Hōzenji
Zbudowana w 1637 roku świątynia Hōzenji poświęcona jest Fudo Myoo (zwanego przez mieszkańców Mizukake Fudo), jednemu z pięciu strażników buddyzmu. Tradycja głosi, że oblanie wodą jego posągu przynosi szczęście - w związku z ilością osób próbujących je uzyskać, rzeźba jest od stóp do głów pokryta mchem.
japan.travel
Plotki o dziwnie ubranych ludziach kręcących się za dnia po mieście, z tym miała problem bo jednak ze słońcem się cholernie nie lubiła. Ale gdy tylko zapadał zmrok, ruszała na polowanie. Nie było to łatwą rzeczą, grupa była dość dobrze zorganizowana i musiała się trochę pokręcić po obrzeżach Osaki zanim natrafiła na jakiś ciekawszy trop.
Dziwnie obrany młody człowiek pomykał właśnie uliczkami biedniejszej dzielnicy zanim wpadł w szpony Seiyushi. W dosłownym tego słowa znaczeniu. Uciekając przed biegnącym za nim demonem, wskoczył w uliczkę z której nie było ucieczki. - Nic Ci nie powiem paskudo! - warknął odwracając się nagle plecami do ściany widząc, jak kobieta zatrzymała się kilkanaście kroków przed nim. - No nie wiem.. potrafię być baaardzo przekonywująca.. - uśmiechnęła się bezczelnie idąc w jego stronę. Biała yukata i ciemno szare haori, to był ich specyficzny ubiór. - Nie zbliżaj się! - kolejny okrzyk, choć słyszała niepewność w głosie. W jednej chwili jeszcze trzymał jakiś dziwny sztylet w dłoni, a w następnej już był przyciśnięty do ściany budynku za plecami. Ciepła, lepka substancja rozlała się po jej czarnej yukacie, gdy ostrze wbiło się w jej bok. Dłoń demonicy zacisnęła się na karku członka sekty. - A teraz.. powiesz mi gdzie się chowają twoi bracia.. zanim obedrę cię ze skóry tą wykałaczką.. - warknęła zimnym tonem, wyszarpując sobie jego ostrze z ciała.
Okrzyki bólu a w ich akompaniamencie groźny, które szybko przeszły w błagania o litość. Zdobywając wszystkie potrzebne informacje od patroszonego na żywca mężczyzny, jedynie podrasowało jej apetyt. Posiliła się przy okazji, napełniając brzuszek do pełna zanim ruszyła w kierunku chramu z zamiarem rozlania więcej krwi śmieci, mających czelność wpierdalania się do piaskownicy Muzana i jego sadystycznej gromadki bachorów. Żaden demon nie lubił się dzielić żarciem, a tym bardziej nie z jakimś motłochem co marnował niepotrzebnie ich trzodę chlewną.
Wchodząc do środka, niebieskie ślepia błysnęły dziko w ciemności. Nastawiła uszu w poszukiwaniu jakichkolwiek odgłosów. Pojmanych ofiar, pozostałych członków ugrupowania, które chciała wytępić. Idąc długim, wąskim korytarzem dostrzegła jakieś pomieszczenie z którego mogłaby przysiąc że słyszy skamlanie. Otwierając drzwi aż się uśmiechnęła z zadowoleniem. W pomieszczeniu było kilka osób, niektórzy mocno pobici, inni z ciętymi ranami. Zapach potu, krwi, brudu i moczu unosił się w powietrzu. Przerażenie na twarzach zebranych ofiar prawie ją ucieszyło. Ale w powietrzu unosiło się coś jeszcze, coś czego nie potrafiła do końca zidentyfikować, ale ciągnęło ją do tego zapachu w jakiś sposób. Nawet jak był ledwo wyczuwalny w powietrzu. Pomknęła niebieskimi oczami po zebranych, skutych grubymi łańcuchami jeńców.
Ostatni raz kiedy białowłosy odwiedził Osakę miał miejsce w listopadzie. Wtedy też, podczas audiencji u rodziny Uesugi, dowiedział się, że ich córka stała się dzieckiem Muzana. Cały klan natomiast uważał ją za reinkarnację boga, co dodatkowo utrudniło chłopakowi wykonanie wtedy swojego zadania. Od tamtego momentu został nałożony na niego zakaz odwiedzania tego miejsca. Nie miał oczywiście zamiaru jakkolwiek się do niego stosować. Żaden zabójca nie żyłby zgodnie z prawem ustanowionym przez demoniczny pomiot Muzana – niezależnie od piastowanej funkcji. Niestety wydarzenia, które miały miejsce niedługo po tym zmusiły ogromną część członków organizacji do opuszczenia tego niegdyś pięknego miasta. Należało ono teraz do demonów. Nie oznaczało to jednak, że zabójcy pozostawili je na pastwę losu. Działając incognito, często narażając swoje, robili wszystko aby zmniejszyć ilość pałętających się po ulicach miasta potworów. Tym razem takie zadanie trafiło się Hayato.
Na pierwszy rzut oka wszystko wyglądało dosyć „standardowo”. Grupa okultystów zdecydowanie za bardzo sobie pozwalała i stałą się przyczyną wielu zaginięć i zgonów. Niestety tego typu ludziom nie byli w stanie już pomóc. Oznaczać mogło to tylko jedno – konieczne było rozgromienie całej grupy zanim ich liczebność okazałaby się zbyt problematyczna. Nie chcąc stwarzać jakichkolwiek podejrzeń, Kama udał się do Osaki jako pospolity wędrowiec, a cały swój samurajski rynsztunek przekazał osobom zaufanym, które miały przekazać mu go w odpowiedniej chwili.
Plan był prosty. Udając zwykłego zainteresowanego, Hayato rozpowiadał w przeróżnych tawernach i przybytkach, jak bardzo chciałby dostąpić największego zaszczytu jakim byłaby śmierć z rąk demona. W swoich wypowiedział zawsze dobierał słowa tak, aby łechtały one ego każdego członka, który mógłby być powiązany z organizacją. Przez pierwsze trzy dni nie było żadnego odzewu. Wszystko jednak zmieniło się czwartej nocy. Kama wracając z pobliskiej tawerny, poczuł jak zbliża się do niego istota. Z ruchów i drgań podłoża był pewien, że nie jest to demon, a więc oznaczać mogło to tylko jedno – znalazł członków organizacji. Zamykając oczy pozwolił, aby uderzenie w potylicę zwaliło go z nóg. W pierwotnym planie miał jedynie udawać nieprzytomnego. Los jednak chciał, że cios wykonany był na tyle umiejętnie, że pozbawił go całkowicie świadomości.
Kiedy obudził się w norze, czuł jedynie delikatne pulsowanie z tyłu głowy. Wszystko jednak wskazywało na to, że nie posiadał żadnych większych obrażeń. Największy dyskomfort spowodowany był przez łańcuchy, które znajdowały się na jego rękach. Wtem Hayato szybko przypomniał sobie o tym, aby sprawdzić swoje ubranie. Sprawne oględziny uspokoiły go – w bucie cały czas znajdował się sztylet stworzony z nichirin. Najwyraźniej chłopak odegrał swoją rolę tak dobrze, że oprawcy nie mieli nawet przez chwilę poczucia, że wypadałoby sprawdzić kogo przyprowadzają do swojego miejsca schadzek. Nie był oczywiście sam, wokół niego znajdowało się jeszcze kilku innych „kandydatów”. Teraz pozostało jedynie czekać na dalszy rozwój wydarzeń….
Nadszedł on wyjątkowo szybko. Rogata demonica pojawiła się niczym nocna mara w pomieszczeniu. Szkarłatne oczy Hayato zapaliły się w ciemności i zlustrowały dziewczynę od dołu do góry. W końcu zatrzymały się na wysokości jej ślepi: - Co się tak patrzysz? Zastanawiasz się, którego z nas wpierdolić na początku? – Prowokacja nie zawsze jest najlepszym pomysłem. W tym wypadku Kama postanowił jednak wystawić tę kartę. Zwłaszcza, że posiadał w swoim rękawie elementy, których druga osoba się nie spodziewała.
- Szczekaj dalej a na Tobie skończę.. - powiedziała oblizując powoli górną wargę, wpatrując się w jego krwistej barwy oczy. Omiotła niebieskimi ślepiami pozostałych jeńców, patrzyli na nią z zaskoczeniem. W oczy od czerwonowłosego bardziej rzucił się w oczy najmłodszy schwytany. Ile mógł mieć? Wkomponowany w kąt, prawie umknął jej uwadze. Miał może z czternaście lat na oko. Ruszyła wolnym krokiem w jego stronę, widać było że dzieciak się skulił bardziej w sobie. - N.. nie jedz m.. mnie.. - wydukał nie umiejąc zamaskować przerażenia. Zapach uryny zdawał się być najsilniejszy przy nim. Powoli kucnęła przy nim i przechyliła lekko głowę w bok gdy zasłonił twarz skutymi kajdanami rękami. Jego zielone oczy patrzyły wyżej ponad jej spojrzeniem. Dopiero teraz się zorientowała czemu się przyglądał. Co zdradzało jej demoniczną prezencję. Sięgnęła dłonią nad czoło. Jej rogi. Pewnie ją poniosło jak wyciągała informacje z tamtego okultysty. Powoli schowała całkowicie ten element demoniczności, o którym zapomniała. - Tak lepiej? - spytała, obserwując dzieciaka. Jego podarte ubranie nie dawało zbytnio ochrony przed zimnem. Po kajdanach i łańcuchach nie trudno było się domyśleć że byli tu wbrew woli, kto by chciał zostać zarżnięty jak świnia ofiarna w imię wierzeń jakiejś zgrai pojebów. - Nie zjem Cię.. żadnego z was.. - to mówiąc zdjęła z siebie yukatę pozostając w samych hakama. Na prawym boku miała gojącą się ranę po dźgnięciu wcześniej, widać było jak się ładnie zasklepiała. Strzepnęła ubranie i okryła nim ostrożnie chłopca. Złapała za jego kajdany przysuwając je do siebie. Wolną dłoń przyłożyła do nie do końca zasklepionej rany. - Demoniczna Sztuka Kwi.. - szepnęła sprawiając że jej krew przy ranie zaczęła robić się czarna i jak za pomocą magii zaczęła płynąć w powietrzy do jej dłoni gdzie po chwili przybrała formę sztyletu. Wsadziła ostrze między kajdany a łańcuch i rozerwała ogniwo łączące wszystkie metalowe części oswobadzając chłopaka. - Tam nie jest bezpiecznie.. jeszcze.. poczekajcie tutaj do świtu.. zajmę się wszystkim.. - z tymi słowami podeszła do innego jeńca i zrobiła to samo, potem kolejny. - Demony mają nas w swojej opiece.. - powiedział kolejny zanim Sei nie pomogła mu z kajdanami. Został ostatni jegomość, ten najbardziej pyskaty. I gdy już się odwróciła w jego stronę, to drzwi pomieszczenia się otworzyły ze skrzypnięciem. Do pomieszczenia wbiło dwóch ubranych na biało mężczyzn. - Co tu się kurwa dzieje? Kto ich rozkuł.. kim ty kurwa jesteś?! - warknął nagle człowiek za plecami demonicy. Sei odwróciła się szybko i zwinnie rzuciła trzymanym sztyletem w krtań mężczyzny, który się odezwał. Drugi widząc to, wyjął nóż i rzucił się na w jego mniemaniu ranną kobietę. Czarnowłosa jedynie się uśmiechnęła robiąc unik przed ostrzem. Złapała za przegub ręki z bronią i wykręciła ją boleśnie w taki sposób, że napastnik siłą zrobił dwa kroki w jej stronę jęcząc z bólu. - Jestem kimś kto wyrżnie was wszystkich jednego po drugim.. za praktyki których się dopuściliście w Osace.. - to mówiąc, wydłużyła pazury, rozcinając sobie skórę na wewnętrznej stronie dłoni i przyłożyła ją do rozchylonych ust mężczyzny. Przechyliła lekko głowę na bok patrząc jak ten dławi się jej czarną krwią, którą wpychała mu wbrew jego woli do buzi tylko po to aby nagle zmienić stan cieczy w stały. Czarne ostre kolce wystrzeliły z wszystkich kierunków jego głowy mordując mężczyznę na miejscu. Puściła jego ciało, wyciągając czarną krew z niego w ciekłym stanie i zrobiła z niej kolejny sztylet. Po czym podeszła do ostatniego jeńca. - Hmm.. - mruknęła łapiąc go za szczękę i odchyliła jego głowę w bok gwałtownie. Zbliżyła twarz do jego szyi. Powoli przesunęła czubkiem nosa po delikatnej skórze od obojczyka aż po płatek ucha. - Coś w tobie jest interesującego.. może to tylko zapach frustracji.. a może to ten twój niewyparzony język.. - to mówiąc odchyliła się i puściła jego twarz. Demony nie były w stanie zidentyfikować zabójców w inny sposób niż po ich dzierżonej broni nichirin. - Nadawałbyś się na Demona.. - szepnęła wpatrując się w jego czerwone oczy.. jej niebieskie nagle zmieniły się i przybrały najpierw złotą barwę.. - w sumie to z takim zapałem.. nawet i na zabójcę demonów.. - w głosie dało się wyczuć nutkę fascynacji. Uśmiechnęła się bezczelnie. - Chyba mogę na Ciebie liczyć żebyś chronił tych ludzi, gdy ja się zajmę tym ścierwem panoszącym się po chramie? - spytała powabnym głosem. Obróciła czarnym ostrzem w dłoni przed jego oczami. - Zostawię ci to do obrony.. - to mówiąc wsunęła ostrze między ogniowo i jednym ruchem uwolniła Kame. Po czym obróciła ostrze w ręce i podała mu je. - Miej oko na dzieciaka.. - dodała zanim odwróciła się do niego plecami i podeszła do drzwi, uchylając je nieco, wyjrzała przez szczelinę dostrzegając kolejnych okultystów idących korytarzem.
Sytuacja, której Hayato był w tym momencie świadkiem nie mogła zostać przez niego w żaden sposób skategoryzowana. Wiedział o tym, że demony lubią bawić się swoim jedzeniem. Nierzadko słyszało się o tym, że najpierw dawały człowiekowi poczucie bezpieczeństwa, tylko po to aby po chwili w bestialski sposób posilić się jego wnętrznościami. Dlatego właśnie, pomimo pozornie dobrych zachowań ze strony demonicy, Kama nie miał zamiaru opuszczać gardy chociażby w najmniejszym stopniu.
Sytuacja powtórzyła się w momencie kiedy Hayato poczuł nadchodzących okultystów. Nie potrzebował do tego wzroku. Jego zmysł dotyku umożliwiał mu poruszanie się nawet w największych ciemnościach, a także dawał narzędzia do walki z wykorzystaniem jedynie tego zmysłu – zwłaszcza jeśli przeciwnikami byli zwykli ludzie. Dłoń ponownie ruszyła do ostrza, a wzrok białowłosego przeniósł się na demonicę, która dalej znajdowała się w celi. Czekając na dalszy rozwój sytuacji, zastanawiał się z kim będzie musiał stoczyć walkę jako pierwszy. Jak się za chwile miało okazać – na ten moment nie musiał w ogóle korzystać ze swoich zdolności.
„A więc demon zawsze będzie jedynie bezlitosnym zwierzęciem.” Pomyślał mężczyzna, widząc jak Się potraktowała swojego przeciwnika. Na jej twarzy widać było ewidentną satysfakcję z posiadania siły i znęcania się nad swoją ofiarą. Nie było tu ani krzty łaski, czy zrozumienia. Zamiast zakończyć całą konfrontacje w moment, demonica wolała dać sobie chwilę uniesienia. Szkoda tylko, że musiało to spotkać człowieka, któremu został całkowicie wyprany mózg. W jednym byli jednak zgodni – zarówno on jak i ona przybyli tutaj, aby zlikwidować całkowicie tę organizację.
Uścisk dłoni demona nie był zbyt imponujący. Wielce prawdopodobne, że kobieta chciała dostosować swoją siłę do zwykłego, ludzkiego ciała. Niemniej jednak dawało to Hayato kilka ważnych informacji. Po pierwsze nigdy się nigdzie nie spotkali, po drugie on wiedział z kim ma do czynienia – w przeciwieństwie do swojej „wybawicielki”. Mężczyzna miał zamiar wykorzystać ten fakt. Uśmiechnął się zadziornie kiedy usłyszał jak Sei rozmyśla o jego przyszłości: - Na Twoim miejscu nie brałbym mojej osoby tak chętnie na demona. Znając mnie bardzo szybko stałbym się silniejszy od Ciebie i musiałabyś mi się kłaniać w pas. Zwłaszcza… - Jego szkarłatne oczy zaświeciły się w ciemności. – Jeśli złożyłbym ofiarę z całej organizacji zabójców. – Zakończył, czując jak jego dłonie zostają uwolnione z ciężkich łańcuchów. Czy mądrym było prowokowanie demonicy? Nie miał bladego pojęcia. Zależało mu jednak na tym, aby kobieta zobaczyła w nim coś na wzór rywala, ludzkiej istoty, która mogłaby faktycznie dać jej jakiś cel w życiu. Czy Hayato wierzył, że demony posiadają coś takiego jak zaufanie? Wierzył i miał zamiar to wykorzystać – potwierdzając jednocześnie swoją teorię.
Kiedy dostał ostrze z krwi do ręki, najpierw poczuł niemałe obrzydzenie. Właśnie w tym momencie posiadał w dłoni przedmiot wykonany z tego, co najczęściej próbowało rozerwać go na strzępy. Im dłużej jednak miał sztylet w uchwycie, tym bardziej zaczął uważać, że jest to dosyć ciekawe zastosowanie. Tego typu broń, nawet jeśli została zniszczona, mogła być odbudowana w chwilę. Ich miecze nie posiadały tak cudownych zdolności regeneracji. Nie czuł się jednak komfortowo z orężem wroga.
Poczuł się delikatnie obrażony, kiedy usłyszał, że ma pozostać i chronić resztę ludzi. Na ten moment nie było możliwości, aby cokolwiek im zagroziło – nie ulegało wątpliwości, że demon w tym miejscu skupi na sobie całą uwagę. Trzeba było jednak wykazać się w sposób szczególny, aby demon nie uznał białowłosego za zawalidrogę. – Ten najcięższy wydaje się być najtwardszym z całej czwórki. Pozostała trójka, a zwłaszcza ten wysoki i chudy, ledwo się poruszają. Jestem pewien, że dopiero co przechodzili jakąś chorobę, albo po prostu są u kresu swojego życia. – rzucił, zbliżając się powoli do kobiety. Najciekawszym faktem dla Sei powinno być to, że podał bardzo szczegółowe informacje nie widząc nawet ich celów. – Zdejmę grubego, Ty zajmij się resztą. – dokończył, a następnie wybił się frontalnie z ziemi i wyskoczył zza winkla. Pojawiając się przed swoimi przeciwnikami, wykonał szybki zamach i trafił ostrzem stworzonym z krwi Sei prosto w głowę grubego okultysty. Kawał tłuszczu i mięcha runął na ziemię z dużym impetem. Niemalże od razu przyjął pozycję do walki na pięści. Miał jednak nadzieje, że demonica ruszy swoje zgrabne cztery litery i nie będzie zmuszać go do dalszego, samotnego pojedynku. Hayato starał się być jak najbardziej precyzyjny. Nie wykonywał jednak swoich akcji w swoim normalnym tempie – chciał utrzymać wszystko w ryzach normalnego człowieka. Wybitnego, ale wciąż normalnego.
Uniosła brew na jego słowa. - Mhm.. widzę że już masz jakieś wyobrażenie naszej znajomości.. uważaj czego sobie życzysz.. bo jeszcze się spełni.. - powiedziała uśmiechając się do niego bezczelnie. Tak! Chyba to jej się w nim spodobało. Ta parszywa zuchwałość, ciągnęło ją do takich osób jak ćmę do światła.
"Zwłaszcza… Jeśli złożyłbym ofiarę z całej organizacji zabójców."
Widział jak złote oczy rozbłysnęły, przechodząc w karmazynową barwę. Mógł to odebrać jako zadowolenie, bo przecież każdy demon chciał wyrżnąć w pień wszystkich zabójców. - Hmm.. musiałabym sabotować ten plan.. nie ważne jak bardzo innym demonom by się podobał twój ambitny cel.. - skomentowała uśmiechając się do niego zuchwale. Nie dlatego że sama chciała tego dokonać. - .. trochę za bardzo ich lubię.. - zaczęła już nieco ciszej. - .. nie wszystkich co prawda.. ale niektórzy są.. fascynujący.. jak Tsuna.. - w głosie o dziwo była łagodność a imię zmarłego zabójcy wypowiedziane z czułością. - Ale takich jak On, wartych uwagi.. jest może garstka.. - dodała zaznaczając że jest dość wybredna co do członków korpusu. Niemniej widać było że ma jakąś słabość do swoich wrogów, było to widać po tym jak się o nich wypowiadała.
Wpatrując się w czwórkę nowych celów zza winkla przy lekko uchylonych drzwiach wyczekiwała okazji do ataku. Drgnęła słysząc jego głos, gdy stał tuż za nią. Obróciła głowę w bok, zerkając przez ramię z zaciekawieniem na białowłosego. Opisy ludzi były zbyt dokładne. - Skąd ty.. - nie zdołała dokończyć pytania, bo wtrącił się jej w słowa nagle.
"Zdejmę grubego, Ty zajmij się resztą."
- Co? - mruknęła widząc jak zwinnie ją wyminął i ruszył prosto na grubasa. Jej czerwone oczy obserwowały całą sytuację z lekkim niedowierzaniem. "Samuraj?" przemknęło jej przez myśl obserwując jak sprawnie walczył z wybranym celem. Niebieskooki okultysta średniego wzrostu wyjął sztylet i ruszył się na pozbawionego broni Kamę z zamiarem dźgnięcia go. Na zamiarach się skończyło, bo nim zdołała doskoczyć do białowłosego, to został zmieciony z impetem, rzuconą czarną włócznią. Ostrze na jej końcu przebiło się przez kark od boku posyłając go na sporą odległość. Szamotanie się na kamiennej podłodze, podczas dławienia się własną krwią, było widokiem na który jego pozostałych dwóch kompanów nie było gotowych. Seiyushi ruszyła dość szybko w ich stronę. Najpierw doskakując do najwyższego z całej trójki, w dłoni miała kastet z długim, trzydziestu centymetrowym ostrzem, którym poderżnęła gardło mężczyźnie jednym ruchem ręki. Ostatni przeciwnik wolał zdecydowanie zabójcę bez broni, niż nią. Próbując czmychnąć bokiem i ominąć czarnowłosą, został pochwycony za dłuższe włosy i szarpnięty w tył. Od razu nadział się na wystawione w kierunku pleców ostrze jej kastetu. Rozwarł jedynie usta żeby wydać ostatni krzyk, ale ten został stłumiony w dłoni demona, którą docisnęła mu Sei w ostatniej chwili do mordy. - Ćśśśś.. - mruknęła przekręcając ostrze gwałtownie i wyrywając je z jego ciała, zanim pozwoliła uderzyć zwłokom o posadzkę. Przeniosła spojrzenie na Kamę. - Nie najgorzej.. jak na człowieka.. - skomentowała przesuwając powoli wzrokiem od jego twarzy w dół po całym ciele, aby po chwili wrócić do jego karmazynowych ślepi. - Już jednego samuraja przeciągnęłam na nasza stronę.. zwykłą rozmową.. może tym razem uda mi się przekonać na stronę Zabójców.. - uśmiechnęła się zawadiacko. Podeszła do pierwszego zabitego przez nią mężczyznę i opierając bosą stopę o jego skroń, złapała wolną dłonią za trzon włóczni i wyrwała ją z ciała nieszczęśnika. Po czym rzuciła ją Kamie w taki sposób, żeby bez problemu ją złapał. - To skoro już postanowiłeś mi pomóc.. to dobrze byłoby poznać się nieco bliżej.. - zaproponowała z tym samym bezczelnym uśmieszkiem. - Ja jestem Seiyushi.. a na Ciebie jak mam wołać? Śnieżnowłosy, krwistooki? - preferowała imię, ale jak nie poda jej to przecież znajdzie sobie jakiś zamiennik. - Tędy.. - machnęła głową w kierunku korytarza z którego wypełzli ich martwi już przeciwnicy.
- Podobało Ci się? – rzucił z uśmiechem na twarzy w jej stronę kiedy pochwaliła jego umiejętności. – Jeśli chcesz to nauczę Cię prawidłowego władania różnymi broniami. Mój ojciec był w tym świetny. – Bajkopisarstwo to potężna moc, a zwłaszcza kiedy władając dotykiem jesteś w stanie kontrolować swoje ciało w najbardziej szczegółowy sposób. – Co tym razem dla mnie przygotowałaś? – zapytał, a chwilę później do jego dłoni trafiła krwista włócznia. – Serio? Mogę sam o coś poprosić następnym razem? – dodał, oceniając w chwycie otrzymaną broń. Nie był to najgorszy możliwy twór, musiał to przyznać.
Wkurwiało go to. Demony uważały się za lepszą rasę i przeciągały na swoją stronę ludzi. Białowłosy zastanawiał się w jak dużym dołku musiał znajdować się człowiek, który zgodził się na tę umowę. Wszystko to dla niego przypominało bowiem bardziej układ z siłami nieczystymi, aniżeli przejście o krok dalej w ewolucji. W końcu istoty, które bały się słońca nie można było nazwać inaczej niż zwykłymi abominacjami. A teraz sam był tutaj i w pewien sposób został zmuszony do współpracy z demonicą…. Która znów pokazała jak bardzo bezlitosna potrafi być dla osób, które się jej sprzeciwiają. Hayato zastanawiał się kiedy przechyli się jego czarka i będzie musiał bronić się przez tą bestią. – Zabójców? – Jego zaciekawiony wzrok przeniósł się na twarz Sei. – Nie mam zamiaru udawać się do tej organizacji. Jaki sens jest dołączać do ludzi, którzy i tak w końcowym rozrachunku przegrają… Chociażby z czasem… - Czy wierzył w słowa, które wypowiedział? Jego prawdziwa przynależność wydawała mu się w tym momencie wystarczającą odpowiedzią. Białowłosy wiedział, że długowieczne potwory jak demony są często w przewadze, lecz to nie ostudzało zapału zabójców, którzy całym swoim sercem wierzyli w swoje zwycięstwo.
- Nazywam się Goku, a dokładnie Son Goku. Miło mi Cię poznać Sei. – Ukłonił się delikatnie, a następnie ruszył za swoją towarzyszką. Im bliżej było miejsca docelowego, tym wyraźniejsze dla Hayato stały się dźwięki z niego dobiegające. Nie miał najmniejszych złudzeń – pomieszczenie za drzwiami musiało być tym, które skupiało w sobie cały kult. Czuł tam ponad trzydzieści różnych osób. – Wiesz, że po naszym wejściu tam z tego pomieszczenia wyjdą tylko oni, albo my? Nie ma nic pomiędzy. – rzucił cicho do Sei i zbliżył się do niej powoli. Jego usta znalazły się przy jej uchu, do którego trafił tworzący dreszcze na ciele szept: - Jeśli się boisz to pójdę przodem. Ty możesz schować się za mną, albo poczekać na zewnątrz. Co Ty na to Sei? – Na twarzy Hayato pojawił się zadziorny, wręcz bezczelny uśmiech.
"Serio? Mogę sam o coś poprosić następnym razem?"
Zerknęła na niego, przechylając lekko głowę w bok. - Proś o co chcesz.. jak masz jakieś preferencje co do broni, to ci ją zrobię. - odpowiedziała z lekkim uśmiechem. Potrafiła zrobić dosłownie wszystko i robiła to cholernie chętnie. Dumna z każdego tworu, jaki powstał z jej krwi. Gdyby tylko wiedziała czemu tak chętnie się tym bawiła, czemu taką radość sprawiało jej tworzenie oręży z jej krwi. Może kiedyś odkryje ten drobny sekret.
"Jaki sens jest dołączać do ludzi, którzy i tak w końcowym rozrachunku przegrają… Chociażby z czasem…"
Zatrzymała się na środku korytarza po tych słowach, spuszczając głowę w dół, pozwoliła żeby czarna grzywka przysłoniła jej oczy. - Czas nie ma nic do tego.. bo ich największą zgubą jest brak wartości dla ich własnego życia.. szastają swoim zdrowiem na prawo i lewo.. zupełnie jakby zapomnieli kim są.. - mówiła ze spokojem w głosie. - Zwykłymi ludźmi z limitami.. ich kończyny nie odrosną.. ich ciała goją się długo, a czasami nigdy nie wracają do sprawności jaką miały.. - kontynuowała. - A mimo tego wszystkiego.. nadal walczą o swoje.. ludzie to fascynujące.. godne podziwu kreacje.. tak unikalne w swojej naturze.. aż żal patrzeć jak się staczają i popadają w nicość.. - słychać było fascynację i entuzjazm w głosie.
- Tak jak ta zgraja ścierwa.. zabijająca niewinnych w imię własnych popierdolonych wierzeń... sami niech sobie poderżną gardła i rozleją własną krew na ołtarzu przed swoim bogiem.. pierdolone tchórze.. - warknęła pod nosem powoli krocząc ramię w ramię z nim przed siebie. - Jak nie lubię zabijać ludzi.. tak ścierwo pokroju tych kultystów nie zasługuje na inny koniec niż skrócenie ich żywotu.. - skomentowała pod nosem.
- Wychodzi na to że cała przyjemność po mojej stronie Goku.. - odpowiedziała z uśmiechem na ustach. Gdy dotarli do sporych drzwi, zatrzymała się przed nimi na słowa mężczyzny. Zmrużyła nieco powieki i westchnęła cicho pod nosem. - Nic pomiędzy.. - powtórzyła niepewnym głosem i uśmiechnęła się delikatnie kącikiem ust. Wzdrygnęła się dość mocno w odpowiedzi na przyjemny szept przy uchu. - To nie to że się boję.. nawet jak będę ranna, moja regeneracja z wszystkim się upora.. ale Ty.. - urwała obracając się do niego przodem tak, że stała między nim a drzwiami do pomieszczenia. - Ty jesteś tylko człowiekiem Goku.. Dość silnym jak na przeciętnego młodzieńca.. - to mówiąc poklepała go po torsie wolną dłonią delikatnie. - Ale nadal tylko człowiek.. - przechyliła lekko głowę w bok obdarowując go łagodnym uśmiechem. - Mogę się nimi zająć sama.. nie ma sensu byś się w to mieszał.. nie chciałabym żebyś był ranny.. możesz zająć się porwanymi i bezpiecznie ich stąd wyprowadzić.. nie wymagam od Ciebie niczego.. a tym bardziej narażania swojego życia.. - dodała odwracając się w stronę drzwi twarzą. Naprawdę nie chciała go narażać, zwłaszcza że słyszała wiele głosów za drzwiami. Wyciągnęła nieco krwi ze swojej prawie zasklepionej rany i uformowała dwie bronie. Katanę i wakizashi. Odczekała chwilę zanim stopą z całej siły kopnęła w drzwi, wyrywając je z zawiasów. I co rzuciło się w oczy? Klęczący w półokręgu mężczyźni w szatach i jeden stojący ze złotą miską w dłoniach człowiek w ozdobnej błękitnej yukacie. Na środku leżała młoda kobieta na kamiennym stole z podciętym gardłem, z którego krew wpływała do większej misy.
Kilku klęczących na ustach miało ślady krwi, w złotej misie podawanej każdemu z zebranych przez ich lidera było nic innego jak karmazynowa ciecz upuszczona z biednej ofiary. Na to wszystko z czoła Seiyushi wyrosły jej długie rogi, oczy aż się iskrzyły od gniewu. - I jak tu mieć litość dla takiego ścierwa.. - szepnęła pod nosem wchodząc do komnaty, obracała w dłoni swoje bronie. - Ty... Ty będziesz mnie błagał o śmierć.. - wskazała czubkiem katany na mężczyznę w niebieskiej yukacie.
Nie zareagował również na słowa, które demonica wypowiedziała na temat członków jego organizacji. Jej zachowanie co prawda przypominało podejście osoby, w której narastał konflikt. Przez chwilę Kama byłby nawet skłonny uwierzyć, że zdania, które wypowiedziała są wielce prawdziwe. Im dłużej jednak przypominał sobie jak potraktowała osoby stojące jej na drodze, tym bardziej powątpiewał w szczerość intencji. Dodatkowo wciąż pozostał temat Tsuny, który kobieta poruszyła wcześniej. Kiedy ten cały cyrk się skończy będzie musiał wziąć rogatą kobietę w obroty.
Tak jak się spodziewał, demonica nie miała zamiaru dać mu załatwić tego w pojedynkę. Było w tym trochę korzyści. Po pierwsze, nie musiał skupiać całej uwagi na sobie. Po drugie, walka samotnie zmusiłaby go prawdopodobnie do użycia swoich zdolności. Wychodziło więc na to, że Sei w swojej „dominacji” ułatwiała mu jedynie robotę.
Kiedy weszli do środka, dłonie Hayato mimowolnie zacisnęły się na włóczni. Widok, który mieli aktualnie przed oczami był doprawdy zatrważający. W głowie białowłosego kłębiły się myśli. Cały czas nie był w stanie pojąć jak ludzie mogą zostać oślepieni, czy może bardziej ogłupieni, do tego stopnia, że uważają takie zachowania za nie tylko dobre, ale i prawidłowe. Szkarłatne oczy mężczyzny przeszły po twarzach zgromadzonych i zatrzymały się na martwym ciele kobiety. Żałował, że nie przybył tutaj wcześniej – wtedy mógłby ją jeszcze uratować.
Nie potrzeba było wiele czasu, aby uczestnicy zgromadzenia ruszyli na nich z różnymi broniami w swoich dłoniach. Kama miał zamiar działać szybko i skutecznie. Wyskakując przed swoją towarzyszkę, wykonał zamach włócznią prostopadle do ziemi. Dzięki temu dał radę strzelić w łeb kilku najbliższych wrogów. Impet zabił pierwszego i drugiego. Trzeci padł na ziemię nieprzytomny. Hayato nie miał jednak zamiaru puścić go żywcem. Stojąc nad ogłuszonym przeciwnikiem, wbił włócznię prosto w jego klatkę piersiową. Z ust okultysty wypłynęła struga krwi. – Fajnie dławić się własną krwią, co nie? – Rzucił w jego stronę białowłosy, podnosząc jednocześnie jego katanę z ziemi. W końcu miał dostęp do broni, której władaniem się specjalizował.
Kama zdawał się stać prawdziwym Shiroyasha, białym demonem, który przeżerał się swoimi umiejętnościami przez pole wrogów. Prawda jednak była taka, że dla mężczyzny aktualni oponenci zdawali się być raczej dziećmi aniżeli poważnymi przeszkodami. Pomimo uwielbienia demonów, nie łączyło ich z nimi nic. Wszystko jednak mogło się zmienić przy dwudziestym trzecim trupie.
- Kurwa. – rzucił Hayato sam do siebie i przetarł swoją dłonią po prawym poliku. Moment nieuwagi mógłby być dla niego zgubny. Na szczęście dzięki wyczulonemu zmysłowi, katana która miała odciąć od tyłu jego głowę musnęła jedynie prawą część lica. Obyło się bez krwi, lecz na twarzy można było dostrzec delikatne zadrapanie… Uwalniające zapach marechi w większym stopniu niż wcześniej.
Szybko została wyrwana z zamyślenia gdy poczuła ból i nieprzyjemne uczucie gdy ktoś wbił jej sztylet w plecy, Prawie trafiając w serce. Szarpnęła się wbijając katanę w klatkę piersiową kolejnej ofiary. Obróciła się w bok, kątem oka dostrzegając jak Kama morduje jednego po drugim bez żadnych skrupułów. Z jednej strony była pod wrażeniem. "Chyba naprawdę nadaje się bardziej na Demona niż Zabójcę.." przemknęło jej przez myśl. Widząc szarżującego od tyłu mężczyznę na niego, obróciła w dłoni wakizashi. - Goku! - warknęła rzucając swoją bronią tak że ostrze przebiło skroń nacierającego na Hayato okultystę. Po czym z kataną w dłoni zajęła się mordowaniem jednego po drugim człowieku w szatach. Rozchlapując swoją krew kroplami po ich zmasakrowanych ciałach. W końcu była ranna a każdy gwałtowny ruch jej ciała pomagał w rozsiewaniu swojej czarnej krwi po okolicy. W zetknięciu się z krwią umierających, czy już martwych członków sekty, karmazyn zaczął przybierać czarną barwę.
Po chwili został już tylko przywódca i kilku jego podwładnych. Idąc w jego stronę, już podnosiła rękę z bronią nad głową mężczyzny. - Zdechniesz w męczarniach.. upierdolę ci nogi żebyś nie spierdolił.. a potem na żywca obedrę ze skóry za to co tu odpierdalałeś w imię swojego nieistniejącego boga! - warknęła zaciskając dłoń na rękojeści katany, gotowa pociągnąć ostrze w dół. Zesztywniała nagle. W powietrzy unosiła się woń czegoś, czego nie znała. Czegoś co sprawiało że szum jej własnej krwi i mocno bijące serce zagłuszały wszelkie myśli. Czuła jak w ustach ma coraz więcej śliny, przełykając raz za razem. Wszystkie zmysły się wyostrzyły. Zaciągnęła się zapachem słodyczy w powietrzu i w mgnieniu oka zlokalizowała źródło. Oczy zrobiły się większe, źrenice powiększyły się do stopnia że prawie całkowicie zasłaniały tęczówki. Oddech stał się ciężki, z trudem wciągała powietrze. Idąc powoli w stronę zabójcy. Ręka z kataną poleciała w dół, czarne ostrze uderzyło o kamienną posadzkę, wydając z siebie paskudny dla uszu odgłos ciągniętej stali po kamieniach. Pazury same się wydłużyły, kły tak samo. - Ten zapach.. taki słodki.. taki.. - mamrotała pod nosem, czując jak powoli zaczyna tracić zmysły. Ale im bliżej była białowłosego, tym ciężej było jej się zatrzymać.
Jeden z uciekających okultystów przed Kamą, wyrwał się przed siebie, wpadając w poślizg, trącił z impetem idącą w stronę białowłosego Seiyushi. Zderzenie z drugim ciałem na chwilę wybiło ją z transu. Pokręciła głową na boki, spojrzenie utknęło w twarzy Hayato. - G..Goku.. - mruknęła łamiącym się głosem. Zaciągnęła się mocniej zapachem, wypuściła z dłoni katanę. Całe ciało drżało z niewyjaśnionego uczucia. - Ten zapach.. twój zapach.. - zamknęła usta, przełykając kolejną porcję śliny. - .. nie mogę.. - jęknęła, czując jak łamie jej się głos. Nie potrafiła się opanować. - Uciekaj.. Goku.. uciekaj.. - wydukała czując jak instynkt przejmuje nad nią kontrolę. Widział jak całą drżała, pochylając sylwetkę w dół nieopodal niego. Jego zapach był zbyt intensywny dla niej. Nie wiedziała czemu nie potrafiła się opanować! Przecież była najedzona! Ale on! Nie umiała się oprzeć. Wyrwała się w jego stronę nagle, znienacka. Kompletnie tracąc kontakt z rzeczywistością. Ignorując ostatnich niedobitków kultu. Chciała go powalić, dociskając swoim ciałem do ziemi! Będzie jej zdobyczą, tu i teraz!
Rzut na opanowanie przy Marechi: 3 - porażka
Kiedy w końcu uporał się ze wszystkimi swoimi przeciwnikami, na jego twarzy pojawił się delikatny uśmiech. Zadanie zostało wykonane, a on mógł w końcu pomyśleć o tym, aby opuścić tę dziurę. – Jak Ci idzie Sei-chan? – Rzucił, odwracając się w stronę demonicy. Na jego twarzy w mgnieniu oka namalowała się powaga. – Sei? – Zapytał, a po chwili niemalże machinalnie podniósł swoją dłoń do polika. Czując nieregularność zrozumiał wszystko. – Sei… - Przerwał, a następnie z powagą na twarzy i wzrokiem wlepionym w tracącą kontrolę demonicę przyklęknął i wyciągnął z buta sztylet o szmaragdowej barwie. Teraz dzierżył ostrze z nichirin w lewej dłoni. W prawej zaś wciąż miał katanę ze zwykłej stali.
– Jako, że Twoje zachowanie stworzyło we mnie konflikt… Dam Ci jedną szansę Sei. – Wyprostował się. – Nazywam się Kama Hayato. Jestem zabójcą demonów. Przybyłem tutaj, aby wybić heretyków. Jak widzisz zadanie zostało wykonane, a ich truchła leżą u naszych stóp. Mogę na tym zakończyć, ale… Musisz się opanować. – Prawa noga powoli została wycofana, a kolana ugięte. Hayato przyjął pozycję, która miała umożliwić mu jak najefektywniejszą obronę. – Nie zmuszaj mnie do tego żebym musiał Cię zabić… Nie dziś… - Szkarłatne oczy wpatrywały się w kobietę.
Hayato był zdziwiony swoimi własnymi słowami. Co stało się z nienawiścią do demonów? Dlaczego szczerze nie chciał pozbawiać teraz życia demonicy? – Yen…. – Wypowiedział pod nosem i czekał na dalsze działania swojej „do niedawna” towarzyszki.
Jeszcze nigdy się tak nie czuła. Ni raz traciła kontrolę nad sobą z głodu, to były te czasy gdy jeszcze walczyła ze swoją naturą. Do póki Rash nie dał jej świetnej rady, żeby posilać się tylko na tym ścierwie co nie zasługiwało na życie. Od tamtej pory wszystko się zmieniło. Zaczęła faktycznie rosnąć w siłę i rozwijać się z pomocą tego tałatajstwa, którego nawet ich własna społeczność nie chciała wśród swoich.
"Sei?"
Ale teraz.. ten głód był inny. To przypominało bardziej pragnienie, któremu nie potrafiła się przeciwstawić. Imię które wypowiadał w jej stronę dźwięcznie rozbrzmiewało w umyśle. Przytwierdzając jej świadomość grubymi łańcuchami. Nie pozwalając się zatracić w żądzy, która skutecznie próbowała przejąć wadzę nie tylko nad ciałem.
"Sei.."
Złapała się za skronie, próbując się opanować. - G..go.. ku.. - naprawdę nie chciała się na niego rzucić. Polubiła typa! Ale zapach, ten zapach sprawiał że produkcja śliny się diametralnie zwiększyła, przełykała częściej jej nadmiar wbijając w niego swoje krwiste oczy. Nie rozumiała czemu nadal tu tkwił. Czemu nie uciekał. Widząc jak klęknął wyciągając szmaragdowy sztylet z buta aż drgnęła. - Nichirin.. - szepnęła pod nosem cała drżąc.
"Jako, że Twoje zachowanie stworzyło we mnie konflikt… Dam Ci jedną szansę Sei."
"Nazywam się Kama Hayato. Jestem zabójcą demonów."
- Ka..ma.. Ha.. ya..to.. - wydukała czując jak kły jej się wydłużyły. Więc jednak był zabójcą i kolejnym który chciał ją puścić wolno. Jak Orochi wtedy na moście. On też po rozmowie nie chciał jej zabijać, pozwolił jej odejść. Ale teraz sytuacje była inna. Orochi tak nie pachniał jak ten mężczyzna. Zapach drażnił do stopnia że chciała go mieć tylko dla siebie tu i teraz!
"Mogę na tym zakończyć, ale… Musisz się opanować."
- Chcę! Ale... Ale.. Nie potrafię! - warknęła nie kryjąc w głosie frustracji, rzuciła się w jego stronę, tuż przed doskoczeniem do niego wyrzuciła wakizashi, zamachnęła się kataną w taki sposób żeby mógł ją zablokować. - Nic nie rozumiesz.. nie mam władzy nad własnym ciałem! Ten zapach.. jest za silny.. za intensywny.. za słodki.. - warczała.
"Nie zmuszaj mnie do tego żebym musiał Cię zabić… Nie dziś…"
- Uciekaj.. - szepnęła napierając swoją katana na jego własny miecz. - Uciekaj.. albo mnie zabij! - dała mu ultimatum. Bo nie widziała innej opcji. - W końcu od tego jesteś.. żeby zabijać demony.. bez wyjątku.. nie ważne kim byliśmy wcześniej.. w końcu jesteśmy tylko ścierwem, które trzeba wytępić! - kontynuowała próbując przebić się przez jego obronę. - Więc zrób to! - nie chciała umierać, ale sama myśl że nie potrafiła panować nad swoim ciałem przerażała ją do stopnia że chyba wolała żeby jej żywot teraz się zakończył.
- A więc jesteś taka jak inni. – Powiedział spokojnym tonem kiedy demonica rzuciła się w jego stronę. – Nazywacie się lepszą rasą, a nie jesteście w stanie powstrzymać swoich instynktów. Jak zwierzęta! – Zaparł się, gotów przyjąć na stalową katanę uderzenie ciemnowłosej.
Widział to jak specjalnie porzuca posiadaną wcześniej broń. Początkowo uznałby ten ruch za chęć pozbawienia się dodatkowej broni i handicap dla niego. Im jednak dłużej się nad tym zastanawiał, tym bardziej przekonany był, że demonica po prostu chce użyć siły obu rąk do walki z nim – tak postąpiłby każdy szermierz, który zna podstawy kendo. Nie był jej już w stanie zaufać. Lata doświadczeń nauczyły go, że jeśli przeciwnik raz pokaże swoją prawdziwą naturę to już zawsze tak będzie. W końcu zwierze, które raz ugryzie swojego Pana zawsze będzie pamiętać, że może to zrobić.
- Tak, to prawda Sei. Demony, które żywią się ludźmi i zabijają ich ku swojej uciesze są nic niewartymi ścierwami i ich się pozbywamy. – Zamilkł, trzymając jej katanę swoją. Ewidentnie był od niej delikatnie silniejszy, a wiedział, że w każdej chwili mógł jeszcze zwiększyć tę różnicę. – Wierzyłem, że jesteś inna. Najwyraźniej się pomyliłem… Nie pierwszy zresztą raz. – Po tych słowach Hayato szybko zamachnął się lewą dłonią, w której miał sztylet z nichirin. Był szybszy od kobiety, a więc nie powinien mieć najmniejszych problemów z wbiciem ostrza w jej brzuch i stworzenia w nim pionowej rany. Dziewczyna była strasznie twarda i zranienie jej nie należało do najprostszych. – Spełnię Twoje życzenie i dam odejść Twojej duszy, aby doznała ukojenia Sei. – Wykorzystując załamanie demonicy, wykonał szybki obrót do tyłu na prawej stopie i wyrywając sztylet z ciała Sei wykorzystał impet, aby uderzyć ją w twarz zewnętrzną częścią dłoni. Kobieta powinna odlecieć kilka metrów od niego. Wtedy też Hayato poczuł jak na jego dłoni rozprzestrzenia się ciepło. Na zewnętrznej stronie lewej dłoni widniała teraz rana, z której sączyła się krew… Ta sama, która była też na twarzy i jednym z kłów Sei.
Te słowa zabolały bardziej niż wbijający się w ciało nichirin. - Zamknij się! Nic o mnie nie wiesz! - warknęła rozjuszona. Nie cierpiała gdy ktoś ją wrzucał do wora z innymi demonami. Bo czuła się od nich lepsza. - Pierdol się! Ty też jesteś zwierzęciem! Widziałam ten uśmieszek na twoich ustach gdy mordowałeś! Wszyscy jesteśmy zwierzyną! Jedni bardziej drapieżni od drugich.. ale zanim demony się pojawiły.. kto wyżynał w pień niewinnych i słabych?! - nie kazała mu odpowiadać na to pytanie, oboje znali odpowiedź na nie i ta odpowiedź z pewnością się Kamie nie podobała.
Nie miał pojęcia jak bardzo wewnętrznie walczyła ze sobą. Jak sromotnie rozum przegrywał z instynktem. Tak bardzo chciała jego krwi.. tak bardzo jej ciało się domagało Kamy jako posiłku. Czuła że jak spróbuje jego krwi czy mięsa to już nie będzie odwrotu!
- Idioto kazałam Ci uciekać! - warknęła na niego. Jak bardzo głuchy czy może głupi był?! Nienawidziła się za to czym się stawała tylko po tym jak wyczuła jego krew. Ten zapach nie był podobny do niczego innego.
"Wierzyłem, że jesteś inna. Najwyraźniej się pomyliłem… Nie pierwszy zresztą raz.."
- Dobrze że inni zabójcy nie są tak ślepi jak TY! Bo pewnie już dawno by mnie nie było! - warknęła zimnym tonem. Czy on serio uważał że był pierwszym zabójcą, do którego chętnie podeszłaby bez chęci wyrządzenia mu krzywdy? Gdyby nie ta krew! Ta pierdolona krew Kamy doprowadzała ją do szału.
Ostrze nie wbiło się tak głęboko jakby sobie tego zabójca życzył. Choć syknęła z bólu, bo jak nie czuła nic szczególnego przy zwykłej stali, tak nichirin parzył, pozostawiają paskudne uczucie po sobie. Szybki obrót wokół własnej osi silny cios na jej twarz sprawił że poleciała z impetem na kamienną posadzkę. Z chwilą gdy jego dłoń zderzyła się z jej twarzą, zahaczył kończyną o ostry kieł kobiety, nie tylko rozcinając skórę na zewnętrznej stronie dłoni ale i dając jej posmakować jego krwi.
Uderzając o posadzkę, przekręciła gwałtownie ciało tak że po chwili wylądowała na czworaka przed nim w sporym dystansie. Widział jak źrenice zwęziły się w pionowe kreski, niczym igły. Karmazyn w jej oczach aż błyszczał. Czuła jak mocno serce jej teraz biło. Jakby chciało się wyrwać z klatki piersiowej. - Ten smak.. - jęknęła nie kryjąc euforii. - Jak Ty dobrze smakujesz.. - wyjęczała oblizując się lubieżnie gdy wpatrywała się w sylwetkę zabójcy. Ta odrobina krwi wystarczyła żeby wszystkie łańcuchy pozrywały się jeden po drugim.. pozostawiając jeden jedyny, trzymający jej świadomość na krawędzi szaleństwa.
Choć już teraz tonęła w gęstej, karmazynowej brei, nie mogąc się oswobodzić.. czuła jak się zatraca w pożądaniu! Z rany na brzuchu wydobyła się czarna krew, mknąc w gorę jej ciała, jakby prawa fizyki jej nie obchodziły. Oplatając się wkoło jej szyi, tworząc twardy, gruby kołnierz.
Wyrwała się w jego stronę, w biegu tworząc z czarnej krwi dwa dłuższe Kunaie. Doskakując zamierzała skrzyżować z nim swoją broń. Już się nie odzywała. Instynkt przejął kontrolę nad biedna Seiyushi, gdyby widziała się od boku, załamałaby się na ten obraz nędzy i rozpaczy.. że była na tyle słaba że nie potrafiła się powstrzymać przed atakowaniem go..
Wyczekiwał momentu przełomowego i szczerze powiedziawszy liczył, że będzie on wyglądał w inny sposób. Do samego końca miał nadzieję, że dziewczyna opanuje się i będą w stanie razem opuścić to miejsce. W momencie kiedy jednak zobaczył jak tworzy ze swojej krwi dwa ostrza – nie miał już żadnych wątpliwości. Za chwilę mieli stoczyć ze sobą bój na śmierć i życie. Jeden wdech wystarczył, aby Sei wyskoczyła niczym strzała w jego stronę.
Hayato musiał działać szybko. Wiedział, że nie ma szans w walce z twardym ciałem dziewczyny jeśli używałby jednej dłoni. W jego głowie zrodził się plan, który będąc szalonym mógł jednocześnie uratować mu życie. Dłoń, która dotychczas dzierżyła sztylet, wyrzuciła ostrze pionowo w górę – umożliwiając białowłosemu chwycenie katany oburącz. Sprawnym ruchem przeniósł ciężar na ugięte kolana, a ostrze umieścił wzdłuż nogi wysuniętej do przodu. Pozostało jedynie czekać na odpowiedni moment.
Kiedy demonica znalazła się w odpowiedniej odległości, mogła usłyszeć bardzo charakterystyczne syczenie, które wydobyło się z ust Hayato. Zielone podmuchy wiatru zatańczyły wokół niego i jego ostrza, zwiastując to co było nieuniknione. - Roku no kata: Kokufū Enran – wypowiedział ze stoickim spokojem, odbijając delikatnie w lewą stronę – unikając przy tym ostrzy Sei – a następnie wykonał szybkie, pionowe cięcie. Otoczone szalonymi podmuchami wiatru ostrze wbiło się w ciało demonicy nad jej łokciami. Hayato czuł ogromny opór, który stawiała twarda skóra i mięśnie stworzone ze stali. W końcu jednak udało mu się pozbawić kobietę obu rąk – nie obyło się jednak bez strat. Kama zobaczył jak katana pęka z hukiem, a jeden z jej odłamków wbija się w jego prawe ramie. Rana nie była niebezpieczna, a precyzyjnie mówiąc wyglądała na powierzchowną. Białowłosy jednak nie skończył jeszcze swojego ruchu.
Walcząc z bólem, który przysporzyło mu wbicie się stali, Hayato wyciągnął lewą rękę do góry. Zgodnie z jego wyliczeniami, ułamek sekundy później w dłoni znalazło się szmaragdowe ostrze nichirin. Patrząc swoimi szkarłatnymi oczami w ślepia Sei, wykonał cięcie w stronę jej szyi.
„Coś w tobie jest interesującego.. może to tylko zapach frustracji.. a może to ten twój niewyparzony język..”
„Mhm.. widzę że już masz jakieś wyobrażenie naszej znajomości.. uważaj czego sobie życzysz.. bo jeszcze się spełni..”
„Mogę się nimi zająć sama.. nie ma sensu byś się w to mieszał.. nie chciałabym żebyś był ranny..”
„- Ja jestem Seiyushi..”
- Kurwa. – Zaklął pod nosem i zamknął oczy. Jego dłoń mimowolnie obniżyła się i trafiła w obojczyk demonicy przebijając go i wchodząc w ciało dobre dziesięć centymetrów. Uderzenie to tak czy siak powinno sprawić, że Sei znalazła się na ziemi kilka metrów od niego. Sam Hayato też odsunął się kilka kroków. Patrząc na to co uczynił, wziął w dłoń jedną ze znajdujących się obok niego pochodni i przypalił dwie posiadane rany… Krwawienie ustało. – Ugh, boli. – Powiedział pod nosem.
Słyszała jego głos ale nie odezwała się na zaczepkę. Widział tylko jak lubieżnie się oblizywała na jego widok. Rozmowy się skończyły, jej ciało chciało działać. Zapach krwi był tak słodki, tak bliski że aż namacalny w powietrzu. Rzuciła się więc w jego stronę pozbawiona kontroli. Widziała jak element wiatru spowija zwykłą stalową katanę, jak oplata ostrze. Widok był piękny a ona szarżowała w jego stronę. "Stój.." cichy, ledwo słyszalny szept przemknął przez jej skalany głodem umysł. "Nie rób tego.." ciche brzdąknięcia ostatniego łańcucha gdzieś tam się przebijały przez pustkę. Czuła jak tonie i jedynie te ciche szepty do niej docierały z głębi, pogrzebane na dnie świadomości.
Będąc przy nim, doskoczyła do niego i zamachnęła się na niego kunaiami.
"Roku no kata: Kokufū Enran.."
Te słowa nic jej nie mówiły. Hayato jednak bez najmniejszego problemu uskoczył w bok. Był szybszy od niej i zręczniejszy w tej chwili. Karmazynowe spojrzenie z pionową źrenicą demonicy pomknęło za jego ciałem. I choć wzrok nadążył to jej ciało już nie. Poczuła jak ostrze katany wbiło się w skórę tuż nad jej łokciami. I choć nie był to płynny i szybki ruch, to obie kończyny zostały obcięte w jednej chwili. Odłamek katany poszybował w stronę młodzieńca. Wtedy też zabójca pozbył się połamanej, stalowej katany i pochwycił spadający sztylet o szmaragdowym kolorze. Wszystko działo się tak szybko.
Widziała jak ostrze mknie na jej oplecioną czarną skorupą szyję. Wzdrygnęła się na ułamek sekundy, choć to umknęłoby każdemu, kto nie miał rozwiniętego zmysłu wzroku. Drgnięcie ciała było jednak dobrze wyczuwalne z pomocą zmysłu dotyku. Wibracja towarzysząca temu, była specyficzna. To mógł być jej koniec.. Widziała to w jego oczach! Determinację i coś czego nie potrafiła teraz wyjaśnić..
"Kurwa."
Zerwał kontakt wzrokowy! Ostrze zeszło niżej i z impetem uderzyło o obojczyk, schodząc z kości tuż pod nią i wbijając się na sporą głębokość. Siła z jaką zabójca to zrobił, odepchnęła Seiyu na spory dystans, powalając ją na posadzkę. Obcięte dłonie nie były problemem, przynajmniej nie dla niej. Z obciętych kończyn wydobyło się więcej czarnej krwi. Jęknęła z bólu, oblepiając rękojeść nichirin i twardniejąc z miejsca. Poruszyła za rękojeść sztyletu i z okrzykiem bólu wyrwała go ze swojego ciała. Swąd palonego mięsa zaczął się roznosić po pomieszczeniu, przejmując wszystkie inne zapachy jakie się unosiły w chramie.
Podnosząc się z ziemi poruszyła głową, strzelając kręgami. Z prawego kikuta kończyny stworzyła solidne przedłużenie ręki z pomocą stwardniałej krwi na której końcu był jego sztylet. Stający się częścią jej ciała tak jakby. Za szybko go w ten sposób nie odzyska. Z lewego kikuta wyłoniło się więcej krwi i stwardniało tak samo jak przy drugiej kończynie ale nie było ostre z żadnej strony. Miała go przed sobą, bez broni.. Ruszyła w jego stronę nagle.. "Stój.." kolejny szept, tym razem nieco wyraźniejszy. Zapach jego krwi nie był już tak intensywny, po chwili jej zmysł węchy był skorumpowany przez zapach przypalonego mięsa.
Tuż przed nim wyskoczyła w jego stronę jak zwierzę. Lewą kończynę wysuwając poziomo, frontalnie w jego stronę na wysokości torsu. Z impetem się w niego wbiła, powalając swoim ciałem na ziemię, znalazła się nad nim z uniesioną prawą, zremasterowaną za pomocą krwi kończyną z jego sztyletem błyszczącym nad jej głową. "Nie.. rób.. tego.." kolejny szept. Czuł jak drżała na nim cała. - Ha.. - szepnęła ledwo słyszalnym głosem, dociskając go wydłużonym lewym kikutem ze sporą siłą do posadzki, na której leżał. - .. ya.. - jej wąskie jak pionowe wykałaczki źrenice powoli zaczęły przybierać owalny kształt. - .. to.. - lewe oko zaczęło zmieniać barwę z karmazynowego na niebieskie. Gdy zamachnęła się, ciągnąć z niebywałą siłą prawą kończynę z nichirin w dół na jego kark żeby zakończyć jego żywot.. Głośny huk rozniósł się po pomieszczeniu, gdy srebrnej barwy sztylet nichirin został przez nią wbity tuż przy nad jego barkiem w szczelinę między kamieniami posadzki aż po samą rękojeść. Odetchnęła z trudem czując jak cała nadal drży. Rogi powoli zaczęły się chować. Patrzyła mu cały czas w oczy, krwiste tak samo jak jej sprzed chwili. Zmieniła stan skupienia krwi na prawej ręce, puszczając jego oręż i poderwała się z niego jak poparzona. - Wynoś.. się.. wy..pier.. dalaj.. - wykrzyczała czołgając się z dala od niego w kierunku odciętych kończyn.
Na kolanach pochyliła się nad swoją prawą dłonią i złapała ją w zęby, starając sobie pomóc z przymocowaniem jej do odciętego kikuta, oblepiając czarną krwią żeby przytrzymać odcięty fragment ręki dla szybszej regeneracji. Po czym będąc na kolanach zamachnęła się i z całej siły przyjebała twarzą o kamienną posadzkę, pozbawiając się węchu na czas dopóki regeneracja wszystkiego nie naprawi. Nie mogła pozwolić sobie na przegranie z zapachem jego krwi jeszcze raz. Nie po tym jak powoli odzyskiwała kontrolę na tyle aby bo nie chcieć wpierdolić.
Rzut na opanowanie: 8 - sukces!
Nie ruszył się z miejsca, pomimo wyraźnej przewagi szybkości nad Sei, uznając że tak po prostu musi być. Ten jeden raz potwór wygrał, a jak to bywa w świecie zabójców – nie ma miejsca na błędy. Na jego twarzy pojawił się delikatny uśmiech, kiedy przywalił plecami o ziemie. A więc tak było dane mu umrzeć, w jakieś norze z trupami heretyków, których przyszedł zlikwidować. Spojrzał jeszcze raz w jej oczy. Widząc jak karmazyn przemienia się w błękit, zamknął swoje oczy : - To była fajna noc Sei-chan. – był gotów na śmierć…
Jak się jednak okazało bogowie mieli tego dnia zupełnie inne zadanie dla jego jestestwa. Nie był w stanie określić ile sekund spędził na ziemi czekając na śmierć nim zorientował się, że ona nie nadejdzie. Otwierając powieki zobaczył jak Sei znajduje się kilka metrów od niego i stara się zebrać swoje ciało do kupy. Odetchnął z ulgą. Najwyraźniej kobieta dała radę opamiętać się w ostatniej chwili, a co za tym idzie plan Hayato się powiódł. Wstał, wsłuchując się w wydukane przez dziewczynę słowa. Z początku zrobił kilka kroków w jej stronę. Im jednak bliżej się znajdował, tym bardziej miał wrażenie, że nie ma to najmniejszego sensu. – Jesteś pierwszym demonem, z którym chciałbym spędzić więcej czasu. – Chwycił mocniej sztylet i odciął pukiel swoich włosów. – Do zobaczenia Seiyushi. – Położył pukiel na ziemi i ruszył w stronę pozostawionych w lochach ludzi. Demonica musiała zregenerować się za pomocą ludzkiego mięsa, a on nie miał zamiaru tego oglądać.
Wyprowadzenie ludzi nie zajęło zbyt dużo czasu, tak samo jak zresztą znalezienie swoich rzeczy. Nastał w końcu świt, a więc Hayato był potencjalnie bezpieczny i zadowolony z tego, że udało mu się przeżyć kolejną ciemną noc… Noc, której miał już nigdy nie zapomnieć.
Nie miał nawet pojęcia jak bardzo się z nim zgadzała w tej chwili. Naprawdę świetnie się bawiła z nim, mordując ścierwo ramię w ramię do momentu kiedy nie straciła nad sobą panowania przez zapach jego krwi. Nie mając panowania nad sobą, czuła się tak bardzo żałośnie słaba. Jak wygłodniałe zwierzę, gotowe rozszarpać każdego kto napatoczy się przed nią. Tym razem nie doszło do tragedii, istnym cudem oboje nadal żyli. A może wcale nie trzeba było tego zwalać na wyższą siłę..
Wyganianie go wcale nie podziałało tak jak się spodziewała. Słysząc kroki w swoją stronę zerknęła przez ramię na niego, trzymając w zębach swoją odciętą kończynę. Zawarczała ostrzegawczo w jego stronę żeby nie próbował stawiać kolejnego kroku. Zatrzyma się. Warkot wydobywający się z gardła ucichł.
"Jesteś pierwszym demonem, z którym chciałbym spędzić więcej czasu."
Poczuła jak całe ciało mocniej drgnęło na te słowa. Aż zacisnęła mocniej zęby na swojej kończynie. "..a Ty kolejnym zabójcą.. którego nie chcę skrzywdzić.." odpowiedziała na jego słowa. Zmiażdżona nasada nosa do stopnia gdzie krew zalała całą jej przegrodę nosową, pozbawiając na jakiś czas zmysłu powonienia przyczyniła się do szybszego odzyskania rezonu. Teraz jednak była jak bezbronne, ranne zwierze, stroniące od swojego oprawcy. W końcu Kama upierdolił jej obie ręce podczas ich starcia. Choć trzymała teraz dystans w obawie że znowu mogłaby stracić nad sobą panowanie.
Niemniej jednak nie spuszczała z Hayato swoich już niebieskich ślepi. Widząc jak odciął większy kosmyk swoich włosów i położył na kamieniu, przechyliła lekko głowę w bok zaskoczona jego zagraniem.
"Do zobaczenia Seiyushi."
Drgnęła słysząc te słowa. Zaskoczona że po tym wszystkim, bo jej dzikim wstępie, jak już się okazało że był zabójcą, nadal chciał ją kiedyś zobaczyć. Wpatrywała się w niego jak odwrócił się plecami do niej i ruszył do wyjścia z sali, na korytarz którym tu przyszli. Twarde korki odbijały się cichym echem w pustym chramie. - .. do.. zobaczenia.. Hayato.. - szepnęła pod nosem wpatrując się w jego plecy do momentu aż zniknął jej z oczu całkowicie.
Złapała za fraki leżącego na ziemi martwego okultysty i zatopiła zęby w jego ciele pożywiając się nie tylko krwią ale i mięsem. Potrzebowała zregenerować swoje ciało. Na szczęście miała przed sobą 'zimną płytę' usłaną typem ludzi, których nie miała problemu wpierdolić w całości. Czując jak głód został kompletnie zaspokojony, poruszyła kontrolnie prawą kończyną. Ręka nie zregenerowała się do końca. Palce dłoni poruszały się karykaturalnie, sztywno i z trudem jeszcze. Podeszła powoli do leżącej na ziemi odciętej lewej dłoni i przytwierdziła ją do kikuta z pomocą swojej krwi. Jej wzrok wbił się biel leżącą na kamieniu. Podeszła bliżej i klęknęła przed drobnym upominkiem pozostawionym jej przez białowłosego. Ostrożnie pozbierała kosmyk w palcach i zbliżyła od twarzy, wpatrując się w śnieżną biel. Drugą dłonią sięgnęła go jednego ze swoich białych kosmków i przyrównała oba. - huh.. Kama Hayato.. zabójca z oddechem wiatru.. - wyszeptała zaciskając dłoń na upominku i ruszyła powoli w przeciwną stronę. Musiała poszukać bezpiecznego schronienia przed świtem. Na szczęście była na obrzeżach Osaki, a to oznaczało jedno.. Jej siedlisko było tylko rzut beretem stąd.
Hayato & Seiyu z tematu.
⠀⠀⠀⠀A jednak podświadomie odszukała swój kosz podróżny, który jak zwykle wypełniała przede wszystkim pustka. Stanowił symboliczny element powiązany ściśle z opuszczaniem Hatsuyuki na dłuższy czas. Wyciągnęła w jego kierunku dłoń i zatrzymała tuż obok skórzanego paska. Czekała na falę wątpliwości, przez którą postanowi się jednak wycofać, lecz coś znacznie silniejszego kazało jej złapać pakunek. Bez namysłu zabrała również swój parasol.
⠀⠀⠀⠀Teraz nie mogła się wycofać.
⠀⠀⠀⠀Dōtonbori było dzielnicą Osaki. Zamiast w kierunku Nose, wystarczyło wybrać przeciwny kierunek i droga do miasta była od tego punktu dziecinnie prosta. Za dnia traktem wędrowały tłumy, lecz w nocy okolica usypiała, tylko sporadycznie rozbrzmiewając głosami ucztujących demonów. Mimo to, Suiren przemykała za tajemniczym zapachem dyskretnie.
⠀⠀⠀⠀Z każdym przebytym metrem miała wrażenie, że zbliża się już do celu i niebawem odkryje źródło, a wraz z tym odkryciem znikną powody do obaw, ale smuga zgniłego swędu wodziła ją znacznie dalej. Działo się tak do momentu, aż rzeczywiście przekroczyła granicę wielkiego miasta i wkroczyła na jedną z dzielnic.
⠀⠀⠀⠀Dōtonbori - pamiętała ton głosu, którym wypowiedziano tą nazwę we śnie.
⠀⠀⠀⠀Stała się tutaj jeszcze czujniejsza, niż gdy kilka godzin wcześniej opuściła progi Hatsuyuki. Nawet skrajne odnogi Osaki były gęsto zabudowane, dlatego kiedy zapach zaprowadził ją w okolice Hōzen-ji, odzyskała odrobinę pewności. W nocy mało kto odwiedzał chramy, powinna więc z daleka usłyszeć, gdyby działo się tu coś niepokojącego.
⠀⠀⠀⠀Ostrożność wymagałaby, aby trzymać się ubocza, może nawet zagajnika otaczającego chram, ale ona wkroczyła na główną, kamienną drogę prowadzącą od bramy torii aż do głównego posągu. Palce zaciśnięte w formę pięści czekały na niepokojące odgłosy, aby móc natychmiast zareagować.
The silence is your answer.
POLOWANIE NA NOZOMI
Okolice Hōzen-ji emanowały mistyczną ciszą. W ciemnych zakamarkach ulic nie krył się żaden demon; nikt nie obskubywał z kości ofiar ostatnich kąsków mięsa. Nie słychać było też dźwięków rozmów, które czasem nosił wiatr. Nic. Cisza. Całe otoczenie wypełniała ta charakterystyczna woń i tylko ona, jakby przytknęła do powierzchni jak rozlany klejący się sok. Zapach prowadził kobietę prosto do chramu; kamienna ścieżka zdawała się wyznacznikiem minut, sekund, a już niebawem chwil. Oczy Suiren nie mogły dostrzec nic niepokojącego — kapliczka wyglądała na nienaruszoną, w jej wnętrzu nie majaczyły żadne sylwetki, więc skąd mógł dochodzić ten okropny swąd?
Kiedy znalazła się w połowie drogi, wyostrzony słuch kobiety wyłapał — gdzieś na prawo od niej — krótki trzask. Odgłos przypominający nadepnięcie na kamień, który pod ciężarem pękł na kilka nierównych części.
— Ciekawska. Tego o tobie jeszcze nie słyszałem.
Baryton, który dobiegł uszu, dochodził gdzieś ze ścieżki, którą dotąd się poruszała. Wymowa była niesłychanie lekka, ale podkreślona wyraźną chrypą, co przywodziło na myśl, iż gardło właściciela musiał kiedyś porysować ostry kwarc. Suiren nie mogła wyczuć wokół siebie innych zagadkowych woni — nic ponad tą, która wciąż rozlewała się z wnętrza chramu, jak toksyczna chmura.
Gdyby tylko zdecydowała się obrócić, dostrzegłaby osłoniętą nocą postać. Był to mężczyzna. Lewe oko osłaniała ciemna przepaska. Kształty twarzy nie mogły ją mylić. Z odległości około pięciu metrów stał i obserwował ją nie kto inny jak brunet ze snu. Ten sam, który pochwycił za rzemyk, który nachylając...
… Uśmiechnął się krzywo, zmrużając oczy. Palce dłoni prawej dłoni sięgnęły przepasanej broni, ale nie pochwycił jej. Naciągnięte czarną rękawiczką paliczki wisiały minimetry nad rękojeścią.
— Zmusisz mnie, abym ją wyciągnął czy darujemy sobie te dziecinne przepychanki?
Nie przywodził na myśl demona; nie biła od niego przeklęta aura — ale może to wina snującego się wokół fetoru? Jednakże czy jakikolwiek demon mógłby poruszać się tak swobodnie pod oświetlonym nieboskłonem, które ujrzała wtedy we śnie? A może był to zwyczajny łowca, który tylko czekał na jej potknięcie?
Czas na odpis: 72h
Dodatkowe informacje: w razie pytań zapraszam na pw, Rintarou.
Wygląd mężczyzny: klik
⠀⠀⠀⠀Drogę przecinał ostry cień budowli, czarny i lepki jak smoła, która pokrywała głębie świątynnych terenów. Na granicy tych dwóch krain - w lekkiej poświacie rozproszonych świateł Suiren zatrzymała się pod wpływem nagłego odgłosu. Ciepło rozlało się po kończynach, gdy czekała w napięciu na rozwój sytuacji, jeszcze jeden odgłos, na który nie musiała długo czekać.
⠀⠀⠀⠀— A więc miałam rację — powiedziała na głos, z mieszaniną ulgi i niedowierzania w gładkim jak jedwab tonie. — Za tym wszystkim kryło się coś więcej.
⠀⠀⠀⠀Przyglądała mu się bez obawy, bez napięcia. Odwróciła głowę, ciało pozostawiając skierowane zgodnie ze wcześniejszym kierunkiem marszu, jak gdyby nieznajomy był zaledwie przystankiem w drodze do właściwego celu. Czarna opaska przesłaniała jego oko, ale jak zwykle w tym wypadku, naiwnie byłoby zakładać, że za kawałkiem skóry nie kryje się jakaś sztuczka.
⠀⠀⠀⠀Mimowolnie spojrzała na schowaną wciąż broń.
⠀⠀⠀⠀— Miałam wizję od Bogów. Przybyłam tutaj, żeby się pomodlić — odpowiedziała z uniesionymi do góry brwiami. Złożyła ręce na brzuchu, przechylając głowę na widok groźnego wojownika — Nie jestem pewna, czy wiem o czym do mnie mówisz, panie. — Rozejrzała się szybko i stwierdziła, że poza nimi nie widzi nikogo więcej. Może zapach krył więcej osób?
⠀⠀⠀⠀Zboczyła ze ścieżki i wykonała kilka kroków w kierunku mężczyzny. Złociste oczy za sprawą jednego mrugnięcia odzyskały ludzkie kształty, a opierzone ramiona skryły się za materiałem rękawów szaty.
⠀⠀⠀⠀Nawet jeżeli odgrywanie głupca nie mogło odwrócić jego uwagi, może kupi w ten sposób nieco czasu, aby rozeznać się w sytuacji. Pod przykrywą lejących się materiałów Suiren była jednak gotowa na unik. Czy właśnie to miał na myśli mówiąc o "dziecinnych przepychankach"?
The silence is your answer.
POLOWANIE NA NOZOMI
Bezustannie się jej przyglądał; wpatrywał się, jak czujne ludzkie spojrzenie — niemające w sobie grama demonicznej klątwy — kieruje się w jego twarz. Nie poruszył się. Z uwagą otaksowywał kobietę wzrokiem, wydając się przy tym na tyle pewny, aby nie wykonać kroku w tył, aby wciąż stać twardo w jednym miejscu. Delikatny wiatr podwiał czarne jak smoła włosy, szarpiąc za końcówki i odsłaniając większą objętość otulającej twarzy przepaski. Na parszywym pysku poruszał się jednie kącik warg; oczy zmrużyły się jak u lisa.
— Wizja — przeciągnął, akcentując ostatecznie parsknięciem. — Powiadają, że to nic innego jak wytyczenie sobie mierzalnych, ilościowych celów. Interpretacja zależy od nas. W końcu coś, co objawia się wielkim bogactwem, nie musi oznaczać czekającego nas majątku, bo wśród wręczanej nam biżuterii zawsze może kłębić się najobrzydliwsze pełzające robactwo. Ale wcale nie zamierzasz rozmawiać ze mną o interpretacjach sennych majaków, prawda Suiren?
Jej imię odbiło się od ciemności, jakby cała ta mara, była otaczającą ich ścianą. Ciemne spojrzenie nie osunęło się z jej twarzy, nawet gdy kobieta postanowiła wykonać krok w jego kierunku. Mogła wręcz zauważyć, że stojący przed nią mężczyzna poprawił sylwetkę i zadarł podbródek. Do całej tej militarnej pozycji nie pasował ten okropny, szujowaty uśmiech.
— Choć... kto wie? Może się mylę i zechcesz jednak podzielić się ze mną informacjami, które usłyszałaś? Na przykład informacjami o Nozomi.
Uparcie kontynuował. Łeb mężczyzny skrzywił się lekko, jakby chciał przyjrzeć się kobiecej twarzy pod innym kątem.
Czas na odpis: ~72h
Dodatkowe informacje: w razie pytań zapraszam na pw, Rintarou.
Wygląd mężczyzny: klik
⠀⠀⠀⠀Czy w takim wypadku udawanie gościa świątyni miało jeszcze sens?
⠀⠀⠀⠀— Nozomi? — powtórzyła z wyrzutem, że mężczyzna ma ją za kogoś, kto powinien wiedzieć znacznie więcej. — To imię... usłyszałam je po raz pierwszy całkiem niedawno, chociaż podobno jest całkiem znane. Czy to nie dziwne, że nagle powtarza je na głos kolejna osoba? — mówiła z udawaną swobodą, choć policzki i szczęka jej stężały.
⠀⠀⠀⠀Dłoń nieznajomego wisiała w okolicy jego ostrza, więc odwdzięczyła mu się tym samym i pod okryciem długich rękawów wyostrzyła swoje demoniczne pazury. Szykowała się do obrony, ale nie do ataku. Nie wiedziała, że mądrze byłoby rzucać się na kogoś, kto równie dobrze mógł być jej wrogiem, co sojusznikiem.
⠀⠀⠀⠀Choć za tym drugim nie stało wiele argumentów.
⠀⠀⠀⠀Ukłucie krtani przypomniało jej, że jeszcze niedawno te same dłonie, które teraz tak czujnie obserwowała, zaciskały wokół jej szyi linkę. Uczucie duszenia pojawiło się w jej głowie jak echo dotkliwych słów. Nie powstrzymała się i zacisnęła wargi w niepokoju.
⠀⠀⠀⠀— Czy te informacje warte są okrążania się jak wilki? — zapytała z naciskiem. Brakowało jej jakiegokolwiek punktu zaczepienia. Nie wiedziała czy mężczyzna był groźny, czy tylko blefował. Był zabójcą? A może demonem, który doskonale się maskuje? A co jeżeli jest tylko człowiekiem? Niewiedza wybitnie ją irytowała. — Ty mi powiedz, dlaczego szukasz informacji o Nozomi, a może będę w stanie ci pomóc.
⠀⠀⠀⠀Irytacja, gniew, podenerwowanie.
⠀⠀⠀⠀Pod ubraniem stroszyły się żurawie pióra. W pewnym momencie oczy przybrały swoją naturalną formę, ze złotymi błyskami i pionowymi jak u kota źrenicami. Cwaniacki uśmiech mężczyzny sprawiał, że wariowała.
⠀⠀⠀⠀— Jeżeli będzie trzeba, to utoruje sobie drogę przez twojego trupa — wysyczała cicho.
⠀⠀⠀⠀Skoro ciemnowłosy zdawał się znać jej myśli, to pewnie i te słowa usłyszy tak, jakby Suiren szeptała mu je do ucha. Już raz zginęła z jego ręki, więc drugi raz nie miała zamiaru dać się zaskoczyć.
The silence is your answer.
POLOWANIE NA NOZOMI
Wiatr podwiał ich włosy, a wraz z tym kojącym delikatnym dotykiem, mężczyzna przymknął oczy. Wydawałoby się to dość nierozsądne, w końcu stał przed nim twór gotowy podgryźć tętnicę, zgnieść w pięści ostatnie uderzenie serca. A jednak brunet wyglądał na zrelaksowanego. Coś w tym obrazku nie pasowało. Sprawiał wrażenie, kogoś zajmującego wygraną pozycję.
— Kiedy wiesz, czego szukasz? Owszem. A ja wiem, czego szukam i wiem, że możesz mi pomóc — odparł tajemniczo.
Uchylił powieki, dostrzegając wyłaniające się spod szaty ostre pazury. Oczy mężczyzny zaiskrzyły w zainteresowaniu; przeniósł wzrok na jej twarz, znów uśmiechnął się parszywie.
— Nozomi to utalentowana wojowniczka o komplecie wyśmienitych umiejętności. Pokonała niezliczoną ilość demonów, co nie stawia was w dobrym świetle. Niewielu chce jednak podejmować ryzyko. Tchórzą. Za każdym razem się wahają, jakby zdawali sobie sprawę, że są niewystarczająco dobrzy — i faktycznie nie byli. — Poddał się krótkiej zadumie, a rozbawienie, choć wciąż wykrzywiało wargi, nie sięgało oczu. — Będę szczery. — Zabawne, że mówił to ktoś, o lisich przebiegłych oczach. — Chcę, abyś powiedziała mi, co usłyszałaś we śnie. Bo wiem, że śniłaś. Egzystencja naszej nietkniętej wojowniczki niesamowicie mi nie leży i chciałbym, abyś pomogła mi skrócić jej niesłabnący w sławę żywot. Tak się składa, że wiele o tobie słyszałem. Twoja przystań w Hatsuyuki trzyma się naprawdę nieźle. Nigdy nie podejrzewałem demony o poczucie reguł i dokładności. Większość z waszego miotu zachowuje się niczym spuszczone ze smyczy psy. Nie da się z nimi rozmawiać o interesach.
Umilknął i odsunął dłoń od zawieszonej przestrzeni nad rękojeścią. Rozłożył ręce i przekrzywił przepasany opaską łeb, pokazując jej, że nie ma złych zamiarów.
— Nazywam się Tanaka Sunao i jestem prostym człowiekiem. Ty pomożesz mi, ja pomogę tobie. Czy taki układ ci pasuje?
Czas na odpis: ~72h
Dodatkowe informacje: w razie pytań zapraszam na pw, Rintarou.
Wygląd mężczyzny: klik
Nie możesz odpowiadać w tematach