HONDA TSUKIYAMA / BODAIJU
Demony37 lat220 cm60 kg
Data urodzenia 26/06/1555
Miejsce pochodzenia Kōhoku
Miejsce zamieszkania Oguni
Klasa społeczna kapłańska
Zawód kapłanka
Przyjęła imię Bodaiju, co ma dla niej symboliczne znaczenie. Odnosi się do świętego drzewa Bodhi, które według tradycji rosło w indyjskiej miejscowości Bodh Gaja, która stanowi cel pielgrzymek Buddystów i Hinduistów. Przed zabiciem go, poprosiła Ellalana, żeby w przyszłym wcieleniu tam właśnie na nią czekał.
Chociaż urodziła się w klasie samurajskiej, odkąd wróciła z Indii podaje się za kapłankę.
Raniona przez Muzana miała wiele przebłysków z ludzkiego życia; dowiedziała się wtedy, że miała romans z siostrą męża (Naotorą) i to właśnie ją pożarła jako swoją pierwszą ofiarę w jaskini.
Zdarza jej się zdejmować twarz ofiarom i nakładać ją na siebie, chcąc zobaczyć się jeszcze raz w bardziej ludzkiej formie.
Interesuje ją wiedza. Nie zabija osób, które są w stanie wprowadzić ją w nieznane jej dotychczas tematy.
Jej cichym marzeniem jest powrót do bycia człowiekiem i doświadczenie reinkarnacji.
W obawie o złą karmę, nie znęca się nad swoimi ofiarami. Poluje tylko tyle, ile potrzeba, żeby nie zdziczeć.
Chciałaby znów być blisko Tory, wybaczyłaby jej nawet wcześniejszą zdradę.
Odkąd Muzan ją poniżył, cierpi na syndrom ascety i męczennika, minimalizując swoje oczekiwania i ambicje do minimum. Łączy się z tym jej oporność na piękno i wygody; chatka rolnika ma dla niej taką samą wartość co pałac cesarza.
Uważa, że większość “współczesnych” demonów nie dorównuje tym z jej “pokolenia”. W jej oczach są słabe i “wychuchane”, przez co nie rozumie decyzji Muzana o przemienianiu w nie dzieci.
Bodaiju jest samotnikiem, stroni od towarzystwa innych demonów, podczas wydarzeń trzyma się na uboczu.
Domyśla się, że Muzan zostawił ją przy życiu, aby śmiać się z jej porażki, a teraz obserwuje jej “postępy”, aby wkrótce wyśmiać ją ponownie. Albo tym razem zabić.
1555 - 1592
Przyszła Kizuki urodziła się w 1555 roku jako jedno z wielu dzieci zrodzonych w klanie Honda. Nadano jej imię “Ta”, czyli pole ryżowe — rok ten był bardzo obfity w plony, dlatego słusznym wydawało się celebrować ten fakt poprzez imię dziecka.
Swoją ceremonię mogi odbyła mając 11 lat, w 1566 roku. Nadano jej wtedy imię Tsukiyama. Dwa lata później, w roku 1568, wyszła za mąż za Fūmę Atsushiego, starszego od niej o dziewięć lat reprezentanta rodu samurajskiego.
Jak twierdzili świadkowie, relacja Tsukiyamy i Atsushiego by ła nawet pozytywna. Dogadywali się i zdawali być ze sobą szczęśliwi. Dziewczynie miała być także bliska siostra męża, Naotora, z którą ponoć bardzo często odwiedzały się wzajemnie, szczególnie, kiedy ich mężowie opuszczali miasto na rzecz turniejów, polowań oraz dyplomacji.
Fūma Atsushi i Honda Tsukiyama doczekali się ósemki potomstwa, spośród którego aż szóstka dożyła dorosłości.
1592 - 1561
Ocknęła się w jakiejś niewielkiej skalnej wnęce, a pierwszym, co ujrzały jej oczy, były ludzkie zwłoki. Rozszarpane niewiele mniej, niż gdyby zrobiło to stado wilków. Mimo to, ona była nietknięta. Przynajmniej do czasu, jak spróbowała to miejsce opuścić; zetknięcie ze światłem słońca natychmiastowo pozbawiło ją kawałka twarzy, który regenerowała kolejnych kilka dni. Nie pamiętała, kim była, ani co robiła w tym miejscu.
Z resztą, dlaczego słońce wyrządziło jej aż taką krzywdę?
Czasu do przemyśleń miała aż nadto, bo do zmierzchu. Poszukiwała wskazówek w odzieży swojej i niemożliwego do zidentyfikowania nawet płci, ciała.
Była jednym z pierwszych tworów Muzana, o czym ten nie omieszkał jej wspomnieć, gdy po zachodzie słońca postanowił wreszcie wprowadzić ją w “demonią egzystencję”. Trudno zaprzeczyć, ze nie był nią trochę zawiedziony; na pierwsze demony przeprowadził niewielki “casting” i jego uwagę zwróciły mądrość Tsukiyamy oraz jej ciekawość otaczającego ją świata. Tymczasem nie była w stanie połączyć kropek a propos bycia demonem, od momentu przemiany zachowując się tak samo, jak jej poprzednicy. Nudnie.
Mężczyzna doskonale wiedział, jak okręcić ją sobie wokół palca i nie musiał w tym celu używać żadnych demonicznych umiejętności; powiedział jej po po prostu, że widział w niej chęci ciągłego rozwoju i nauki, na które nie starczyłoby jej ludzkiego żywota. Chciał “pomóc”, wybierając ją na jednego ze swoich pierwszych sojuszników, a ona miała “tylko” pokazać mu, że się wobec niej nie mylił (pomimo tamtego słabego startu).
Zainspirowana słowami o tej mądrości, rozwoju i oczekiwaniach, postanowiła być najlepszym wyznawcą Muzana, jaki kiedykolwiek mu się trafił lub miał trafić.
Przez kolejne lata swojej egzystencji nie podała nikomu nawet swojego imienia; wychodziła z założenia, że zbędnym było poznawanie się z innymi demonami oraz jakiekolwiek integrowanie w momencie, kiedy następnego zachodu słońca któreś z nich mogło po prostu nie dożyć. Tsukiyama preferowała samotność, tym bardziej, że w związku ze swoją motywacją obawiała się przysłowiowego noża w plecy. Wszelkie “braki socjalne”, wynikające i tak z ciekawości a nie rzeczywistej tęsknoty za społeczeństwem, nadrabiała towarzystwem zwykłych ludzi, od których poznawała ciekawostki, plotki i historie z życia śmiertelników. Nie raz w najgorszego typu spelunie poznała wartościowe osoby, różnych uczonych, kapłanów oraz stróżów prawa, a ich opowieści wydawały się dla kobiety największym urozmaiceniem dla demoniego istnienia.
Tsukiyama rosła w siłę. Samotna i zblazowana otrzymała w końcu od swoich pobratymców imię Kinenhi — pomnik, bo od zostania jednym wydawał się dzielić ją zaledwie krok. Z tego letargu wyprowadzić ją mogły zaledwie dwie rzeczy: obecność Muzana oraz krew marechi.
Minęły lata, zanim natknęła się na pierwszego z posiadaczy tego drogocennego osocza. Natychmiast straciła dla niego głowę, odrzucając na bok wszelki styl i godność, którymi szczyciła się nawet podczas polowań. Zignorowała obecność grupy ludzi, którymi akurat ten człowiek się otaczał i na ich oczach zatopiła w nim zęby. Od tamtego momentu wiedziała, że w jej życiu pojawił się nowy cel: skosztować jak najwięcej mięsa tych wyjątkowych osób.
Polowanie na marechi stało się niejako jej obsesją. Każdej nocy przemierzała kilometry, próbując namierzyć kolejnego z nich. Przestała tracić czas na zbędne pogawędki z ludźmi, poszukując po prostu tego jedynego i wyruszając w dalszą trasę. W końcu gniew, głód (Tsukiyama zaczęła mieć tendencję do niejedzenia zwykłych mieszkańców z myślą, że już następnej nocy spożyje marechi) oraz uświadomienie sobie własnej siły, sprawiły, że pozbawiła życia całą wieś pod Kioto.
“Krucjata” demona trwała kilka nocy. Kobieta po każdym kolejnym zachodzie słońca przemieszczała się dalej, a schemat był dokładnie taki sam — brak marechi pośród mieszkańców skutkował wybiciem całego grodu.
Demonica nie była świadoma, że swoim łakomstwem sprowadziła na siebie kłopoty. Kilka kolejnych polowań później została zaatakowana przez grupę osób uzbrojonych w miecze, którymi bez wątpienia mogli zakończyć jej egzystencję. I prawie to zrobili: po dziś dzień za cud uważa fakt, że udało jej się tamtej nocy uciec. Bez rąk, z głową zwisającą na ostatnich żyłkach oraz innymi głębszymi lub płytszymi ranami.
Kinenhi zrozumiała swój błąd, a jej zapał został bardzo ostudzony na jakiś czas. Wróciła do dyskretnych polowań oraz częstego przemieszczania się. Ponieważ od spożywania marechi stała się o wiele silniejsza, swój wygląd zaczęła zmieniać jak rękawiczki, najbardziej upodobując sobie formę ponad dwumetrowej gigantki o wyglądzie w połowie człowieka, w połowie… szkieletu.
1643
Straszenie przyszłych ofiar samym swoim wyglądem okazało się być dla kobiety przednią rozrywką, której nie spodziewała się po sobie. Wciąż doceniała rozmowy z niektórymi mieszkańcami, raz na jakiś czas prezentując się im w człowieczej formie, jednak obok tego oraz polowań na marechi to właśnie wzbudzanie strachu koszmarnym jestestwem zaczęło dawać jej satysfakcję i być odskocznią dla ponurego, monotonnego życia.
Była jednak jedna osoba, młoda dziewczyna, która nie uznała jej za demona (o istnieniu których okazała się nie mieć pojęcia), a za boginię śmierci: Izanami. Zaintrygowana nowym podejściem ze strony człowieka, zdecydowała się nie odbierać nastolatce życia, ciekawa, do czego taka sytuacja mogła doprowadzić. Od tamtej pory Kinenhi zaczęła wizytować Hineomatę co jakiś czas, jednocześnie zapewniając Tatsu bezpieczeństwo pod osłoną nocy. Rola “opiekuna” sprawiła, że demonica zaczęła zastanawiać się nad tym, czy jako człowiek była matką, a jeżeli tak, to jak bardzo dbała o swoje potomstwo.
W Tsukiyamie znów obudził się duch ciekawości i odkrywania. Powróciła w miejsce, gdzie spotkała Muzana poraz pierwszy, a następnie do jaskini, w której obudziła się już jako demon. Natura zdążyła zrobić swoje ze szczątkami nieznanej jej osoby, utrudniając identyfikację jeszcze bardziej. Bazując więc jedynie na losowych przebłyskach ze swojego życia, udała się w głąb prefektury Kanagawa.
Trzy miesiące zajęło jej poznanie i spisanie historii Hondy Tsukiyamy, która poślubiła Fūmę Atsushiego, urodziła mu dzieci, a następnie bezpowrotnie zniknęła. Dochodzeniu nie sprzyjał fakt, że kontakty z ludźmi mogła podejmować jedynie w nocy, kiedy ci przezornie nie opuszczali murów posiadałości. Zakradając się po cichu w różnych ludzkich formach poznała swoich wnuków i prawnuków, a w poszukiwaniu odpowiedzi na więcej pytań udała się także do miasta Yonezawa, gdzie żył aktualny dziedzic rodu, Fūma Kotarō, razem ze swoją małżonką.
1645
Tsukiyama umocniła się, jednak wciąż było jej mało. Dalej czuła na sobie presję zostania jednym z najpotężniejszych demonów, aby udowodnić Muzanowi, że ten się co do niej nie mylił. Wspinaczka na szczyt nie była trudna, ale czasochłonna, tym bardziej, że Korpus Zabójców zdawał się znacznie powiększyć od czasu jej pierwszego spotkania z nimi. Musiała działać sprytnie, dyskretnie, i — co dla niej było najgorsze — niekiedy w grupie.
Demonica była już na tyle silna, że zapach marechi nie doprowadzał jej do szaleństwa, potrafiła zachować zimną krew i zorganizować szturm na jego lokalizację. Poza siłą i opanowaniem zmieniła się także jej ranga, sprawiając, że miała pod sobą zespół młodszych, żądnych krwi potworów.
Na kilka dni przed pierwszymi opadami śniegu, pojawili się pod Hineomatą, gdzie tylko ona wyczuwała stłumiony zapach obiecanej nagrody. Obawiając się obecności członków Korpusu Zabójców, po zachodzie słońca wyruszyła na przeszpiegi, czego skutkiem było poznanie celu, oraz powodu, przez który jego woń była tak skryta — noszony na szyi woreczek z kwiatami wisterii. Jak się okazało, był on kochankiem Tatsu. W głowie Tsukiyamy zrodził się plan, ale ten miał wejść w życie dopiero następnej nocy.
Zaraz po zachodzie słońca zjawiła się za plecami swojej podopiecznej, nie chcąc być kojarzoną z tą sprawą. Po samym ubiorze oraz miejscu, w którym młodzi się spotykali, demonica miała możliwość wysunięcia wniosków o skrytym romansie i zagraniu tym, aby podpuścić Tatsu do podmiany woreczka na szyi mężczyzny. Chociaż znowu zaskakiwała sama siebie, nie robiła tego jedynie po to, aby zdobyć mięso kolejnego marechi. Spotkania w szopie nie łączyły się z klasą mężczyzny oraz pochodzeniem dziewczyny; musiała łudzić się, że ich relacja będzie wieczna, podczas, gdy ten jedynie z nią pogrywał. Kinenhi zamierzała to zakończyć, piekąc dwie pieczenie na jednym ogniu.
Świadoma, że Tatsu mogła ją zobaczyć, przed zakradnięciem się do bezbronnego samuraja, przybrała inną formę. Nie przewidziała natomiast, że rozochocone zapachem słabsze demony także ruszą na polowanie, krzywdząc przy tym ojca dziewczyny. Z oddali przypilnowała, aby tej nic się nie stało i zniknęła, nie chcąc więcej krzywdzić dziecka, które jako pierwsze zobaczyło w niej kogoś innego niż demona.
1648
Od prawie roku Kinenhi stanowiła jedną z Kizukich, latem awansując na tytuł Dziesiątej. Tego roku poznała także Torę, nowego “rekruta”, który natychmiastowo zdobył zainteresowanie Tsukiyamy. Wielkość, nieokrzesanie i wieczna wściekłość sprawiły, że gigantka od razu wpadła w oko kobiety. Przyjęła ją na swoją podopieczną, zabierając na polowania i pomagając opanować oraz wytrenować Sztukę Krwi. Chociaż gardziła towarzystwem demonów, preferując samotność, Tora stała się przełamaniem dla tej zasady i zawsze z chęcią gościła ją obok siebie, a niedługo potem także w swojej chatce w Oguni. Miała szczególną słabość do tych wszystkich atrybutów, które w swojej głowie przypisywała własnym wzorem “prawdziwym demonom”, w odróżnieniu od tego, co reprezentowali sobą kolejni słabeusze wcielani przez stwórcę do ich szeregów.
1649
Czego jeszcze można pożądać, kiedy miało się już wszystko, co można było osiągnąć? Była już na stopniu Siódmej Kizuki, obok siebie trzymając najwspanialsze monstrum, jakie kiedykolwiek przyszło jej zobaczyć na oczy. Od ludzi, z którymi rozmawiała przez te wszystkie lata, dużo słyszała o miłości ale porównując to do jej uczuć do Tory, te wydawały się być zupełnie nie połączone z definicją tejże. Bliskość zaprowadziła je w różne sytuacje kojarzone z kochankami, a jednak wszystko wydawało się być pozbawione tej głębi i wyrazu, które podobno dla śmiertelników miały miejsce.
Na wszelkich spotkaniach Kizukich, Kinenhi przyglądała się tym ulokowanym w hierarchii wyżej od niej. Co jeszcze mogli osiągnąć? Co mieli oni, czego nie miała ona, istniejąc te kilka stopni niżej? Z czasem coraz bardziej zaczęła sobie uświadamiać, że osiągnięcie nawet najwyższego tytułu nie dawało nic. Muzan zawsze miał być potężniejszy od nich, w każdej chwili mógł skrócić kogoś o głowę lub osłonić się nim w starciu przeciwko Zabójcom. Ich możliwości były ograniczone; wyższe tytuły nie dawały więcej wytrzymałości w zetknięciu z nichirin, ani nawet nie chroniły przed słońcem. Poza tym, że ponad sobą miała jedynie siedem postaci, ranga Siódmej Kizuki nie dawała zupełnie nic, tak samo jak te wyższe, eliminując jedynie liczbę przełożonych.
Tego roku właśnie, niegdyś Honda Tsukiyama zdecydowała, że razem z Torą opuści Japonię.
Jej plan zdawał się nie mieć wad. Miały wyjechać, wykorzystać swoją wieczność dla odkrywania świata i za granicą szerzyć kult Muzana. Kinenhi nie przewidziała natomiast jednego — Tora wolała zostać.
Nigdy nie miała zapomnieć dnia, kiedy owinięta w cienką pościel próbowała przekonać kochankę do wyruszenia razem z nią. Ta jednak była równie nieustępliwa co na taką wyglądała.
Japonię opuściła samotnie. Ograniczenia w podróży były dla ludzi, dlatego pod osłoną nocy z łatwością przedostała się na jeden ze statków wypływających na kontynent.
Tak, jak się spodziewała, trafiła do Chin. W tych spędziła prawie rok na poznawaniu kultur, języka i historii. Czuła się przy tym dziwnie… bezpiecznie. Chociaż słońce mogło zadać jej takie same obrażenia jak w Japonii, Korpus Zabójców wydawał się nie istnieć. Na wszelki wypadek jednak zdecydowała się nie zwracać na siebie nadmiernej uwagi, dlatego też i z poszanowania dla gospodarzy nie mordowała więcej ludzi niż było to konieczne do przeżycia dla niej.
1650
W końcu, powoli przesuwając się w ich kierunku, Kinenhi dostała się do Indii. Nowy kraj, a więc nowa kultura, ale przy tym wszystkim nowy język, którego musiała się nauczyć przynajmniej w stopniu komunikatywnym. Mogła sobie być nieśmiertelnym bytem, zmieniać wygląd na zawołanie i robić sztuczki krwią, a jednak z międzyludzkich rozmów wyciągała tyle ile z dźwięków wydawanych przez zwierzęta. Po dotarciu do Thiruvananthapuram, zadecydowała o osiedleniu się w tym mieście na jakiś czas.
Kobiecie wychowanej i spędzającej całe życie pośród przedstawicieli klasy samurajskiej w Japonii, niełatwo było odnaleźć swoje miejsce wśród Tamilów. Po niecałym tygodniu od zjawienia się w mieście, poznała mężczyznę imieniem Ellalan, który niegdyś był kapłanem-podróżnikiem, a odkąd życie odebrało mu zdrowie i jedną rękę, to już tylko kapłanem. To właśnie ten Tamil wziął na swoje barki chęć nauczenia “uczulonej na słońce” podróżniczki z Imperium Tokugawów wszystkiego, co mógł o ludzie z Thiruvananthapuram.
Czas mijał. Wiedza Tsukiyamy o Indiach, Tamilach i hinduizmie rozwijała się z każdym dniem, tak samo jak Ellalan podupadał na zdrowiu. Co ciekawe, sposób, w jaki wypowiadał się o swojej religii sprawiał, że nawet niewierząca w takie rzeczy demonica zaczęła zastanawiać się nad sensem swojej zaburzonej przez Muzana egzystencji. Przede wszystkim zaciekawiły ją motywy karmy, reinkarnacji, a także wyzwolenia, czyli podstawy hinduistycznej wiary. Niczym gąbka chłonęła wszystko, co jej mentor miał jej do przekazania na ten temat, nieco zaskoczony ale jednocześnie szczęśliwy, że ich wiara przemawiała do kobiety bardziej niż jej własna. Wspólnie odkrywali podobne motywy oraz cechy pośród bogów. Zainspirowana hinduskimi bóstwami Kinenhi przybrała którejś nocy wygląd jednego z nich — Kali — wyrastając z siebie więcej ramion. Mając trzy pary rąk zdecydowała się pokazać Ellalanowi kim naprawdę była.
Chociaż tak samo jak wcześniej Tatsu chciał on uznać ją za boginię, natychmiastowo zaprzeczyła swoim powiązaniom z którymkolwiek z nich. Była zwykłym demonem; takim, jakich na pęczki tworzyło się w Japonii za sprawą ich stwórcy. Kiedy spał, pożerała ludzi, bo inaczej nie mogła, ale myśl o karmie sprawiła, że żyła w ciągłym nienasyceniu. Jadła, by przetrwać, ale nie dążyła już do rośnięcia w siłę i pięcie się po szczeblach demonicznej kariery. Tej miała zanadto.
1651
Ellalan był już bardzo słaby, kiedy udało im się dostać do Japonii. Był ciągle pod jej opieką, ostrożnie przenosiła go z miejsca w miejsce. Nie chciała wracać. Chciała pozostać w Thiruvananthapuram, a jednak patrzenie jak jej mentor cierpiał napełniało ją odrazą. Mieli dotrzeć do Oguni, gdzie Kinenhi chciała błagać stwórcę o przemienienie Ellalana w jednego z nich; w jednego z demonów. Było to samolubne, gdyż ten wcale tego nie pożądał — wierzył w reinkarnację. Uważał się za dobrego człowieka, był pewien, że odrodzi się jako coś równie dobrego i znaczącego. Demonica jednak nie planowała mu na to pozwolić.
Nie zdążyli przebyć połowy drogi do Oguni, a oboje zostali do niego przeniesieni. Na widok Muzana natychmiastowo padła na kolana. Za nim pojawiła się Tora, a w jej oku widniał symbol Piątej Kizuki. W całości zignorowali obecność Hindusa, zajmując się powracającym “synem marnotrawnym”. Tych dni miała nie zapomnieć do końca życia.
Muzan wyrywał jej kolejne kończyny, a kiedy te odrastały, wyrywał je na nowo. Odcinał je nichirin odebranym jednemu z poległych Zabójców. Polewano ją wisterią i wystawiano na słońce tak długo, jak tylko można było bez kompletnego spalenia całego jej ciała. Kinenhi straciła wszystko; Tora odwróciła się od niej w międzyczasie, w zamian za zajęcie jej miejsca pośród Kizukich, wśród których już zdążyła awansować. Sam stwórca natomiast był bardzo niezadowolony nie tylko z faktu, że ktoś z pierwszej dziesiątki opuścił Japonię, ale także dlatego, że hinduistyczną wiarę zaczęła przekładać ponad demonią egzystencję. Chciała ograniczyć jedzenie ludzi dla “dobrej karmy”, a także chodziły po jej głowie rozterki odnośnie reinkarnacji. Czy ta przypada demonom? Żadne źródła, ani nawet Ellalan nie wspominały nic na ten temat.
Lider demonów zadrwił z niej kilkukrotnie. Z osiemnastu ramion pozostawił jej cztery. Sprawił, że jej dwumetrowa sylwetka przestała być zmienialna, tak samo, jak ilość rąk. W skrócie, odebrał jej możliwość manipulacji i regeneracji, zostawiając ją taką, jak wyglądała, kiedy chciała zastraszać ludzi — wysoką, z czerwonymi oczami oraz szarą twarzą pozbawioną nosa, i fragmentu dolnej szczęki. Jakby chciał, aby wychodząc na polowanie miała z tyłu głowy myśl, że nie była w stanie łatwo ukryć się przed Zabójcami Demonów.
Na koniec zamknięto ją w jednym pomieszczeniu z Ellalanem. Była wygłodniała, na skraju zwierzęcej furii. Przez trzy tygodnie walczyła ze sobą, nie chcąc zatapiać zębów w kimś, kogo jako człowiek nazwałaby przyjacielem.
Przegrała, udowadniając także sobie, że było w niej więcej demona niż człowieka. Wystarczyło tyle, aby zwrócono jej wolność.
Muzan nie zabił jej, jednak nigdy nie wyjaśnił, dlaczego. Ponownie stanęła pośród Shingetsu, raz jeszcze startując w wyścigu o zostanie Kizukim. Nie wierzy w bezinteresowne drugie szanse u niego; czy był to “sentyment” ze względu na jej pierwszeństwo przemiany? A może postanowił sprawdzić, czy mimo wszystko dalej będzie celowała w reinkarnację, nirwanę? Być może chciał pozwolić jej spełnić swoje marzenia, ale tylko po to, aby zadrwić z niej w kolejnym życiu? Kinenhi po dziś dzień nie jest w stanie wykluczyć żadnej z możliwości. Jest jednak uparta na tyle, by pomimo zostania najłatwiejszym dla Zabójców Demonów celem, dalej dążyć do reinkarnacji. Z potencjalnym dodatkowym krokiem w postaci powrotu do ludzkiej formy — tak na wszelki wypadek.
Rage, rage against the dying of the light.
Twoja Karta została zaakceptowana, a ty tym samym wstąpiłeś w szeregi Demonów.
Co więcej, na start dostajesz 50 punktów, które możesz przeznaczyć na rozwój postaci. Do zobaczenia na fabule!
Nie możesz odpowiadać w tematach