Utrzymywałem z Yor kontakt wzrokowy, widziałem zwątpienie i wypalanie w jej oczach, które przypomniały oczy marionetki, drżący głos i pogodzenie się z własnym losem. Mogłem być dla niej chłodny i obojętny, moje słowa nie były naznaczone emocjami, ale i tak brzmiały, jak obietnica pomocy, ratunku z tej sytuacji.
- Ale ja mogę... - Odpowiedziałem jej krótko, po czym nachyliłem się bliżej jej ucha. - Wystarczysz, że poprosisz o to. - Odpowiedziałem szeptem prosto do jej małżowiny, przy okazji drażniąc jej skórę oddechem. Wiedziałem, że Ryujiemu może się to nie spodobać, ale dopóki nie będą to czyny, a tylko rozmowa to musiał trzymać swoje nerwy na wodzy. Poluzowałem chwyt na jej ramieniu i powoli zsunąłem do jej dłoni, którą wzniosłem wierzchnią stroną ku górze i nakuwając swój palec o kieł, zapisałem krwią własne imię na niej. Była wolna jakkolwiek ironicznie, by to nie brzmiał, skoro była własnością tamtej restauracji.
- Ja oczekiwałbym czegoś innego. - Te słowa wypowiedziałem już głośniej i odsunąłem się od kobiety o krok. Jeżeli chciała, mogła już iść albo zostać przy mnie, miała wolną wolę.
- Dla Ciebie to nie posłuszeństwo i należy się kary. A mi pomogła, dlatego powinienem ją nagrodzić... Skoro tak to tutaj działa... Później Cię znajdę Yor. - Odpowiedziałem mężczyźnie bez krzty wrogości i wszedłem do środka za resztą. Kobieta musiała poczekać, aż pomogę Kitsune załatwić sprawę, w której poprosiła mnie o pomoc. Nie wiem jakim świecie żyła ta grupa i czy ich zachowanie nie było zbyt mocno nacechowane ich dawnym życiem. Nie odzywałem się za wiele podczas czekania, bo moje słowa chłodne i gorzkie mogłyby zaszkodzić bardziej sprawie Kitsune niż jej pomóc.
- Wydawało mi się, że usłyszałam zaproszenie do środka - rzuciła niewinnie i choć mnich mógł wyraźnie dostrzec cwany błysk w jej ślepiach, w końcu zrobiła pół kroku w tył, w formie udowodnienia braku złych intencji.
Do jej uszu dotarły słowa Yuty za ich plecami, który znużony pokazem sztucznego autorytetu Ryuji’ego, zdecydował się zaczepić najmniej istotną postać w całym ich towarzystwie. Spojrzała w jego stronę akurat gdy pochylał się nad drobnym ludzkim dziewczęciem, a w jej smocze serce niczym igła zakuło uczucie zazdrości.
Później cię znajdę
Zacisnęła mocniej szczęki, a gdy Ryuji wskazał im wejście do pomieszczenia, w którym mieli zaczekać na przybycie ostatecznie decyzyjnego demona, Katsu odwróciła się jeszcze w stronę Yor, posyłając jej uśmiech o mocno wątpliwej uprzejmości.
- Znajdzie cię, żeby potem zostawić samą na pastwę losu, gdy będziesz go potrzebowała najbardziej. Jego zaangażowanie jest więc mocno teoretyczne. - Kobiecy głos był lekki, jak gdyby rzucony został ledwie żart, a nie coś, co w rzeczywistości paliło ją w przełyku. Uśmiechnęła się powabnie i spojrzała na Yutę, posyłając mu bezczelne mrugnięcie, po czym odwróciła się i weszła do wskazanego pomieszczenia.
Gdy Ryuji się z nimi pożegnał, nie omieszkała wychylić się, aby sprawdzić gdzież zniknął, lecz on dosłownie…
- Zniknął - zauważyła na głos marszcząc lekko czoło i odwracając się w stronę Kitsune. Podeszła bliżej lisicy, widząc w jej obliczu cień zdradzający tak skrupulatnie skrywane napięcie. Pochwyciła jej dłoń na chwilę, aby móc ścisnąć ją lekko w formie okazania wsparcia, choć wątpiła, aby ciotunia go szczerze potrzebowała. Otwarte wyrażanie uczuć w stosunku do niej było jednak odruchem, którego nie potrafiłaby sobie odmówić.
Wypuszczając dłoń Kitsu z palców, przeszła się po pomieszczeniu, rozglądając naokoło i nasłuchując. Gdy minęła Yutę, zatrzymała się na pół kroku, choć jej spojrzenie udawało zainteresowanie tym, cokolwiek znajdowało się na ścianie przed jej oczami.
- Mógłbyś mieć choć cień wymagań dobierając mi rodzeństwo - rzuciła, a chłód w jej głosie został przełamany przez inny ton, bardziej personalny, bo przecież mogła udawać, że wzbudzał w niej tylko złe emocje, a jednak zachowanie smoczycy zdradzało jednoznacznie, że prawda nie była aż tak skrajna. Brutalnie dowodził temu fakt, że widząc go tej nocy, poczuła pewien rodzaj ulgi - żaden z trzech towarzyszących jej demonów nie był jej całkowicie obcy (poniekąd nawet Yamato, którego przecież znała z opowieści, w których był niczym jej ulubiony bohater), a to w jej gadzim sercu wprowadzało pewien przyjemny spokój. Yuta jakimś cudem, mimo swojej chłodnej natury, podświadomie traktowany był jako ktoś w pewnym stopniu i choćby na tym prymitywnie genetycznym poziomie bliski. I Katsu chcąc nie chcąc, nie była w stanie walczyć z tym dziwnym smoczym odruchem.
Kolejnym elementem rozrywki były zaszłe animozje pomiędzy Yutą i Katsu. Niby to nie była jego sprawa, ale wolał popchnąć niewinną dyskusję w tym kierunku, zamiast popadać w głębszą paranoję.
- Wygląda na to, że macie między sobą niemałą historię. Nie chcecie uronić rąbka tajemnicy? - Zapytał niewinnym tonem spoglądając to ja Yutę, to na Katsu. Rodzeństwo, porzucenie, kolejne obietnice. Fascynujące.
Po wejściu do korytarza, gdzie mieli czekać na jaśnie oświeconego arbitra Arimę mnich spokojnie oparł się o jedną ze ścian. Nie omieszkał spojrzenia na sufit w poszukiwaniu beczek z wisterią, ale przede wszystkim czekał na rozwój wydarzeń.
- Jak myślicie, bardzo nas podsłuchują? - Rzucił w eter stukając potylicą o ścianę za nim. Wciąż nie dawał mu spokoju brak wspólnego planu działania czy wersji wydarzeń. Przecież mogli po prostu potraktować to jako test i na podstawie zachowań w teoretycznej prywatności oceniać kandydatów do kultu. Kultu. Tak jakby to był nie wiadomo jaki prestiż dołączyć do garstki wysiedleńców którzy chowają się po piwnicach Osaki. Zdaniem Yamato to oni powinni czwórkę całować po stopach, że zechcieli się pojawić w ich przybytku.
Ingerencja MG
Kult Nowego KsiężycaPodsumowanie
Termin: 48h
Kolejność: Dowolna
Dodatkowe informacje:
Zatrzymana na chwilkę przez Yamato zachichotała szczęśliwa. Kiedy się tak martwił miała ochotę pakować się w kłopoty jeszcze częściej tylko po to, żeby mógł ją potem ratować. Mnich pewnie nie wiedział nawet jak odwrotny wpływ miały na nią jego słowa. Przymiliła się do jego twarzy lisim, puszystym uchem, po czym odsunęła z lekkim skinieniem głową.
Wpatrywała się w płótno jak urzeczona. Oglądając mężczyznę, który wyłonił się z niego niczym żywe dzieło sztuki. Coś się w niej zmieniło odkąd oglądała sztukę Taishiro. Odkąd sam Ejiji zwrócił na nią swoją uwagę. Zaczęła bardziej doceniać piękno.
- Kitsune - przedstawiła się nie witając w żaden inny sposób. Przekręciła lekko głowę jak by się nad czymś zastanawiała. Jedno ucho drgnęło jedynie, na widok uśmiechu nieznajomego. Był to ładny uśmiech. Mogłaby mu go wydłubać z twarzy własnymi pazurami. Zamiast tego również się uśmiechnęła. Yamato mógł nie wiedzieć gdzie zaczynała się jej gra, a gdzie następowała rzeczywistość. Ona także nie wiedziała. Idąc na żywioł była sobą, nawet jeśli nie wszystko co mówiła było prawdą. Lisy podobno były podstępne.
Zaśmiała się cicho, gdy demon puścił do niej oko. Oko też mogłaby mu wydłubać.
- Każdy z nas ma w sobie coś z buntownika - odpowiedziała sięgając dłonią własnej szyi. Miejsca, gdzie kiedyś znajdował się znak jej przynależności. Teraz była już wolna. Wolna od Kizuki. Nie od Stwórcy, ale o tym nieznajomy nie musiał wiedzieć. - Powiedz czego oczekujesz, a zdziwisz się rezultatami. Widzisz nie ruszam się bez moich ukochanych dzieci - powiedziała mu wskazując ruchem dłoni na resztę demonów. Nie były jej dziećmi, ale w oczach Kitsune wszystkie demony należały do niej. Wszystkie były jej własnością. Jej perełkami, tak ważnymi i drogimi.
Tą samą dłoń wyciągnęła w stronę mężczyzny. Chyba oczekiwała, że ją dotknie.
Yor jednak w żaden sposób to nie odstraszyło, pokazała, że nawet pomimo takich zarzutów ciągle chciała się tego podjąć, byleby zmienić swój aktualny stan i odzyskać, chociaż namiastkę wolności. Znaleźliśmy się w środku i nie mogło się to odbyć bez kolejnego buntowniczego komentarza Katsu. Zaczynało to przypominać jak kłótnie przy wigilijnym stole, gdzie nikt poza dwiema osobami nie był zaangażowany w to wszystko, a jednak kolacja trwała i głupio było wyjść, swoje trzy grosze dorzucił mnich, który wydawał się tym zainteresowany.
- Po prostu, to ja przeobraziłem Katsu. - Odpowiedziałem Yamato, aby mógł poznać powód jej słów, ale nie łączyła nas, jak on to określił niemałą historią i jeżeli smoczyca tego chciała, mogła mu opowiedzieć swoją wersję wydarzeń i wizje okrutnego i bezdusznego ojca, którym byłem. Ja nie zamierzałem zagłębiać się w to zbytnio, bo i nie było w czym, dwa spotkania, które nie przybliżyły mnie do niczego.
- Otrzymałaś swój dar, jeżeli było to takie okrutne z mojej strony... Może popełniłem błąd i powinienem go odebrać?- Odpowiedziałem jej beznamiętnie, jakby to było naturalne rozważanie i rozwiązanie problemu. Obserwowałem każdy jej ruch chłodnym intensywnym spojrzeniem. Mogła jej się to nie podobać, mogła narzekać, ile tylko chciała na to, że akurat ja byłem jej stwórcą, ale ona nie miała świadomości, że mogła trafić gorzej. Zachowywała się jak rozwydrzone dziecko, które niszczy wszystko na swojej drodze, bo nie dostało tego, czego chciało. Bo ktoś nie chciał tańczyć, tak jak ona sobie wymyśliła, chyba potrzebowała twardej ojcowskiej ręki.
- Przecież nie chcesz mieć nic wspólnego ze mną, bo nie pomogłem Ci, gdy najbardziej mnie potrzebowałaś. - Odpowiedziałem cytując dokładnie jej słowa, w końcu przecież tak bardzo mnie potrzebowała, ale w jej umyślę nie pojawił się nawet cień wdzięczności, za uratowanie życia. Podarowaną nieśmiertelność i przede wszystkim miejsce, w którym mogła robić co chciała. Dopiero po dokończeniu tych słów oderwałem od niej wzrok.
Aż w końcu zjawił się ten cały Arima, słuchanie jego słów i obserwowanie zachowania było w jakiś sposób irytujące, jak jedna nieodpowiednia kreska na płótnie, która niszczyła całą kompozycję. Niby tacy potężni i groźni, akryli się jak myszy pod miotłami, tak jakby byli zwykłymi ludźmi. Jak na razie tylko przysłuchiwałem się temu, a nie chciałem za bardzo ingerować w tą rozmowę, ale on sam przypomniał szczeniaka, który zobaczył coś ładnego i nie mógł oderwać od tego wzroku.
Przyrównanie mnie do swojego dziecka, była bardzo mocno naciąganie, ale później dopiero policzę się z Kitsune za jej słowa i próby przywłaszczenia mnie. Najpierw musiałem w końcu coś wtrącić do tej rozmowy i pokazać, że mam jednak język.
- Potrzebujesz przekonać się na własnej skórze? - Skierowałem swoją słowa do Arimy, który potrzebował dowodu, jak to on określił, bo przecież według niego nie byliśmy wystarczająco buntowniczy, szkoda, że jego spaczone spojrzenie i ignorancja nie uświadomiły go, że tę osobę, którą uznał za wartą, jest tak która ma zburzyć jego domek z kart. Demony i ich udowadnianie swojej wartości, to chyba była już jakaś niepisana zasada.
- Nudziło mu się, to sobie córkę stworzył - rzuciła, bo czyż obracanie spędzających sen z powiek problemów, w prosty żart, nie było najlepszą od nich ucieczką? A jakże, szczególnie, że nie był to czas ani miejsce do poważnej rozmowy na ten istotnie delikatny temat (który oczywiście sama poruszyła). Zmarszczyła więc zaraz lekko czoło, zanim Yuta zdążył się dalej wtrącić. - Problem w tym, że zapomniał jej potem zabrać ze sobą. Ot historia.
Posłała obu panom urokliwy uśmiech tuż przed tym, jak weszła w końcu do pomieszczenia za Kitsune, skupiając się z powrotem na zadaniu. No, może jedynie z jedną krótką przerwą na kolejny komentarz w stronę Yuty, którego nie potrafiła sobie odmówić i który, o zgrozo, miał być chyba ręką wyciągniętą w pokojowym geście w stronę rodzica. Gest urokliwy z pewnością, lecz również taki, który rozszyfrować i zrozumieć potrafił może tylko demon z dojrzałością wczesnego nastolatka. Zapewne nie jej drogi ojciec, gdy rzucił w odpowiedzi swoją drobną groźbą, sugerującą odebranie daru nieśmiertelności. Nie można było go do końca za to winić.
Katsu pochyliła się w jego stronę, lekko na nogach, jakby rozważała czy dać się sprowokować, czy też nie. Zerknęła konspiracyjnie w stronę korytarza, w którym zniknęła Kitsune i uśmiechnęła nikle.
- Trochę już na to za późno, nie sądzisz? Wiem komu mocno nie spodobałby się taki pomysł.
Naturalnie, na resztę oskarżeń nie odpowiedziała, zmuszając się do odwrócenia złotego spojrzenia od Yuty.
Pytanie o ewentualny podsłuch, gdy już znaleźli się sami, zawisło na moment w powietrzu.
- Ja bym tak zrobiła na ich miejscu - przyznała, zgodnie z prawdą, choć w praktyce przecież nie przybliżało ich to w żaden sposób do poznania rzeczywistej odpowiedzi.
W pewnym momencie można było wyraźnie poczuć, jak atmosfera zmienia się, zwiastując przybycie tutejszego gospodarza. Katsu zamarła na moment, a gdy usłyszała głos dochodzący z korytarza to właśnie tam skierowała swoje śmiałe kroki, aż jej oczom nie ukazała się Kitsune i demon wychodzący właśnie z płótna.
Cóż za niecodzienny widok. Krwista Sztuka zapewne. Jego własna? Czy może jakiegoś innego bytu mającego wpływ na ten przybytek? Jedno było pewne - Arima zaiste był urodziwą postacią, gdy zrobił kilka kroków po wyjściu z płótna i skierował swoje złote spojrzenie na Kitsune, które dzięki swej szlachetnej barwie zdecydowanie było jego najbardziej urodziwą częścią.
Katsu, nazwana dzieckiem przez Kitsune uśmiechnęła się nikle, jakby był to jedynie kolejny, jak najbardziej zasłużony komplement. Gospodarz w odpowiedzi zażądał dowodów, na co Yuta rzucił groźbą - jakże by inaczej. A ona? Nie mogła przecież stać, jak oczarowana, zastanawiając się, jak ładnie odbijałoby się światło świecy od pary wyłupionych gałek o złotych tęczówkach, które położyłaby obok swojej poduszki (gwoli ścisłości, tym razem myślała o okaleczeniu Arimy, nie Yuty). Dlatego też w końcu skierowała się bezpośrednio do łasego dowodów gospodarza, a jej glos był uprzejmy. Lekki w kontraście do tego, co powiedział Yuta.
- Czym jest słabość, jeżeli nie kolejnym celem do pokonania? Kolejną pożywką dla rosnących ambicji - odpowiedziała spokojnie, w rzeczywistości po prostu cytując szmaragdowookiego demona, który kiedyś karmił jej serce podobnymi frazesami. Nie podobało jej się, że Kitsune wyciąga swoją śliczną dłoń w stronę nieznanego im demona, nie dała jednak tego po sobie poznać, stojąc za Lisicą w postawie sugerującej pełną współpracę z wszelkimi jej zamiarami. Złote smocze spojrzenie zabłyszczało lekko, gdy śledziło ruchy Arimy.
- Wiedz, że jeżeli szukasz buntowników, trafiliśmy wszyscy w odpowiednie miejsce. Jak będzie potrzeba to udowodnić, tak też zrobimy.
- Szczerze wątpię czy nowe demony powstają “po prostu”, ale rozumiem o co chodzi. - Odparł z lekkim uśmiechem. Zawsze była to ciekawa informacja. Nie tylko w kwestii białowłosego, ale i samego dziedzictwa Katsu. Bądź co bądź jak dotąd większość demonów miało mniejszą czy większą styczność z Ojcem założycielem. Tu jednak mieliśmy do czynienia z drugim pokoleniem. Sam ten fakt był dosyć fascynujący w dłuższej perspektywie.
Wkrótce potem po pierwszym bucu pojawił się drugi. Tak jak pierwszy był typem mało gadatliwego pana ważnego, to drugi był raczej z wyniosłych gaduł. Mnich nie był pewny, który był bardziej irytujący. Przydługie przywitanie skwitował tylko wywróceniem oczu. Zaraz jednak humor mu się poprawił, gdy tylko usłyszał znane tony w głosie lisicy. Oznaczało to, że znalazła się właśnie w wodzie swojej ulubionej rozrywki. Przez chwilę przypomniały mu się chwile ze spotkań z bucem numer trzy, czyli Minoru. Wtedy to była Kitsune z przeszłości, słabsza i zmuszona do łapania każdej okazji.
Teraz jednak to ona polowała, a oglądało się to z boku całkiem przyjemnie.
- Chcesz żebyśmy ci coś udowadniali? Oczekujesz przedstawienia? Teatrzyku? - Zapytał jadowitym głosem Arimę. - Jestem Yamato, mnich włóczęga jeśli ci to coś mówi, choć wątpię. - Następnie sięgnął za pazuchę i wyciągnął jedną z kart omikuji. W przelocie naciął papierem kciuka i z krwi stworzył obraz demona przypominającego Arimę na stryczku. - Proszę! Oto dobra wróżba naszej współpracy, a raczej skutek jej braku. - Zakończył z niewinnym uśmiechem.
Ingerencja MG
Kult Nowego KsiężycaPodsumowanie
Termin: 48h
Kolejność: Dowolna
Dodatkowe informacje:
Chowała na dnie żołądka posmak niepokoju, gdy nieznajomy tak uważnie wpatrywał się w jej szyję. Wciąż czuła na sobie zapach Kizukiego. Na samą myśl o nim jej martwe serce zabiło o raz za szybko. Nie znała miłości, ale rozumiała czym było przywiązanie. Nic nie powiedziała, uśmiechając się słodko. Niby od niechcenia przechadzając po pokoju. Słuchając i kiwając głową niczym lalka w szponach Arimy. Nie po to ledwo uwolniła się spod władzy jednego demona, żeby wcisnąć się w dłonie innego. Była zbyt dumna. Nadszedł jej czas. To ona miała teraz rządzić.
Jej pionowe źrenice rozszerzyły się nieznacznie wpatrując w kartę Yamato. Zacisnęła mocniej usta posyłając mu mordercze spojrzenie. Ona także chciała taką kartę. Czemu jeszcze jej nie dostała?
- Postanowione? - Zagadnęła, gdy ich zadanie zostało jasno przedstawione, a spotkanie uzyskało realny termin. Przyszedł czas pracy.
Gdy w końcu wyszli na zewnątrz i oddalili się od Arimy, spojrzała na resztę. Na swoich nowych popleczników. Teraz w końcu mogła z nimi swobodnie porozmawiać. Pod warunkiem, że nikt ich nie podsłuchiwał. Chociaż z początku nie wydawała się zainteresowana tak naprawdę było wręcz przeciwnie. Od razu podeszła do Yuty stając tuż przed nim.
- A ja jestem tobie wdzięczna - powiedziała mu wbrew wszystkim brzydkim słowom Katsu. - Gdybyś jej nie stworzył, nie byłaby moja, wiesz? - Zapytała tym razem spoglądając na Katsu. Może i Yuta był jej stwórcą. Może ją porzucił. Ale dzięki temu to ona zyskała swoją najdroższą perełkę. Oczko w głowie. Córeczkę, nawet jeśli nie rodzoną. Zachichotała podchodząc do Yamato. Wyciągnęła do niego dłoń.
- Karta - poprosiła tonem nie znającym sprzeciwu. Jej lisie uszy napuszyły się lekko. Nie mogła być gorsza niż jakiś byle jaki obcy demon. Zamrugała kilka razy czekając grzecznie tak długo jak było trzeba. - Będę tęskniła - dodała biorąc Katsu pod ramię. Przecież nie odeszłaby bez niej.
Po wszystkim pewnie każdy odszedł w swoją stronę przygotowując się na następne spotkanie.
Zt
Mnich zdziwił się, że Arima zdecydował się zachować jego kartę. Przez chwilę miał nawet wątpliwość czy dobrze zrobił oddając fragment swojej krwi. - Smacznego. - Odparł sucho jakby liczył, że demon się kartką bardziej udławi niż posili.
- Gratulacje pani matko. - Powiedział rozbawiony kiedy wyszli z budynku. - Dołączymy do znamienitego kultu, którego nie stać nawet na porządną siedzibę. Cóż za prestiż. - Kontynuował swój krótki acz złośliwy wywód.
- Opiekuj się szefową. - Zwrócił się do Katsu. - Liczę, że nasza współpraca się pięknie rozwinie. - Powiedział skłaniając się lekko smoczycy. - Masz doskonałych rodziców zarówno biologicznych i przyszywanych. - Dorzucił kolejne ukłony kolejno do Yuty i Kitsune.
Kiedy liliowa lisica poprosiła go o wróżbę, a raczej wymagała jej otrzymania, przez twarz demona przebiegł cień rozbawienia. Choć wiedział, że była potężna to wciąż filigranowa figurka tupiąca nóżką była pociesznym widokiem. Powoli jakby wymagało to niewiadomo jakiego wysiłku sięgnął do koszuli wyciągając z niej kartę. Podobnie uronił z kciuka kroplę krwi i położył ją na dłoni lisicy. Następnie podle wykorzystał moment nieuwagi i z dłoni przeszedł ręką na nadgarstek i lekkim szarpnięciem przysunął ją do siebie. Na koniec ucałował ją między uszy na czubku głowy, by moment później ją puścić z pułapki.
- No, to do zobaczenia za dwa miesiące. - Powiedział jakby nigdy nic. - Albo wcześniej. - Mrugnął do nich i odszedł w ciemność nocy w kierunku wyjścia z miasta.
Na karcie omikuji był lis siedzący na tronie z czaszek.
ZT
Gadka Arimy również niczym mnie nie zainteresowało, mówił o prymitywności, gdy sam sugerował po wierzchni obejrzeniu książki, że musimy się wykazać, nie podając w jaki sposób. Już pomijając fakt, że sam mizdrzył się do Kitsune i podlizywał jakby całą krew, odpłynęła mu z głowy do tej drugiej. Poza kilkoma słowami, którymi wcześniej go uraczyłem, nie zamierzałem próbować go naprostować, bo po prostu nie chciałem brać udziału w jego grze, nie dam się wciągnąć, w udowadnia czegokolwiek przed nim. Kazał nam zrobić coś wbrew oryginalnemu stwórcy, a czy właśnie stworzenie demona z własnej zachcianki nie wpisywało się to w to oczekiwania. Poza tym jakby był taki mądry i wolny od wpływów pierwszego demona to niech wyjawi jego tajemnice na głos i wtedy zobaczymy, co niego zostanie.
- Wdzięczność to dług, a długi trzeba spłacać... Dopisze Ci to do rachunku. - Odpowiedziałem krótko Kitsune, mogła się nią bawić i nie czułem z tego powodu żadnej starty. W końcu pierwszy naleśnik z partii zawsze musi wylądować w koszu, jeżeli taki jej pasowała, to mogła go sobie zatrzymać, aż nie zacznie sprawiać problemów. - Miłego wieczoru. - Rzuciłem krótko i spojrzałem na mnicha. - Powodzenia. - Dodałem, po czym ruszyłem w stronę restauracji, z której przyszliśmy miałem tam pewien interes do dokończenia, który na pewno nie cierpiała zwłoki.
Z/T
Arima był jednak niczym więcej, aniżeli pionkiem w grze, w której Katsu w swojej roli odnajdowała się wyśmienicie. Tym to jednak pozostawało - jedynie grą, która miała zbliżyć ich do kultu i umożliwić uderzenie weń od środka.
Zadanie, które zostało przed nimi postawione było jasne, dlatego spotkanie to szybko dobiegło końca, nie pozostawiając zbyt wiele miejsca na pytania czy wątpliwości.
Wiedzieli co musieli zrobić.
Idąc już przez noc, oddalając się od siedziby kultu, Katsu czuła się lekko, jakby obecność Kitsune skutecznie zrzuciła z jej barków nieco ciężaru.
Uśmiechnęła się do Yamato na jego słowa i mrugnęła znacząco.
- Nasza współpraca jest skazana na sukces, Wujaszku, jestem tego pewna. - Jej usta wygięły się urokliwie. - Jak mi nie wierzysz, możesz sprawdzić w swoich kartach.
Ścisnęła mocniej dłoń Kitsune i skłaniając głowę obu panom, wraz z Lisicą zniknęła w ciemności.
ZT
Ingerencja MG
Kult Nowego KsiężycaPodsumowanie
Dodatkowe informacje:
- Młoda dziewczyna
- Ryuji
- Arima
- Przemiana Yor oraz spotkanie się z nią, będzie możliwe po evencie. Zostanie wtedy przeprowadzona krótka ingerencja MG. Po nią należy się zgłosić w odpowiednim temacie.
Nie możesz odpowiadać w tematach