno sprawy.
- Absolutnie nie - odparła w ogóle nie kryjąc swoich kiepskich umiejętności. - Chociaż ostatnio trochę ćwiczyłam! Niczym prawdziwy Zabójca Demonów! - Zażartowała entuzjastycznie wyciągając drobną dłoń przed siebie i ją zaciskając, jak gdyby chciała mu zaprezentować siłę wątłych mięśni. Zamyśliła się na krótką chwilę. Rzuciła mu jedynie ukradkowe spojrzenie. - Zrobiłeś na mnie duże wrażenie wtedy na Trybunach. Przejrzałeś mnie w jedną sekundę - dodała cichutko mając chyba nadzieję, że jej rozmówca tego nie dosłyszy. Niedoczekanie.
1, 2, 3 sekundy później niespodziewanie przybliżył się do niej. Od razu zblokowała z nim pełne zaskoczenia i ufności spojrzenie wielkich lisich oczu. Bez problemu mógł zauważyć jak przestała oddychać. Nie ruszyła się nawet o milimetr. Przełknęła ślinę, kiedy kosmyk jej włosów trafił w jego długie palce. Słysząc jego odpowiedź zamrugała kilka razy, jak gdyby potrzebowała chwili żeby zrozumieć znaczenie jego słów. Już w następnej sekundzie jej policzki zaróżowiły się na śliczny różany kolor pod wpływem jego figlarnego spojrzenia. Cholernie ją zaskoczył, chociaż pytała z nadzieją na właśnie taką odpowiedź. Mógł kłamać, pewnie i tak by tego nie wychwyciła. Pojedyncze: - Oh - opuściło jej pełne usta. Mimowolnie przyłożyła sobie dłonie do policzków próbując je ochłodzić, uśmiechnęła się do tego nieśmiało. Jedno lisie ucho uchyliło się trochę w bok. Pospiesznie odwróciła spojrzenie. Zdała sobie sprawę, że jej puls przyspieszył odrobinę. Tak, Rintarou był naprawdę taaakiiii fajowy!
- Na-nauczysz mnie nim walczyć? - Wyrzuciła z siebie nagle chyba próbując zmienić temat i uciekając od niego spojrzeniem.
To co łączyło ją z Suną nie można nawet było nazwać prawdziwą relacją. Moment zapomnienia, pełen fizyczności, niczego więcej.
Dotąd roziskrzona czerwień przymrużonych ślepi zmatowiała — podbiła wrażenie, iż wpatrujący się w kobietę ekscentryczny wzrok, zamienił się w wylewającą na chłodny kawałek gruntu magmę. Gdzieś tam musiały znajdować się jego wspomnienia; pogmatwane odczucia, niebędące nawet odczuciami, bo przecież nie miał nawet do nich praw. Więc jak powinien nazwać to, co go trapiło? Jak powinien nazwać ukłucie wykręcające żołądek do góry dnem; to, że tracił oddech, ale usta wystawione się na przedzierające smagnięcia wiatru łapały go ostatnim tchem? Spojrzenie chłopaka spoczęło na przewieszonym przy boku kobiety orężu, jakby sczytywał z ostrza ostatnie chwile — te, które porzucił jak parę wysłużonych butów na rzecz siły i pokazania się przed samym Tadao. Gdy myśli przedzierały się przez zaschnięty, niezagrabiony gąszcz, usta wykrzywione miał prostacko — utrzymywały złudny uśmiech, wciąż karmiąc niezliczonym fałszem.
— Ludzie, często mówią o drodze na szczyt, jak o fizycznej przeprawie. Opowiadają o tym że trzeba przepchać z drogi niezliczoną ilość kamieni; że ktoś zdeterminowany może się zatracić i pozbyć człowieczeństwa. My już go nie posiadamy. Rzeczami spowalniającymi przy wędrówce są relikty, którym staramy się nadać jakąś wartość. Ale to bez znaczenia. — Wrzecionowata źrenica poczęła powolną drogę po sayi okrywającej klingę. Niezdrowa chęć, aby znów położyć na niej łapy, rozpaliła niegrzeczne myśli. Na Trybunach rozszyfrował jej nową właścicielkę, jednak kobieta nie miała pojęcia na jakiej podstawie — postanowił dać jej jedynie namiastkę rozwiązania, nie odkrywając nic ponadto. Nie lubił dzielić się sekretami: — Kiedyś, tak samo, jak ty, pochwyciłem go z irracjonalnych zachcianek. Nie był moim głównym celem, choć nie dało się ukryć, posiadanie tak rzadkiego artefaktu wyróżniało na tle niemyślącej hołoty. — Powrócił wspomnieniem do pozostawionego przed rokiem Arakiego. Tak samo, jak wtedy, przeraził go fakt, że nie poczuł nic prócz niesmaku; że nie było go stać na żadne, nawet najmniejsze wyrzuty sumienia. Obejrzał się przez ramię tylko raz i poczuł niewiarygodny zawód, gdy spostrzegł, że mężczyzna pozostał nieprzytomny, niezdolny do podróży, że nie ruszył się na minimetr. Zabawne, że nawet w tamtej chwili nie myślał o niczym innym równie mocno jak o atencji, że niezdrowa zabawa zabarwiona chęcią ścigania go za tą nieszlachetną kradzież zabrnęła tak daleko. Nie ścigał go w tamtym dniu ani w żadnym innym. Czy w ostatnich chwilach, chociaż o nim pomyślał? Czy kiedy obudziły go promienie słońca, wypalające skórę, przeklinał siebie za nieostrożność? Rintarou nie znał odpowiedzi na żadne z tych pytań, ale znał za to na inne — powietrze wypełniło płuca. — Za taką potęgę, byłbym w stanie oddać znacznie więcej.
Ze żmudnych przemyśleń wyrwał go dopiero wibrujący śmiech. Przyjrzał się Imachizuki. Otwarcie skrzyżował krwiste spojrzenia, przedzierając się przez plątaninę liliowych włosów porwanych przez wiatr. Uświadomił sobie, że przez cały ten czas bawił się jednym długim kosmykiem, wcierając kciuk w zadziwiającą miękkość. Zawstydzenie na kobiecym licu sprawiło, że ślepia Rinrtarou posiadły odblaskową powłokę odbijającą blask wiszącego księżyca.
— Naprawdę chcesz walczyć jak oni, Imachizuki? — skomentował, a lewy kącik wargi uniósł blady policzek, podkreślając niewinność rozmówcy. Nie zamierzał oddawać jej bezpiecznej przestrzeni. Oglądał ją, odkręcając figlarnie włos wokół smukłego palca — Przecież zawsze przegrywają.
Gałąź, na której siedzieli, zadrżała, a paliczki wypuściły ostatnie trzymające w objęciu pasmo; rozwarstwiło się w obliczu kolejnego podmuchu.
— Pokaż, co umiesz, a podejmę decyzję.
Pokonujący niewielką odległość półszept zuchwale podjudzał do działania.
- "Dramat Rintarou" - Matsumoto Takashi 2k22:
[...]Niewyobrażalne cierpienie.
Cierpienie Rina, to nauka z której wszyscy możemy się uczyć. Błędy, których możemy już nie popełniać, błędy, które już się nigdy nie powtórzą.
I to dzięki niemu.
Jego historii, jego cierpienie będzie dla nas inspiracją, latarnią morską na morzu ciemności
Każdy rozumie ból Rina i nikt nie będzie miał do niego żalu, gdy rzuci swoje cierpienie i gniew na innych.
By szukać ulżenia w swoim smutnym ale jak bardzo smutnym losie.
Jego silne ramiona, ćwiczył je przez wiele lat tylko po to aby uściskac Ichi, uścisnąć mu dłoń aby pogratulować. Jednak teraz? Teraz już nie może tego zrobić, jego siła będzie jedynie smutnym przypomnieniem o złych decyzjach na trybunach, tam, gdzie wszystko się zmieniło.
Jego krzyk od zawsze będzie przeszywać nasze dusze, smutek, który zdawał się mrozić najcieplejsze wspomnienia o najbliższych sługach, dobrych sługach.
Cierpienie Rina jest historią jakiej nie można zaprzeczyć, tu nie ma miejsca na fikcje, nie ma miejsca na fanów - Tylko przekaz i to co z niego wyciągniemy.
Dziękuje, mam nadzieje, że to pozwoli więcej demonom ujrzeć czym powinien być dla nich sługa.
Wszystko dzięki Rinowi i jego zbiorowi doświadczeń.
I pamiętniku Ichitaro, gdzie opisywał jak bardzo tęskni nad Rinem, jak bardzo pragnie ułamka jego uwagi oraz doceniania, jednego miłego słowa na dobranoc, snu, który mógł być rzeczywistością.
It's hard to establish much of a rapport there.
Nie możesz odpowiadać w tematach