1629 Narodził się wraz z nadejściem zimy i pierwszego śniegu w zamku Mito w prefekturze Hitachi. Wraz z nim na świecie pojawiła się najwspanialsza istota w Japonii, jego siostra bliźniaczka Eri. Szczerze mógł powiedzieć, iż ją najbardziej kochał ze swego rodzeństwa, nie miał nic przeciwko starszemu rodzeństwu. Wręcz przeciwnie darzył ich sporym szacunkiem i byli dla niego wzorem do naśladowania. Rodziców rzadko widywał, stąd czuł do nich jedynie to czego nauczono go. Respekt właściwy dla pozycji, jaką zajmowali jego rodziciele w społeczeństwie Japonii.
Z Eri natomiast sprawa miała się inaczej, byli praktycznie nierozłączni. Przy niej czuł się dobrze i bezpiecznie, tylko przy swej siostrze mógł nieco się otworzyć. Na co dzień był spokojny i cichy, nieco nawet strachliwy, tak przy niej zawsze był wesoły i nawet hałaśliwy. Potrafiła go namówić do wszystkiego i dodawała mu odwagi, stąd też często śmiał się, że jego siostra dzieli się swoją brawurą, bo tej miała zdecydowanie w nadmiarze.
Wydawałoby się, iż skazany jest na szczęśliwe życie, był dzieckiem z dobrej rodziny, miał kochającą go siostrę. Wielu mogło mu tylko tego zazdrościć, przynajmniej tak myślał do czasu, aż jego życie nie rozpadło się na drobne kawałki.
1637 Nie za dobrze wspominał ten rok, zima nadeszła jakby wcześniej i była mroźniejsza niż powinna. Przynajmniej tak mu się wydawało, bo nienawidził chłodu. Gdy tylko robiło się nieco zimniej, to ubierał grube, ciepłe ubrania i chował się w pokoju. W czasie zimy jedynie Eri czy też rozkaz rodziców potrafiły wyciągnąć go z jego kryjówki. Tak było i w tym roku, jego bliźniaczka zawitała do sypialni Teruyukiego, w dniu, kiedy na niebie wisiały ciemne chmury, z których intensywnie padał śnieg.
—
Teruyuki! Chodźmy na dwór! Spadł śnieg, żal nie skorzystać — Zawołała najmłodsza z Tokugaw z uśmiechem. Teruyuki spojrzał na swą bliźniaczkę mniej zadowolony z tego, że na dworze zrobiło się biało —
Wiem, że spadł…dlatego nie chce mi się iść na dwór. Tu jest lepiej i cieplej — Stwierdził pewny swej racji młodzieniec, szybko jednak odpuścił, gdy spojrzał na to jak powiększa się uśmiech Eri. Zawsze, gdy to robiła to przekonywała go do wszystkiego, w końcu nie mógł powiedzieć nie swojej ukochanej siostrze —
No chodź Teruyuki, będziemy się świetnie bawić! Obiecuję! — Zaczęła znowu swoje Eri, po czym schowała ręce za siebie i spojrzała w dół —
Pamiętasz? Obiecaliśmy sobie, że zawsze, ale to zawsze będziemy się wspierać…chyba nie złamiesz obietnicy prawda? — Powiedziała spoglądając w dół, z udawanym smutnym wyrazem twarzy. Jak mógł powiedzieć jej nie? Wstał szybko i podszedł do siostry przy tym niemal się potykając o własne nogi —
N-nie płacz Eri, no przecież pójdę z Tobą — Rzucił, szybko ulegając swojej bliźniaczce.
Za namową siostry udali się na zewnątrz, gdzie to prędko Teruyuki poczuł jak zimno było, przynajmniej dla niego. Obawiał się, że zachoruje przez to, ale nie mógł odmówić Eri, nawet gdy czuł, iż powinien to nie potrafił. Zbyt bardzo pokochał siostrę, by się jej sprzeciwić, zwłaszcza że wiedział jak bardzo się uzupełniali. Spędzali wspólnie czas bezpieczni za zamkowymi murami, ale miał przeczucie, że prędko może się to zmienić. Widział jak jego siostra spogląda na tereny za murem, nie dziwiło go to, wszak zawsze była żądna przygód. Jego do nich nie ciągnęło, ale jakoś prawie zawsze przeżywał je z nią. Jego rolą brata była opieka nad nią, a przynajmniej tak sobie wmawiał, w końcu niemal każdy wiedział jak wygląda ich relacja. Nie przeszkadzało mu to jednak, w końcu tak długo, jak był szczęśliwy, to nie widział problemu.
Patrzył jak płatki śniegu spadają z nieba, aż to nagle nie podeszła do niego Eri, która objęła go od tyłu —
Teruyuki, jesteś tu ze mną czy odleciałeś wysoko między chmury? — Zapytała jego siostra, ten zaś wtedy westchnął wracając na ziemie. Prawdą było, iż zagubił się w myślach, dotyczących jego małżeństwa. Miał już wybraną żonę, trochę młodszą od niego dziewczynę z klanu Uesugi, którą widział tylko raz —
Wybacz Eri, zamyśliłem się — Odparł chłopak odwracając się w stronę uśmiechniętej dziewczyny i samemu posyłając jej delikatny uśmiech —
Hmmm, niech zgadnę. Czyżbyś myślał o miłości swego życia? Ha! Na pewno! — Zaśmiała się Eri na co Teruyuki przewrócił oczyma —
Ledwo ją znam Eri…więc no nie wiem, czy to miłość mojego życia — Odpowiedział chłopak, po czym klęknął i zebrał nieco śniegu w dłoniach —
No i bardzo dobrze, jeszcze by mi zabrała brata tak wcześnie. I co ja wtedy sama biedna bym poczeła — Powiedziała Eri, przykładając w dramatycznym geście dłoń do czoła —
Przecież mówiłem, że cię nie zostawię Eri… — Odparł Teruyuki, nie rozumiejąc od razu żartu. Na co jego siostra opuściła załamana ręce w dół —
Teruyuki…to był żart — Wyjaśniła Eri z uśmiechem pełnym politowania, na co chłopak nerwowo podrapał się po głowie —
Ummm tak…wiedziałem — Próbował się uratować, co spotkało się ze śmiechem Eri. Kolejny punkt dla niej, właściwie to żadna nowość. To Ona zazwyczaj wygrywała, bo jak mógł się postawić tak cudownej istocie.
Ten moment zmienił jego życie, gdyby wtedy podjął inną decyzję, być może nie doszłoby do tej tragedi. Jego siostra w końcu nie wytrzymała, widział jak rozpiera ją energia i tylko czekał na ten wybuch.
—
Teruyuki, chodźmy do lasu — Wypaliła nagle, chłopak tylko spojrzał na niebo, gdzie to gromadziły się coraz ciemniejsze chmury, wydawało mu się, ale i wiatr zawiał też jakoś mocniej —
No nie wiem Eri, to zły pomysł. Patrz na niebo — Rzucił niezbyt pozytywnie do tego nastawiony młody Tokugawa —
Nie mów mi, że się boisz Teruyuki, cykor! — Zadrwiła Eri wytykając w jego stronę jezyk, wiedziała, że to na niego zadziała. Uległ jej znowu, bo nie chciał przecież wyjść na tchórza. Wyszli poza teren zamku i udali się do lasu nieopodal. Teruyuki zatrzymał się na granicy, czuł, iż było już na tyle zimno, że cały drżał —
Eri wracajmy już, jest zimno — Zawołał młodzieniec pocierając swe ramiona by choć trochę się rozgrzać. Eri spojrzała na niego i jedynie wytkneła mu język —
Zaraz wrócimy, chce tylko coś zobaczyć. Poczekaj tutaj dobrze? — Wypowiedziała ostatnie swe słowa po czym zniknęła w leśnej gęstwinie, nie czekając na odpowiedź. Chwile później zerwał się wiatr więc Teruyuki zaczął nawoływać —
Eri! ERI! No chodź no, to nie jest zabawne — Wołał raz za razem, ale jedyne co mu odpowiadało to coraz mocniejszy wiatr, który w połączeniu z intensywnymi opadami śniegu stworzył niezłą śnieżycę. Teruyuki stanął jak wryty nie wiedząc co zrobić czy pójść po Eri? A może powinien wracać. Na jego szczęście decyzje podjęto za niego, ludzie jego ojca ruszyli na poszukiwania i zabrali Teruyukiego do zamku. Niestety Eri nie odnaleziono.
Przez następne dni mimo choroby, w jaką popadł z powodu wyziębienia, to codziennie wraz ze służbą szedł na granicę lasu. Tam, gdzie ostatni raz widział siostrę, by poczekać na jej powrót. Cały czas wierzył, iż ta powróci, stąd wołał jej imię, by wiedziała gdzie ma iść. Im dłużej jednak jej nie było tym bardziej tracił jakąkolwiek radość, stał się ponury i zimny. Znienawidził zimę i śnieg, lód i chłód. Bo bez siostry tylko to odczuwał, to nieznośne zimno, które odbierało mu chęci do życia. Miewał momenty, gdy żałował tego, że nie poszedł do lasu z nią, nawet jeśli oznaczałoby to śmierć to przynajmniej byliby razem.
Obudził się jak zawsze, pełen nadziei, iż zaraz spotka Eri. Wpatrywał się w drzwi do swojego pokoju czekając jak zawsze aż się pojawi. Jednakże tak jak przez ostatnie dni, uśmiech zniknie z jego twarzy, gdy tylko zdał sobie sprawę z faktów. Eri już go nie odwiedzi z rana, został sam. Po porannej rutynie wyszedł jak co dzień ze swej sypialni i ruszył do pokoju swojej bliźniaczki. Liczył, na to że może tam ją znajdzie? Może zadziałała siła nawyku z nie tak odległej przeszłości. Nie był tego pewien. Tego dnia nie miał nawet szans, by przeżyć zawód. Wszystko wydarzyło się w ułamku sekund, nagle poczuł ogromny ból i stracił wizję. Padł na ziemię i krzyczał wniebogłosy, tarzając się po ziemi. Niedługo po tym stracił przytomność z powodu cierpienia, jakie odczuwał, ból fizyczny zrównał się w końcu z psychicznym. Gdy odzyskał świadomość dowiedział się, że stracił wzrok a jego twarz poparzono. Co gorsza, nawet niedane mu było poznać tożsamości postaci, która go okaleczyła. W ciągu kilku dni stracił wszystko, nie zostało mu nic poza samotnością, bólem i rozpaczą. Bez Eri czuł się niezrozumiany, bez wzroku nie mógł normalnie funkcjonować bez pomocy służby. Mógł jedynie lamentować nad swym losem.
1640 Ciężko było mu odnaleźć się w nowej sytuacji, w zasadzie to nie odnalazł się w niej dalej żyjąc przeszłością co sprawiło iż oddalił się niemal od wszystkich. Większość czasu spędzał w samotności, jedynie co jakiś czas ktoś przychodził mu opowiedzieć co się działo czy też poczytał mu by ten w pełni nie zaniedbał swej edukacji. Dalej organizowano mu co jakiś czas spotkania z Ayame, ale te wyglądały inaczej, zakryto mu twarz i dopilnowano by nikt nie dowiedział się o jego oślepieniu i oszpeceniu. Czas mu tak mijał, choć znów przyszło mu cierpieć. Znów nastała zima, okres gdy zamykał się już na każdego. Siedział zamknięty w swojej kwaterze pod grubą warstwą ubrań, a mimo to wciąż drżał, wciąż czuł chłód. Zupełnie jak tego dnia, gdy stracił Eri.
Tym razem jednak było inaczej, wyjątkowo odwiedził go jego ojciec wraz z dwójką sług, dostał zadanie do wykonania. Musiał wyjechać w podróż, ale nie tak jak zwykle. Jego rodzic nakazał mu iść ze służbą, ci mieli bowiem po kryjomu wyprowadzić go z zamku, co było ponoć w tamtej chwili niezwykle ważne. Teruyuki nie zastanawiał się dłużej, nie mógł w końcu zignorować polecenia ojca, stąd udał się ze służbą do lasu.
Dopiero po paru godzinach poczuł, iż coś jest nie tak, za długo szli i robiło się coraz zimniej stąd zatrzymał się nagle i chwycił za ramię jednego służącego —
Dokąd idziemy? Nie powinniśmy już dojść — Zapytał Teruyuki łapiąc swoje ramiona i pocierając je, by zapewnić sobie, choć odrobinę ciepła. Czy dostał odpowiedź na to pytanie? Nie, odpowiedziała mu cisza, a ręce, które go prowadziły, zniknęły. Zatrzymał się i próbował po omacku kogoś dotknąć, ale nie udało mu się to. Jedyne co osiągnął to spektakularną glebę, po której zwinął się w kłębek —
Po-pomocy, n-nie zostawiajcie mnie! — Zawołał słabym głosem, nie dostał żadnej odpowiedzi. Leżał tak niczego nie widząc, nie wiedział ile minęło i coraz bardziej bał się, iż zginie, z jednej strony odczuł ulgę, bo może dołączy do siostry, ale z drugiej nie chciał jeszcze umierać. Był na to za młody, wciąż miał niedokończone sprawy do załatwienia. W końcu poczuł jak traci świadomość, czuł jak odchodzi do krainy zmarłych.
Jakże wielkie było jego zdziwienie, gdy poczuł ciepło pochodzące z ogniska. Próbował się podnieść, ale był na to za słaby, wtedy jednakże ktoś mu w tym pomógł, ci sami ludzie, którzy sprowadzili na niego ten los. Dwójka służących, która wyjawiła swoje intencje, zdradzili mu, dlaczego go tu przyprowadzili. Zapewnili go też o tym, iż nie zrobią mu krzywdy, nie byli w stanie zostawić go tutaj samego, w ramach kary zobowiązali mu się służyć tak długo, jak tylko dadzą radę. Teruyuki stracił wszystko, zostało mu jedynie wieść życie wygnańca. Nie mógł w końcu wrócić do domu, musiał ukryć się przed ojcem by Ten, nie dokończył dzieła.
1641 Rok błąkał się po Japonii wraz ze swymi służącymi, jego życie zmieniło się gwałtownie. Z arystokraty stał się nikim, żebrakiem, który sam nawet nie mógł walczyć o przetrwanie. Był to dla niego ciężki czas, każdy kolejny dzień był gorszy od poprzedniego, stracił resztki chęci do życia. Błagał by w końcu coś go wykończyło, bo sam nie był w stanie pozbawić się życia, służby nie mógł o to poprosić, bo w końcu chcieli go trzymać przy życiu. Dlatego modlił się cały czas, by łaskawie ktoś zakończył jego problemy, uwolnił go od cierpienia.
Ktoś go wysłuchał, choć ciężko było stwierdzić czy to akt łaski, czy też może wręcz przeciwnie. Kara za nieznane mu grzechy, a może za zbrodnie, które dopiero miał popełnić? Niezbadane były wyroki boskie. Faktem było, że jego życie znów miało zmienić się całkowicie. Przemierzał wraz ze swym potężnym dworem liczącym dwójkę służących trakt niedaleko Kioto. Tuż przed zmrokiem zaskoczył ich deszcz, co zmusiło ich do schronienia się pod drzewami. Te nie dawały jakoś szczególnie dobrej ochrony przed żywiołem, ale lepsze to było niż nic. Teruyuki został sam przez chwilę, gdy to jego opiekuni ruszyli po drewno na opał. Był nauczony, by w takich wypadkach nie ruszać się z miejsca i po prostu czekać, a więc i to robił. Przeszył go nagle dreszcz, a powietrze jakby zrobiło się cięższe. Początkowo myślał, iż to może kwestia pogody, nawet nie zdawał sobie sprawy jak bardzo się wtedy mylił. Próbował ruszyć, lecz nie dał rady. Jego ciało stało się zbyt ciężkie, znał przyczynę tego uczucia. Odczuwał strach i choć nie widział gdzie było zagrożenie to czuł je dokładnie. Coś lub ktoś znajdował się w pobliżu, a on przerażony nie mógł się ruszyć. Może teraz dopiero umierał, a jego dusza opuszczała jego mizerne ciało. Zaraz to usłyszał kobiecy głos, łagodny i spokojny —
Kogo my tu mamy? — Usłyszał, co przeraziło go jeszcze bardziej. Ten głos nie pasował mu do tego, co mówiło mu jego ciało. Był w niebezpieczeństwie. Próbował się odezwać, ale nie mógł wydobyć z siebie ani słowa. Zaczął ruszać głowa na boki, jakby chcąc dostrzeć kobietę. Był ślepy i było to niemożliwe, ale nawyki były silniejsze. Poczuł jak palce kobiety złapały jego twarz i uniosły ją w górę. Przełknął nerwowo ślinę i zadrżał, czując jak coś ostrego lekko nacina skórę na policzku, a następnie przecina bandaż zasłaniający jego ślepe oczy i poparzoną twarz —
Biedactwo, jak się nazywasz? — Usłyszał znów jej głos, tym razem zadziałał na niego uspokajająco.
Chwile milczał próbując się zebrać odpowiedzi, po czym przemówił —
Nazywam się Tokugawa Teruyuki — Przedstawił się młodzieniec, czując jak nieznajoma łapie jego twarz, by lepiej przyjrzeć się jego bliznom —
Jesteś daleko od domu Teruyuki, co tutaj robisz? Zgubiłeś się? —Usłyszał ślepiec kolejne pytania, otarła się o niego, co mogło świadczyć o tym iż usiadła przy nim —
T-to długa historia - Powiedział Tokugawa spuszczając głowę w dół —
Nigdzie mi się nie śpieszy — Odparła nieznajoma, nie odpuszczając. Znów musiał więc zebrać się w sobie i opowiedzieć swoją historię. Czuł, iż podczas tego zebrało mu się na łzy i nawet parę ich uronił. W międzyczasie dotarli do nich towarzysze Teruyukiego, ci z początku byli przerażeni nową znajomą ich pana, ale szybko wyjaśnili sytuację Yamie, drugiej kizuki. Przynajmniej tak im się przedstawiła, dając im propozycje. Mogli ruszyć z nią i służyć jej w zamian za bezpieczeństwo lub kontynuować żywot wygnańca. Młody Tokugawa nie zastanawiał się długo. Postanowił związać swój żywot z Yamą i ruszył za nią, by jej służyć.
1648Służył Yamie 7 lat, a raczej to jego służący wykonywali jej polecenia. Jego rola ograniczała się do bycia pupilem wielmożnej drugiej Kizuki. Czasem wysyłała go na dwory innych szlachetnie urodzonych, by słuchał tego co się dzieje. W końcu kto by podejrzewał ślepego o szpiegowanie. Po siedmiu latach tuż po tym, jak mróz odpuścił, został przez nią wezwany do jednego z zamków, które opustoszały ostatnio w niewyjaśnionych okolicznościach. Przez te lata bycia pod opieką Yamy, przywykł do tego komu służy i czym się jego Pani zajmuje. Dlatego też wszechobecnym w tym miejscu zapachem krwi nie przejął się zbytnio.
Znalazł Yamę w głównej sali tego zamku, słyszał, iż oprócz nich było tam parę innych osób skomlących o pomoc. Był głuchy na ich prośby, zbyt przejmował się powodem spotkania z jego patronką. Nie obawiał się śmierci z jej ręki, zdążył przywiązać się do Yamy i dzięki niej odzyskał szczęście. Wciąż pamiętał o krzywdach mu wyrządzonych. Wciąż co rok opłakiwał w zime zaginięcie swej siostry, ale nauczył się z tym żyć. Druga Kizuki wydawała się z czegoś zadowolona, przynajmniej tak wnioskował po tonie jej głosu. Powiedziała mu, że po tylu latach służby w końcu zasłużył na nagrodę za swoją „pracę” dla niej. Nastolatek ucieszył się z tego i stwierdził, że po prostu spłacił dług. Nie mniej nie więcej nagrodę przyjął, wypił zawartość fiolki, którą Yama mu dała. To, co stało się potem, było dla niego nie do opisania, ból zmieniającego się ciała i przede wszystkim znikające wspomnienia.
Przeżył przemianę dzięki, której odrodził się na nowo. Zmieniło się jego ciało, stał się nieco wyższy. Stare rany zniknęły i wrócił mu wzrok. Jego włosy zmieniły swoją barwę. Oprócz ciała i jego umysł dokonał przemiany. Zniknęły troski i blizny, jakie miała jego psychika. Stał się nieco bardziej beztroski. Jedno się nie zmieniło, z jakiegoś powodu pamiętał Eri swoją siostrzyczkę i co jakiś czas słyszał jej głos. Czyżby odrodziła się w nim? A może z daleka rozmawiała z nim, by ten odnalazł ją. Wierzył w tą drugą opcję, bo oznaczało to jedno. Jego bliźniaczka żyła. Po przemianie posilił się zgromadzonymi tam ludźmi, po czym wysłuchał dokładnie tego co do powiedzenia miała mu Yama i jego słudzy. Odkrył kim jest i poprzysiągł, iż jego rodzina wierna będzie stwórcy i dopilnuje tego jako głowa rodu Tokugawa z Mito. Nadszedł czas by sięgnął po swoje dziedzictwo. Yama poza nowym życiem, podarowała mu też ten zamek. W końcu musiał mieć jakąś siedzibę jeśli chciał spełnić swe ambicje. W zamian nazwał drugą kizuki swą matką i poprzysiągł jej wierność w zamian za nowe życie przynajmniej tyle mógł zrobić.
1649 Przez następny rok przystosowywał się do bycia demonem i przygotowywał się do swych nowych obowiązków. Udało mu się zgromadzić nieco więcej służby, która sprzątnęła zamek i przystosowała go do jego preferencji. Nauczył się nieco więcej o sobie, zrozumiał naturę swych nowych zdolności czy też odkrył jak wyjątkowe były jego oczy. Zauważył jednak jedną cechę, która go zmartwiła, nie czuł ciepła. Mógł włożyć rękę do ognia, by poczuć ból, ale nic poza tym. Nie odczuwał tego, ciepła. Nie ukrywał tego, jak go to męczyło. Czuł się przez to niekompletny, zwłaszcza iż zimno, którego tak nienawidził podczas poprzedniego żywota przestało mu przeszkadzać. Wręcz przeciwnie, chłód przynosił mu ukojenie.
W końcu poczuł się też gotowy, by skonfrontować się z rodziną. Wspomniał to tylko Yamie, ale czuł nienawiść do swego ojca za to, jaki los mu zgotował. Chciał zgromadzić swych bliskich w jednym miejscu, by znów byli rodziną, ale bez niego. Udał się więc do zamku Mito w prowincji Hitachi, by tam zmierzyć się z człowiekiem odpowiedzialnym za swe cierpienie. Liczył też na odnalezienie osoby, która go oślepiła. Z nią też chciał się rozliczyć za to, jak skomplikowała jego życie. Ktokolwiek by to nie był to musiał zapłacić za swe zbrodnie.
Dotarł do siedziby swego klanu o zmroku, przeniesiony w lektyce, gdyż tylko tam mógł się tam dostać z godnością. W zasadzie, gdy tylko próbował wejść przez bramę, to zaczęły się problemy. W końcu w oczach reszty swej familii był martwy od dawna, nie wyglądał też jak wcześniej, stąd też strażnicy nie chcieli go wpuścić. To był ich błąd, bo Teruyuki mimo uśmiechu, który nie opuszczał jego ust czuł jak zżerają go nerwy. Rok szykował się na ten moment, nie zaakceptowałby porażki nigdy. Stąd też najzwyczajniej na świecie zabił strażników i ruszył dalej, po drodze zabijając każdego kto próbował go powstrzymać. Omijał tylko służących, im oferował nowe życie w jego domostwie. Część się zgodziła, innych puścił wolno. W końcu dotarł do sali, gdzie siedziała dwójka starszych ludzi, nie pamiętał ich wyglądu, ale założył, że to jego rodzice stąd nie słuchając zbytnio ich tłumaczenia. W końcu nie mógł pomylić osób w tak ważnej chwili, nie wierzył, iż trafił na swego wuja i ciotkę. Miał też dość ich ciągłego gadania jakoby to miał popełnić ogromny błąd, dlatego też wyrwał im oczy i poderżnął gardła. Miał już opuszczać pałac, gdy trafił na jeszcze jedną osobę, która próbowała go powstrzymać. Starszą od niego kobietę, która to rzuciła się na niego prawdopodobnie przez to co uczynił. Czyżby była mieszkanką tego domu? Jego siostrą, która ponoć jeszcze żyła? Nie był pewien dlatego też nie zabił jej, a jedynie odebrał oko. Miał coraz mniej czasu, by opuścić Mito więc nie było czasu na dłuższą rozmowę czy też walkę. Zakończył to tak szybko jak się dało i opuścił tamte ziemie, zabierając ze sobą sporą część służby, by powrócić do swej siedziby. Po powrocie skupił się na zdobywaniu wpływów na dworze cesarza i poszukiwaniu członków swojego klanu. Sprawiło to, iż na jakiś czas zdystansował się od konfliktu między zabójcami i demonami, zbyt zajęty zyskiwaniem aprobaty Cesarza.