W jakiś tajemny, nieznany mu sposób powtarzanie do porzygu tych samych czynności każdego dnia skutkowało przekroczeniem granic, które dotychczas go obowiązywały. Przy dwie dekady starszym facecie czuł się jak młokos bez kondycji, więc nawet gdy kwestie ćwiczeń z Filarem i ostateczny egzamin miał już za sobą, wolne od obowiązków dni spędzał na – tym razem z własnej woli – jeszcze intensywniejszym maltretowaniu swoich skrzypiących mięśni.
Tego dnia przerośnięte włosy zebrał na czubku głowy w formę bezładnej palemki i przebrał się w szorstką, wełnianą odzież spodnią. Niezależnie od warunków na zewnątrz, było w niej cholernie duszno, stąd już ten pierwszy wymiar poświęcenia popsuł mu humor. W drugim etapie, narzekając przy tym chyba jeszcze mocniej, wsunął przez głowę ciężką kolczugę. Strój do złudzenia przypominał wdzianko noszone przez niego jako yoriki, tyle że na obszernych, ochronnych szatach nie kończyła się dzisiejsza tortura. Na to wszystko musiał jeszcze nałożyć płyty samurajskiej zbroi, nieporęcznej i nienadającej się do faktycznej walki z demonami, ale wagą dorównującą samemu Urasawie.
— No dobra słodziutka. A teraz czas zabrać cię na wycieczkę — oznajmił do swojego cienia, który przez ostatnią godzinę rozrósł się dwukrotnie. Zbroja zagrała dla niego metalicznie w ramach swojej odpowiedzi. Pierwszy krok wydawał się niemożliwy, a potem samurai wykonał ich jeszcze tysiące.
W pełnym rynsztunku wybrał się na szczyt stromego wzniesienia. Już sama długość trasy stanowiła wyzwanie, a większą jej część należało dodatkowo pokonać pod ostrym kątem. W miejscu, gdzie zwykły człowiek miałby trudności, on przeklinał świat i swój diabelnie idiotyczny pomysł. Senki z przeszłości miał nierówno pod sufitem, a Senki teraźniejszy musiał zbierać plony ówczesnej ambicji, mającej niewiele wspólnego z rzeczywistością.
Przecenił swoją kondycję i reakcję ciała na potworny wysiłek, jakim okazało się taszczenie po stromej ścianie niewygodnej puszki otaczającej gotującą się we wnętrzu ludzką formę. Przez pierwsze pół godziny upierał się nawet na stalową maskę, która utrudniała oddychanie. Szybko zweryfikowało go życie i okrycie wylądowało na ziemi, a tuż obok dostojny samuraj splunął z całą pogardą, śliną gorzką od brudu i potu.
Matula połajałaby go równo, gdyby zobaczyła, jak własny ciężar opiera na pochwie miecza, niczym na lasce. Sen nie wyobrażał sobie siadać w pełnej zbroi, nawet gdyby było to możliwe z jej sztywną konstrukcją. Druga sprawa, że nie pozwalała mu na to głupia, kołacząca we wnętrzu determinacja. Zamierzał ruszyć dalej, choć tempo dopasowało się do aktualnej kondycji. Przypominało teraz rytmiczne brzmienie zegara, gdy ciężkie elementy zbroi uderzały o siebie z każdym wykonanym w górę krokiem. Ciężkie warstwy tłumiły zarówno jego głośne sapanie, jak i soczyste, rzucane bez ostrzeżenia przekleństwa.
Jako policjant przywykł do noszenia lżejszego ekwipunku, ale pamiętał czasy swojej młodości, kiedy wadziło mu nawet kilka dodatkowych kilogramów. Wówczas dopiero poznawał uroki codziennej marszruty ulicami Otsu. Musiały minąć lata, zanim nabrał muskulatury pasującej do odziedziczonej od rodziny Urasawa zbroi. Dzięki temu niewygodne płyty nie kiwały się podczas marszu w górę, ale dawały wrażenie dopasowanej, ciężkiej skóry. Nieco za ciężkiej jak na jego gusta. I zdecydowanie, kurwa, za ciężkiej jak na rozum zwykłego człowieka.
Tak minęła mu droga na pierwszy przystanek. Spłaszczony teren w połowie góry. Wystarczyło wyjść z rytmu kroków nawet na moment, by w serenadzie bólu odezwały się mięśnie. Lepka od potu koszula kleiła się do ciała, ale spełniała swoje zadanie. Senki nie zagotował się jeszcze w swojej zbroi. W jego głowie pojawił się nagły – chwilowy – szacunek względem przodków, który podobny rynsztunek nosili znacznie częściej, a do tego toczyli w nim walki. Pewnie zaśmialiby się do rozpuku widząc, jak ich daleki potomek traktuje święte odzienie Urasawów za element swojego treningu. I dodatkowo dostaje wycisk od elementu nieożywionego, który w jego ręce trafił właściwie dość przypadkowo.
Samo wspomnienie niewdzięcznych przodków wywołało gniew, a gniew oznaczał akcję. Pierwszy krok przypominał mu doniosły akt wyklucia się pisklęcia z jajka, tyle że nieopierzone stworzenie zwykle aż tyle nie prychały. Rozbujał się na nowo dopiero po kilku metrach i znów wpadł w rytm poprzedniej tempa. Ruchy ramion ograniczył do minimum, skupiając się przede wszystkim na tym, by w ciężkiej zbroi maszerować równo i bez przerw. Cierpiały przy tym przede wszystkim ramiona, chociaż taka forma „noszenia ciężarów” działała na każdy istniejący w ciele mięsień. Na tym etapie trasa nieco się wypłaszczała i w ostatnim zrywie motywacji Urasawa przyśpieszył nieco, pchany do celu w nadziei, że szybciej zrzuci z siebie najciężej elementy. Nie zamierzał jeszcze myśleć o zejściu, wierzył, że jeżeli już stanie na samej górze, to wpadnie na jakiś pomysł, który nie polegał na zjeździe na tyłku w płytowej zbroi samuraja.
Liczył kroki, napinał mięśnie, na ostatnim etapie brnął do przodu pchany jedynie silną wolą, gdyż ciało chciała odmówić współpracy. Dało mu to do myślenia, że jeszcze wiele tego typu treningów przed nim, chociaż ten wykonywany dzisiaj miał być specjalny. Zbroja wreszcie zeszła z wieszaka w jego pokoju, przydała się zamiast być jedynie ozdobą i uciążliwą pamiątką. Była dobrym wyznacznikiem postępów, bo kiedy ponownie ją włoży, powinien pokonać tę samą trasę w lepszym tempie, albo nie tak ugotowany w środku, jak teraz.
Gdy trafił na samą górę, nie padł od razu na twarz, tylko ustał, a nawet jeszcze bardziej się wyprostował. Strąki włosów kleiły się do czoła, a twarz emanowała gniewem, który nie miał dla siebie ujścia. Głupi pomysł przerodził się w faktyczny trening, który z trudem uważał za zakończony. Ręce oparł na biodrach i łapał powoli oddech. Mięśnie wtrącały ciepło, tężały i zaczynały znowu o sobie przypominać, dlatego cisnął na ziemie te elementy, które mógł ściągnąć z siebie bez niczyjej pomocy. Nawet wtedy pozostało jeszcze wiele kilogramów, które musiał znieść na sobie w dół.
Twój trening został zaakceptowany i wyceniony na 50 PO. Pamiętaj, aby z tym postem zgłosić się do tematu Zamówienia, w celu odebrania punktów, które mogą być dowolnie wydane w Sklepiku Mistrza Gry.
— Wyobraź sobie, że jesteś, kurwa, skalistą górą. Stabilny i niewzruszony — wymamrotał na głos, żując między zębami kawałek bambusowej pałeczki, która zastępowała mu w trakcie treningu fajkę.
Zdecydował się na trening, który skoncentrował się na jego wytrzymałości, porównując swoje ciało do niezłomnej skały. Nie było w tym żadnych sentymentalnych bzdur czy mistycznych wizji. Był to trening surowy i prosty, dostosowany do jego natury, pozbawiony wszelkich złudzeń.
W miarę jak jego ciało się nagrzewało, przypomniał sobie o skałach. Porównał swoje mięśnie do warstw kamienia, które utwardzały się przez tysiąclecia. "Nieugięty, niezniszczalny, trwający w obliczu wszelkich trudności" - powtarzał sobie w myślach.
Oddech Kamienia kojarzył mu się z opanowaniem i spokojem, których we własnej osobie nie dostrzegał. Rzadko co prawda wpadał w gniew, uzewnętrzniając go, lecz płomień zwykle pojawiał się w środku. Któregoś dnia gotowy zwieść go na krawędź.
Stanął na szczycie wzgórza, rozglądając się na dokoła. Wzrok jego padł na ogromny głaz, który stał wśród trawiastej równiny. Była to potężna masa skalna, niemająca zamiaru ustąpić przed żadną próbą. To było dokładnie to, co chciał osiągnąć z wytrzymałością swojego ciała. Zaczął od prostych pompek. Opierał swoje ciało na dłoniach i palcach, wypychając je w górę, a potem powoli opuszczając. Powtarzał te ruchy coraz to bardziej intensywnie, czując, jak mięśnie napinają się i palą. Przypominało mu to uczucie, gdy walczył z demonami - brutalne, ale prawdziwe. W miarę jak jego ciało się nagrzewało, przypomniał sobie o skałach. Porównał swoje mięśnie do warstw kamienia, które utwardzały się przez tysiąclecia. "Nieugięty, niezniszczalny, trwający w obliczu wszelkich trudności" - powtarzał sobie w myślach.
Ale kamień miał też swoją drugą stronę - bywał nieprzenikniony, surowy, niemalże bezduszny. Czasami czuł, że podobnie jak kamień, stara się zachować pewną dystans do innych ludzi, nie pozwalając im zbyt blisko siebie. Jego trening z Oddechem Kamienia oddawał te właśnie aspekty jego osobowości. Ćwiczenia wymagały nie tylko siły fizycznej, ale także kontroli emocjonalnej.
Była jedenasta rano, a jemu chciało się pić. I nie chodziło o zaspokojenie pragnienia; nie o zmycie suchości w gardle, która pojawiła się przy okazji, w trakcie wyzuwania się z sił. Trenując w samotności pozwolił sobie na odrobinę zbyt dużo myślenia, a autorefleksja zepchnęła go w kierunku myśli, których wolałby nigdy ponownie nie odkrywać.
Ciekawe, czy mogliby wyrzucić go z pozycji Zabójcy Demonów, gdyby dowiedzieli się, że na misje chadza wyposażony w butelkę sake, po zobaczeniu dla każdej innej substancji gotowej pozbawić go odrobiny samokontroli.
Splunął na bok gęstą śliną i obtarł czoło z potu spływającego później po twarzy. Kształtowane swojego ciała na wzór artysty kującego w bezkształtnej skalnej masy było jedną z alternatyw do zapijania się bez kontroli.
Sięgnął za plecy, po giętki „miecz”, wyznacznik jego przynależności do Oddechu Kamienia gdzie broń przyjmowała zwariowane formy. Jie Bian nie zadowalał go w połowie tak bardzo jak Jitte, z którym ręką oswoiła się w ciągu całego życia znacznie lepiej, ale nie mógł narzekać. Bicz z łańcuchem wykonano z unikatowej stali, dostępnej tylko dla wybranej grupy osób.
Stanął na otwartej przestrzeni, z łańcuchem Jie Bian owinięte wokół swojego ramienia. Musiał wyczuć jego wagę, ruchy i możliwości. Każdy ruch był kontrolowany, a ruchy łańcuchów ślizgały się przez jego dłonie z pewnością i wyczuciem. W jednej chwili były rozciągnięte, a w następnej zwijały się z powrotem wokół jego ciała. Każdy ruch miał swój cel - kontrolować przeciwnika, związując go lub rażąc na odległość.
Nie znał nikogo, kto także posługiwałby się tak specyficznym rodzajem oręża. Bicz nie przypominał tradycyjnej katany prawie w żadnym aspekcie, może poza ostrzem zakończonym w podobny sposób. Jego działanie przypominało ruch piły mechanicznej – gdyby w tym czasie ktoś w ogóle o niej słyszał. Owijając Jie Bian wokół szyi demona, a potem ciągnąć je jednostajnym ruchem wprawiał wiele zwojów w ślizg, szarpiąc i piłując ciało przy użyciu wielu, krótkich „noży”. Ale gdy chciał, mógł również trzaskać nim jak biczem, trzymając brudne, demoniczne łapska na odległość. Dzięki temu nie wdychał cuchnących oparów z paszcz tych stworzeń.
W różne ruchy - wiązał, oplatał, obezwładniał. Jego ciało poruszało się płynnie, bez zbędnego oporu. Był to moment, w którym całkowicie zanurzył się w treningu, wypełniając umysł tylko jednym celem - doskonaleniem technik walki. Postawa odpowiedzialnego dorosłego. Po długiej serii dynamicznych ruchów, Senki poczuł, że musi zwolnić tempo. Opuścił bicze, a one spoczęły na ziemi, tworząc wirujący kształt. Usiadł na ziemi, opierając się o skałę i zamknął oczy, łapiąc oddech haustami.
Znów przepocił się do samej bielizny i był z tego powodu wściekle niezadowolony. Matula natura poskąpiła mu kondycji; czerwony jak burak robił się już po kilku minutach głupiego truchtu, a potem plamy długo nie schodziły z jego w innym wypadku ziemistych policzków. Przepocone, przyklejone do czoła włosy zalizał do tyłu i na sapanie jak parowóz przeznaczył kolejne kilka chwil „treningu”. I tak nikt go nie widział, a jeżeli widział – nie zrozumie, dlaczego stary facet rozpływa się pod głazem mamrocząc przez popękane, spierzchnięte usta nazwy ulubionych pijalni. Całe to towarzycho było za młode, albo on za stary.
Większość osób pod koniec ćwiczeń dopadała refleksja o własnych niedoskonałościach. Ich chęć kształtowania swojego ciała sięgała szczytu. Ale nie Urasawa Senki. Bliski omdlenia mężczyzna osunął się plecami po kamieniu i patrzył w niebo, gdzie na błękicie pojawiły się mroczki i gwiazdki. Cholernie się dzisiaj zmęczył.
100/300
Twój trening został zaakceptowany i wyceniony na 50 PO. Pamiętaj, aby z tym postem zgłosić się do tematu Zamówienia, w celu odebrania punktów, które mogą być dowolnie wydane w Sklepiku Mistrza Gry
Nie możesz odpowiadać w tematach