My body resembles a broken home.
Touched by the light, deceived by a dream,
I walk in the shadows just to be seen.
Podniósł spojrzenie na siostrę, kiedy dostrzegła kurierów, a potem powiódł wzrokiem w ich kierunku, wytrzepując popiół z fajki, którą do tej pory popalał. Odebrali od nich przekazane towary, a potem nie pozostawało im nic więcej jak ruszenie dalej.
W przeciwieństwie do Mori, nawet nie musiał się specjalnie przebierać, a jedyną różnicą od jego codziennego stroju był brak ochraniaczy na łydki, które zbierały nogawki hakamy. Miecze również znajdowały się przy boku, jak każdego chętnego do chwalenia się nimi samuraja.
- Aha. A w ramach przerwy od pracy biegamy na turniej kyūdō - rzucił, podnosząc przydzielone kosze. - Oby. Im szybciej się z tym uwiniemy, tym szybciej będę mógł się zabrać z tego przeklętego miasta - burknął pod nosem, na samą wzmiankę o olejach wzruszając zwyczajnie ramionami i ruszając w kierunki ich celu.
Heart made of glass, my mind of stone
Hello, welcome home.
Ayy, don't be a stranger
'Cause I like high chances that I might lose
I dobrze zrobił, bo niedługo później postawiono przed nimi ciężkie pakunki. Na szczęście co przystanek ubędzie im towaru. Kirei podniósł się na równe nogi i otrzepał obdarte szaty z marnym skutkiem. Jego strój wyglądał biednie, ale jeszcze mieścił się w granicach przyzwoitości by nie budzić ciekawskich spojrzeń w lepiej sytuowanych dzielnicach. Ponad zapachem spoconego ciała i kurzu przebijały się nuty perfum z wisterii. Nie miał zamiaru informować każdego demona w okolicy o tym, że wkracza na "ich" teren. Może i na niebie świeciło słońce, ale wolał ubezpieczyć się na wszelki wypadek.
— Może być. Albo odwiedzamy chorych krewnych. Albo... — zamyślił się na chwilę i podrapał po nosie — Albo posłusznie wykonujemy polecenia naszego Pana który zabronił nam zaglądać do środka? — nie robiło mu różnicy jaką rolę zagra, byleby wystarczyła do uniknięcia zbędnej uwagi.
— A co jest złego w Osace? Poza... No, gospodarzami? — zapytał ni to z ciekawości, ni z grzeczności. Ayumu zawsze zdawał się trochę... Oschły? Oszczędny w emocjach?
Dreptał grzecznie za rodzeństwem Nishioji i powoli zbliżali się do pierwszego przystanku. Póki co sprawy toczyły się gładko, ludzie na ulicach zajęci byli własnymi sprawami, poza tym w tej okolicy raczej małe był szanse by natknąć się na patrol - kto by poświęcał biedocie więcej czasu i uwagi, niż to potrzebne.
Budynek przed nimi nie wyglądał okazale, ale jeśli wierzyć wytycznym - trafili na miejsce. Ściśnięty między innymi zabudowaniami, zabezpieczony prostymi, przesuwnymi drzwiami. Jeśli ktoś obserwował ich z środka, to tylko przez dziury w ścianach. Rybak podszedł i zapukał zgodnie z wymyślonym rytmem - dwa szybkie, dwa wolne uderzenia i odsunął się, czekając na odpowiedź.
- Propaganda Demonów:
Autor: Suiren
My body resembles a broken home.
Touched by the light, deceived by a dream,
I walk in the shadows just to be seen.
Pewnie gdyby cokolwiek mówił, to na pytanie Kireia odpowiedziałby długą, znaczącą pauzą. Może też miałoby to większy wydźwięk, gdyby Mori nie postanowiła przejąć pałeczki i odpowiedzieć za niego, a jemu ta odpowiedź w pewien sposób pasowała. Zdejmowała z niego odpowiedzialność, ale z drugiej strony drażniła dziwnie.
- Powiedziałbym, że urodzenie się jego synem to najgorsza rzecz, jaka przytrafiła mi się w życiu. Ale pierwsze miejsce w rankingu spierdolenia i tak zajmują demony - powiedział w końcu. Prawdę powiedziawszy, to gdyby nie demony, jego życie toczyło by się pewnie gładko i przyjemnie. Ojciec nie patrzyłby na niego źle, a ona sam miałby przy boku kochającą żonę i pewnie już gromadkę dzieci. Zamiast tego miał rozgoryczenie, siostrę wariatkę i na pewno znalazłby jeszcze co najmniej 10 innych rzeczy, ale przesuwane drzwi zaszurały, wpuszczając ich do środka.
Oddał niesione pakunki, rozglądając się po wnętrzu w którym się znaleźli. Nie było niczym specjalnym, ale z drugiej strony nie spodziewał sie niczego innego. Nie tego, że zawitają do jakieś ładnie udekorowanego domu ważnej rodziny. Stał przy drzwiach, bardziej czuwając i oddając kwestię mówienia siostrze i Kireiowi.
- Mam wrażenie, że trochę tego jest? A przynajmniej tak mi się zdawało. Karasawy, Kurayami, Yona, Gato... - wzruszył ramionami, oglądając się na lica budynków, które wyrastały przy ulicy, którą właśnie szli. - W sumie jak tak myślę, to zdawało mi się, że będzie tego więcej.
Heart made of glass, my mind of stone
Hello, welcome home.
Ayy, don't be a stranger
'Cause I like high chances that I might lose
— To... Ten, współczuję, czy coś. — odparł w pierwszej chwili na ich rodzinne dramaty. I wyrzutki i szlachetnie urodzeni mogli słabo trafić jeśli szło o spokojny dom i ciepło. Jeśli dobrze pamiętał to nie tylko z ojcem, ale i z resztą rodzeństwa mieli dość napięte stosunki. A może to rodzina miała napięte stosunki z nimi? Każdy ma swoją historię i swoją perspektywę. — Może da się to jeszcze naprawić? — Jego zdaniem szkoda było tracić rodzinę, jaka by ona nie była.
W pierwszym domu rozpakowali część bagaż. Uwijali się szybko i sprawnie, bez zbędnych pogaduszek - wymienili tylko najważniejsze informacje. Kluczem do powodzenia akcji była szybkość i anonimowość działania. Nie rzucać się w oczy sług demonów, uwinąć się ze wszystkim przed zmrokiem i zniknąć z miasta zanim ktoś zacznie zadawać nieprzyjemne pytania i doszukiwać się w trójce podróżników zagrożenia.
— Tak szczerze to nie wiem. Nie bardzo mnie obchodzi, skąd ktoś pochodzi. — tyczyło się to zarówno ich społecznych pozycji jak i bardziej przyziemnych, geograficznych współrzędnych. Byli zabójcami i tyle. A czy słusznie, czy też nie — A patrząc po zainteresowaniu Osaką, to nie ma ich chyba zbyt wielu... — dodał jeszcze zastanawiając się, czy inne oddziały nie dotarły jeszcze do miasta, czy może działały niezależnie, bez wiedzy o sobie nawzajem. — Ale to też ciekawe, że nie chcieli zabrać stąd swoich bliskich. Jakby życie tutaj jest chyba trochę bardziej niebezpieczne niż w innych miejscach, co nie? — zapytał na wyliczankę o kolejnych zabójcach czy całych rodzinach. Niebezpieczna to była gra - mieszkać pod samym nosem demonów. Nie był pewien, ale Mori i Ayumu chyba mieli tu swoją posiadłość. Osobną? Rodziców? Nie pamiętał.
Przeszli przez "biedniejszą" dzielnicę. Poznał to głównie przez większe i wyższe budynki ciągnące się po obu stronach ulicy i fakt, że błoto tutaj było płytsze i mniej cuchnące. Ale poza tym nie widział większej różnicy. Przed domem do którego zmierzali stało kilka osób wyglądających na urzędników albo strażników - mieli podobne stroje z symbolami (może demonów, może jakiegoś rodu, na tym się nie znał) a do tego u boków mieli broń.
— To nasi? Czy kłopoty? — zapytał tych lepiej orientujących się w heraldyce towarzyszy. Póki co obie grupy był od siebie daleko, ale z każdym krokiem dystans się zmniejszał. — Idziemy? Czekamy aż przejdą? — zatrzymał się na moment by poprawić pakunek na plecach.
- Propaganda Demonów:
Autor: Suiren
My body resembles a broken home.
Touched by the light, deceived by a dream,
I walk in the shadows just to be seen.
- Już nie udawaj, że jesteś aż tak wspaniałomyślna. Mogłaś o tym myśleć wcześniej, a nie po tylu latach - chciał jej odwarknąć, ale mimo wszystko słowa wypowiedział ze spokojem, przełykając urazę. Kiedy było trzeba, wszyscy zdawali się podkulić ogon i z pokorą przyjąć decyzję ojca. Tylko dlatego, ze jego siostrze nagle taki stan rzeczy się odwidział, nie zamierzał zmieniać swojego podejścia. Tym bardziej nie kiedy musiał ją niańczyć.
- Tak mi się wydaje, ale mogę się mylić - odpowiedział na kwestię Yony. Równie dobrze mógł właśnie prząść jakieś wierutne kłamstwo, samemu nie będąc tego do końca świadomym. Czasem zwyczajnie podłapywało się pewne informacje niechcący.
- Uczennicy? No proszę. I gratuluję? - uniósł lekko brwi, niekoniecznie będąc pewnym, czy akurat gratulacji Kirei potrzebuje w tym momencie. - Jak się nazywa? Jest aż taka kiepska, że postanowiłeś zostawić ją jak najdalej od siebie? - na moment spojrzał na Mori, która wydawała się wybitnie z tego faktu niezadowolona. - Sugerujesz, że nie wierzysz w to zagrożenie? - zapytał, z delikatnym uśmiechem. Ewakuację w końcu zawsze można było przeprowadzić wbrew woli samego ewakuowanego. A Ayumu z jakichś powodów nagle bardzo chciał zobaczyć rozwścieczoną i czerwoną twarz ojca wrzuconego na wóz i wywiezionego jak najdalej od Osaki.
- Obejdźmy budynek - rzucił, kiedy już skryli się za narożem budynku, a Mori wyjrzała by skontrolować sytuację. Kiwnął też głową, wskazując w dół wąskiej uliczki, w którą się upchali, a która prowadziła między dwoma budynki. Praktycznie nie była to pewnie nawet uliczka, ale nie mogli narzekać. Popchnął Kireia i pociągnął za sobą Mori, z każdym krokiem słysząc coraz lepiej zbliżających się strażników. Nie potrzebował nawet do tego specjalnie wyostrzonego słuchu, bo ci rozmawiali głośno, nie przejmując się niczym.
Udało im się schować za winkiel, kiedy sylwetki mężczyzn minęły budynek, za którym wcześniej schowała ich Mori. Stąd mieli dwie drogi - albo wąskim przejściem dalej, między plecami sąsiadujących ze sobą budynków, albo wrócić się na wcześniejszy trakt i na pełnym widoku ruszyć dalej w kierunku domu.
Heart made of glass, my mind of stone
Hello, welcome home.
Ayy, don't be a stranger
'Cause I like high chances that I might lose
— A może niech ci to odpłaci przysługą, zamiast posyłać ją do szpitala? No i nie zrobiła tego celowo, nie? — próbował zatrzymać jej zapędy, nawet jeśli były tylko rzuconym w przypływie gniewu żartem. Za to na wzmiankę o swojej uczennicy przewrócił oczami. Zaszczyt. Obowiązek. Problem. Sam nie wiedział, jak do tego podejść. Ale skoro rodzeństwo już poruszyło temat to nie miał zamiaru trzymać Ayumu w niewiedzy. Zresztą jak nie on, to Mori może go wyręczyć.
— Usesugi Ayame. Nie jest jeszcze nawet mizunoto, więc wolałem jej nie narażać. Sprawy mogą się łatwo wymknąć spod kontroli. — odpowiedział szczegółowo, chcąc tym samym zamknąć temat. Wolał też nie rozwlekać się nad tym, jakie zagrożenia miał na myśli. W końcu nie tylko demony były jej nieprzychylne. Wiary w nieistnienie demonów nie miał zamiaru komentować. Życie w takiej iluzji nie mogło się skończyć dobrze. Nie w chwili, gdy dzieci służyły w Korpusie.
Zresztą, widok strażników na horyzoncie ułatwił im wszystkim skupienie się na tym, po co tu przyszli. Wykonać zadanie. Nazwa rodu niewiele mu mówiła, ale wierzył Mori, tak jak nie protestował gdy ściągnęła go z ulicy. Omówienie następnych kroków było ważne. W końcu nie mieli tu walczyć, a tym bardziej nie z ludźmi. Chyba nie. Może w ostateczności...
— Lepiej nie wszczynać walk. — powiedział, przytakując tym samym propozycji Ayumu. Ruszył przodem, oddalając się pośpiesznie od głównej ulicy. Może i w przebraniu, ale rozpoznanie Mori mogło im zepsuć szyki. Ciasne przejście prowadzące do celu było równie dobrym wyborem, co główny trakt. — Gorzej, jak tutaj ktoś zwróci na nas uwagę. — szanse na to były bardzo małe, ale nie zerowe. Poza tym sam nie był pewien dlaczego, ale od wejścia do miasta narastało w nim uczucie, że są obserwowani. Nie widział i nie czuł nikogo, ale nie mógł pozbyć się tego uczucia. Nie chciał też dzielić się paranoicznym przekonaniem z resztą, która miała już swoje demony na głowie. — No to ten. — powiedział stawiając pierwszy krok w wąskim i błotnistym korytarzu między budynkami.
- Propaganda Demonów:
Autor: Suiren
My body resembles a broken home.
Touched by the light, deceived by a dream,
I walk in the shadows just to be seen.
Kiedy wreszcie wycisnęli się z najwęższego fragmentu ścieżki, poprawił na sobie ubranie, rozluźniając też mięśnie. Doświadczenie do najprzyjemniejszych nie należało, ale bywał też w życiu w gorszych miejscach, nie wspominając już o tym, że podobne alejki w Osace zwiedzał nie raz nie dwa. Kiedy ostatni raz to robił, był jednak o wiele mniejszy i młodszy. Po upewnieniu się, że nikt nie próbował przecisnąć się za nimi, ruszył z resztą towarzyszy w kierunku ich aktualnego celu wycieczki.
Pierwsze co rzuciło się w oczy, to wyraźnie inna atmosfera. Zdawała się ciążyć domownikom i zebranym z nimi osobom. Jedno spojrzenie na członków Korpusu pozwalało stwierdzić, że mili im do przekazania raczej niezbyt przyjemne wiadomości. Ayumu odstawił niesiony kosz na ziemię i stanął nieco bliżej siostry, chcąc lepiej słyszeć, co mają jej do powiedzenia.
Zajrzał jej przez ramię, spoglądając na zapisane na zwoju słowa, w pierwszym odruchu delikatnie tylko unosząc jedną brew.
- Zwyczajna egzekucja wydaje się zwyczajnym marnotrawstwem. Znaczy... rozumiesz... - odchrząknął, ściszając nieco głos. Ciężko było mu wyobrazić sobie, że wspomnianą rodzinę zaprowadzą grzecznie na stryczek albo zetną mieczem. O wiele bardziej na miejscu wydawałoby się zwyczajne rzucenie ich na pożarcie, chociaż oczywiście - nikomu nie życzył takiego losu.
Najchętniej rozdałby towary, odwrócił się i ruszył przed siebie, byle jak najdalej od tej śmierdzącej demonami dziury. Z drugiej jednak... no właśnie. Druga strona wydawała mu się o wiele bardziej niewygodna, ale definitywnie świadczyła o tym, że posiada jeszcze dość wyraźnie zarysowane człowieczeństwo, bo na myśl o zwyczajnym pójściu we własną stronę zwyczajnie gryzło go sumienie. A jeśli by to dobrze rozegrali, to może nawet zdążyliby się uwinąć przed zmrokiem, Yonekurów zwyczajnie wypuszczając z którejś zgniłej piwnicy i mając to wszystko z głowy.
- Nie patrz na mnie. Jestem ostatnią osobą, która się będzie sprzeciwiać głupim pomysłom - wzruszył ramionami. Zbyt często mylił odwagę z brawurą i głupotą, by teraz w jakikolwiek sposób stawać przeciwko całej idei misji ratunkowej. Spojrzał na Kireia, może nawet nieco zainteresowany tym, jak on zapatrywał się na cały koncept.
Heart made of glass, my mind of stone
Hello, welcome home.
Ayy, don't be a stranger
'Cause I like high chances that I might lose
Na szczęście dla wszystkich - do sojuszniczej kryjówki dotarli bez problemu. Tyle, że zastałe nastroje dalekie były od radości ze wsparcia. Grobowe miny i atmosfera którą można kroić nożem. Zanim Rybak skończył czytać treść zwoju to pozostali zaczęli już omawiać obecną sytuację. Nie wyglądało to dobrze. Z ciężkim westchnięciem odłożył zwój na stół. Myślał i milczał do czasu aż nie padło na niego drążące spojrzenie Ayumu.
— Uratujmy ich. — rzucił tylko i spojrzał na resztę, czy godzą się na ten plan.
Rozważył chyba wszystkie za i przeciw. Pomoc sojusznikom, bycie zabójcą a nie obojętnym na ludzką krzywdę sojusznikiem, chęć utarcia nosa demonom w mieście jak i pokazanie ludziom, że poddaństwo nie jest jedyną opcją. Oczywiście mogło im nie wyjść, mogli zginąć i tylko powiększyć grono ofiar albo - co gorsza - narazić resztę sojuszników w mieście na dotkliwe reperkusje. Wtedy Osaka z całą pewnością stałaby się dla korpusu terenem niedostępnym, nieznanym i zdanym w pełni na łaskę demonów.
— Wiecie, gdzie są teraz? Kto ich przetrzymuje? Ilu pojmano?. — zapytał zebranych w kryjówce ludzi. Oni znali miasto i jego zwyczaje, on był tu tylko mieczem mającym przed sobą skomplikowane zadanie.
— Sz-sześć osób. Trzy kobiety i trzech mężczyzn. Zamknęli ich pod strażą w klatkach na rynku. Żeby wszyscy mogli nacieszyć oczy. — ostatnie słowa wypowiedział z odrazą.
— To nie najgorsza sytuacja... Lepiej działać teraz, póki demony siedzą w swoich norach.. — zwrócił się do rodzeństwa Nishioji.
— Nad rynkiem i ulicami rozwieszono płachty. Demony rzadko, ale czasem pokazują się tam za dnia... — wtrąciła jedna z kobiet.
— Mogę robić za wabik żeby ułatwić wam ucieczkę z tymi ludźmi. Albo Mori może ubezpieczać nas z dachu. Nie mam innych pomysłów. — z tyłu głowy dalej zastanawiał się, czy powinni skupić się na tej pojmanej szóstce, czy może zabrać stąd cały klan? Albo jednak zostawić ich na straconej pozycji i dalej robić swoje?
- Propaganda Demonów:
Autor: Suiren
My body resembles a broken home.
Touched by the light, deceived by a dream,
I walk in the shadows just to be seen.
- Powinniśmy się pośpieszyć, żeby słońce było po naszej stronie jak najdłużej. Chyba nikogo nie zdziwi, że bardzo nie chcę potyczkować się tutaj z demonami w nocy. - w dzień jeszcze mogli sobie pozwolić na takie głupoty. Szczególnie skąpani perfumami z wisterii, które jakoś maskowały ich zapach, ale w nocy? Jeśli albo on albo Kirei zostaliby wtedy ranni, to z głupiutkiej misji roznoszenia koszyków zrobiłaby się z tego krwawa jatka z nimi jako danie główne.
- Spokojnie, zajmiemy się płachtami w pierwszej kolejności, a potem już będzie z górki. A ludzie... większość i tak pewnie ucieknie gdy tylko zacznie się jakiekolwiek zamieszanie. - a reszta dostanie w potylicę i pójdzie spać. Ale biorąc pod uwagę wcześniejsze nieco krzywe spojrzenia siostry, tego nie powiedział już na głos.
Ktoś wpadł jeszcze do piwnicy z dobrymi wieściami, ze reszta rodziny zdążyła uciec, a zabójcom nie pozostawało nic innego jak ruszyć i zająć się pojmanymi osobami. Krótki spacer pozwolił im znaleźć się w jednym z węższych zaułków, który znajdował się przy placu gdzie przetrzymywano w klatkach więźniów. Skinął tylko na słowa siostry, odrobinę się przy tym krzywiąc, wyraźnie życząc sobie, żeby akurat do takiej okoliczności nie doszło.
Założył swoją maskę, zakrywając twarz i puszczając Mori przodem, czekając aż znajdzie się na samej górze. Sam obrał podobną drogę, wspinając się na sąsiadujący budynek, do którego przymocowane były pierwsze płachty. Wyciągnął wakizashi, szybko przecinając pierwsze mocowanie i biegnąc do następnego, a potem przeskakując na następny, przylepiony do poprzedniego budynek. Kiedy pierwsze skrawki materiału opadły, dało się usłyszeć znaczący szmer, który uniósł się z dołu. Ludzie podnieśli wrzawę, początkowo niepewną, zastanawiając się co takiego właściwie się dzieje. Kiedy jednak kolejna płachta upadła, zaczęli zwyczajnie krzyczeć. Ktoś zaczął wykrzykiwać polecenia głosem stanowczym i nieznoszącym sprzeciwu, nakazując natychmiastowe naprawienie wyrw i zasłonięcie prześwitów. Głos wydawał się dziwnie głęboki i... nieludzki i Ayumu mimowolnie pomyślał, że musiał to być jeden z demonów, które pozwalały sobie na zbyt dużo w biały dzień. Niemniej jednak, kontynuował pracę i nawet jeśli opuszczone fragmenty prowizorycznego namiotu poruszały się, podnoszone przez ludzi lub unoszące się na ich ciałach, to wciąż robiły to niezbornie i zwyczajnie zbyt wolno w stosunku do kolejnych przecinanych przez zabójcę pioruna mocowań. Ktoś w końcu krzykną, jakaś kobieta, wskazując palcem na dach i sylwetkę jednookiego, zwracając na niego uwagę innych.
Heart made of glass, my mind of stone
Hello, welcome home.
Ayy, don't be a stranger
'Cause I like high chances that I might lose
My body resembles a broken home.
Touched by the light, deceived by a dream,
I walk in the shadows just to be seen.
Zsunął się na krawędź dachu i spojrzał na rozstawione pale, które stawiły podparcie dla płacht tam, gdzie nie można było zaczepić ich przy niczym innym. Zdawał sobie sprawę z tego, ze prędzej czy później będzie zmuszony zejść na dół i zająć się właśnie tymi wiązaniami, ale zamiast tego skoczył dalej, wzdłuż krawędzi, do następnego mocowania, które przeciął mieczem.
Był pewien, ze Mori da sobie radę sama, szczególnie ze Kirei został posłany gdzie indziej i teraz to on sam musiał zająć się odsłonięciem placu dla siostry. Jej sztuczki z linką definitywnie pomogły, ale szmaty rozwieszone dla demonów były tak samo uciążliwe, jak było ich dużo.
Kiedy ostrze miecza uporało się z kolejną liną, Ayumu skoczył, miękko lądując na znajdującym się niżej klepisku. Skoczenie z niskiego dachu nie było żadnym wyczynem, w przeciwieństwie do połapania się w chaosie, który dział się przed nim. Tkanina, która przed chwilą opadła, kłębiła się lekko i dało się zobaczyć, jak nieporadne ręce próbują ją pochwycić i rozprostować, a także poprowadzić w kierunku, gdzie pierwotnie była przyczepiona. Piorun sam złapał za nią wolną ręką, pociągając tak by ją napiąć, a następnie pociągnął mieczem, tworząc prześwit pozwalający na wgląd pod wciąż zacienione tereny.
Ludzie cofnęli się, bardziej chyba zaskoczeni niż przerażeni, na moment też zastygając i mierząc się z zabójcą wzrokiem. Ayumu po tej krótkiej chwili uśmiechnął się, wysuwając zza pasa sayę i zamykając w niej ostrze wręcz ostentacyjnie. Ktoś w tłumie drgnął, ktoś krzyknął i paru ludzi rzuciło się do przodu wręcz z furią, wyraźnie jednak przeceniając swoje umiejętności. Nie mieli szans, a dobrze wyprowadzony cios, nawet gładką powierzchnią sayi, był w stanie powalić ich albo nieprzytomnych, albo zwijających się w bólu.
Poruszał się lekko, wręcz od niechcenia, bo zwyczajnie mógł sobie na to pozwolić, kiedy otaczali go przede wszystkim inni ludzie, a nie demony. Gdy uporał się z najbardziej zaciętą grupką, skoczył w kierunku słupa, sayę przytulając do boku i koncentrując w sobie energię pierwszej techniki, by szybkim doskokiem i cięciem, zwyczajnie skosić podtrzymujący namiot pal.
Heart made of glass, my mind of stone
Hello, welcome home.
Ayy, don't be a stranger
'Cause I like high chances that I might lose
- rany:
- - 1x poziom 2 (obicie pleców, problemy z poruszaniem i oddychaniem)
- 1x poziom 1 (płytkie rozcięcie boku)
My body resembles a broken home.
Touched by the light, deceived by a dream,
I walk in the shadows just to be seen.
Chwila nieuwagi wystarczyła, by ktoś zwyczajnie się na niego rzucił, masą ciała wytrącając z równowagi i przewracając na ziemię. Ayumu przez moment bardziej koncertował się na tym, co mogło dziać się w zapadniętej chałupie, spojrzeniem uciekając w tym kierunku, a rękoma i trzymaną w nich bronią, blokując ruchy przeciwnika. W końcu jednak syknął, wyraźnie zdenerwowany, widząc też jak niektórzy, rozochoceni powodzeniem kolegi, zaczynają postępować w ich kierunku. Szarpnął się, uderzając mężczyznę pięścią, którą zaciskał na sayi, skutecznie wybijając go z równowagi i chyba nawet łamiąc nos. Napastnik zajęczał, wyprostował się i wtedy został też zrzucony, a sam Nishoji pozbierał się szybko. Miał wrażenie, że gdyby Mori absolutnie nic nie było, już dawno znowu znalazła by się na dachu. Zamiast tego wciąż jej nie widział, a stojący na dachu mężczyźni wskazywali wnętrze i mówili coś między sobą.
Ayumnu podbiegł do budynku i wspiął się na dach, szybkim doskokiem znajdując się przy grupce i pchając jednego z nich ostrzem w ramię. Wystarczająco, by zranić i pozbawić chęci do ewentualnych utarczek, tak samo jak by nie zabić. Reszta też wyraźnie się zniechęciła, bo pospiesznie wycofali się, ciągnąc za sobą.
- Jesteś cała? - zawołał, spoglądając w dół. Zobaczył krew, ale też sylwetkę siostry, która uskoczyła właśnie w bok, przed ciosem czegoś dość długiego. Zabójca pioruna zaklął, z jednej strony niezbyt kwapiąc się do zejścia na dół, a z drugiej nie chcąc zostawiać siostry samej. Skoczył więc, ostrzem katany celując w coś, co najprawdopodobniej było demoniczną ręką. Zranił potwora tylko, ale spowodowało to, że ten przynajmniej cofnął łapsko, na co Ayumu poprawił tylko postawę, katanę zamykając w sayi i przytulając do boku.
Heart made of glass, my mind of stone
Hello, welcome home.
Ayy, don't be a stranger
'Cause I like high chances that I might lose
My body resembles a broken home.
Touched by the light, deceived by a dream,
I walk in the shadows just to be seen.
Ayumu wyciągnął ostrze, płynnie prowadząc je w bok, kiedy wciąż sprawna ręka demona wystrzeliła w kierunku Mori, próbującej podnieść rannego mężczyznę. Bardziej chciał ją zablokować - zmusić demona, by przestał rozciągać ciało w stronę dwójki, a skupił się właśnie na nim. Ciął, na tyle mocno na ile mógł, ostrze prowadząc wzdłuż ramienia, rozlewając więcej demonicznej krwi.
Uśmiechnął się nawet kpiąco, słysząc demoniczny syk, skracając dystans, a przynajmniej próbując to zrobić. Ostrze wróciło znowu do pozycji wyjściowej, przygotowując się do kolejnego, szybkiego cięcia, kiedy Ayumu poczuł, jak coś owija się szybko dookoła jego korpusu i odrywa od ziemi, jednym ruchem ciskając na przeciwległą ścianę. Demon działał może instynktownie, oplatając rozciągliwą rękę dookoła niego niczym sznur, ale uderzenie było mocne. Na tyle, by Nishioji poczuł, jak powietrze wyciska mu się z płuc, na moment pozbawiając całkowicie tchu. Plecy bolały, pulsując nieprzyjemnie, ale po chwili zastanowienia stwierdził, ze chyba na samych obiciach się skończyło. Zakładał tak w sumie tylko dlatego, że demon wciąż wydawał się zdenerwowany dokładnie tak samo, zamiast w szale rzucić się mu prosto do gardła, poruszony świeżo upuszczoną krwią marechi.
Jednooki sięgnął do pasa, podnosząc się szybko na nogi i wysuwając z pochwy wakizashi, sprawnym ruchem posyłając go w stronę demona. Nie miał być to celny rzut, a raczej ten z cyklu rozpraszających uwagę, co z resztą podziałało. Demon odbił się od swojego kąta, unikając ostrza tylko po to, by nadziać się na to katany, kiedy Ayumu znalazł się zaraz przy nim dzięki pierwszej technice. Nie trafił jednak w szyję, ciąć po torsie i zostawiając na nim głębokie, poważne rany, które nie był w stanie zregenerować się tak samo jak kończyna. A skoro już o niej mowa, zabójca pioruna poczuł, jak coś łapie go za nogę, stosując praktycznie dokładnie to zagranie co ostatnio - rzucenie o ścianę, by w ten sposób zwiększyć dystans i odsunąć zabójcę. Jednooki więc znowu uderzył, tym razem jednak o inną, ale tak samo boleśnie, uderzając w nią lewym barkiem, który natychmiast poskarżył się nagłym, pulsującym bólem, który nasilał się przy każdej chęci nadmiernego ruchu.
Nishioji zaklął. Na głos i szpetnie, a demon zaśmiał się, chociaż nieco żałośnie, biorąc pod uwagę w jakim był stanie. Coś w jego wyrazie twarzy dawało jednak znać, że stracił nieco ochotę do dalszej walki, rozbieganym spojrzeniem szukając potencjalnej drogi ucieczki. Jedyne co stało mu na drodze to Ayumu. Musiał przebiec obok niego by znaleźć wyjście, które nie naraziłoby na bezpośrednie promienie słoneczne. I spróbował, wyraźnie licząc na to, że uda mu się, kiedy jego przeciwnik wydawał się ogłuszony. Ayumu był jednak odrobinę szybszy, a kiedy przeciwnik próbował zablokować cięcie ręką, ten zwyczajnie poprowadził ostrze przez nią, ścinając kończynę, by zakończyć ruch po ścięciu demonicznej głowy.
Odetchnął, łapiąc szybko powietrze w płuca i ocierając katanę o materiał kimona i chowając ją w sayi. Podniósł swoje wakizashi i zrobił z nim to samo, ruszając w kierunku wyjścia i po drodze zabierając też toporek Mori. Zbiegł z piętra truchtem, puszczając się szybciej kiedy tylko wyszedł z budynku, kierując się do umówionego miejsca.
Nie zajęło mu to dużo czasu, a przynajmniej tak mu się wydawało. Dom Atsushiego stał dokładnie tak samo, jak i za czasów ich dzieciństwa, a kiedy znalazł się przy nim, rozejrzał dookoła, w końcu jednak znajdując wzrokiem wąski, zaciemniony zaułek, w którym znajdowała się inna samotna postać. Wcisnął się w alejkę, zatrzymując obok siostry.
- Tego jednego mamy przynajmniej z głowy. Możemy się zwijać, o ile tylko Kirei dał sobie radę ze swoją częścią.
- rany:
- 2x rana I stopnia: rozległe obicie pleców i mocne obicie lewego barku
Heart made of glass, my mind of stone
Hello, welcome home.
Ayy, don't be a stranger
'Cause I like high chances that I might lose
My body resembles a broken home.
Touched by the light, deceived by a dream,
I walk in the shadows just to be seen.
- Nie. Chociaż procedura ewakuacyjna raczej i tak by się przydała - rzucił równie cicho co ona. - Słońce powoli idzie spać, dobrze żebyśmy wykorzystali jego światło na tyle, na ile możemy zanim wkurwiona armia demonów i wieśniaków za nami pobiegnie. - rozwinął, odwracając się jednak od niej i wyglądając z zaułka, chcąc tym samym upewnić się, że są sami. Byli, na całe szczęście, a okolica wyglądała przynajmniej chwilowo na spokojną.
Nie wspiął się razem z nią, plecami opierając o ścianę jednego z domów, które pochylały się nad alejką w której się znajdował, czekając na informacje od niej. Kiedy wreszcie wychyli się zza krawędzi, pokiwał głową.
- Tak, idziemy. - zgodził się, przez moment patrząc ku górze, po ścianie i krawędzi dachu, a w końcu też i na Mori. - Idź górą, ja pójdę dołem. - zadecydował wreszcie, po chwili zastanowienia. Osobno, nawet jeśli we wzajemnym cieniu, powinno być im nieco łatwiej. Do tego można było zakłądać, że demony czy też mieszkańcy, którzy byli na placu, mogli mieć w pamięci, że zabójców było dwoje, a przez to mogli szukać właśnie dwójki niepasujących do reszty ludzi. Rzucił jej jeszcze ostrożnie toporek i ruszył dołem - wolał tylne, wąskie alejki niż szerokie ulice, którymi szli, kiedy weszli do miasta. Z łatwością jednak odnajdował się w otoczeniu, kierując w stronę wcześniej wyznaczonego przez Mori punktu spotkania z Kireiem.
Heart made of glass, my mind of stone
Hello, welcome home.
Ayy, don't be a stranger
'Cause I like high chances that I might lose
Na wszelki wypadek nie zdejmowała swojej maski. Po dachach stąpała ostrożnie, wyglądając przy tym potencjalnych świadków, którzy mogliby wszcząć alarm od nowa. Żeby więcej się nie pomylić, lewą rękę cały czas utrzymywała przy swoim boku, dzięki czemu w teorii to właśnie jej użyłaby do walki jako pierwszej. Ta jednak nigdy nie nadeszła, w związku z czym i Mori i jej brat wkrótce opuścili "gorącą strefę".
My body resembles a broken home.
Touched by the light, deceived by a dream,
I walk in the shadows just to be seen.
W końcu jednak dotarli - Kirei dał mu znać, a on tylko skrzywił się na jego głos, kiedy zawołał go po imieniu. Po co w ogóle mieli wciąż maski na twarzach, skoro i tak nie zamierzał honorować ich anonimowości? Z pewnym przekąsem zauważył też w duchu, że podobnie musiała czuć się Tatsu, kiedy zawołał do niej w podobnych okolicznościach.
Wyłonił się z zaułka razem z nią, witając resztę poprzez płytkie oddanie ukłonu.
- Dobrze was widzieć całych i zdrowych - rzucił grzecznie do wskazanych Yonekurów, z zadowoleniem zauważając, że Kirei najwyraźniej bez problemów wywiązał się ze swojej części zadania. Pokiwał też lekko głową, uznając dalsze słowa mężczyzny, zdradzające dalszy plan co do uratowanej rodziny. Tak, im szybciej opuszczą miasto tym lepiej.
Skrzywił się, nawet nie kryjąc niezadowolenia, kiedy Mori wcisnęła mu w ręce łuk i kołczan. Nienawidził tego łuku, nie mówiąc już o tym, że kiedy ostatni raz sprawdzał, nie wyglądał jak pierwszy lepszy stojak na broń. Równie dobrze siostra sama mogła postawić swoją broń pod ścianą, bo nie był pewien czego innego się po nim spodziewała? Że będzie tak stał tym jak kołek? Odprowadził ją wzrokiem po schodach, jakby jeszcze dając jej szansę, że skończy z tym głupim żartem i zabierze od niego cały osprzęt, ale nie zrobiła tego. Dlatego kiedy tylko zniknęła na piętrze, położył jej rzeczy dokładnie tam, gdzie przed chwilą stał, na ziemi. Sam natomiast odwrócił się i zajął jakieś wygodne miejsce do siedzenia nieopodal, absolutnie nie przejmując się nieco zdziwionymi spojrzeniami innych osób.
Heart made of glass, my mind of stone
Hello, welcome home.
Ayy, don't be a stranger
'Cause I like high chances that I might lose
Nie możesz odpowiadać w tematach