O dziwo okazywała mu szacunek trzymając w ten sposób, przewieszonego przez bark, dopomagając my iść, choć to dość mocne słowo w jego przypadku, zwłaszcza gdy byli jeszcze blisko tej przeklętej wsi. - Publiczna egzekucja demonów.. w dupach im się poprzewracało.. skurwysynom pierdolonym.. - syknęła pod nosem gdy był ledwo przytomny, jej zdaniem przynajmniej. Wzrokiem włóczyła za jakąś jaskinią, czymkolwiek co mogłoby posłużyć za schronienie przed słońcem.
Kiedy poczuła jego dłoń na swoim nadgarstku, to nie zareagowała jakoś specjalnie. Jeśli chciał żeby go puściła, to się przeliczył. Czuła na sobie jaki był słaby, więc dalej szła przed siebie, trzymając go bardzo blisko siebie.
"Jak zwykłe musisz mieć swoje ostatnie słowo, prawda?" — pauza. — "Seiyushi?"
Wzdrygnęła się czując ciepły oddech przy uchu i na szyi. - Oczywiście że tak.. Rintarou.. - o dziwo nie wyzwała go kurew ani nawet nie użyła żadnego synonimu tego słowa. Powiedziała do niego po imieniu. Kiedy w oczy rzuciła jej się jakaś opustoszała, zabita dechami, pamiętająca lepsze czasy chata, ukryta pośród gąszczy, ruszyła w jej stronę.
Oparła demona o ściankę i uwinęła się z zaryglowanymi drzwiami, po czym wróciła do swojego sojusznika i pomagając mu wstać, wprowadziła go do pomieszczenia. Prowadząc go do najbardziej odciętej od światła części chart. Oparła go o ścianę, pomagając mu się usadowić na starej, zniszczonej macie tatami. Zamknęła drzwi i zastawiła je ciężkim meblem, żeby czasem nikt ich nie zaskoczył. Okna były zabite dechami od zewnątrz. Gdzieniegdzie między deskami przebijały się promienie księżyca, starała się zapamiętać te miejsca, bo za dnia słońce będzie się przedzierać w tych szczelinach do środka.
Podeszła do niego i klęknęła przy nim. Wolną dłonią sięgnęła do podbródka i uniosła mu twarz nieco. Wolnym kciukiem przetarła resztkę krwi z jego warg. - Jak się czujesz? - spytała przelatując po jego całej sylwetce badawczym wzrokiem i zatrzymała się na jego oczach. Zbliżyła umazanego jego krwią kciuka do usty i zlizała krew. - Huh.. bez smaku.. - skomentowała, pierwszy raz próbowała smaku krwi innego demona. Szkoda że nie mogli się sobą nawzajem pożywiać - Perpetuum mobile. A tak?! Byli zależni od ludzkiego bydła.
Rinrarou uśmiechnął się cwanie — znów zagościł na jego wargach ten arogancki, ale wciąż wyczerpany cień. Wszyscy — ludzie, demony — źle kończyli w jego towarzystwie. Ci pierwsi jako obiad, drudzy, jeśli mu podpadli byli tylko słowem, informacją, którą należało przekazać odpowiednim jednostkom. Wtedy też problem magicznie znikał. W końcu w większości wypadków nie miał co mierzyć się z mocarnymi stworami, które w zupełności przewyższały go siłą. Od jakiegoś jednak czasu zdawał się poruszać wśród nich nader spokojnie, powód był prosty — wolna dłoń, mimowolnie dotknęła pasa, wyczuwają przewieszony nań miecz. Posiadając go, mógł pozbyć się ich wszystkich raz na zawsze. Brzydka zabawka w nieodpowiednich rękach potrafiła poważnie nabałaganić. Coś już o tym wiedział.
— Muszę przyznać, że bardzo dźwięcznie przemykam ci przez usta.
Usłyszał trzask, a jego ciało się zawahało. Jak ona właściwie dawała radę ich utrzymać? Kiedy został wprowadzony do pomieszczenia, myślał o tym, co zapamiętał z ostatnich chwil w Fudai. Słyszał wykrzykiwane imię zabójcy. Tozuka Gisu. Czy już, gdzieś przypadkiem nie słyszał tego imienia? Miewał kiepska pamięć do rzeczy, które zdawały się istotne; kompletnie inna sprawa miała się tych naprawdę nieistotnych. Coś jednak zaczynało mu świtać. Czy to nie człowiek, którego próbował zaatakować? Zaatakować i zabić właściwie? Ranga Kinoe.
Nieprzyjemne zimno rozlało się w jego żołądku, jakby nagle zdał sobie sprawę z czegoś przeklęcie wstydliwego. Dopóki sądził, że jego intencje były nikomu nie znane, zachowywał spokój, gdy jednak ktoś wyciągał je na światło dzienne...
Poczuł, że Seiyushi usadawia go pod ścianą, a zaraz potem sama udała się w stronę drzwi. Coś trzasnęło kolejny raz w przeciągu paru chwil. Tym razem zamierzała zabarykadować wejście, a nie je rozwalić w drzazgi. Rintarou obserwował kobietę słabym wzrokiem. Podciągnął do siebie zgięta nogę, podpierając na kolanie przewieszone przedramię; głowę oparł o ścianę. Spod półprzymkniętych oczu, patrzał jak sobie z tym radzi. Wargi drgnęły, a słowa wymsknęły się same.
— I co teraz? Zabijesz mnie tu?
Oczywiście nadal miał siłę się z nią drażnić. Zakładał, że miałby na to siły nawet na łożu śmierci.
Kiedy jednak do niego wróciła, blady uśmiech znieruchomiał; stracił swój charakter w momencie, gdy zapytała go o samopoczucie. Wydawał się zbity z pantałyku, jakby ktoś pytał go o to po raz pierwszy. Właściwie, nie pamiętał, kiedy ostatnio tak otwarcie, ktokolwiek się tym przejmował. Miał prawo czuć się zaskoczony i trochę nieufnie. Miał prawo czuć się niepewnie, gdy wyciągnęła niespodziewanie ku niemu dłoń, wycierając wcześniej wypluta krew. Miał prawo czuć wahanie, gdy gapiąc się na nią jak na zrzucony z nieba boski cud, po prostu zlizała ją z palców. Był pewny, że może spodziewać się po niej wszystkiego, ale nigdy nie przypuszczałby, że zaliczy się do tych wszystkich rzeczy akurat ta rzecz.
Rintarou wpatrywał się w nią jak skończony idiota. Nawet uśmiech wydał się nie pasować do rzucanego spojrzenia. Był prawdziwie zaskoczony i za wszelką cenę próbował rozwikłać powód dla którego to zrobiła, ale nigdzie nie znajdował odpowiedzi. Czy próbowała mu coś udowodnić? Nawiązać do ostatniego spotkania, w którym to on podstępnie wepchnął w jej usta nasączone krwią palce? Teraz gdy pochwycił ja za nadgarstek, było już co prawda z późno. Wpatrywała się w niego, a on co najwyżej mógł powstrzymać ją przed kolejnym śmiałym gestem; ostry paznokieć musnął jej żyły.
Komentarz, jaki usłyszał, wyrwał z jego gardła krótki śmiech.
— Co się taka odważna zrobiłaś, hm? Już porzuciłaś sprawiedliwą ścieżkę biednych, zatroskanych ludzi i zapragnęłaś krwi tak przeklęcie, że nie wahasz się spróbować nawet tej należącej do demona? Co będzie następne? Odgryziesz mi kawałek ciała i schrupiesz na kolację?
Potem przymknął oczy; jego ramiona poruszyły się lekko. Westchnął. Spoglądnął gdzieś w bok.
— Tak jak wyglądam. Bywało lepiej — zapadła chwilowa cisza, jakby Rintarou naprawdę nie potrafił poruszać się po takich płaszczyznach rozmowy. — Czy- — Urwał, wahając się przez moment. — Czy widziałaś, co stało się, gdy opuszczaliśmy wioskę? Co stało się z Tadashim?
Podczas ucieczki Rintarou nie był w najlepszej kondycji. Wiedział jednak, że zrobił coś złego. Seiyushi nie miała pojęcia, czym była wypluta pod platformą krew.
On niestety tak.
- "Dramat Rintarou" - Matsumoto Takashi 2k22:
[...]Niewyobrażalne cierpienie.
Cierpienie Rina, to nauka z której wszyscy możemy się uczyć. Błędy, których możemy już nie popełniać, błędy, które już się nigdy nie powtórzą.
I to dzięki niemu.
Jego historii, jego cierpienie będzie dla nas inspiracją, latarnią morską na morzu ciemności
Każdy rozumie ból Rina i nikt nie będzie miał do niego żalu, gdy rzuci swoje cierpienie i gniew na innych.
By szukać ulżenia w swoim smutnym ale jak bardzo smutnym losie.
Jego silne ramiona, ćwiczył je przez wiele lat tylko po to aby uściskac Ichi, uścisnąć mu dłoń aby pogratulować. Jednak teraz? Teraz już nie może tego zrobić, jego siła będzie jedynie smutnym przypomnieniem o złych decyzjach na trybunach, tam, gdzie wszystko się zmieniło.
Jego krzyk od zawsze będzie przeszywać nasze dusze, smutek, który zdawał się mrozić najcieplejsze wspomnienia o najbliższych sługach, dobrych sługach.
Cierpienie Rina jest historią jakiej nie można zaprzeczyć, tu nie ma miejsca na fikcje, nie ma miejsca na fanów - Tylko przekaz i to co z niego wyciągniemy.
Dziękuje, mam nadzieje, że to pozwoli więcej demonom ujrzeć czym powinien być dla nich sługa.
Wszystko dzięki Rinowi i jego zbiorowi doświadczeń.
I pamiętniku Ichitaro, gdzie opisywał jak bardzo tęskni nad Rinem, jak bardzo pragnie ułamka jego uwagi oraz doceniania, jednego miłego słowa na dobranoc, snu, który mógł być rzeczywistością.
It's hard to establish much of a rapport there.
Uniosła brew, zerkając na niego przez ramię. - Tylko się nie przyzwyczajaj.. - warknęła. To że go stamtąd zabrała w bezpieczne miejsce, to że go niosła całą drogę do tego miejsca. To nic dla niej nie znaczyło.. prawda? Wzdrygnęła się na to kilkusekundowe zawahanie.
Ślepy by zauważył jaki osłabiony był jej kompan. To też ona się zajęła nie tylko barykadowaniem drzwi wejściowych, ale i tylnych. Krzątała się po pomieszczeniu, każdą zbyt dużą szczelinę, przez którą wpadały promienie księżyca będzie nieprzyjemne, gdy zamiast niego będą do środka dostawać się promienie słoneczne. To też to co mogła, i czym mogła, zasklepiała dziury w ścianach.
"I co teraz? Zabijesz mnie tu?"
Parsknęła pod nosem słysząc jego pytania. - Może? - mruknęła, nie kryjąc rozbawienia jego słowami. Spojrzała na niego przez ramię i pokręciła lekko głową na boki. Po ogarnięciu ich tymczasowej kryjówki podeszła i usiadła przed nim. - To zabawne.. ostatnio to ja byłam w takim kiepskim stanie.. karma wraca w najmniej oczekiwanym momencie.. - dodała przechylając lekko głowę w bok, patrząc na jego twarz tymi swoimi karmazynowymi ślepiami.
Nie spodziewała się że pochwyci jej rękę gdy ośmieliła się zetrzeć z jego warg nieco krwi i jej spróbować. Ciemnej barwy karmazynowa, ciepła, ciecz pomknęła po naciętej jego pazurem skórze. Powoli plamiąc jego palce swoją własną krwią.
"Co się taka odważna zrobiłaś, hm?"
- Odwagi mi nigdy nie brakowało.. pewności siebie tym bardziej.. - mówiła zimnym tonem, choć na ustach widniał bezczelny uśmieszek. Słuchała z uwagą tego co miał jej do powiedzenia. Chłonęła każde słowo i z każdym wypowiadanym zdaniem uśmiechała się coraz parszywiej. Jakby znała wszystkie tajemnice wszechświata.
"Co będzie następne? Odgryziesz mi kawałek ciała i schrupiesz na kolację?"
Szarpnęła trzymanym przegubem na tyle energicznie i mocno że wyrwała się z jego uścisku. Nie był on też zbyt silny w tej chwili. Po czym z impetem cisnęła wolną dłonią o ścianę za plecami Rina, uderzając otwartą dłonią tuż przy jego głowie, odcinając jedna drogę ucieczki. Po czym to samo zrobiła drugą dłonią, po drugiej stronie jego twarzy. - Nie rozśmieszaj mnie.. - syknęła groźnie, pochylając się w jego stronę tak że delikatnie dotknęła czubkiem nosa jego własnego. - Nie jarają mnie takie żałośnie słabe demony.. - zaczęła szeptem. - .. czułam Cię całą drogę.. od tej zabitej dechami wiochy z której Cię wyprowadziłam.. czułam jak chętnie opierałeś swoje ciało o moje.. - czerwone oczy ani na chwilę nie przestały się wpatrywać w jego ślepia. - A teraz.. - szepnęła powabnym głosem, przechylając lekko głowę w bok. Zmniejszając dystans między ich ustami, żeby mógł nieco lepiej czuć jej gorący oddech na swoich wilgotnych od krwi wargach. - .. teraz jesteś na mnie zdany w tej ledwo trzymającej się kupy norze.. i nawet gdybyś chciał coś zrobić.. to nie masz wystarczająco siły żeby twoja wola stała się prawem.. - kontynuowała. - O ironio.. wyśmiewałeś mnie ostatnio że przedkładam słabych, żałosnych ludzi ponad swoją wartość.. powinieneś się cieszyć że pewnych wad nie da się wytępić z dnia na dzień.. bo może bym cię tam zostawiła.. - z tymi słowami musnęła delikatnie czubkiem języka jego górną wargę, zlizując resztkę krwi. - Powiedz mi.. Rintarou.. - dodała po chwili, wpijając się nagle swoimi ustami w jego, bez żadnego ostrzeżenia. Pocałunek nie był długi, ale nie oszczędzała mu namiętności, po oderwaniu się od jego ust, oblizała jeszcze lubieżnie jego wargi. - .. jakie to uczucie.. być czyjąś dziwką? - szepnęła z rozbawieniem w głosie, po czym odchyliła się od niego i zwinnym ruchem ciała poderwała się na równe nogi. Podeszła do jednej ze ścian i zerknęła przez szczelinę, obserwując przez chwilę jak niebo zaczyna jaśnieć. Odskoczyła w tył i oparła się plecami o inną ścianę, zsuwając się po niej tak że klapnęła tyłkiem na podłodze.
"Co stało się z Tadashim?"
To zdanie odbijało się w jej głowie od momentu kiedy padło z ust Rina. Nie odpowiedziała na nie od razu, nie planowała odpowiadać na nie wcale.
Głośny trzask był początkiem, choć jeszcze wtedy tego nie pojął. Kiedy ciało demonicy gwałtownie wysforowało się w przód, zmuszając go do jeszcze mocniejszego przylgnięcia do znajdującego się za nim muru, dotąd lekko przymrużone rozbawione ślepia, nabrały ostrożności. Unosił tryumfalnie podbródek, eksponując jasną szyję. Obie dłonie spoczęły na posłaniu, jakby miał zaraz się na nich podnieść i wstać — jednakże nie mógłby tego zrobić. Kobieta blokowała go z dwóch stron. Wątpił, aby próba siłowania się z nią miała teraz jakikolwiek sens. Zapach wisterii, który w dużych ilościach dostał się do jego płuc, podtruł go na tyle, by czuć się kompletnie wyszczutym z sił. W obecnej sytuacji mógł się na nią gapić, szczerząc głupkowato i ukrywać zaskoczenie. Dzisiejszego dnia odsłonił zbyt wiele. Teraz gdy na szali pojawił się również jego honor, nie zamierzał tak łatwo odpuszczać. Nie, kiedy podważała jego siłę.
— Skoro nie jarają cię słabe demony, to może pochwalisz się, jak bardzo jarają cię słabi ludzie? — Roześmiał się. — Zwykli, żałośni, marni śmiertelnicy, niedorównujący nam do pięt. Ci sami, którzy są gotowi błagać o przysługę z racji własnej bezsilności. A może to bezsilność cię tak jara, moja droga Seiyushi? — Wciąż się uśmiechał. Dostrzegł, jak niespodziewanie zmieniła pozycję, a oddech spomiędzy warg, stał się gorętszy. Seiyushi mogą przysiąc, że znajdujący się przed nią demon nabrał cicho powietrza. Może i faktycznie zyskał na tych nic nieznaczących dla niego wartościach? Jak bardzo śmieszne się to nie wydawało, każde ich spotkanie zaczynało się tak samo. W każdym Rintarou spotykał kobietę w towarzystwie innego mężczyzny — zawsze człowieka. Może to po części jej naiwność, a może pochylająca się w jego stronę Seiyushi naprawdę miała niepoprawne upodobania względem słabszych od siebie partnerów?
Miał już się odezwać; rozchylił nawet umazane krwią wargi, ale słowa ugrzęzły gdzieś głęboko w przełyku. I choć nie dostrzegła w jego oczach niczego poza zmęczonym rozbawieniem, z pewnością tryumfem okazało się dla demonicy to niewielkie drgnięcie ciała, gdy jej opiekający oddech zmienił się w gwałtowne wpicie; wtedy ciało Rintarou niemal zatopiło się w ścianie. Kiedy język Seiyushi przedarł się przez granice ust, nadając swojemu działaniu namiętną barwę, Rintarou ściągnął brwi, odpowiadając jej równie intensywnie, co złośliwie. To, że był zaskoczony, było dużym niedopowiedzeniem — był kompletnie oszołomiony. A kiedy to oszołomienie opadło, zdołał dostrzec prawdziwy powód jej zachowania. Oczywiście miała za zadanie go upokorzyć. Wszystko trwało ledwie kilka sekund. Rintarou spoglądał na nią zacięcie, absolutnie nie bacząc na maniery. Bez skrupułów oddawał pocałunek, podgryzając ją; wgryzł się również w jej język, raniąc ostrymi kłami, aż polała się krew.
Potem polizała jego usta, a górna warga demona drgnęła nieznaną intencją; parsknął. Właśnie wtedy uświadomił sobie, że nie jest w stanie już bardziej cofnąć głowy, więc oddychali w swoje twarze, uważnie się sobie przyglądając. I choć błąkające skonsternowanie zdominowało wcześniejsze rozbawienie, tak kolejne słowa wymusiły na jego wargach śmiech; ukazał jej rząd białych zębów, w których niezbyt groźnie, a jednak kusząco ludzko malowały się delikatnie wyróżniające z szeregu kły.
— Chciałaś mi tym udowodnić, że masz nade mną władzę? Uważasz, że masz do mnie jakiekolwiek prawo? Zachowujesz się jakbyś zapomniała o naszej umowie. A może to ona tak cię wkurzyła, hm?
Kiedy go puściła, demon łypnął na nią uważnie i przetarł rękawem z krwi usta. Mimo iż wracał do niego dobry humor, wydawał się ostrożny. Ich pieprzony układ mógł zostać przecież unieważniony. Rintarou kompletnie by się nie zdziwił — nie ufał swoim pobratymcom, a zaufanie Seiyushi, nie wydawało się w jego ocenie rozsądne. W jednym miała rację. W obecnej sytuacji to ona miała nad nim znacznie większą władzę. To chciała mu udowodnić?
Zauważył jak jej entuzjazm opadł i jak siada z dala od niego w kompletnej ciszy. Czy Tadashiemu coś się stało? Cóż, jeśli tak...
— ... Przynajmniej całował dobrze?
Wypalił celowo w ironicznej tonacji, wcale się z tym nie kryjąc. W końcu rozprostował na posłaniu palce i się rozluźnił. Dopiero teraz zorientował się, że przez cały ten czas wpijały się w materiał, na którym siedział. To nie tak, że nie interesował go los pozostawionej Fudai. Po prostu nie chciał pokazywać przed nią przesadnej ciekawości losem tych ludzi.
— Mowę ci odjęło? Nie czuję, abym miał między zębami skrawki twojego języka.
- "Dramat Rintarou" - Matsumoto Takashi 2k22:
[...]Niewyobrażalne cierpienie.
Cierpienie Rina, to nauka z której wszyscy możemy się uczyć. Błędy, których możemy już nie popełniać, błędy, które już się nigdy nie powtórzą.
I to dzięki niemu.
Jego historii, jego cierpienie będzie dla nas inspiracją, latarnią morską na morzu ciemności
Każdy rozumie ból Rina i nikt nie będzie miał do niego żalu, gdy rzuci swoje cierpienie i gniew na innych.
By szukać ulżenia w swoim smutnym ale jak bardzo smutnym losie.
Jego silne ramiona, ćwiczył je przez wiele lat tylko po to aby uściskac Ichi, uścisnąć mu dłoń aby pogratulować. Jednak teraz? Teraz już nie może tego zrobić, jego siła będzie jedynie smutnym przypomnieniem o złych decyzjach na trybunach, tam, gdzie wszystko się zmieniło.
Jego krzyk od zawsze będzie przeszywać nasze dusze, smutek, który zdawał się mrozić najcieplejsze wspomnienia o najbliższych sługach, dobrych sługach.
Cierpienie Rina jest historią jakiej nie można zaprzeczyć, tu nie ma miejsca na fikcje, nie ma miejsca na fanów - Tylko przekaz i to co z niego wyciągniemy.
Dziękuje, mam nadzieje, że to pozwoli więcej demonom ujrzeć czym powinien być dla nich sługa.
Wszystko dzięki Rinowi i jego zbiorowi doświadczeń.
I pamiętniku Ichitaro, gdzie opisywał jak bardzo tęskni nad Rinem, jak bardzo pragnie ułamka jego uwagi oraz doceniania, jednego miłego słowa na dobranoc, snu, który mógł być rzeczywistością.
It's hard to establish much of a rapport there.
Zmarszczyła nasadę nosa, milcząc, wpatrywała się w jego oczy, szukając czegoś. Szukając siły? Może wiary w coś, a może po prostu tylko zrozumienia.
- Zachowujesz się jakbyś zapomniał skąd wypełzłeś.. - pochwyciła go za żuchwę, mocno zaciskając na niej palce dłoni. - Mówisz tak.. jakbyś nigdy nie był słaby.. jakbyś zawsze było ponad nimi.. ale nie byłeś.. nigdy nie będziesz.. wiesz czemu? - spytała wpatrując się intensywnie w jego oczy. - Bo nie urodziłeś się demonem.. tylko człowiekiem.. i tylko dzięki niemu jesteś teraz tym kim jesteś.. ale jest w tobie cząstka tych żałośnie słabych ludzi, którymi tak bardzo gardzisz.. - warknęła puszczając jego żuchwę nagle, nie odsuwając się od niego, nadal trzymając w potrzasku tylko dlatego że mogła to robić.
Jak miała być szczere, to nie spodziewała się odpowiedzi z jego strony, gdy wpiła się w jego usta lubieżnie. Spodziewała się że będzie próbował ze wszystkich sił ją odepchnąć od siebie, że ta bliskość była przekroczeniem granicy, która powinna ich dzielić. Zamiast tego odwzajemnił tą dziką pieszczotę, na którą się odważyła kobieta. Ba! Cichy pomruk rozkoszy wyrwał się w trakcie, gdy Rin kłami zahaczył o jej język, pozostawiając po sobie drobną ranę. Nie spodziewała się tego! Nie spodziewała się przeciągania liny z nim, nie w ten sposób!
"Chciałaś mi tym udowodnić, że masz nade mną władzę? Uważasz, że masz do mnie jakiekolwiek prawo? Zachowujesz się jakbyś zapomniała o naszej umowie. A może to ona tak cię wkurzyła, hm?"
- Władzę? Nie Rintarou.. nie mam nad tobą władzy.. Nie mam do Ciebie żadnego prawa.. tak samo jak ty nigdy nie będziesz miał żadnego do mnie.. nie mamy tej wolności by brać sobie kogo chcesz na własność.. nie mamy tej swobody by być kim chcemy.. bo należymy do Niego.. jesteśmy jego pionkami.. jedni bardziej wartościowi od innych.. ale przecież to wiesz.. - skomentowała odchylając się od niego i wstając na równe nogi przeciągnęła się dostrzegając jak drobne promienie słońca przenikając przez szczeliny w suficie padając na podłogę. Podeszła bliżej jednego z promieni przyglądając się mu z uwagą.
- Nie zapomniałam o naszej umowie.. wbrew temu jakie masz o mnie zdanie.. jestem słowna.. - warknęła zimnym tonem w jego stronę. Nie podobało jej się to że była mu coś winna, ale dała słowo a on dotrzymał warunków umowy. Więc.. pozostał już tylko czas spłaty.
".. Przynajmniej całował dobrze?"
Milczała przez chwilę.
"Mowę ci odjęło? Nie czuję, abym miał między zębami skrawki twojego języka."
- Lepiej od ciebie.. ale nic straconego.. cała wieczność przed tobą.. może kiedyś będziesz w tym lepszy.. - parsknęła lekko rozbawiona. Możliwość wbicia mu nawet drobnej szpilki była wystarczającym powodem rzucić kłamstwem w jego stronę. I tak nie był w stanie stwierdzić czy była z nim szczera czy nie w tej chwili. Przesunęła zewnętrzną stroną dłoni pod promieniem słonecznym, zacisnęła szczękę mocniej czując swąd palonej skóry. Obróciła dłonią przyglądając się jak poparzona rana powoli zaczyna się goić. - Niby są słabsi od nas.. oni nie muszą się obawiać słońca.. - skomentowała z żalem w głosie.
- Miejmy to za sobą.. umowa to umowa.. czego chcesz Rintarou? - spytała opierając dłonie na biodrach, wpatrując się w siedzącego pod ścianą demona.
Nie możesz odpowiadać w tematach